Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 67

Przez całą noc w mojej głowie echem odbijało się wołanie Lokiego.

To, w jaki sposób wypowiadał moje imię.

To, jakie emocje przez niego przemawiały.

To, jak dużą uwagę przywiązał do tego jednego słowa.

Nie mogłam tego znieść. Z całych sił starałam się uciszyć wyrzuty sumienia. W końcu, nie zrobiłam nic złego. Musiałam jakoś mu pokazać, że ja również mam swoje potrzeby i nie będę za nim ślepo podążać. Mimo to, cichy głos w moim sercu, nie głowie, ciągle powtarzał, że nie powinnam tak drastycznie kończyć sprawy. W końcu, mogłam się chociaż odwrócić, wykonać jakiś gest ręką, cokolwiek, by mu pokazać, że nie zostawiam go samemu sobie.

Chociaż..

Może powinnam? Może faktycznie powinnam wrócić do domu? Przecież co mogłam robić w zaistniałej sytuacji? Coraz częściej miałam wrażenie, że nic. W końcu nie miałam skąd czerpać informacji, nie mogłam wpłynąć na Odyna, nie miałam szans na poznanie prawdy. Nie mogłam rozwiązać tej zagadki i nie zależało to ode mnie.

I choć nie poddawałam się, to czułam, że mimo to przegrywam.

Powoli zaczynałam się w tym wszystkim gubić. Miałam nadmiar sprzecznych sygnałów, ślepych tropów, niedokończonych słów. Całe przedsięwzięcie okazało się trudniejsze, niż na początku mi się wydawało.

Nie mogłam nikomu ufać, nie mogłam na nikogo liczyć. Zostałam sama.

Jak za starych, dobrych czasów.

Ech, czyli czas powrócić do starych nawyków. Na dobry początek powinnam wyciągnąć z Kat powód jej niezbyt dobrego humoru z rana. A nie ma lepszego miejsca na szczere rozmowy, niż sala treningowa. Możliwość wyżycia się i wyładowania nagromadzonej energii zawsze pozotywnie wpływało na wylewność ćwiczących.

Zakładając, że kobieta już wróciła, udałam się do jej komnaty. Nie wiem, jakie trzeba mieć szczęście, by spotkać ją tuż przy drzwiach do pokoju, z którego wychodziła lub właśnie wchodziła.

- Hekate, zaczekaj - rozkazałam możliwie łagodnie. Kobieta zaprzestała wykonywania dotychczasowej czynności, po czym zwróciła się w moim kierunku, pytająco unosząc brew.- Miałaś teraz coś ważnego w planach?

- Nie, pani - odpowiedziała.

- Udałabyś się ze mną na arenę, by poćwiczyć? Muszę jakoś odreagować tą całą sytuację - ciągnęłam uargumentowując przy tym moją prośbę.

- Oczywiście, tylko się przebiorę - potwierdziła szarooka.

- Spotkamy się na miejscu - powiedziałam jeszcze, po czym wróciłam do siebie również szukając odpowiedniego stroju.

Z zamachem otworzyłam szafę. Przez chwilę skanowałam jej zawartość, następnie wkładając do jej wnętrza ręce, by przetasować wieszaki i złożone w kostkę pozostałe ubrania. Niestety, jak się okazało, nikt nie spodziewał się, że będę chciała się spocić, gdyż niczego sensownego nie mogłam znaleźć.

Ściągnęłam lekko wargi, opierając rękę na biodrze. Po chwili zerknęłam w kierunku drugiej szafy, tej, z ubraniami Lokiego.

A może...

Podeszłam do mebla po chwili otwierając drzwi. Wnętrze jego szafy wydawało się być znacznie bardziej skomplikowane, niż sądziłam. Na półkach leżały jakieś rzemyki, paski, dziwne obręcze, większość ubrań zlewała się w fali prawie wszechobecnej czerni, jedynie odrębne, złote elementy zdawały się być wciśnięte w tylny kąt szafy, tak, by nawet światło do nich nie docierało, jak niechciane wspomnienia rzucone w mroczne odmęty jaźni. W dodatku miałam wrażenie, jakby wszystkie ubrania Psotnika były przesiąknięte jego zapachem, który teraz z całych sił próbował dostać się do moich nozdrzy, przez co czułam się, jakbym stała przed nim samym. Choć wiedziałam, że było to niemożliwe, w końcu, to tylko ubrania.

Uśmiechnęłam się sama na absurdalność tej myśli i zamknęłam szafę. Praktycznie w tym samym momemcie usłyszałam pukanie do drzwi. Spokojnie do nich podeszłam, następnie delikatnie je uchylając. Po drugiej stronie stała Hekate. W ciszy pozwoliłam jej wejść do pomieszczenia, zamykając za nią drzwi.

- Witaj, Pani. Dowiedziałam się, że stroje przeznaczone do walki znajdują się w szatniach przy arenie. Stwierdziłam, że tak jak ja o tym nie wiedziałaś, a skoro wciąż tutaj jesteś, to znaczy, że nie pomyliłam się - wyjaśniła nieco zbyt poważnie, widocznie starając się zamaskować smutek. Cóż, to wyjaśnia brak takich ubrań w mojej szafie.

- W takim razie, nie mamy na co czekać - odparłam z lekkim uśmiechem i wskazałam z powrotem na drzwi. Kobieta od razu zrozumiała, o co mi chodzi, dzięki czemu już po chwili byłyśmy w drodzę na arenę. Mojej uwadze nie umknął fakt, że była zdecydowanie zbyt spięta. Ostatni raz zachowywała się tak... dawno, chyba kiedy popełniła błąd przy ustalaniu grafiku demonów patrolujących nasze tereny.

- Coś się stało?- zapytałam łagodnie spoglądając na przyjaciółkę.

- Nie, skąd - odpowiedziała. Wiedziałam, że kłamała, ale nie mogłam oczekiwać, że będzie się dla mnie zwierzała z każdego problemu. Miała prawo do prywatności. Dlatego jedynie przytaknęłam i nie ciągnęłam dłużej tematu. Cisza wydawała się być najrozsądniejszym rozwiązaniem.

Niestety, jak się okazało, nie do końca zapamiętałam drogę prowadzącą na arenę (wszystko przez temat Sygin), przez co musiałyśmy poprosić o pomoc jednego ze strażników, który podprowadził nas pod same drzwi do szatni.

Szatnie okazały się być dużymi, ciemnymi pomieszczeniami z małymi okienkami jedynie przy wysokim suficie. Przy dwóch, stykających się ścianach zamontowane były kwadratowe półki, w których ćwiczący mogli zostawić swoje ubrania, jednak nie podobało mi się to, że każdy miał do nich dostęp. Na lewo od drzwi znajdowały się dwie szafy do połowy pełne różnego rodzaju strojami. Obok nich znajdował się wiklinowy koszy z nakrywką, do którego, sądząc po rękawie wystającym z jego wnętrza, po treningu wrzucano te same stroje.

Wróciłam do przedsionka, rozglądając się po małym pomieszczeniu. Rozważałm swój wybór między drzwiami po lewej i po prawej. Po chwili zawahania zdecydowałam się na te drugie, gdzie, jak się domyśliłam, znajdowały się prysznice. Cała komnata wydawała się być wykuta w kamieniu, podobnie jak jej poprzedniczki, nie wliczając w to małych, złotych elementów, które tu, prócz ozdabiania, pełniły również funkcję naświetlającą dzięki swej zdolności odbijania światła.

Ostatnie drzwi niestety zostały przede mną zamknięte, więc z mieszanym nastrojem wróciłam do części głównej.

- Nieco odpycha mnie fakt, że ktoś miał te ubrania przede mną, w dodatku w trakcie treningu - zauważyła z dozą obrzydzenia szarooka, wybierając odpowiedni dla siebie strój.

- Masz rację. Ale teraz pomyśl, co muszą czuć na przykład mężczyźni - podsunęłam.

- No nie wiem, taka Lady Sif nie wygląda na kogoś, kto sobie odpuszcza - zauważyła bogini wywołując lekki uśmiech na mojej twarzy. No tak. Sławna wojowniczka, Lady Sif.

- Miejmy nadzieję, że nie trafimy na coś, w czym wcześniej ćwiczyła - odparłam stając przed szafą, starając się znaleźć ubrania w swoim rozmiarze.

- A są tu jeszcze takie rzeczy?- ciągnęła również nieco rozbawiona bogini rozpinając przy tym swój surdut.

- Próbuję myśleć pozytywnie, nie utrudniaj mi tego - rozkazałam z uśmiechem w końcu decydując się na bawełnianą koszulę i spodnie z dziwnego materiału, którego nie potrafiłam określić. Sięgnęłam jeszcze po zadziwiająco czyste i świeże buty, po czym odwróciłam się w kierunku Hekate, w idealnym momemcie, by zobaczyć jej odsłonięte ciało i bliznę ciągnącą się od ostatniego żebra aż do kości biodrowej.

- Co ci się stało?- zapytałam zaskoczona. Kobieta spokojnie spojrzała na swój bok.

- To?- zapytała retorycznie.- Nic wielkiego, w trakcie walki byłam za mało ostrożna, ale jak widać, żyję - odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. A do mnie dotarła nieprzyjemna prawda.

- Bardzo cie przepraszam - zaczęłam podchodząc do bogini.- Przez to całe zamieszanie nawet zapomniałam zapytać, czy ty nie zostałaś ranna - przyznałam ze skruchą. Kat słysząc to, uśmiechnęła się lekko.

- Nic nie szkodzi, nie musisz się o mnie martwić, w dodatku, że miałaś ważniejsze rzeczy na głowie.

- Na pewno nie masz mi tego za złe?- upewniłam się układając rękę na ramieniu przyjaciółki.

- Nie, wszystko w porządku, naprawdę - zapewniła z przyjaznym uśmiechem, który odwzajemniłam.

- Cieszę się - rzuciłam jeszcze i również zaczęłam się przebierać.- A Surt? Coś mu się stało?- dodałam po chwili. Twarz Kate ponownie spochmurniała, a sama dziewczyna niepewnie pokręciła głową.

- Nie - dodała.- Odnalazł mnie i powiedział, że mam zabrać dzieci do pałacu, twierdząc, że to rozkaz z góry. Od razu domyśliłam się, że chodzi o ciebie - ciągnęła ponownie starając się uśmiechnąć. Teraz byłam pewna, że jej nie za dobry humor był spowodowany właśnie przez tego Asgardczyka.

- Miał racje - potwierdziłam tylko i usiadłam na ławce, by móc założyć buty.

- Viv?- po chwili ponownie usłyszałam cichy, niepewny głos kobiety. Wysłałam w jej kierunku pytające spojrzenie.- Czy król naprawdę zrobił to, co mówią?- zapytała.- Zaatakował Odyna i przyznał się do winy?

Trudno było mi udzielić twierdzącej odpowiedzi, ale nie mogłam jej okłamać.

Przytaknęłam.

- Czy to oznacza, że jednak zostanie tu osądzony i skazany? I nie wróci do Helheimu?- dopytywała. Ale gdybym to ja znała odpowiedzi na te pytania...

- Nie pozwolę, by Loki został tu dłużej, niż na te przepisowe siedem księżyców. Jeśli będzie trzeba, odbiorę go siłą - zapewniłam, bo taka była prawda. Nie mogłam, po prostu nie mogłam zostawić tu Lokiego samego. Nawet, jeśli będę musiała wywołać wojnę, sprowadzę go do domu.

- Jesteś dobrą królową - stwierdziła nagle szarookoa, ponownie zwracając moją uwagę na swoją postać.

Chociaż to mi się w życiu udało.

- Dziękuję - rzuciłam tylko i wstałam, opierając ręce na talii.- To jak? Gotowa?- dodałam, a gdy Hekate potwierdziła moje słowa, wraz z nią wyszłam na arenę.

Na placu panował przyjemny chłód wywołany wiejącym wiatrem, który wprowadzał do otoczenia przyjemne, świeże powietrze. Sama arena składała się z piaskowego obszaru otoczonego zadaszonymi trubunami. Dach był podtrzymywany przez kolumny, bo wschodnie i południowe ściany zostały wyburzone, dzięki czemu arena pozostawała niezwykle jasna i przyjemna, przez widok na łąki za pałacem i niebo nad nim.

Podeszłam do stojaka z orężem. Miałam to szczęście, że żadna większa grupa nie miała w tym czasie treningów, dzięki czemu miałam dostęp do każdej broni. Mimo to, na początku założyłam ochraniacze na ramiona, łokcie i kolana, chwilę jednak zastanawiałam się nad rękawiczkami. Nigdy ich nie używałam, zaczęłam dopiero po objęciu tronu, by moje dłonie, o które jednak nigdy nie dbałam, prezentowały się w odpowiedni dla monarchii sposób. Mimo to, dzisiaj również z nich nie skorzystałam, w przeciwieństwie do Hekate. To znaczy, ta chciała ich użyć, jednak gdy wzięła jedną do ręki, po chwili z niesmakiem i obrzydzeniem odrzuciła ją z powrotem na półkę, twierdząc, że jest wilgotna w środku. Było to do przewidzenia, jak i to, że bogini nie zechce sprawdzać żadnej innej pary.

Obydwie zdecydowałyśmy się na miecze. W końcu, jak na razie nikt z Asgardu nie wiedział, w jakiej broni byłyśmy specjalistkami i lepiej dla nas, by tak pozostało.

Tak przygotowane weszłyśmy na plac bitewny. Ustawiłyśmy się z boku, przy trybunach i wbijając ostrza w ziemię, zaczęłyśmy lekką rozgrzewkę. Obserwując Fandralla ćwiczącego z jakimś mężczyzną o mongolskiej urodzie i dwójkę nieznanych mi osób pokręciłam nadgarstkami, ramionami, poskakałam chwilę w miejscu i rozciągnęłam podstawowe partie mięśni. Jednak nim zaczęłam trening właściwy, postanowiłam załatwić jeszcze jedną rzecz.

- Zaraza wrócę - zakomunikowałam i przeszłam na drugi koniec areny. Chwilę zaczekałam, aż mężczyźni zakończą wymianę ciosów i zwrócą na mnie uwagę.

- Witaj, Viv - zaczął z uśmiechem Fandrall, opierając się na szabli.- Imponujące jest móc spotkać Cię w takim miejscu - dodał odgarniając ze spoconej twarzy wilgotne kosmyki.

- Lady Sif będzie miała konkurencję - rzuciłam, po czym westchnęłam.- Ale przerywam wam w innej sprawie - dodałam podchodząc nieco bliżej blondyna. Nie chciałam, by ktokolwiek inny słyszał to, co miałam mu do powiedzenia.- Przez to całe zamieszanie nie zdążyłam ci choćby  podziękować. W końcu, uratowałeś życie nie tylko mi, ale i moim dzieciom. Gdybyś kiedyś czegoś potrzebował, czegokolwiek, jestem do twych usług. Może uda mi się spłacić ten dług wdzięczności - wyjaśniłam wywołując na twarzy Asa jeszcze szerszy uśmiech.

- Nie jesteś mi nic winna, pani. Jestem żołnierzem, celem mojej egzystencji jest oddanie życia w obronie innych - zapewnił jak gdyby nigdy nic.- Ale dziękuję. Będę miał to na uwadze.

Uśmiechnęłam się jedynie i spojrzałam w kierunku drugiego z mężczyzn. Fandrall szybko zreflektował się, przedstawiając towarzysza broni.

- A teraz, poznaj proszę Hoguna, wielkiego wojownika, o równie wielkim sercu, choć nie jestem pewiem, czy przedstawianie go jest na miejscu, gdyż jego sława sięga równie daleko - powiedział pogodnie, wskazując dłonią na przyjaciela.

- Możliwe, jednak wybaczcie mi, nie jestem obeznana w tych tematach, od tego mam Lokiego - odpowiedziałam luźno, po czym podeszłam bliżej Hoguna, wystawiając przed siebie dłoń.

- Viveka Woods, władczyni Helheimu -rzuciłam, gdy brunet ściskał moją rękę. W końcu, teraz całowanie jej byłoby conajmniej nie na miejscu, nie wspominając o tym, że byłoby też wyjątkowo niehigieniczne.

- Miło mi jest poznać cię w końcu osobiście, pani. Fandrall, jak i reszta dworu dużo mi o tobie opowiadali - wyznał mężczyzna. Mówił z dziwnym akcentem, po którym wywnioskowałam, że najprawdopodobniej mieszka na Wanahaimie. Jego małomówność też to zdradzała, w końcu Wanowie woleli działać, niż mówić.

- Już się przyzwyczaiłam do bycia tutejszą maskotką - prychnęłam, jednak dostrzegając niezrozumienie wypisane na twarzy mężczyzny, szybko rozwinęłam myśl.- Tam, skąd pochodzę to określenie swego rodzaju ulubieńca dworu, znaku rozpoznawalnego i posiadacza niezwykłego uroku osobistego.

- O tak, urok to ty masz wręcz zabójczy, Pani. Nie da się mu oprzeć - skomentował Fandrall z lekkim, dwuznacznym uśmiechem.

- Oczarowałam nim Lokiego i jak na razie to mi wystarczy - odparłam.- Ale nie przyszliśmy tu na pogaduchy. Nie będę więc zajmować wam więcej czasu.- zwróciłam się do blondyna.- Jeszcze raz dziękuję.

- Przyjemność po mojej stronie - odpowiedział Fandrall lekko skłaniając się w moją stronę. Ostatni raz pożegnałam Asów uśmiechem, po czym wróciłam do Hekate, która właśnie otrzepywała z piachu swoje ubranie po zakończonym rozciąganiu.  Bez wstępnych słów, chwyciłam swój miecz i ustawiając się w odpowiedniej odległości, czekałam na odpowiedź bogini. Ta, widząc moje poczynania, zaprzestała trzepania spodni, również sięgając za klingę broni. Przez chwilę mierzyłyśmy się spojrzeniami, wyczekując na pierwszy ruch przeciwnika. Nigdy nie lubiłam tego momentu walki, choć nieraz okazywał się on kluczowy w drodze do zwycięstwa. Na szczęście to był tylko trening, dlatego też bez oporów pierwsza zadałam cios. Kat bez problemu go obroniła, w końcu, w walce była wyszkolona równie dobrze, co ja, a może nawet i lepiej.

- Nieźle ci idzie - powiedziałam po dłuższym czasie, gdy szarooka nie dała się nabrać na mój zwód.

- Dziękuję, w końcu trenuję z najlepszymi - odpowiedziała. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Kat była idealną kandydatką do roli doradcy.

- Wiele zależy od twoich chęci - zauważyłam specjalnie kierując ostrze miecza wysoko, prosto w głowę dziewczyny, a gdy ta skoncentrowała się na górnych partiach ciała, najzwyczajniej w świecie podcięłam jej nogi, przez co bogini wylądowała na ziemi.- Ale i też skupienia - dodałam wyciągając w jej kierunku rękę. Mimo to, dziewczyna nie podniosła się, a jedynie zakryła twarz dłońmi.

- Wiem - mruknęła.- Przepraszam - dodała uprzednio wzdychając. Dostrzegając odpowiednią do rozmowy chwilę, przykucnęłam koło szarookiej, podpierając się o zimną stal miecza.

- Kat - zaczęłam, by zwrócić na siebie jej uwagę.- Kat, spójrz na mnie.

Dziewczyna z lekką niechęcią wykonała moje polecenie. Przez chwilę wpatrywałam się głęboko w jej oczy. Piękne, ale wyjątkowo smutne oczy.

- Co się dzieje?- zapytałam wprost. Bogini westchnęła i podniosła się do siadu.

- Chyba miałaś rację co do Surta - wyznała dla niepoznaki lekko uśmiechając się, mimo to zachowałam powagę. W zasadzie miałam za mało danych, by dawać dla Hekate rady, czy nawet oceniać Sutra, ale...wewnętrznie nieco cieszyło mnie, że ci się pokłócili. To zaoszczędzało mi wielu problemów, jak i możliwego cierpienia Kat, kiedy będziemy musieli wracać do Hadesu, co będzie równoznaczne z rozstaniem się z  Asgardczykiem.

I choć chciałam jej o tym powiedzieć, by uświadomić jej, jak złą decyzją był związek z Surtem, przypomniała mi się rozmowa z Tonym. Nazywałam Kat swoją przyjaciółką, a czasem traktowałam ją gorzej od służących. Nie powinno tak być.

- Wiem, że mężczyźni czasem potrafią dać w kość - zauważyłam starając się jakoś pocieszyć dziewczynę.- Ale pamiętaj, że nic nie dzieje się bez przyczyny. A ta czasem może być mniej oczywista, niż nam się wydaje.

- I chyba to mnie najbardziej niepokoi. Surt od niedawna dziwnie się zachowuje. Praktycznie ze mną nie rozmawia, co raz gdzieś znika, często jest zdenerwowany..

- Jak długo to trwa?- przerwałam spokojnie. Bogini zerknęła na mnie, po czym przygryzła od środka policzki i spuściła wzrok.

- Mniej więcej od ataku - wyznała z niechęcią, przez co w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Cóż za dziwny zbieg okoliczności.

- Nie zakładaj od razu najgorszego - poradziłam.

- Skąd możesz wiedzieć, o czym myślę?

- Mój mąż został aresztowany, jesteśmy w podobnej sytuacji.

- Ale ty w gorszej.

- Ja w gorszej - potwierdziłam obojętnie wzruszając ramionami. Powinnam  przyzwyczaić się do tego, że z Lokim życie nigdy nie będzie spokojne. Ale to dobrze. Przynajmniej się nie zanudzę.

Kate słysząc moje słowa uśmiechnęła się lekko, po czym z bezradnością pokręciła głową.

- Co zrobiłabyś na moim miejscu? Co powinnam zrobić z Surtem? Ciągnąć naszą znajomość czy dać mu jasno do zrozumienia, że nie będę więcej tolerowała jego zachowania?- pytała z nadzieją, jakbym znała odpowiedź na każde jej pytanie. A w zasadzie nie znałam na żadne. Głębsze relacje nigdy nie były moją mocną stroną. Mogłam na to spojrzeć jedynie jako analityk ludzkiej psychiki i mowy ciała.

- Dopóki nie znasz żadnych konkretów, nie rób nic. Najlepiej będzie, jak wykorzystując urok osobisty skłonisz go do rozmowy. Wbrew pozorom mężczyźni lubią rozmawiać, trzeba ich tylko do tego zachęcić. Tylko miej oczy szeroko otwarte i nie daj się złamać - powiedziałam mając nadzieję, że w ten sposób jakiś pomogę przyjaciółce.

- To, co mówisz, wydaje się całkiem rozsądne - potwierdziła szarooka upewniając mnie, że moje słowa miały większy sens.- Dziękuję.

- Żaden problem - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, po czym wstałam i ponownie wyciągnęłam przed siebie rękę, oferując Kat pomoc, którą tym razem przyjęła.

- A na króla to działa?- dodała zaczynając otrzepywać strój z kurzu.- Taka rozmowa - ciągnęła pochwytując moje pytające spojrzenie. Z jakiegoś powodu to pytanie wzbudziło we mnie niepokój i instynkt łowcy, jakby bogini chciała poznać słabe strony moje i Lokiego. Nie mogłam wyzbyć się tego wrażenia.

- To zależy od dnia, tematu, otoczenia. Loki jest osobą, którą ciężko rozgryźć, bo ciągle się zmienia - odparłam zdawkowo nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi, po czym ponownie ustawiłam się w pozycji bojowej.

- Wygląda na kogoś z trudną osobowością - skomentowała inicjując pierwszy cios.

- Każda osobowość jest trudna.

- Tak, ale jego...- szarooka na moment przerwała swoją wypowiedź, by uchylić się przed moim kopnięciem.- szczególnie.

- Możliwe - mruknęłam ponownie zachowując dystans. Przez chwilę kroczyłyśmy na przeciwko siebie, dając sobie chwilę na uspokojenie oddechów po dynamicznej wymianie ciosów i rozważenie możliwej taktyki.

W tym czasie wyczuwając na sobie czyjś wzrok, odwróciłam się szukając obserwatora. Natrafiając na błękitne oczy Fandralla, uśmiechnęłam się.

- Czyżbyś patrzył, jak się powinno walczyć?!- zapytałam zaczepnie.

- Zawsze warto poznawać nowe taktyki!- odparł niezobowiązująco blondyn, po czym na sekundę przeniósł spojrzenie na przestrzeń po mojej lewej, co dało mi wystarczający sygnał, że Hekate ponownie zaatakowała. Doskonale wiedząc, że spróbuje przystawić mi ostrze do gardła, zablokowałam jej domniemamy cios, w tym samym czasie odwracając się w kierunku przeciwniczki.

O dziwo, jej ostrze zatrzymało się tuż przy mojej łydce.

- Właśnie straciłaś nogę - zauważyła ze zwycięskim uśmiechem.

- A ty życie - odparłam spokojnie. Zaskoczona dziewczyna opuściła wzrok, dostrzegając, że moje ostrze sięga jej żeber. Wystarczyłoby lekkie pchnięcie, a przebiłabym serce Hekate na pół. Dosłownie.

- Jakim cudem?- mruknęła z niezadowoleniem, odstępując mnie na krok.

- Odruch - powiedziałam jedynie, po czym zwróciłam się do Fandralla.- A ty mnie nie rozpraszaj!- rozkazałam żartobliwie. As uniósł ręce w geście kapitulacji i ruszył w kierunku trybun. Ignorując go, ponownie skupiłam się na treningu z Kate.

- Tak myślę nad tym, co powiedziałaś - wyznałam po chwili odpychając broń szarookiej od swojej twarz.- Masz rację z tym, że praktycznie Loki przez atak na Odyna mógłby nie wrócić do Podziemia, przez co najprawdopodobniej straciłby tron - przyznałam.- Ale komu mogłoby aż tak na tym zależeć?

- Mojemu bratu?- podsunęła bez oporów dziewczyna.- Przecież sama mówiłaś o tym, co zrobił, by zostać królem.

- No tak, ale minęło tak dużo czasu, w dodatku, że jak Soterze miałoby udać się choćby odnalezienie Lodowych Olbrzymów?- zapytałam, bo cały ten pomysł niespecjalnie do mnie przemówił.

- Przez portal dymmy.

Na chwilę opuściłam broń, tym samym dając przyjaciółce do zrozumienia, że robię sobie przerwę.

Jej słowa nagle okazały się dziwnie możliwe. Dostanie się na Joutenheim z Helheimu nie było wcale trudne, a jeśli Loki znał jakieś tajne, nikomu nieznane przejścia do Asgardu, mógł je gdzieś spisać. A jeśli to zrobił, na pewno miał te zapiski w domu. Jeśli tak by się stało, Sotera miałby do nich łatwy dostęp, zważywszy, że przez rodowód był stałym bywalcem pałacu, który nie był teraz tak dobrze strzeżony, jak zawsze.

- Naprawdę myślisz, że byłby do tego zdolny?- zapytałam z pełną powagą. Hekate przytaknęła.

No ładnie. Czyli kolejny podejrzany do listy.

- Później się tym zajmę - stwierdziłam po chwili zawahania.- Teraz dokończmy trening - dodałam unosząc oręż.

- O patrzcie!- nim bogini zdążyła zareagować, czyjś kpiący głos przerwał naszą konwersację.- Toż to wielka królowa Helheimu we własnej osobie! Czemuż to zawdzięczamy twoją wizytę w tak mało królewskim miejscu?

- Nie wiem, jak tutaj, ale u nas kobiety trenują i walczą równie dobrze, co mężczyźni - odpowiedziałam spokojnie nie dając się sprowokować.

- Skoro tak twierdzisz, to może sprawdzimy, kto ma lepsze metody?- zaproponowała Sif.- Obiecuję nie zrobić ci krzywdy - dodała, po czym uśmiechnęła się lekko i zmierzyła mnie spojrzeniem.- Zbyt dużej.

- Niestety jestem zmuszona ci odmówić, nie mam w zwyczaju walczenia w trakcie treningów z obcymi. Mam nadzieję, że to rozumiesz - odparłam nieco zirytowana jej zachowaniem. Racja, może nie lubiłyśmy się, ale żeby przy pierwszej lepszej okazji wyzywać mnie na pojedynek? Czy ona postradała rozum?

- A może po prostu się boisz?- podsunęła obracając w ręce swój miecz.

Ech... Mogła się chociaż bardziej postarać.

Wiedząc, że nie przekonam Lady Sif do zmiany zamiarów, po prostu odwróciłam się z powrotem w kierunku Kat, tym samym dając jej do zrozumienia, że nasz trening trwa nadal.

Mimo to, nie minęła dłuższa chwila, gdy zobaczyłam w ostrzu miecza odbicie Asynii, która metr za mną unosiła broń. Zdenerwowana szybko odwróciłam się i odbiłam atak brunetki, po czym z zadziwiającą przyjemnością przystawiłam końcówkę ostrza do jej szyi i idąc stanowczym krokiem przed siebie, kazałam jej się cofnąć. Uśmiechnięta wojowniczka spokojnie kroczyła do tyłu dalej mierząc mnie wyzywającym spojrzeniem. Gdy Sif dotknęła plecami kolumny, docisnęłam oręż do jej krtani.

- Właśnie zaatakowałaś królową Helheimu, czy wiesz, co ci za go grozi?!- zapytałam zimnym tonem.

- Przecież wyzwałam cię na pojedynek - zauważyła spokojnie kobieta.

- A ja odmówiłam.

- Niedosłyszałam - zakpiła dalej szczerze uśmiechając się. Doskonale wiedziałam, że zgadzając się na jej beszczelną propozycję, spełnię jej oczekiwania, ale nie mogłam się powstrzymać.

- Dobrze, walczmy, ale jeśli zginiesz, nie będę za to odpowiedzialna - syknęłam minimalnie odsuwając broń.

- Czyli walczymy na śmierć i życie?- upewniła się pozostając pewną siebie.

- Nie, po prostu nie ręczę za siebie.

- To cudownie, bo ja też nie.

- Dziewczęta, proszę, damom nie wypada wchodzić w konflikty - Fandrall, który jak zwykle z powalającym uśmiechem pojawił się między nami, próbował załagodzić sytuację, po czym zwrócił się bezpośrednio do mnie, delikatnie chwytając dłońmi moje ramiona.

- Viv, przecież doskonale wiesz, że ona tylko na to czeka, jak i wiesz, że nie jest tego warta - zauważył spokojnie.

- Ktoś w końcu musi przyciąć jej ten niewyparzony jęzor i to najwidoczniej będę ja.

- Viv - nie odpuszczał blondyn.- Naprawdę, nie zniżaj się do jej poziomu - poprosił prawie szeptem. Miał rację.

Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy, którzy byli na arenie lub trybunach, teraz patrzyli w naszą stronę. Nie mogłam się tak zhańbić, nie dla niej, nie przez nią.

- Kat, idziemy - rozkazałam i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam z powrotem w kierunku wyjścia z areny.

- Zdrajcę brać ze sobą? Gratuluję doboru przyjaciół, wasza wysokość - wtrąciła ponownie Sif.

- Jak śmiesz obrażać moich ludzi!- krzyknęłam ponownie zwracając się do brunetki.

- Mówienie prawdy to nie obraza - zakpiła, po czym przeniosła spojrzenie na Hekate.- Powiedz swojej pani, jak to nie pomogłaś waszej kochanej Pepper - dodała znacząco patrząc na szarooką. Nie do końca rozumiejąc, o co chodzi, również spojrzałam na doradczynię. Ta na chwilę opuściła wzrok, po czym hardo spojrzała w oczy Sif.- Śmiertelniczka mogłaby żyć, gdyby tylko jej i Surtowi zechciało się interweniować. Tchórze.

- Moim zadaniem było wtedy zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie królewskiej, nie Pepper. I choć ubolewam nad jej losem, nie mogłam jej pomóc - obroniła się bogini.

- Za to mogłaś obojętnie przejść obok niej - uśmiechnęła się Sif.- Na polu walki takie wiadomości szybko się rozchodzą - ciągnęła powoli zbliżając się w kierunku Hekate. Zachowując ostrożność, gdy znalazła się zbyt blisko nas, zagrodziłam jej drogę mieczem. Brunetka nawet na niego nie spojrzała, mimo to zatrzymała się i założyła ręce na piersi.- Teraz już cała kraina wie, że Helheimczycy stronią od walki i zostawiają swoich w potrzebie.

- Wypraszam sobie, nic takiego nie zrobiłam

- Kat?- przerwałam. Gdy tylko wypowiedziałam jej imię, miałam wrażenie, jakby cała arena zamilkła wyczekując mojej decyzji.- Czy naprawdę byłaś przy Pepper w czasie ataku na nią?

Kobieta ściągnęła wargi, a z jej twarzy mogłam wyczytać teraz wszystkie emocje, które przeżywała, a w szczególności dominującą niepewność i upokorzenie.

- Tak - przyznała.

- Mówiłam - wtrąciła Sif z nieskrywaną satysfakcją.

- Każdy popełnia błędy - zauważyłam spokojnie spotykając się ze spojrzeniem brunetki.- Mamy do nich pełne prawo. Ale z tego, co wiem, nie ci jest dane oceniać, kiedy ktoś postąpił prawidłowo, a kiedy nie. Więc tego się trzymajmy.

Nie widząc sensu w naszej dalszej rozmowie, opuściłam miecz i wysyłając w kierunku Sif ostatnie, mordercze spojrzenie, odwróciłam się w kierunku wyjścia.

- Idziemy - rzuciłam jeszcze, po czym nie czekając ruszyłam przed siebie. Nie minęła dłuższa chwila, gdy usłyszałam niezwykle trafny komentarz Fandralla: "Na brodę Odyna, Sif, życie ci nie miłe?", oraz jej cichą, ale niezwykle ją satysfakcjonującą odpowiedź: "Wygrałam".

Nie spodziewałam się, że nawet tak błaha rzecz, jak trening może przysporzyć mi tylu problemów i nowych informacji. Jednak nie potrafiłam ukryć tego, że zawiodłam się, tylko nie wiedziałam, na kim bardziej. Na Kat czy na sobie?

- Pani..

- Nie radzę - warknęłam, gdy po wejściu do szatni Hekate próbowała ponownie podjąć temat.- Muszę się nad tym wszystkim bardzo poważnie zastanowić.
__________________________________
Korzystając z choroby, dokończyłam rozdział. Wybaczcie mi tą przerwę, ale liceum nie oszczędza, tym bardziej z biologicznym rozszerzeniem. Postaram się pisać bardziej regularnie, ale jeśli mam być szczera, to wydaje mi się, że tylko na staraniach się skończy. Koniec tych bezsensownych wywodów, dodam jeszcze, że ten rozdział ma ponad 4k słów. Oszalałam.

A. J. Hallen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro