Rozdział 49. W końcu razem.
/Gabriela/
Minęły dwa dni od oświadczyn Edwarda. Razem z moim narzeczonym chcemy pobrać się jak najszybciej. Tak by moja mama mogła być pod czas mojego ślubu jeszcze zanim wybije jej ostatnia godzina przed odejściem. Nie chciałam czekać z papierową robotą. Tak samo uważał Edward. Papiery mogły poczekać. Ale zdrowie i życie mojej mamy nie mogło. Już wczoraj prawie traciła przytomność pod czas podawania chemii. To oznaczało tylko jedno. Kończy się jej czas. Tata ani na moment jej nie zostawia. Ale jeśli musi iść to pilnowała jej pielęgniarka. Właśnie weszłam do gabinetu ordynatora szpitala razem z moim narzeczonym. Był w nim również onkolog mojej mamy.
-W czymś pomóc?- Zapytał się ordynator szpitala.
-Gabriela Szczęsna proszę pana. To mój narzeczony Edward Mazur. My w sprawie mojej mamy. Wiktorii Szczęsnej.- Powiedziałam patrząc na obu lekarzy.
-Gabrielo... Już mówiłem Jakubowi, że twoja matka jest u kresu życia.- Powiedział onkolog. Na te słowa poczułam łzy w oczach. Trudno było mi przeżywać fakt, że moja mama... Umiera.
-Wiemy o tym panie doktorze. Ja i Gabriela chcemy pobrać się tutaj. W szpitalu. Dokładnie to w sali jej matki. Tak by mogła być przy uroczystości ślubnej swojej jedynej córki. Jeszcze zanim odejdzie z tego świata na zawsze.- Powiedział Edward.
-Ślub możemy zrobić nawet dziś. Dokumenty i inne rzeczy mogą poczekać ale życie mojej matki nie może czekać. Mama wiele przecierpiała. Straciła swojego ojca, potem opuścił ją mój wuj Gabriel Nowak, a na dodatek mojego brata straciła. Dobiła ją ta choroba. Nie chce by przeżywała większe cierpienie z myślą, że nie mogła mnie widzieć w sukni ślubnej na moim ślubie. Ona musi być na nim. Chce by było to jej ostatnie marzenie przed śmiercią.- Powiedziałam mając nadzieje, że lekarz zgodzi się na ceremonie. Ordynator tylko westchnął po czym spojrzał na onkologa.
-Co o tym myślisz Sławomir?- Zapytał się ordynator.
-Doktorze. Kiedy umierał pierwszy narzeczony córki Banacha był ślub tutaj. Lepiej nie odbierać siostrze Gabriela Nowaka takiej możliwości. Wszyscy wiedzą jaki jest jej stan zdrowia. Poza tym wiele osób wie, że Gabriela umie rozmawiać z osobami których już niema. Założę się, że pan Gabriel nie dał panu spokoju gdyby pan odebrał taką możliwość jego siostrze.- Powiedział Sławomir Starzyński.
-Masz racje Sławomir. Masz rację. Dobrze. Zgadzam się. Muszą państwo się tylko pośpieszyć. Nie wiadomo co może się wydarzyć.- Powiedział ordynator.
-Lepiej nie zapeszajmy.- Powiedział Edward. Szczęśliwa, że ordynator się zgodził to od razu pobiegłam z narzeczonym do najbliższego kościoła. Poprosiliśmy księdza by udzielił nam ślubu szpitalu. Gdy powiedzieliśmy jaka jest sytuacja ten niemal od razu się zgodził. Pobiegłam do Lidki oraz mojego brata ciotecznego, Wiktora którzy byli ze mną i Edwardem. Pojechałam razem z nimi nie czekając na nic do salonu sukien ślubnych. Chciałam kupić suknie ślubną jak najszybciej. Mój tata, obie babcie oraz ciocie były przy mojej mamie. Tata boi się, że mama odejdzie z tego świata przed moim ślubem albo w samotności. Kupiliśmy suknie która idealnie na mnie pasowała. Nie zdjęłam jej tylko od razu w niej wyszłam z salonu ślubnego. Pojechaliśmy najszybciej do szpitala. Tam w łazience Lidka zrobiła mi fryzurę. Dodatkowo nałożyłam lekki makijaż. Poszłyśmy do sali mojej mamy. W sali czekał już ksiądz i mój ukochany. Był Patryk i Tadzik. Byli przyjaciele mojej mamy i taty. Widziała... Widziałam też mojego wuja Gabriela jak i innych zmarłych przyjaciół rodziny. Podeszłam do mojego ukochanemu. Lidka podała mi bukiet piwonii. Podałam bukiet mamie. Uśmiechnęła się słabo ale uśmiechnęła się. Miała duże wory pod oczami w których były łzy. Łzy bólu i cierpienia, a jednocześnie szczęścia.
-Zebraliśmy się tu by połączyć węzłem małżeńskim Gabrielę Szczęsną oraz Edwarda Mazura.- Powiedział ksiądz.- Powtarzajcie po mnie słowa przysięgi. Ja Edward. Biorę sobie ciebie Gabrielo za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że ciebie nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Powiedział ksiądz.
-Ja Edward. Biorę sobie ciebie Gabrielo za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że ciebie nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Powtórzył Edward.
-Ja Gabriela. Biorę sobie ciebie Edwardzie za męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że ciebie nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Powiedział ksiądz.
-Ja Gabriela. Biorę sobie ciebie Edwardzie za męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że ciebie nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Powtórzyłam słowa księdza. Mój brat cioteczny podał tace z obrączkami.
-Co Bóg złączył niech człowiek ich nie rozdziela.- Powiedział ksiądz kiedy mój ukochany wziął obrączkę.
-Gabrielo. Przyjmij tą obrączkę jako oznakę mojej miłości i wierności.- Powiedział Edward po czym założył mi na palec obrączkę.
-Edwardzie. Przyjmij tą obrączkę jako oznakę mojej miłości i wierności.- Powiedziałam zakładając ukochanemu obrączkę. Następnie doszło między nami do pocałunku. Był krótki i szybki.
/Kuba/
Przez całą ceremonię ślubną mojej córki trzymałem Wiktorię za rękę. Serce mi pękało z powodu, że moja ukochana odejdzie na tamten świat. Ale z drugiej strony cieszyłem się z powodu, że Wiktoria już nie będzie cierpiała. No i w końcu zobaczy swojego brata. Gabriela i jej mąż podeszli i usiedli przy nas. Wiktoria złapała Edwarda za rękę z lekkim uśmiechem.
-Witaj w rodzinie Edward.- Powiedziała Wiktoria słabym głosem, a mąż mojej córki z lekkim uśmiechem skinął głową.- Proszę cię. Zadbaj o nią.- Powiedziała słabym głosem Wiktoria który był ledwo słyszalny.
-Zadbam o nią. Słowo honoru ratownika.- Powiedział Edward. Wiktoria uśmiechnęła się po czym spojrzała na mnie. Jej oczy powoli gasły. Łzy zbierały mi się w oczach.
-K-Kuba.- Powiedziała słabszym już głosem Wika. Ścisnąłem jej rękę by wiedziała, że przy niej jestem. Nachyliłem się. Wiktoria pocałowała mnie co odwzajemniłem. Nagle monitor zaczął wydawać ten przerażający dźwięk. Dźwięk zatrzymania akcji serca. Łzy spłynęły mi po policzkach. Odsunąłem się lekko od ust żony. Łzy kapały na jej bladą, bez życia twarz. Wiedziałem, że Wiktoria odeszła. Czułem jak się rozpadam od wewnątrz. Wszystko pękało po kolei. Najbardziej bolało mnie serce. Serce które biło tylko dla niej.
-K-Kocham cię Wiki.- Powiedziałem szeptem kładąc usta na jej czoło całując je lekko. Odsunąłem się od mojej żony. Widziałem smutek na twarzach wszystkich. Olga płakała. Wiedziała, że już pochowa swoje drugie dziecko które przed śmiercią przecierpiało zbyt wiele. Gabrysi samej cisnęły się łzy do oczu. Tak jak pozostałym.
/Wiktoria/
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na szpitalnym łóżku. Usiadłam na nim po czym zeszłam po chwili. Podeszłam do okna. Spojrzałam w górę. Było pochmurne niebo. Jakby miało padać. Dopiero teraz wyczułam, że nie czułam bólu. Dotknęłam głowy która przez chemię straciła włosy. Uśmiechnęłam się czując, że mam na głowie ponownie włosy. Dotarło do mnie jednak po chwili fakt, że odeszłam z tego świata. Obejrzałam się za siebie niepewnie. Na szpitalnym łóżku leżało moje ciało. Było blade, wyniszczone przez białaczkę i bezwładne. Moje od teraz martwe serce pękało na widok załamanych moją śmiercią bliskich. Mój mąż przytulał moje bezwładne i bez życia ciało. Łzy spływały po policzkach wszystkich. Niektórzy płakali nie mogąc znieść tak bolesnych emocji. Ratownicy z którymi jeździłam do bazy byli dla mnie jak druga rodzina. Razem przeżyliśmy takich wiele wspaniałych chwil. Nawet te bolesne chwile staraliśmy przeboleć tak by nie lały się łzy. Byłam jednak szczęśliwa, że mogłam jako ostatni widok przeżyć ślub córki jak i ostatni pocałunek z Kubą zanim ponownie się spotkamy. Cieszyłam się, że już nie cierpię przez chorobę która odbierała mi tak wiele sił psychicznych jak i fizycznych. Lecz drugiej cierpiałam. Nigdy nie zobaczę chwili gdy moja córka dowiaduje się o ciąży, nie przytulę swoich wnuków których będę rozpieszczać i jak obchodzi moja córka święta ze swoimi dziećmi. Poczułam naglę czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się z lekkim strachem. Ujrzałam... Mojego brata. Wyglądał jak dawniej. Tak jak w chwilach kiedy go poznałam. Nie czekając na nic rzuciłam mu się prosto na szyję obejmując go przy tym. Wtuliłam się w niego ciasno. Tak bym nie mogła się od niego odsunąć.
-Uwierz mi. Ja również się cieszę, że ciebie znowu widzę siostro.- Powiedział Gabriel kiedy pocałował mnie w czoło. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach. By Gabriel nie zauważył wtuliłam się w niego bardziej.- Wika. Proszę nie płacz.- Powiedział Gabryś gdy tylko łzy zaczęły kapać mi z oczu mocząc przy tym jego bluzę w której umierał wiele lat temu. Łzy nie chciały przestać spływać po moich policzkach kiedy wtulałam się w jego klatkę piersiową. By się uspokoić zaczęłam nasłuchiwać cichego bicia serca które napędzało zapewne miłość do bliskich.
-T-Tak bardzo tęskniłam Gabryś.- Powiedziałam z trudem jak i łamiącym się głosem.- J-Ja... G-Gdybym nie wiedziała, że to s-się tak p-potoczy t-to j-ja...- Nie dokończyłam, ponieważ na dobre się rozpłakałam. Gabryś mocniej mnie przytulił.
-Siostrzyczko... Nie płacz. Błagam.- Powiedział unosząc przy tym mój podbródek. Dał dłonie na moją twarz. Zaczął ścierać łzy kciukami.- Wiki... To nie była twoja wina. Na prawdę. Ale wiesz co? Teraz już będziemy razem do końca świata. Nic nas nie rozdzieli. Nawet śmierć.- Powiedział mój brat starając się w ten sposób mnie uspokoić. Wytarł łzy do końca swoją bluzą, a właściwie to jej rękawem. Pociągnęłam cicho nosem. Uśmiechnęłam się do niego słabo, a Gabryś to odwzajemnił po chwili.
-Wiktoria jak dobrze cię widzieć.- Powiedziała Lidka. Spojrzałam. Zauważyłam Lidkę, Adriannę, Kaję, ojca Kuby, moją babcie, doktora Banacha i... Mojego ojca. M-Mojego biologicznego ojca. Zakryłam drżącą ręką usta. Łzy bardziej zgromadziły mi się w oczach i bardziej kapały z mojej twarzy. Od lat marzyłam by go spotkać, przytulić, pogadać. Podbiegłam do ojca bardzo szybko i przytuliłam się do niego mocząc przy tym mu ubrania łzami.
-Tak za tobą tęskniłem królewno.- Powiedział z uśmiechem mój ojciec głaszcząc mnie po tyle głowy.
-Wiem tato. Wiem o tym.- Powiedziałam lekko się odsuwając wycierając dłońmi twarz.
-Ale jesteśmy już razem. Nie martw się. Inni też będą z nami za jakiś czas. Powiem szczerze, że masz fajnego brata. Miło będzie też poznać twojego męża jak i ponownie spotkać się z twoją matką, Olgą.- Powiedział mój ojciec. Miał on dużą racje. Tyle lat minęło. Nie wszyscy z moich i mojego brata przyjaciół są odporni na choroby jak sprzed lat. Moja córka spojrzała w naszą stronę. Wiedziałam dzięki cioci Sarze, że Gabriela tak jak ona widzi nas, zmarłych. Uśmiechnęła się mimo łez. Widziałam jak cicho mówi zdanie "Dziękuję tobie za wszystko mamo".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro