Rozdział 56
Nie zdążyłam nawet dotrzeć do komnaty Hekate, bo ta dołączyła do mnie w połowie drogi. Ku mojemu niezadowoleniu, przez cały czas był z nią Surt.
- Nie powinnaś teraz chodzić sama, Wasza Wysokość - zaczęła z powagą dziewczyna, gdy tylko znalazłam się w zasięgu jej wzroku.
- Umiem się obronić - zauważyłam z lekkim zażenowaniem. Oczywiście, Kat miała obowiązek oddać za mnie życie, gdyby była taka potrzeba, ale to nie oznaczało, że miałam uciekać od jakiejkolwiek walki i pozwalać jej wszystko robić za siebie. Od tego miałam Lokiego i to w zupełności mi wystarczało.
- Ale król..
- Widzisz go tu?- warknęłam, przez co kobieta zamilkła, a po chwili bardziej wyprostowała się, przez co jej postawa z niepewnej zmieniła się w posłuszną i gotową do walki, niczym u żołnierza czekającego na rozkazy.
- Nie, pani - przyznała.
- Więc masz słuchać się mnie - oznajmiłam i przeniosłam spojrzenie na Surta.- Musimy załatwić teraz kilka spraw związanych z królestwem, więc wybacz - dodałam, po czym ruszyłam przed siebie.
- Za pozwoleniem, bezpieczniej będzie, jeśli będę z wami - nie zdążyłam zrobić nawet kroku, gdy zatrzymał mnie głos Surta. Ponownie zwróciłam ku niemu wzrok, przez chwilę rozważając myśl, czy nie użyć na nim swoich mocy, jednak zrezygnowałam z tego ze względu na Kate. W dodatku, że ten powiedział to, co powiedział zapewne z tego samego powodu.
- Nie udzielam pozwolenia - oznajmiłam, przez co przez twarz mężczyzny przebiegł cień złości. Najwidoczniej nie spodziewał się, że kobieta mu się sprzeciwi.
- Nawet nie musisz, nie podlegam twoim rozkazom - pogarda w jego głosie jeszcze bardziej podziałała mi na nerwy. Dla potwierdzenia swojej siły, zrobił nieznaczny krok do przodu.
- A jesteś pewien?- zapytałam unosząc przy tym brew, nie reagując przy tym w żaden sposób na jego zaczepkę.
- Sutrze, proszę, wróć do siebie - poprosiła Hekate, przez co wzrok bruneta, choć dalej utkwiony w mojej postaci, zmiękł.- Poradzę sobie, nie martw się - mimo tego zapewnienia, Asgardczyk nie odpuszczał.
- Dobrze - warknął w końcu i spojrzał na czarodziejkę.- Gdyby coś się działo, wiesz, gdzie mnie znaleźć - dodał, po czym przesunął się w bok, tym samym schodząc mi z drogi. Ostatni raz zmierzyłam go zezłoszczonym spojrzeniem i ruszyłam stanowczym krokiem przed siebie. Po chwili Hekate zrównała ze mną marsz.
- O co..- zaczęła, jednak przerwałam jej, przykładając palec wskazujący do swych ust. Pałac nie był teraz odpowiednim miejscem do rozmów, nie ważne, na jaki temat. Chociaż pozory trzeba było zachować, dlatego skierowałam się do jadalni szlachciców, następnie parząc sobie kawę.
- Powinnyśmy jakoś upamiętnić Pepper - zauważyłam biorąc filiżankę do ręki. Moje słowa musiały wyjątkowo zdziwić kobietę, bo ta ściągnęła brwi wyraźnie mało co z tego rozumiejąc.
- Skoro tego sobie życzysz?
- Tylko nie wiem, jak to zrobić?- dodałam układając lewą dłoń tak, że kciukiem podpierałam brodę, środkowy palec znajdował się nad górną wargą, a wskazujący tuż przy uchu. Tym ostatnim postukałam trzy razy, co miało oznaczać tylko jedno. Podsłuchy.- Może mogłabym zasadzić dla niej drzewo? Na przykład płaczącą wierzbę, zawsze je lubiła - dodałam, po czym powtórzyłam gest. Dopiero teraz kobieta zwróciła na niego uwagę. Uniosła brew w pytającym geście. Upiłam kolejny łyk kawy.
- Mam nadzieję, że Wszechojciec się na to zgodzi - powiedziałam nieznacząco wskazując głową w prawo.
Błagam, Kat, zrozum to.
- Powinien, w końcu to tylko drzewo - przyznała dyskretnie rozgladając się po pomieszczeniu. Jeden sygnał zrozumiała, nie jest źle. W dodatku, że musiała zobaczyć, jak starsza kobieta ustawiająca czyste talerze w jednej z szafek, co chwilę zerka w naszą stronę.
Nagle wszystko stało się dla niej jasne, co mogłam wywnioskować po jej zaskoczonej, ale i pytającej minie. Przytaknęłam potwierdzając jej domysły, ale i wcześniejsze słowa.
- Ale zanim to, chyba pójdę się przebrać. Królowej nie wypada chodzić w spodniach - zauważyłam. Królowej nie wypada, ale zwykłej mieszczance już tak. Dlatego też -jeśli już- wszyscy pomyślą, że poszłam się przebrać, więc nie dość, że zyskam kilka dodatkowych minut, to w dodatku zmylę wroga, by mnie nie poznał, a przynajmniej szukał czego innego.
- Masz rację, moja pani. W sumie ja również nie prezentuję się tak, jak powinnam - przyznała Kat z lekkim uśmiechem, więc ponownie tylko przytaknęłam i dopijając kawę, odstawiłam filiżankę na srebrną tacę. Nie mówiąc nic więcej, wraz z pomocnicą opuściłyśmy pomieszczenie. Każda z nas udała się w swoim kierunku, przy czym moim były główne wrota pałacu. Gdy do nich dotarłam, tak, jak się spodziewałam, zostałam zatrzymana przez strażników.
- Wybacz moją ingerencję, pani, ale muszę cię powiadomić, że od ataku nie możemy wypuszczać gości specjalnych poza bramy, przynajmniej nie bez ochrony - wyjaśnił kulturalnie i pogodnie młody mężczyzna odziany w złotą zbroję.
- Dziękuję za troskę, jednak nie miałam zamiaru opuszczać terenu pałacu. Po prostu chcę odetchnąć świeżym powietrzem i nacieszyć skórę odrobiną słońca - odparłam równie życzliwie.
- W takim razie polecam ogród botaniczny w centrum pałacu. Znajduje się w nim wiele pięknych roślin, które na pewno przypadną ci do gustu. Mogę cię zaprowadzić, jeśli zechcesz, pani - ciągnął, na co zrobiłam nieco niezadowoloną minę.
- Niestety byłam w niej już tyle razy, że okazy znajdujące się w niej zaczęły mnie nudzić - wyjaśniłam z niechęcią. I nie było to kłamstwem. Jane często w nim przesiadywała -oczywiście z nami- planując każdą sekundę ceremonii.
- W takim razie, nie będę cię więcej zatrzymywać - oznajmił i pochylił przede mną głowę. Dygnęłam w odpowiedzi i spokojnie wyszłam z pałacu w myślach całując Lokiego po stopach za to, że wcześniej oprowadził mnie po Asgardzie pokazując wiele przydatnych rzeczy, na przykład nieoficjalne wyjście poza ogrodzenie pałacu niewidoczne za jego ulubioną wierzbą.
Ukrywając się w jej liściach, czekałam na Hekate, która zjawiła się chwilę później. W ciszy poprowadziłam ją do przejścia, które wcześniej wskazał mi Loki, dzięki czemu niepostrzeżenie wydostałyśmy się poza teren pałacu, po czym przeszłyśmy wgłąb lasu za nim. Dopiero po kilku minutach marszu, Kate odezwała się.
- Po co to wszystko?
- Słyszałaś, co się stało z Lokim?- upewniłam się, jednak przez moje słowa, spanikowana bogini stanęła w miejscu.
- Na Boga, mam nadzieję, że nic złego?
- Został aresztowany - wyjaśniłam spokojnie idąc dalej.
- Co? Jak to? Za co?- szarooka zalała mnie pytaniami, po chwili zjawiając się u mojego boku.
- Wczoraj Tony, kiedy dowiedział się o śmierci Virginii, stwierdził, że to Loki jako jeden z przedstawicieli ludu atakującego Asgard, wszystko zorganizował. Oczywiście działał pod wpływem silnych emocji, jednak Odyn stwierdził, że musi zbadać wszystkie poszlaki. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że nikt w pałacu nie może mówić na ten temat, wszystkich informacji mamy się dowiadywać bezpośrednio u Wszechojca, a ten, znając życie, będzie albo nas zbywał, albo podawał niepełne dane. Nawet nie wiem, czy i kiedy będę mogła porozmawiać z Lokim. W dodatku, że jak już zapewne zauważyłaś, jesteśmy obserwowane, a mnie nie wolno opuszczać terenu pałacu bez ochrony - wyjaśniłam.
- To o to chodziło z tym podsłuchem - zrozumiała.
- Przecież tutaj nie ma kamer, więc to chyba jasne, że chodzi o ludzi - mruknęłam.- Dlatego nie możemy rozmawiać na ten temat w pałacu. Jestem pewna, że już Odyn wie o moich planach posadzenia drzewa dla Pepper - dodałam z lekkim rozbawieniem. Ciekawe, jaka była jego reakcja na tą wiadomość?
- Ale jakim prawem Wszechojciec tak postępuje?- zapytała z oburzeniem kobieta.- Przecież nie jesteśmy jakimiś tam mieszkańcami Asgardu, którymi ten może pomiatać jak mu się tylko podoba.
- Kłopot w tym, że ma prawo, zarówno do tego, by więzić Lokiego, jak i nie pozwalać komukolwiek, kto cokolwiek wie o tej sprawie, o niej wspominać, nawet dla mnie. Przez to cholernie ciężko będzie zdobyć jakiekolwiek informacje - zauważyłam.
- Nigdy nie rozumiałam praw tego Międzyplanetarnego Porozumienia. Po co ktokolwiek miałby aresztować króla, skoro nic mu nawet nie mogą zrobić?
- Skoro go aresztują, to znaczy, że nie opuści granic krainy, więc jeśli w tym czasie pojawią się niezbite dowody na to, że ten jest winny, będzie można wyciągnąć konsekwencję, jednak najgorszą karą jest zerwanie współpracy między światami, ewentualnie wojna. A jak twierdził Odyn, będzie unikał obydwu tych rozwiązań. Dlatego też nie wiem, co by się stało, gdyny wyszło, że jednak Loki jest winny - wyjaśniłam, przez co brew Hekate drgnęła ku górze.
- A jest?
- Twierdził, że nie. Ale jeśli ktoś chce mu zaszkodzić, to w ciągu tych siedmiu dni może się okazać zupełnie co innego.
- A gdyby winowajcą okazał się ktoś inny, nawet jeżeli z naszej krainy, to czeka go śmierć?
- To zależy od Odyna i tego, jaki wyrok wyda. W to już nie będę się wtrącać, najmniej mnie to obchodzi. Mnie interesuje tylko fakt, że dopóki Loki bezpośrednio nie zaatakuje Odyna, a na pewno tego nie zrobi, to nic mu nie grozi.
- A przynajmniej nie powinno - odpowiedziała szarooka, przez co spojrzałam na nią zaskoczona.- Skoro Odyn już teraz nie działa zgodnie z zasadami, w tej sprawie też może nieco oszukiwać - wyjaśniła.
- Nie jest na tyle głupi, by zostawiać jakiekolwiek ślady po swojej pracy, w dodatku, że Loki już teraz jest na niego wyjątkowo cięty - wyznałam zgodnie z prawdą. Gdyby próbował naruszyć prawa Międzyplanetarnego Porozumienia, szybko bym się o tym przekonała, miała jasne dowody, a to by nawet mogło doprowadzić do obalenia władcy.
Nagle w mojej głowie pojawiło się niepokojące pytanie. A co, jeżeli Loki naprawdę wszystko zorganizował, a teraz doprowadzi do tego, że Odyn zerwie porozumienie Międzygalaktyczne, dzięki czemu będzie mógł pozbawić go władzy, o czym tak marzył?
Ta myśl wydawała się niebezpiecznie bliska prawdy.
- To co mamy zrobić?- zapytała nieco bezradnie Hekate tym samym odganiając moje czarne myśli.
- Czekać. To będzie najlepsze rozwiązanie. Ja w tym czasie dyskretnie będę próbowała zebrać jak najwięcej informacji, ty zabierz dzieci do domu. Najlepiej tak, aby nie dowiedziały się, o co chodzi - odparłam bawiąc się guzikiem fraka, by w inny sposób nie pokazywać swojego zaniepokojenia.
- A co powiedzieć twemu ojcu, pani?
To było bardzo dobre pytanie. Jego pomoc i doświadczenie mogły mi bardzo pomóc, ale nie wiedziałam, jak ten zareaguje na działania Odyna. W końcu nie przepadają za sobą, a wojny nie chciałam. W dodatku, że to była nasza pierwsza taka wyprawa bez Hadesa, a ja nie miałam zamiaru mu pokazać, że w jakimkolwiek stopniu sobie nie radzę.
- Jak na razie nic, co miałoby związek z aresztowaniem Lokiego. Możesz powiedzieć, że był atak, zginęła moja przyjaciółka, więc chcę pomóc ująć sprawcę, dlatego zostajemy. Jesli zajdzie taka potrzeba, powiadomimy go o całej prawdzie - powiedziałam w końcu podpierając ręce po bokach.
- Tak więc zrobię - potwierdziła kobieta.- Czy coś jeszcze muszę zrobić?
- W zasadzie, to tak. Zabraniam ci wspominać o naszych ustaleniach dla Surta - rozkazałam ponownie zaskakując podwładną.
- Ale..- zaczęła, jednak szybko się poprawiła.- To znaczy, oczywiście nie kwestionuję twoich rozkazów, Wasza Wysokość, tylko nie rozumiem ich celu - dokończyła.
- Surt jest Asgardczykiem, więc podlega rozkazom Odyna. A ja po prostu nie chcę niepotrzebnie ryzykować - odparłam.- I mam wrażenie, że ty również nie będziesz chciała narażać go na niebezpieczeństwo - dodałam, przez co na twarz Kat ujawniło się zrozumienie.
Stałyśmy przez chwilę w ciszy, w trakcie której moja zastępczyni czekała na dalsze rozkazy, a ja starałam się sobie przypomnieć, czy powinnam wspomnieć o czymś jeszcze. W końcu, stwierdzając, że omówiłam wszystkie ważne tematy, wskazałam głową drogę powrotną do pałacu, po czym ruszyłam w jego kierunku. W ciszy doszłyśmy do tajnego przejścia, które z trudem odnalazłam, dzięki czemu już po chwili znajdowałyśmy się na terenie pałacu. Robiąc pozory, obeszłyśmy budynek dookoła rozmawiając przy tym o męskiej części Asgardu. Nie ważny temat, dlatego też byłam pewna, że nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. To zapewniło nam spokojny powrót do wnętrza pałacu, a potem przejście do pokoju dzieci.
Zapukałam do ich drzwi następnie naciskając klamkę, mimo, że nie uzyskałam pozwolenia na wejście do środka. Pewna, że bliźniaki jeszcze śpią przestąpiłam próg komnaty. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ich w niej nie ma.
- Kat?- zapytałam kobiety stojącej obok mnie, która również przyglądała się pustemu pokojowi.- Wiesz, gdzie one mogą być?- zapytałam z rosnącym niepokojem. Szarooka zamyśliła się na chwilę, ale w końcu pokręciła przecząco głową.
Szybko wróciłam na korytarz, zastanawiając się, co się dzieje z moimi dziećmi? Bawią się? Rozmawiają z Avengers? Uciekły? Odyn postanowił nie grać fair i wciągnął bliźniaki w polityczne gierki? Czy może zostały porwane?
- Przepraszam bardzo, czy widziałeś może dwójkę małych dzieci, chłopca i dziewczynkę? Oboje mają czarne, krótkie włosy, są do siebie podobni - powiedziałam widząc pierwszego lepszego strażnika.
- Nikogo takiego nie widziałem - odparł mężczyzna.
- Dziękuję - odpowiedziałam i ponownie ruszyłam stanowczym krokiem przed siebie. W końcu, musiałam znaleźć Narviego i Hel, nie było innej opcji.
Hekate po chwili znalazła się obok mnie, jednak nie dałam jej dojść do słowa szybko wydając polecenie.
- Ja sprawdzę bibliotekę główną i sypialnie Lokiego, ty jadalnie i pokój zabaw. Spotkamy się w pokoju gościnnym we wschodniej części - rozkazałam. Bogini, najwidoczniej dostrzegając moje zaniepokojenie, tylko przytaknęła i ruszyła do pierwszego z celów. Ja pokierowałam się wpierw do pustego pokoju Lokiego, następnie do przestronnej biblioteki publicznej, w której również nie zlokalizowałam potomków. Z nadzieją, że Kat ich znalazła, pokierowałam się do wyznaczonego miejsca spotkania. Jak się okazało, czarodziejka już tam na mnie czekała.
Sama.
Nie wliczając w to Avengers, którzy również znajdowali się w pokoju, ale ich chwilowo zignorowałam, podchodząc do przyjaciółki.
- Nie znalazłaś ich?- upewniłam sie. Kobieta ponownie tylko pokręciła głową.- Może ktoś ich widział?- dodałam z desperacją.
- Niestety - odparła szarooka, przez co przygładziłam dłonią włosy, by jakoś dodać sobie otuchy i uspokoić nerwy.
- Co się stało?- zapytał Steve podchodząc w naszym kierunku. Spojrzałam na niego, a następnie na resztę zaniepokojonej grupy, rozważając, czy powiedzieć im prawdę.
- Narviego i Hel nie ma w pokoju. Nie wiem, gdzie są, szukałyśmy ich z Kat po całym pałacu, a dalej ich nie znalazłyśmy - wyjaśniłam nerwowo szarpiąc paznokciami brzeg rękawa.
- Dobrze Viv, przede wszystkim uspokój się, nie zakładaj od razu najgorszego - poradził blondym układając dłonie na moich ramionach i patrząc mi głęboko w oczy.
- Wiem, ale..
- Może są z Lokim?- wtrącił Bruce.
- Na pewno nie - zaprzeczyłam.
- A jesteś pewna? Może on je gdzieś wysłał?- przekonywała Nat.
- Loki jest chwilowo niedysponowany.
- W roli ojca czy króla?- nie odpuszczał Clint.
- W każdej - warknęłam zdenerwowana.- A z resztą, czy to ważne? Powiedziałam, że ich z nim nie ma, to znaczy, że tak jest - dodałam szybko rozdrażniona. Nie dość, że dzieciaki gdzieś zniknęły, to na dodatek ci wypytują mnie o Lokiego, który przez Tonego trafił do lochów. Cudownie.
Moje słowa wzbudziły podejrzliwie spojrzenia między Avengers.
- No dobrze - zaczął w końcu Steve.- To może są poza pałacem? Sprawdzałyście na błoniach?
- Właśnie z nich wracamy - rzuciłam rozglądając się po pokoju, jakby miały w nim kryć się wskazówki, co do miejsca pobytu bliźniaków.
- To faktycznie nie za ciekawie wygląda - przyznał Clint.
- Może poprosimy o pomoc Thora? On na pewno będzie wiedział, co i jak - zaproponowała Natasha.
- To dobry pomysł - przyznałam szybko.- Chodźmy.
Po krótkich uzgodnieniach stwierdziliśmy, że by nie robić zamieszania, do Thora pójdę tylko ja i Steve, reszta zaś dalej będą szukać bliźniaków.
Dlatego nie minęła dłuższa chwila, nim stanęłam przed drzwiami do osobistego gabinetu Thora. Nie zdziwił mnie fakt, że ten po chwili otworzył nam drzwi, ukrywając zmęczenie za pogodnym uśmiechem.
- Witajcie, przyjaciele. W czym mogę wam służyć?- zapytał wypuszczając nas do środka.
- Widziałeś może gdzieś Narviego i Hel, lub wiesz, gdzie mogą być?- powiedziałam od razu. Blondyn zmarszczył zaskoczony brwi i przeniósł spojrzenie na Steve'a.
- Nie ma ich w przydzielonej komnacie?- zapytał znów patrząc na mnie. No przecież gdyby byli, nie pytałabym!
- Sprawdziłam cały pałac i nie mogę ich znaleźć - ciągnęłam.
- Masz pomysł, co mogło się z nimi stać, lub co w takiej sytuacji zrobić?- dodał Cap. Gromowładny oparł brodę na jednej z pięści i zrobił kilka nerwowych kroków.
- Oczywiście powiadomię o tym straż pałacową i poproszę ich o interwencję, jeśli tylko chcesz, Viv..- zaczął z pewną dozą zamyślenia w głosie.- A sprawdzaliście u Tonego?
- U Tonego?- powtórzył nieco zaskoczony Steve.
- Jego drzwi są zamknięte, w dodatku ten do nikogo się nie odzywa - zauważyłam od razu wykluczając pomysł Asgardczyka.
- Ale Narvi i Hel znają podstawy magii - ciągnął.
- Tak - potwierdziłam.
- W takim razie, w preciwieństwie do nas, dla nich otworzenie drzwi nie było problemem - zauważył. Nagle jego słowa nabrały sensu. Racja, bliźniaki mogły otworzyć drzwi, w dodatku, że widziały, w jakim stanie był Tony, a Hel na pewno chciała go pocieszyć. Narvi, przez prośbę Lokiego o opiekowanie się nami, na pewno poszedł z nią.
- To ma sens - potwierdziłam i spojrzałam na Steve'a, sprawdzając czy ten, tak jak ja, zgadza się z twierdzeniem Thora. Na szczęście tak było.
- Dziękujemy za pomoc - powiedział Cap zwracając się do Gromowładnego.- Gdybyśmy ich dalej nie znaleźli, powiadomimy straż, dobrze?- Thor tylko przytaknął.
- Cieszę się, że mogłem pomóc - odparł As uśmiechając się do nas. Odpowiedziałam tym samym i ruszyłam z powrotem w kierunku wyjścia. Steve kroczył obok mnie do momentu, gdy dotarliśmy do pokoju Tonego. Szybko zapukałam do jego drzwi. Nikt mi nie odpowiedział.
Spojrzałam z niemocą na blondyna. Ten spokojnie powtórzył mój gest.
- Tony, otwórz proszę!- krzyknął z nadzieją, że to pomoże. Mimo to, dalej staliśmy bez jakiegokolwiek odzewu przed komnatą wynalazcy. Nie mogąc tego znieść, zniecierpliwiona nacisnęłam na klamkę.
Ku naszemu zaskoczeniu, ta ustąpiła.
Wchodząc do środka, pierwszym, co we mnie uderzyło, był zapach alkoholu. O dziwo nie zniewalający i wypełniający całą przestrzeń, a jedynie śladowy. W pokoju było jasno, co zapewniły odciągnięte zasłony, a uchylone okna wprowadzały powiew świeżego powietrza. Puste butelki po różnych trunkach stały poustawiane na jednej z komod, a rozbite szkło i kawałki drewna były pozamiatane w jeden kąt pokoju. Nie tego spodziewałam się po sypialni mężczyzny, który kilkanaście godzin wcześniej dowiedział się o śmierci ukochanej, dlatego przez chwilę stałam zaskoczona przy drzwiach, dopiero później przenosząc spojrzenie na bruneta siedzącego koło posłania, Hel znajdującą się na nim, która właśnie przypinała kolejną kokardkę do potarganych włosów Tonego i Narviego, rówież opierającego się o łóżko mężczyzny, z którym prowadził cichą, ale wesołą, sądząc po minach bliźniaków, rozmowę.
_____________________________
Hej.
Przyznam, że planowałam zakończyć rozdział po wiadomości, że bliźniaki zniknęły, ale stwierdziłam, że nie będę aż tak wredna. Ale przyznać się, jakie teorie spiskowe krążyły Wam po głowach? ;)
A. J. Hallen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro