Rozdział 49
Pałac Odyna o tak wczesnej porze świecił pustkami. Jakby jedynymi mieszkańcami zamku były służące, gwardziści strzegący bezpieczeństwa i ostatni, nie zawsze trzeźwi biesiadowicze wracający z niedawno zakończonego balu. Takie sytuacje pobudzały wrażenie, że atmosfera jest cicha i ospała, a nie rześka i pełna energii, jak to powinno być o wschodzie słońca. W końcu wszystko budzi się do życia.
Przynajmniej tak starałam się myśleć, by odciągnąć swój rozum od faktu, że prowadziłam Lokiego praktycznie na śmierć. Miałam nadzieję, że nie jego, oczywiście, ale fakt pozostawał faktem. Zapewne w normalnych okolicznościach nie martwiłabym się w takim stopniu, jak robiłam to teraz, w końcu Psotnik jest świetnym wojownikiem, potrafił doskonale zwodzić i zaskakiwać przeciwników, czego świadkiem byłam już nie raz, jednak... Miałam wrażenie, że tego dnia może wydarzyć się coś złego. I mimo, że sama byłam boginią, modliłam się, by nie chodziło o poranny pojedynek. Ale wiedząc, co wydarzyło się w nocy i mając świadomość, w jakim stanie jest Kłamca, a nie chodziło tu tylko o nieprzespane noce, miałam przed oczyma same czarne scenariusze.
Oczywiście nie dałam tego po sobie poznać, z resztą, tak samo, jak Loki. Nie było po nim widać nic, co by wskazywało na chwilowe załamanie czy choćby złe samopoczucie. Dlatego starałam się reagować tak samo.
Jak się okazało, to było trudniejsze, niż myślałam. Na szczęście, udało mi się utrzymać wszystkie maski do momentu, w którym stanęłam na wyznaczonym miejscu.
Pojedynek miał się odbyć na świeżym powietrzu, w ogrodach królewskich. Mała polanka otoczona z jednej strony jabłoniami, a z drugiej niskimi krzewami sprawiała wrażenie kameralnej i prywatnej. Ja i Loki byliśmy pierwsi na miejscu. Słońce właśnie wychodziło, gdy w obstawie dwóch żołnierzy pojawił się Katian. Swoim spojrzeniem próbował zabić Kłamcę, niestety wywołał tylko pogardliwy uśmiech na ustach czarnowłosego. Chwilę potem przyszli Wszechojciec i Thor, oczywiście nie sami, bo również w asyście dwóch gwardzistów.
Obaj stanęli w połowie drogi pomiędzy mną i Lokim, a Katianem. Odyn wyrecytował jakąś formułkę, nie jestem nawet pewna, jaką. Nie byłam w stanie się skupić na jego słowach. Dotarł do mnie tylko spokojny głos Lokiego każący mi zająć miejsce obok nich, co automatycznie uczyniłam. Będąc w rzędzie ustawionym z dwóch żołnierzy stojących na baczność, mnie, Odyna, Thora i kolejnych dwóch żołnierzy, obserwowałam, jak Loki z pełną powagą staje na przeciwko równie skupionego Katiana w odległości jakiś pięciu metrów.
Mężczyźni na wyraźny znak Wszechojca unieśli swoje szable do pionu, tak, że ostrza praktycznie dotykały ich twarzy, a następnie zamaszystym ruchem sprowadzili je z powrotem do dołu. Praktycznie w tym samym czasie zrobili pierwszy krok ku sobie. Z każdym centymetrem, który zmniejszał odległość między nimi, coraz bardziej się bałam. W końcu, kiedy dzielił ich niecały metr, a Katian zainicjował pierwszy cios, nieświadomie wstrzymałam oddech. Mimo widocznego planu przeciwnika, Loki nie zrobił nic, by jakoś się obronić. A rudowłosy, pewny zwycięstwa, skierował ostrze swojej broni w brzuch czarnowłosego. Właśnie w tej chwili utrzymanie mojej maski opanowania było najtrudniejsze. Kiedy zobaczyłam, jak Katian z pełną siłą pachnął swoją szable prosto w kierunku Lokiego, przerażona zmarłam. Jednak nagle Psotnik z łatwością zakręcił młynka na ostrzu przeciwnika, dzięki czemu te przeszło spokojnie koło jego boku, a pęd Katiana sam nadział go na szable Kłamcy. Zakrwawione ostrze teraz wystawał z pleców zaskoczonego Asgardczyka, który oszołomiony oparł się o Lokiego. Ten gwałtownym ruchem podciągnął szable w kierunku serca rudowłosego i przekręcił głownie czym wywołał jęk wroga. Następnie szybko wyszarpnął oręż z piersi wojownika i odsunął się, pozwalając opaść mu na kolana. Na zbroi miał długą szramę zrobioną z krwi Katiana. Psotnik spokojnie przeszedł za plecy rudowłosego i przytrzymując go za włosy, przyłożył ostrze do szyi Asa i jednym stanowczym ruchem odciął mu głowę.
Chwila, moment. To wszystko? Tyle się martwiłam, a ten załatwił sprawę w kilka sekund?
Miałam chwilę zawahania. Bo naprawdę nie wiedziałam, jakim cudem wytrzymałam z Lokim tyle lat.
Psotnik niewzruszony całym zajściem podszedł do mnie i wręczył mi głowę martwego.
- Chyba jednak mam w sobie coś z Lodowego Olbrzyma.- szepnął
Z powątpiewaniem popatrzyłam na twarz zastygłą w agonalnym osłupieniu, następnie na ciało leżące na trawie, którego krew litrami chłonęła gleba, aż w końcu na Odyna, który nie wydawał się szczególnie zaciekawiony pojedynkiem i Thora, który choć zasmucony, był spokojny.
- Dziękuję.- mruknęłam nie do końca pewna, jak powinnam zareagować.
- To było do przewidzenia.- zauważył Thor i skinął na strażników, którzy pochylili głowy przed swym zmarłym kompanem, a potem podeszli do jego ciała.
- Chodźmy już.- rozkazał Psotnik i ruszył z powrotem w kierunku pałacu. Nieco osłupiała patrzyłam za nim, a potem zwróciłam uwagę na strażnika, który z wyprężoną piersią stał koło mnie z wystawionymi przed siebie rękoma. Domyślając się, o co mu chodzi, położyłam na nich głowę Katiana i stanowczym krokiem poszłam za Lokim.
- O czym tak myślisz?- zapytał Psotnik, kiedy zrównałam z nim marsz
- Przewidziałeś jego ruch?
- Nie.
- To jak udało ci się tak szybko zakończyć pojedynek?- dopytywałam pełna zaskoczenia, ale też podziwu
- Katian nigdy nie umiał trzymać rąk przy sobie, a to nie był jego pierwszy pojedynek. Wiedziałem, że kiedyś przyda mi się ta wiedza, więc kilka z nich zobaczyłem. Zawsze zaczynał tym samym ruchem. Nie trzeba być wielkim geniuszem, aby domyślić się, że tym razem zastosuje tą samą technikę. W końcu, dlaczego miałby tego nie robić? Przecież każdy, z kim walczył w podobny sposób, już nie żyje.- wyjaśnił spokojnie Loki, a na jego ustach błąkał się pełen pogardy uśmieszek. Już nieco mniej oszołomiona, przytaknęłam dla potwierdzenia, że dotarły do mnie jego słowa.
- Nie mogłeś mi powiedzieć wcześniej?- zapytałam w końcu
- Nie pytałaś.
- Na Boga, muszę o wszystko pytać?- syknęłam.- Widziałeś, jak się denerwowałam. Dlaczego tak ważne informacje zawsze zachowujesz dla siebie? Bawi cie to? Naprawdę lubisz oglądać, jak się męczę?- dopytywałam coraz bardziej wzburzona, no bo, cholera, tak przynajmniej zaoszczędziłabym sobie nerwów, a ten idiota zniszczył mi cały poranek!
- Viv.- przerwał mi Loki stając przede mną.- Nic mi nie jest. Już po wszystkim.- dodał uspokajająco
- I masz szczęście, bo inaczej sama skopałabym ci tyłek, a naprawdę nie mam na to humoru.- odpowiedziałam nie reagując na jego potulny uśmieszek i nie czekając, weszłam na schody prowadzące do wrót pałacu. Przez całą drogę do pokoju, Loki nie odezwał się ani słowem, za co byłam mu minimalnie wdzięczna.
Dopiero przed drzwiami Psotnik ponownie przerwał ciszę, jednak nie zwrócił się do mnie, tylko do służącej czekające przed jego drzwiami. Młoda kobieta, a raczej dziewczyna pod naporem spojrzenia mężczyzny, spuściła wzrok.
- Nie chcę widzieć żadnych śladów.- rozkazał swoim bezuczuciowym tonem składając na rękach służki swoją szable, następnie otworzył drzwi od swojej komnaty puszczając mnie przodem. Ignorując ich oboje, weszłam do środka i podeszłam do komody. Przy niej od razu zdjęłam diadem odkładając go na specjalną poduszkę i ściągnęłam rękawiczki. Nie wiedziałam, dlaczego, ale miałam wrażenie, że każdy element garderoby, który miałam na sobie, będzie mi przypominał o strachu i niepewności, które dzisiaj przeżyłam.
Kiedy składałam pelerynę, poczułam, jak Loki oplata mnie rękoma w talii, a potem składa wyjątkowo odprężający pocałunek na mojej szyi. Przymknęłam oczy rozluźniając się w jego ramionach.
- Przepraszam.- powiedział. Niedbale odłożyłam pelerynę na komodę i odwróciłam się w kierunku Psotnika patrząc w jego oczy.- Masz rację, nie powinienem ukrywać przed tobą swoich planów. To było samolubne z mojej strony. Przepraszam.- ciągnął. Nie potrafiłam się na niego gniewać. W sumie już nawet nie pamiętałam, o co byłam zła, więc jedyne, co zrobiłam, to ponownie przytaknęłam i skryłam twarz w zagłębieniu szyi mężczyzny zaciągając przy tym zapachem jego skóry.
- Już wszystko w porządku.- zapewniłam
Staliśmy przez chwilę w ciszy, niestety ktoś zapukał do drzwi. Z lekkim ociąganiem odsunęliśmy się od siebie, by Loki mógł sprawdzić, o co chodzi. W tym czasie ponownie zajęłam się peleryną, ale tym razem odłożyłam ją na miejsce.
- Viv.- rzucił obojętnie Psotnik i odszedł od drzwi. Nie będąc pewna, co miał oznaczać ten znak, podeszłam do nich. Jak się okazało, przed wejściem czekała główna służącą Jane.
- Witaj, pani. Wybacz, że niepokoję cię tak wcześnie, ale panienka Jane prosiła, bym po ciebie przyszła.- wyjaśniła kulturalnie
- Dobrze, przekaż jej, że zaraz przyjdę.- poprosiłam i wróciłam do pokoju zamykając przy tym drzwi.
- Wcześnie wstała.- zauważył Psotnik kończąc zdejmować z siebie zabrudzony kombinezon, który chwilę później powiesił na wieszaku koło lustra, tak, aby służba zajmująca się utrzymaniem porządku w komnacie, nie zapomniała zabrać stroju do czyszczenia.
- Nie ma co się dziwić, w końcu dzisiaj jej wielki dzień.- zauważyłam podchodząc do lustra. Przed nim złapałam za zamek sukni i z lekkim trudem rozpięłam go, ściągając z siebie kreacje. Szybko zamieniłam ją na prostą, krótszą sukienkę w kolorze bordo, którą założyłam przez głowę. Wiedząc, że muszę się spieszyć, podeszłam do Lokiego, który ubrany w białą koszule i brązowe spodnie, siedział na swoim ulubionym miejscu.
- Do zobaczenia później.- powiedziałam w geście pożegnania całując go w policzek
- Do zobaczenia.- odpowiedział tylko obdarzając mnie uśmiechem. Nie mogąc poświęcić mu więcej czasu, pokierowałam się do wyjścia. W spokoju doszłam do pokoju Jane i delikatnie zapukałam do jej drzwi. Zdziwiłam się, gdy nikt mi nie odpowiedział, mimo to weszłam do środka.
- Jane?- zapytałam nie mogąc zlokalizować brunetki
- No nareszcie!- usłyszałam głos kobiety dosięgający z łazienki. Po chwili moim oczom ukazała się również jej postać, ubrana w ręcznik, z mokrymi włosami i nieco zezłoszczonym spojrzeniem.- Ile można na ciebie czekać? W wyznaczonym pokoju cie nie ma, u Lokiego cie nie ma, co ja mam za tobą latać po całym zamku i cię szukać?
Nie do końca wiedziałam, jak zareagować. Jane wyraźnie nie była w humorze do jakichkolwiek kompromisów, więcej, zdawała się być niezadowolona, że ten dzień w ogóle ma miejsce.
- Ja... Przepraszam, załatwiałam z Lokim ważne sprawy.- wyjaśniłam nieco zbyt ostrożnie.
- Hekate też nie ma, a przecież dzisiaj wychodzę za mąż! Tak naprawdę nie mam dużo czasu, a jeszcze tyle przygotowań przede mną! Musimy się spieszyć!- ciągnęła, lecz teraz przynajmniej wiedziałam, że jej kiepski humor był spowodowany stresem związanym ze ślubem. Przez cały tydzień nie panikowała i wszystko znosiła całkiem nieźle, to najwidoczniej teraz odreagowuje.
A jeżeli tak, to czeka mnie ciężki dzień.
Loki
Zapukałem do salonu, z którego miałem odebrać Jane. W końcu, to moim obowiązkiem było poprowadzenie jej przed oblicze Odyna, który będzie prowadził całą ceremonię. Taka symbolika, nic na to nie poradzę. Przekazanie kobiety dla innego mężczyzny jest dużym wydarzeniem, niestety ojciec Jane jest człowiekiem. Oczywiście w Asgardzie nikt nie jest dyskryminowany, ale... Odyn uznał, że nie będzie obciążał śmiertelnika tyloma obowiązkami i zasadami dotyczącymi udziału w takiej uroczystości. Przynajmniej on tak to tłumaczy. Dlatego wszystko spadło na mnie.
Drzwi otworzyła mi Hekate. Widząc mnie, w geście uległości zwiesiła lekko głowę i cofnęła się. Spokojnie wszedłem do środka dostrzegając Jane stojącą przed dużym lustrem, oczywiście już ubraną w suknię ślubną. Wyglądała naprawdę pięknie, musiałem to przyznać. Mirella jak zwykle wykazała się niezwykłą znajomością panujących trendów, indywidualnych potrzeb kobiety i idealnego wręcz wyczucia cienkiej linii między kiczem, a królewskim bogactwem. Do tego egzotyczna, jak na tę krainę, uroda Jane wkomponowała się kreację podkreślającą figurę brunetki.
Przez to dopiero po chwili przeniosłem spojrzenie na Viv stojącą obok. Zacząłem swoją obserwacje od samego dołu, chcąc jak najdłużej cieszyć oczy tym widokiem. Suknia, z tyłu sięgająca podłogi, z przodu odsłaniała zgrabne nogi odziane w czarne szpilki. Dalej, subtelnie pokazywała kolana, a piękny, zielony połyskujący materiał kontrastował z bladą skórą. W końcu ujrzałem smukłą talię, wydatny biust, długą szyję aż proszącą o składanie na niej pocałunków*. Wszystko wspaniale, gdyby nie ta załamana mina dziewczyny.
Jej przyczynę dostrzegłem po chwili. Jane z niezadowoleniem kazała stylistce przepiąć krótki welon o centymetr to w prawo, to w lewo. Wyglądało na to, że nic jej nie pasowało.
- Nie, no, ten welon to katastrofa.- jęknęła
- Tak, jak było na początku, było naprawdę ślicznie.- przekonywała Viv starając się wykrzesać z siebie resztki optymizmu.
- To przepnij tak, jak było na początku.- rozkazała Jane, więc znudzona już służąca odpięła welon od włosów brunetki, nieco go wyprostowała i ponownie wpięła we fryzurę, tym razem tuż nad wymyślnymi warkoczami. Następnie zabrała ręce. Nastała pełna wyczekiwania chwila, w której Jane krytycznym wzrokiem oceniała swój widok w lustrze. W tym czasie podszedłem do Viv i skinieniem odpowiedziałem na jej ciche "hej".
- Teraz to wyglądam grubo. Mówiłam, że to mnie pogrubia.- załkała brunetka bezradnie opuszczając ręce i niedbale wskazując na miejsce łączenia gorsetowej góry z rozłożystym dołem kreacji. I doszedłem do wniosku, że gdybym musiał spędzić w takim towarzystwie cały dzień, prędzej bym zabił siebie albo kogoś, niż wytrzymał.
- Wszystko jest w porządku, pani.- zapewniła stylistka z przekonaniem
- Dla was wszystko jest w porządku.- skwitowała brunetka. Przez jej słowa Viv popatrzyła na mnie, a prośba czy nawet błaganie było nazbyt widoczne w jej oczach.
- Jane..- zacząłem zwracając na siebie uwagę kobiety.- Wyglądasz pięknie. A skoro nawet ja to mówię, to to musi być prawda.- zapewniłem spokojnie
- Thor będzie zachwycony?- dopytywała Viv przytulając się do mnie, więc lekko objąłem jej odsłonięte ramiona ręką.
- Naturalnie.- potwierdziłem wiedząc, że za inną odpowiedź Viv by mnie co najmniej zabiła. W dodatku, że do Jane ten argument najwidoczniej przemówił najbardziej.
- Naprawdę tak myślisz?- zapytała
- Oczywiście.- przytaknąłem
- Tylko się uśmiechnij.- dodała jeszcze Viv sama obdarzając przyjaciółkę uśmiechem. Ta ponownie spojrzała w lustro i delikatnie, jakby nieśmiało uniosła kąciki ust do góry. I może nie był to uśmiech godny przyszłej królowej, ale dał mi nadzieję, że jednak mojego stroju nie naznaczą kolejne plamy krwi.
______________________________________
* Od razu pragnę podkreślić, że opis wyglądu Viv jest WYIDEALIZOWANY. Jak wiadomo, kobieta dla swojego mężczyzny jest najpiękniejsza itp itd. W tym wypadku jest tak samo, więc to, że Loki widzi Viv jako smukłą, seksowną, pociągającą, och, ach, to nie oznacza, że ona taka jest naprawdę.
A.J. Hallen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro