Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 85

Bez wahania zapukałam do komnaty i nie czekając na zaproszenie, otworzyłam drzwi.

Jak wielkim zaskoczeniem dla mnie było zobaczenie za nimi piątkę żywo dyskutujących starców i Odyna opartego rękoma o blat biurka.

- Wasza wysokość, miło mi cię widzieć. Właśnie kończyliśmy - zaczął Wszechojciec, gdy tylko mnie zobaczył.

- Nie wydaje mi się. Nie uzgodniliśmy jeszcze paru kwestii - zauważył jeden ze starców. Był wyraźnie niezadowolony.

- Mości lordowie - podjął drugi.- Król ma rację. Dyskutujemy już wystarczająco dużo czasu i wątpię, byśmy doszli do nowych wniosków.

- Dziękuję Monirze - mężczyzna zgadzający się ze zdaniem władcy podziękował mu lekkim ukłonem za te słowa, po czym wraz ze swoimi kompanami zaczął zbierać się do wyjścia.

- Mój Panie, czy mógłbym zamienić z tobą jeszcze słowo?- tym razem odezwał się As do tej pory siedzący na jednym z foteli ustawionych w gabinecie. Wydawał się wyjątkowo zmęczony, a siwizna pokrywająca jego głowę i pogniecione ubranie tylko to potęgowały.

- Oczywiście, poślę po ciebie, gdy tylko będę mógł - zapewnił Wszechojciec, skinając lekko na starca. Ten, słysząc odpowiedź swojego władcy, również wstał i skierował się do wyjścia.

Przesunęłam się lekko, ułatwiając członkom Rady opuszczenie pomieszczenie. Gdy tylko wszyscy wyszli, usłyszałam zaproszenie. Spokojnie weszłam wgłąb gabinetu, pozostawiając dwójkę żołnierzy na zewnątrz. Gdy ci zamknęli za mną drzwi, usiadłam na wskazanym miejscu.

Odyn jednak nie zajął swojego tradycyjnego miejsca za biurkiem, za to podszedł do jednej z komód.

- Napijesz się czegoś, Pani?- zapytał, trzymając w dłoni kryształową szklankę.

- Dziękuję.

Odyn nie dopytując, uzupełnił czymś swoje naczynie, po czym wrócił przed front biurka, ze starczą nieporadnością siadając na fotelu. Przyglądałam się jego poczynaniom z wyćwiczonym stoicyzmem.

- Przeszkodziłam w czymś?- rzuciłam.

- Skąd, wasza wysokość. Zebranie i tak niepotrzebnie się wydłużyło - zapewnił najwyższy z Asów, po czym napił się swojego trunku.- I wybacz, że wezwałem cię o tak późnej porze. Mam nadzieję, że nie zbudziłem cię?

W środku nocy? Ależ skąd ci to przyszło do głowy?

- Skądże. Helheimczycy mało sypiają - odparłam z lekkim uśmiechem, chcąc uwiarygodnić swoją wypowiedź.

- Cieszę się - jak zwykle zakończył w najmniej odpowiednim momencie.

Pomiędzy nami znów zapanowała cisza. I tym razem nie zamierzałam przerywać jej jako pierwsza. Zamiast tego, po prostu wpatrywałam się w Odyna, który raz za razem popijał swój napój.

- Chciałbym być z tobą szczery, Pani - w końcu odezwał się.- Nie do końca uwierzyłem słowom twojego syna. I ty chyba również.

- Skąd takie wnioski? Bo domyślam się, że masz na myśli wyjaśnienia, które z rana złożył Narvi, zgadza się?

- Dokładnie. Otóż, widzisz, wasza wysokość, zauważyłem twoje zdziwienie, gdy twój syn tylko wspomniał o znalezieniu mapy wskazującej przejścia międzywymiarowe. I zastanawia mnie, co to zdziwienie wywołało?

Doskonale wiedziałam, o czym mówił Odyn. Podczas przesłuchania nie potrafiłam zapanować nad emocjami i ani trochę nie dziwiło mnie, że starzec to zauważył. Teraz ponosiłam tego skutki.

- Racja, zaskoczyła mnie ta sytuacja, bo nie sądziłam, że dzieci przeglądały nasze prywatne rzeczy - wyznałam zgodnie z prawdą.

- Mhm. I to był jedyny powód zaskoczenia?- dopytywał wpatrując się w trzymaną na wysokości oczu szklankę. Zmarszczyłam lekko brwi.

- Tak - potwierdziłam.

- I naprawdę wcześniej nie zostałaś powiadomiona o winie swojego potomka?

- Dowiedziałam się o niej wtedy, kiedy ty, Wszechojcze - ciągnęłam.

- Mhm - starzec podsumował moją wypowiedź mruknięciem.

I chciałam zrobić to samo, komentując jego zachowanie.

- Nie wierzysz mi - zauważyłam spokojnie.

- Nie do końca - mężczyzna odstawił szkło na stół. W końcu spojrzał na mnie, choć mnie bardziej interesował fakt, że w ciągu tych kilku minut Odyn wykonał więcej gestów, niż podczas każdego naszego wcześniejszego spotkania łącznie.

Mogłabym teraz kontynuować tę wymianę wyćwiczonych przez nas oboje pytań i odpowiedzi, jednak doskonale pamiętając jedną z naszych poprzednich rozmów, wiedziałam, że jeśli chciałam, by rozmowa przebiegła zgodnie z moim planem, musiałam wyłożyć wszystkie karty na stół.

- Możemy porozmawiać szczerze, Wszechojcze?- zaproponowałam, opierając się łokciami o blat.- Jak władca z władcą?

- Na to liczę - zapewnił starzec, pozwalając przejąć mi pałeczkę.

- Obydwoje wiemy, w jaką grę gramy. A kłamanie jest ostatnim, co w tej chwili jest nam potrzebne. Zgadzasz się ze mną?

Zgodnie z przewidywaniami, zaskoczyłam swoim wywodem Odyna, co udało mi się poznać jedynie dzięki jego szklance, którą teraz chwycił w dłoń i minimalnie przesunął w swoją stronę.

- Naturalnie.

- W takim razie, pozwól, że zapytam, ale dlaczego mi nie wierzysz?

Odyn przez moment milczał, patrząc na mnie, jakby chciał przeczytać moje myśli. Kiedyś to spojrzenie sprawiało, że czułam się nieswojo. Teraz nie wzbudzało we mnie żadnych emocji.

- Masz rację, pani. Zasłanianie się własnymi dziećmi jest zbyt haniebne, nawet jak na Lokiego. Jednak opowieść twego syna ma wiele niewyjaśnionych i wątpliwych wątków. Należy do nich na przykład obecność wielu innych ras podczas ataku. Olbrzymy Lodu nie były jedyne, a twój syn nie wspomniał o kontakcie z mieszkańcami innych planet.

- Fakt. I nawet podczas opowiadania całej sytuacji nam, nasz syn nie potrafił wyjaśnić obecności innych ras na weselu. Jednak myślę, że obydwoje zdajemy sobie sprawę, jak wielu wrogów ma Asgard. A Jotuni raczej nie mieliby problemu ze skontaktowaniem się z nimi, nie uważasz?

- Bardzo możliwe. Jednak sama data ataku również pozostawia wiele wątpliwości. Narvi wydaje się mądrym chłopcem i ciężko mi uwierzyć, że uznał zaproszenie Jotunów na wesele Thora za dobry pomysł.

Westchnęłam lekko.

- Bo i faktycznie tego nie zrobił.

Uczciwie opowiedziałam Odynowi wszystko, czego dowiedziałam się dziś od Lokiego i Narviego, pomijając jednak moje domysły odnośnie manipulacji Hel. Nie wrabiałam również Hekate. Uznałam, że takie rozwiązanie bez wcześniejszego upomnienia jej, że ma się przyznać, może mi bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Pominęłam również część o odwiedzinach Lokiego w celi. Odyn nie musiał o tym wiedzieć. Czy raczej, nie musiał być tego pewny.

Mężczyzna zachowując kamienny wyraz twarzy, wysłuchał całej mojej historii, nie przerywając mi ani razu. Jedyne, co robił, to od czasu do czasu popijał moje słowa resztkami trunku, które jeszcze ostały się w jego szklance.

- Czy teraz mi wierzysz?- zapytałam, kończąc opowieść.

Wszechojciec milczał.

Wpatrywał się we mnie z  nieodgadnionym błyskiem w oczach. W końcu jednak odezwał się.

- Tak. Twoje słowa wydają się mieć spore odzwierciedlenie w rzeczywistości i nie mam powodów, by zarzucać ci kłamstwo, Viv.

- Więc co zrobimy z tą sytuacją? Doskonale wiem, że przed moim przyjściem, wraz z Radą decydowałeś o losie mojej rodziny. Jednak wierzę, że znając cały zarys historii, możesz jeszcze zmienić zdanie - to, co mówiłam, było odważnym posunięciem z mojej strony. Jednak nie było teraz czasu na delikatne sugestie i grzeczne pytania.

- Jeśli nawet tak jest, dlaczego miałbym to zrobić?- odpowiedź Odyna ani trochę mnie nie zdziwiła.

- Bo cię o to proszę. I jako królowa Helheimu, i jako matka, i jako żona. Nie będę ukrywała, ile znaczy dla mnie moja rodzina, bo doskonale to wiesz. I jestem w stanie zrobić wszystko, by tylko zapewnić jej bezpieczeństwo.

- Nawet wypowiedzieć wojnę najgroźniejszemu przeciwnikowi - stwierdził starzec wpatrując się w moje oczy.

Nie zaprzeczyłam, ale i nie potwierdziłam. Słowa Lokiego dały mi dużo do myślenia, jednak nie chciałam dzielić się tym z Odynem. Jeszcze nie teraz.

- Jak myślisz, Viv. Czy jesteś jedyną kobietą, która prosiła mnie o litość?

- Wiem, że nie.

- Więc dlaczego miałbym wziąć twoje słowa pod uwagę? Decyzja już zapadła.

- Ale wnioskuję, że żadna z poprzednich kobiet nie była, ani żoną twojego syna, ani matką twoich wnuków - czułam, że podkreślenie tych słów zmieni nastawienie mężczyzny. I nie myliłam się.

Na jego wargi wstąpił delikatny uśmiech.

- Więc powtórzę jeszcze raz. Proszę cię, zlituj się nad moją rodziną. Zrobię wszystko.

- Wszystko?

- Wszystko.

Odyn ponownie nie odpowiedział. Jednak przestał się we mnie wpatrywać. Za to wstał od biurka i podszedł w kierunku jednej ze ścian, zaczynając przyglądać się wiszącemu obrazowi.

- Już późno, a przed tobą ciężki dzień, pani - doskonale zrozumiałam aluzję co do mojego opuszczenia komnaty. Nie pozostało mi więc nic innego, jak wstanie i skierowanie się do wyjścia.

Jedna rzecz jednak nie dawała mi spokoju.

- Mogę zadać ostatnie pytanie, wasza wysokość?- rzuciłam, stojąc nieopodal drzwi.

Wszechojciec odwrócił się w moim kierunku.

- Słucham.

- Kim jest Ullr?

Zgodnie z przewidzeniem, starzec nie odpowiedział. Oczekiwał wyjaśnień.

- Mój syn nie wróciłby do Asgardu, gdyby nie zapewnienia Ullra, że go uniewinnisz, panie. Co wskazuje na to, że sam miał już niejeden problem. I zawsze wyrok był ten sam. A wątpię, byś przymykał oko na działania pierwszego lepszego dworzanina. Co z kolei sprowadza się do faktu, że Ullr nie jest pierwszym lepszym dworzaninem. Więc kim jest?

Odyna najwyraźniej nie zdziwił mój tok myślenia, w końcu wszystkie moje przypuszczenia były po prostu logiczne. Nie zmieniło to jednak faktu, że ponownie nie uzyskałam odpowiedzi.

- Ullr nie jest siostrzeńcem Lady Sif, a jej synem, prawda?

- Lady Sif jest wyjątkową wojowniczką, to prawda. Nie zmienia to jednak faktu, że asgardzkie prawo nie przewiduje, by kobieta w armii mogła mieć potomków - wypowiedź Odyna wcale nie zaprzeczyła moim słowom.

- Więc to o tej umowie wspomniałeś, gdy wniosłam o nauczanie Ullra w naszej akademii, a Lady Sif nie chciała się zgodzić, prawda? Mogła zachować syna pod warunkiem, że oficjalnie będzie on jej siostrzeńcem, nawet w przekonaniu samego Ullra, a w razie kłopotów z jego wychowaniem, miała pozwolić tobie zadecydować o jego losie?

Odyn ponownie zwrócił się w kierunku obrazu, zbywając mnie milczeniem. I tym samym potwierdzając moją teorię.

- Dziękuję za rozmowę, panie - rzuciłam na odchodne, po czym opuściłam komnatę, odprowadzona niezwykle wymowną ciszą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro