Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25. Żałoba.

/Kuba/

Czekałem na wiadomości o stanie Wiktorii, Olgi, moich dziadków i babci Wiki. Chodziłem nerwowo pod salą operacyjną po wiadomości od pielęgniarki, że mój dziadek ma operację. Usiadłem na krześle. Powiadomiłem mamę o tym, że dziadkowie są w szpitalu. Mówili, że jak najszybciej przyjadą. Maryna siedziała przy Wiktorii, a Góra był przy Oldze. Starał się ją uspokoić bo Olga bardzo się bała o Wiktorię i dziecko. W pewnej chwili wyszedł lekarz.

-I co z moim dziadkiem?- Zapytałem się wstając z krzesła. Mina lekarza od razu posmutniała.

-Kuba... Bardzo mi przykro. Twój dziadek zmarł na stole operacyjnym.- Ta wiadomość uderzyła mnie tak mocno, że usiadłem na krześle. Byłem przerażony. Poczułem rękę na ramieniu. Spojrzałem na osobę która położyła rękę na moje ramie. Była to moja mama. Miała łzy w oczach. Przeraziłem się.

-S-Synu... B-Babcia o-ona...- Nie dokończyła bo domyśliłem się tego co chce mi przekazać. Zacząłem płakać. Wstałem i przytuliłem się do matki. Nie miałem zamiaru o tym mówić Wiktorii. Kiedy szedłem do wyjścia szpitala zauważyłem Marynę. Kobieta od razu do mnie podeszła.

-W-Wiadomo co z W-Wiki i maleństwem?- Zapytałem się starając się uspokoić po wieści o śmierci dziadków.

-Na szczęście Wice i dziecku nic nie jest ale muszą zostać na kilka dni w szpitalu.- Powiedziała Maryna.- Słyszałam o tym, że straciłeś dziadków. Przykro mi.- Dodała po chwili Maryna. Pociągnąłem nosem.

-M-Maryna... Nie mów nic Wiktorii. J-Jeszcze się zdenerwuje i nie daj boże p-poroni.- Powiedziałem patrząc na dziewczynę.

-Spokojnie Kuba. Nie mam zamiaru mówić o tym Wice.- Powiedziała kobieta.- Idź lepiej do bazy. Przebierz się i idź do domu odpocząć. To był męczący dzień dla nas wszystkich.- Dodała po krótkiej chwili. W odpowiedzi skinąłem głową. Poszedłem do bazy. Przebrałem się w swoje ubrania. Zauważyłem Wiktora kiedy chowałem do szafki strój roboczy.

-W-Wiktor sprawę mam.- Powiedziałem patrząc na lekarza.

-O co chodzi Kuba?- Zapytał się Wiktor.

-Zastąpisz mnie?- Zapytałem ściskając się w wnętrzu by nie zacząć płakać.

-Ehh... No dobrze Kuba. Idź do domu.- Powiedział Banach. W odpowiedzi skinąłem głową. Po opuszczeniu bazy poszedłem do auta mojej mamy. Wsiadłem do niego. Mama odwiozła mnie do domu. Byłem na maksa zmęczony. Kiedy pojazd zaparkował pod domem pożegnałem się z mamą. Poszedłem do domu. Od razu położyłem się na kanapie. Niemal od razu zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro