Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Zapukałam do komnaty Jane i weszłam do środka. Kobieta niespokojnie krążyła po pokoju, a gdy tylko mnie zobaczyła, szybko do mnie podeszła.

- I jak?- zapytała od razu

- Wyobrażasz sobie, aby Thor mógł przegrać?- odparłam rozbawiona jej zachowaniem. Mojej koleżance wyraźnie ulżyło, bo odetchnęła spokojnie zamykając przy tym oczy i rozluźniła wcześniej spięte ramiona.

- Nie i nawet nie zamierzam.- oznajmiła z lekkim uśmiechem

- Gotowa?- dodałam. Kobieta zrobiła zaskoczoną minę, jakby przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym. I zakładam, że właśnie tak było.

- Ups. Dasz mi chwilę?- poprosiła ze skruchą w oczach. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam głową, na co brunetka szybko podeszła do szafy i z zamachem ją otworzyła. Aby jej nie przeszkadzać, postanowiłam pójść do Kat. Przeszłam do bocznych drzwi i zapukałam w nie. O dziwo nie uzyskałam odpowiedzi, jednak nacisnęłam klamkę i zajrzałam do środka. Jak się okazało, Hekate nie było w sypialni. Zaskoczyło mnie to, bo Kate ze swoją nieśmiałością i obowiązkowością zazwyczaj nie wychodziła z komnaty. W dodatku ni sama.

- Widziałaś gdzieś Kat?- zapytałam Jane ponownie zamykając złote drzwi

- A nie było jej z tobą?- odpowiedziała pytaniem na pytanie zmieniając przy tym suknie. Wcześniej była ubrana w lekką, zwiewną, czerwoną sukienkę, teraz wybrała biało-złotą z długim, delikatnie rozkloszowanym dołem.

- No właśnie nie.- mruknęłam.- Pomóc?- dodałam widząc, jak kobieta siłuje się z zamkiem.

- Jakbyś mogła?- odparła. Podeszłam do koleżanki i również z lekką trudnością zapięłam suwak.- Dzięki.

- Nie ma sprawy.- zapewniłam przyglądając się Jane. Ta w tym czasie rozczesałam dokładnie włosy, związała je w kucyk zostawiajac po bokach dwa, długie pasma, po czym z reszty włosów zwinnie zaczęła pleść warkocza, którego później dokładnie owinęła wokół gumki i dalej, tworząc dość ciekawą kombinację koka.

Byłam pozytywnie zaskoczona, bo kobieta naprawdę zachowywała się jak przyszła władczyni.

- Od kiedy tak dobrze znasz się na życiu królewskim?- zapytałam. Przyszła panna młoda zerknęła na mnie odciągając spojrzenie od lustra, po czym dalej sprawnie wpinała wsuwki we włosy.

- Odkąd Thor mi się oświadczył, byłam przygotowywana do roli królowej. Nawet nie wiesz, ile to roboty.- odpowiedziała spokojnie z rozbawieniem w głosie.

- Uwierz mi, wiem.- odparłam.- A jak to się stało, że Thor ci się oświadczył?- zapytałam. Przez moje pytanie na ustach ciemnowłosej pojawił się szeroki uśmiech, a na policzki wstąpił lekki rumieniec.

- Normalnie. Kiedy byłam z nim w Asgardzie, Thor pewnego dnia zniknął na kilka godzin, a potem, w nocy zabrał mnie na przejażdżkę konno. Wyjechaliśmy gdzieś nad wodę, chodziliśmy po plaży w świetle księżyca trzymając się za ręce i rozmawiając. Było bardzo romantycznie. W końcu, on zatrzymał się przede mną i wyznał, że chce mi coś powiedzieć. Był bardzo zestresowany i ogółem ciężko mu było się odezwać, więc myślałam, że chodzi mu o to, że znów będzie musiał zniknąć z mojego życia na kilka lat, a doskonale wiedział, jak bardzo tego nie znoszę. Jednak on w końcu wyznał, że nie może już znosić naszych rozłąk i, że chce spędzić ze mną resztę swojego życia. Potem uklęknął, wyjął z kieszeni pierścionek, który z resztą okazał się za duży i zapytał, czy zostanę jego żoną. Oczywiście zgodziłam się, potem był bal zaręczynowy, a teraz jesteście wy i ślub za kilka dni.- wyjaśniła lekko rozmarzonym głosem kobieta myślami wracając do tamtych chwil, a później pokręciła głową starając się wrócić do rzeczywistości.

- Cudowne.- stwierdziłam słysząc tą historię. Naprawdę uważałam, że taki sposób oświadczyn jest na pewno marzeniem nie jednej dziewczyny, a Thor spisał się na medal.

Szkoda, że nie wszyscy tak umieją.

- A jak to zrobił Loki?- zapytała nagle Jane przekręcając się na siedzeniu tak, aby patrzeć na mnie. Już dawno ugadałam z nim tą kwestię, więc doskonale wiedziałam, co odpowiedzieć.

Uśmiechnęłam się lekko i starając się wyobrazić sobie całą scenę, zaczęłam opowiadać.

- Loki pewnego czwartku o godzinie 17:44 powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Kazał mi się ubrać tak, aby mi było wygodnie i dodał, że przyjdzie po mnie o 20. Tak też się stało. Gdy tylko zapukał do mojego pokoju, zapytałam go, gdzie idziemy. Nie odpowiedział, tylko poprowadził mnie do windy i dalej, poza budynek. Rozmawiając o jakiś bzdurach, bo chyba o ziemskim szkolnictwie dotarliśmy poza centrum. Wtedy on pociągnął mnie w jedną z ciemnych uliczek i stamtąd teleportował nas na jakąś górkę gdzieś w środku lasu. Potem dowiedziałam się, że dalej musimy iść pieszo. Przez cały czas próbowałam wyciągnąć coś z Lokiego, ale on milczał. W końcu dotarliśmy na szczyt, z którego zobaczyłam światła miasta w oddali. To był Paryż, jedno z ulubionych miast Lokiego. Akurat wschodził księżyc, pamiętam, była pełnia, księżyc był wtedy wyjątkowo blisko i miał pomarańczową barwę. Przepiękny widok. Stanęliśmy koło barierki na platformie obserwacyjnej i zaczęliśmy rozmawiać. Loki zapytał mnie o to, jak widzę przyszłość. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, więc powiedziałam mu... no, co powiedziałam. A gdy zadałam mu to same pytanie, wyznał, że nie wyobraża sobie swojej przyszłości beze mnie, że jest za stary na takie związki i w końcu, że zrobi wszystko, abym tylko zgodziła się być jego. Po tym uklęknął, wystawił przed siebie dłoń, na której było małe pudełeczko. A gdy je otworzył, moim oczom ukazał się najpięknieszy pierścionek, jaki widziałam. Oczywiście z zielonym diamentem. Nie mogłam postąpić inaczej, niż po prostu się zgodzić. Po tym Loki pocałował mnie tak, jak nigdy wcześniej jeszcze bardziej utwierdzając w przekonaniu, że podjęłam właściwą decyzję. I nie żałuję do dziś.- wyznałam z lekkim uśmiechem, jednak po skończonym monologu pomyślałam, że każdy, kto choć trochę głębiej poznał Lokiego, to wie, że coś takiego nie jest w jego stylu. Byłoby bardziej intymnie, ale oboje stwierdziliśmy, że czegoś takiego nie będziemy mogli powtarzać, więc została ta wersja.

- Nie spodziewałam się po Lokim czegoś takiego. Nie wydaje się być romantyczny.- zauważyła z uśmiechem Jane

- On skrywa wiele tajemnic, a teraz chodźmy, bo się spóźnimy.- przypomniałam. Kobieta przytaknęła zgadzając się ze mną i wstała z ozdobnego krzesła. Przed wyjściem jeszcze raz zapukałyśmy do komnaty Hekate, ale i tym razem odpowiedziała nam głucha cisza. Nie zrażając się tym, weszłam do środka szukając jakiejś karteczki, którą mogłaby zostawić bogini, jednak nic takiego nie znalazłam.

Postanowiłam nie martwić się i zaufać Kat. W końcu, kobieta mimo delikatnej postury umiała bardzo dobrze walczyć. Już ja i Loki o to zadbaliśmy. Wierzyłam też, że bez ważnego powodu szarooka nie odeszłaby nie mówiąc mi o tym. Poza tym, była dorosła. Mogła chodzić gdzie tylko zechce bez mojego nadzoru.

Wzruszyłam ramionami i podeszłam do drzwi prowadzących na korytarz.

- Zaczekaj.- dodałam jeszcze do Jane i wyjrzałam na hol patrząc, czy aby przypadkiem w zasięgu wzroku nie ma Thora. Na szczęście nie było go, więc mogłyśmy spokojnie opuścić nasze pokoje.

Szłyśmy w kierunku sali, gdzie miał się odbyć bankiet mający na celu świętowanie zwycięstwa księcia Asgardu. Oczywiście kobiety i mężczyźni bawili się oddzielnie, dlatego  ja i Loki znów byliśmy rozłączeni.

W zasadzie coraz cześciej przyłapywałam się na myśleniu o tym, co psotnik robi w danym momencie, co on by zdobił z daną sprawą, lub jak on sobie radzi. Czasem nawet zastanawiałam się, czy on też o mnie myśli, ale starałam się trzymać swoje przeczucia na wodzy i nie zawracać niepotrzebnie uwagi czarnowłosego. Chociaż w sumie czemu nie?

Nie myśląc o tym więcej, razem z Jane weszłyśmy na salę balową, gdzie odbywała się biesiada.

Pomieszczenie było duże, jednak nie największe z możliwych tutaj. Złote ściany i kolumny, po lewej od drzwi kilku muzyków odzianych w odświętne stroje grało spokojny utwór z gatunków klasycznych. Kobiety rozmawiały pomiędzy sobą, a muzykę co chwila przecinał śmiech którejś z nich.

Gdy tylko znalazłyśmy się w tłumie, niektórzy goście podeszli do Jane gratulując jej wyboru narzeczonego, inni zaś ukradkiem wysyłali w jej kierunku zazdrosne spojrzenia. Starałam się wyłapywać takie osoby, aby mieć je na oku.

W końcu, nie mogę pozwolić, aby Jane coś się stało.

Starałam się nie okazywać swojego znudzenia rozmawiałam z innymi, najcześciej odpowiadając na pytania. Tak, jak się domyślałam, wizyta kogokolwiek z Hadesu jest niezwykłym wydarzeniem zważywszy na to, że mój ojciec nie był pozytywnie nastawiony do takich spotkań. Dlatego też starałam się nikogo do siebie nie zrażać, jednak nie byłam sztucznie miła. Czasem nawet musiałam kogoś spławić przez jego natrętność, ale starałam się robić to delikatniej, niż zazwyczaj.

- Mamo!- zawołał ktoś za mną, więc szybko odwróciłam się. Narvi i Hel przedzierali się przez tłum uważając, aby nikomu nie zrobić krzywdy, ale również, aby nikt im nie zrobił krzywdy.

- Tak?- zapytałam z uśmiechem, który wpływał na moje usta zawsze, gdy widziałam rodzeństwo.

- Mamo. Mamy do ciebie pytanie. Lawer i inni poszli przed pałac bawić się w "zgadnij, gdzie?". I nie obraź się, ale tutaj jest strasznie nudno. Możemy do nich dołączyć?- wyjaśniła Hel

- A co to za zabawa?- zapytałam zdziwiona słysząc nową dla mnie nazwę

- Coś podobnego do naszych podchodów. Dzieciaki ukrywają w pałacu lub gdzieś, gdzie się bawią wybrany przez siebie przedmiot. Potem dla przeciwników zostawiają wskazówki, jak to coś odnaleźć. Aby móc odebrać artefakt, kiedy już go odnajdą, szukający muszą w walce pokonać tych strzegących przedmiotu. Jedna z wielu tutejszych zabaw. Brzmi groźnie, ale to nic strasznego.- wyjaśniła Jane stając obok mnie

- Dokładnie.- potwierdził Narvi

- A na co będziecie walczyć?- zapytałam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu

- Na woreczki z wodą.- odpowiedziała szybko Hel z uśmiechem na twarzy

- To jak? Możemy iść?- dopytywał chłopiec. Przez chwilę patrzyłam na rodzeństwo obmyślając wszystkie "za" i "przeciw", ale doszłam do wniosku, że są tylko dziećmi, a ja nie powinnam zabraniać im zabawy.

- Dobrze. Idźcie. Tylko uważajcie na siebie.- poprosiłam. Rodzeństwo uśmiechnęło się szerzej i z błyszczącymi oczami rzuciły szybkie "Dziękujemy." oraz "Jak zawsze." i pobiegły w tylko sobie znanym kierunku. Pokręciłam rozbawiona głową i z powrotem odwróciłam się w kierunku Jane, która właśnie z kimś rozmawiała. Nie chcąc im przerywać rozejrzałam się po sali, gdy nagle mój wzrok zatrzymał się na czerwono-czarnych włosach Kat, która właśnie szła w moim kierunku. Zaczekałam na nią śledząc jej kroki, a gdy szarooka złapała ze mną kontakt wzrokowy, z rumieńcem na policzkach spojrzała na podłogę. Tym zaniepokoiła mnie jeszcze bardziej, bo nigdy się tak nie zachowywała.

- Przepraszam za spóźnienie.- zaczęła czarodziejka podchodząc do nas

- Nic się nie stało. Tylko następnym razem proszę cię, chociaż mów, że wychodzisz.- odpowiedziałam spokojnie

- Wiem, moja wina. Po prostu poszłam do ogrodów i straciłam rachubę czasu.- wyznała już trochę pewniej, tym samym udowadniając mi, że coś kręciła. Może i mówiła mi prawdę, ale nie całą.

- Coś ukrywasz.- stwierdziłam. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona, a jej reakcja tylko potwierdziła moje podejrzenia.- Ale to nie ważne. Jesteś dorosła, możesz robić co zechcesz.- dodałam ze szczerym uśmiechem. Kat trochę odetchnęła i przytaknęła głową.

- O, Kat! Gdzie byłaś? Martwiłyśmy się.- zapytała Jane kończąc wymianę zdań z poprzednią rozmówczynią. 

- Byłam w ogrodzie.- wyjaśniła szarooka

- No tak, cudne miejsce. Sama często tam siedzę.- odparła brunetka śmiejąc się lekko. Nasz krótki dialog przerwało ciche chrząknięcie, więc wszystkie spojrzałyśmy w tamtym kierunku. Przed nami stała młoda, złotowłosa kobieta, do której nie przywiązałam większej uwagi.

- Przepraszam, że wam przeszkadzam.- zaczęła melodyjnym głosem

- Nic się nie stało. O co chodzi?- zapytała Jane

- Przyszłam ci pogratulować, pani. Książę z niesamowitym zapałem walczył o prawo do twej ręki. Nie każdy jest gotów na takie poświęcenie.- wyznała złotowłosa z ciepłym uśmiechem

- Och, dziękuje, to bardzo miłe z twojej strony. Sssssirin?- dokończyła niepewnie ciemnowłosa

- Sygin.- poprawiła, a ja ze zdziwiona rozszerzyłam oczy.

Czy to TA Sygin?

- Wybacz, nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich imion w tak krótkim czasie.- odpowiedziała przepraszająco Jane, podczas, gdy ja dalej przyglądałam się kobiecie.

Była naprawdę ładna, nawet powiedziałabym, że piękna. Miała duże, niesamowicie turkusowe oczy, delikatne rysy twarzy, długie włosy w kolorze złota i pełne usta ukazujące w uśmiechu białe zęby oraz dołeczki tylko dodające jej uroku. W dodatku jej ciało było zgrabne, idealnie proporcjonalne, a skóra w zdrowym kolorze brązu nieskażona nawet najmniejszym śladem skaleczenia.

Jednym słowem, doskonała.

Widząc ją poczułam się dziwnie mała i nic nieznacząca. Tak naprawdę nawet nie powinnam się do niej porównywać. Ona, pogodna, otwarta na ludzi, doskonała pod każdym względem, kwintesencja kobiecości.

I ja. Szukająca w każdym ukrywanej prawdy, zamknięta w sobie, ze skazą na psychice, w dodatku z blizną w każdym możliwym miejscu, niestandardowych włosach i dziwnych oczach. W porównaniu z nią byłam tylko słabą kopią tego, co kiedyś miało być piękne. Miało być idealnie- wyszło najwyżej miernie.

- Nic nie szkodzi, pani.- odpowiedziała Sygin

- To dobrze. A korzystając z okazji chciałabym cię zapoznać z moimi przyjaciółkami. Hekate..- wyznała wskazując na kobietę po swojej lewej.

- Mimo mi cię poznać.- powiedziała jasnowłosa dygając z gracją

- Mi ciebie również.- odparła Kat wykonując w kierunku Asynii lekki ukłon

-... i Vivekę.- dokończyła ciemnowłosa tym razem wskazując na mnie. Za dłonią Jane powędrował wzrok jasnowłosej, która witając mnie wykonała taki sam gest, co w przypadku poznania Kate.

Naprawdę nie chciałam się przed nią kłaniać. Było to dla mnie największe upokorzenie, jakiego miałabym doświadczyć w ciągną ostatnich kilku lat. Jednak jestem królową i muszę zachować się tak, jak królowej przystaje.

Maską królewskiej elegancji zamaskowałam prywatny uraz i wykonałam symboliczny skłon w jej kierunku.

- Wybacz moje pytanie, ale to ty jesteś tą królową Helheimu, o której mówią wszyscy?- zapytała niepewnie Sygin

- Nie sądziłam, że moje imię jest na ustach wszystkich na zamku.- odpowiedziałam

- Jesteś sławniejsza, niż ci się wydaje, pani.- zapewniła z urzekającym uśmiechem.- Mogę ci mowić po imieniu?- dodała niewinnie. Na usta cisnęła mi się przecząca odpowiedź, jednak...

"Najlepszym sposobem na uśpienie czujności wroga jest zawiązanie z nim sojuszu."

- Pod warunkiem, że będę mogła robić to samo.- odpowiedziałam z uśmiechem

- Będę zaszczycona. W takim razie, Viveko, co robisz w Asgardzie?- zapytała

- Przybyłam na ślub przyjaciółki. Nie mogłam opuścić takiego wydarzenia.- odpowiedziałam w uśmiechem patrząc na Jane, która odpowiedziała tym samym.

- A przy okazji została moją czołową druhną.- dopowiedziała ciemnowłosa

- Naprawdę? To nie dziwię się, że wzbudzasz takie zainteresowanie, szczególnie wsród tutejszych mężczyzn.- oznajmiła Sygin śmiejąc się lekko

- Niestety już zwróciłam na to uwagę.- mruknęłam dalej brzmiąc optymistycznie.

Czasami sama jestem pod wrażeniem swoich zdolności aktorskich.

- No tak. Spytałabym się, czy któryś z Asgardczyków wpadł ci już w oko, ale widziałam twoją córkę, więc to pytanie byłoby nie na miejscu.- stwierdziła z rozbawieniem

- Tylko córkę?- dopytywała Jane z lekkim zdziwieniem

- Tak, rozmawiałaś z nią niedawno. Śliczna, czarnowłosa dziewczynka. Tylko kim jest ten szczęściarz mogący zostać ojcem tak uroczej istoty?- zapytała. Wiedziałam, że Sygin nie ma wobec mnie złych zamiarów, nie wiedziałam jednak, jak zareaguje na wieść, że jej były niedoszły narzeczony jest teraz moim mężem.

Cóż. Czas się przekonać.

- Loki.- wyznałam łagodnym tonem. Na początku w oczach kobiety pojawiło się zaskoczenie, ale potem smutek, który szybko przerodził się w ból.

Czyli jednak dalej wiązała z nim jakieś nadzieje.

- Masz na myśli drugiego z książąt Asgardu? Lokiego Odinsona?- dopytywała

- Z tego, co wiem, to używa teraz nazwiska Laufeyson.

- Ach, racja. Dziwne, że nie wspomniał o tobie, kiedy rozmawialiśmy.- myślała na głos jasnowłosa, a ja pomyślałam, że kiedyś przez niego zwariuje.

- Widzieliście się? Kiedy?- odparłam nie zmieniając tonu ani mimiki twarzy

- Tak, wczoraj wieczorem.- wyznała Sygin z lekkim uśmiechem. -czyli tuż przed naszą rozmową na jej temat. To dlaczego nic nie powiedział i postanowił to zataić? I dlaczego nie powiedział Sygin, że na żonę i dzieci?- zastanawiałam się.- O niczym nie powiedział?- dodała z zawodem w głosie

- A, racja. Coś tam mówił, że cię spotkał. Zapomniałam.- skłamała, przez co w oczach blondynki zobaczyłam płomyki nadziei i wcale mi się to nie podobało.

- Nic się nie stało. I może to nie odpowiednie pytanie, ale... te blizny... skąd je masz?- z ust Sygin wypłynęło kolejne pytanie, a ja poczułam, że moja kolejna bariera pęka coraz bardziej odsłaniając delikatne wnętrze. Trafiła w mój czuły punkt.- Mam nadzieje, że to nie z Helheimu.- dodała ze zmartwieniem

- W naszej krainie to ślady żywej historii, a ten, kto je ma, jest powszechnie szanowany.- wyjaśniła z dumą Kat

- Współczuje.- powiedziała blondynka z troską

- Nie masz czego.- zapewniłam dalej starając się brzmieć przyjaźnie, co coraz ciężej mi przychodziło.- A teraz, jeżeli pozwolicie, pójdę do łazienki.

- Musisz przypudrować nosek?- zapytała żartobliwie Jane, jednak żart zrozumiałyśmy tylko my dwie.

- Oczywiście.- odparłam śmiejąc się lekko i poszłam w kierunku drzwi do sali.

Tak naprawdę chciałam wyjść. Po prostu chciałam wyjść. Te pytania zaczynały mnie męczyć przywołując nieprzyjemne myśli. I teraz naprawdę żałowałam, że nie jestem już jednym z Avengers. Wtedy najzwyczajniej w świecie poszłabym na trening wyżyć się na worku treningowym, albo wyszłabym pobiegać. Niestety teraz takie opcje nie wchodziły w grę, więc jedyne, co mogło mi pomóc, to czas.

Przeszłam główny korytarz i już miałam wejść do łazienki, gdy ze środka usłyszałam, że ktoś wymówił moje imię. Postanowiłam zatrzymać się przy ścianie i przysłuchać rozmowie.

-... nie wiem, co on w niej widzi. Przecież nawet ładna nie jest. W ogóle, widziałaś jej ciało?- powiedział ktoś wewnątrz

- Tak! To jest okropne! Przecież kobieta nie powinna tak wyglądać! Ale jestem pewna, że Loki jest z nią tylko dla władzy.- odparł równie oburzony rozmówca. Nie powiem, trochę mnie to zabolało. Byłam prawie pewna, że kobiety rozmawiające między sobą nawet mnie nie znały, co nie zmieniało tego, że w pewnym stopniu miały racje.

Kobieta nie powinna tak wyglądać.

- No innej opcji nie ma. Jedynym plusem tej całej Viv jest rodowód. Viveka. Co to za nędzne imię?- ciągnęły kobiety.

Z jakiegoś powodu rozbolała mnie głowa. Lekko zawiedziona pokręciłam nią i potarłam palcami o skroń. Nie sądziłam, że wszyscy myślą o mnie takie rzeczy.

- Witaj, Viv.- koło mnie rozbrzmiał nagle czyjś głos. Zdziwiona podniosłam wzrok natrafiając na niebiesko-szare oczy Baldera.

- Witaj.- odpowiedziałam uśmiechając się

- Wszystko w porządku?- ciągnął zmartwiony

- Tak..- zapewniłam, jednak mężczyzna przeniósł spojrzenie na wejście do łazienki i ruszył w tym kierunku.

- Lady Brestar, czy mi się wydaje, czy nie powinna pani mówić o kimś, kogo pani nie zna?- zapytał blondwłosy wyniosłym tonem

- O! Balder. Witaj. Nie sądziłam, że nas podsłuchujesz.- odpowiedziała tajemnicza Lady Brestar na początku przyjaźnie, a potem z wyrzutem.

- Jak się zapewne domyśliłaś, wszystko słychać na korytarzu. I proszę, nie mów więcej złych słów na temat królowej Dysnomii.- poprosił grzecznie mężczyzna

- O kim?

- O królowej Vivece. Inaczej będę zmuszony porozmawiać z twoim mężem. A nie chce tego robić.- ciągnął Balder. Przez chwilę panowała cisza, jednak przerwać ją postanowiła druga rozmówczyni

- W ogóle, Balderze, mój drogi, czy aby przypadkiem nie jest to damska toaleta?- zapytała. Mężczyzna symbolicznie spojrzał pod nogi i z urzekającym uśmiechem popatrzył z powrotem na kobiety

- Z tego, co mi się wydaje to nie przekroczyłem nawet jej progu.- odparł i faktycznie, dalej stał przed wejściem do łazienki. Kobiety nie odpowiedziały, za to Balder ponownie uśmiechnął się i lekko skłonił w ich kierunku.- Życzę miłego dnia.

Po tych słowach wrócił do mnie i delikatnie położył rękę na mojej talii drugą wskazując jakiś kierunek.

- Możemy się przejść?- poprosił łagodnie. Spokojnie odwróciłam się i poszłam w skazywane przez niego miejsce.

- Dziękuje za pomoc.- powiedziałam przybierając bezuczuciowy ton.

- Przyjemność po mojej stronie.- zapewnił z uśmiechem i razem ze mną wyszedł na taras, po czym stanął koło murku przy okazji przekręcając się w moją stronę.- Musisz bardziej uważać, Viv.- wyznał

- Ja? Ale na co?- zapytałam zdziwiona jego słowami

- Niektórzy za punkt honory postawili sobie zdobycie ciebie i to w większości po to, aby zdenerwować Lokiego. Uważaj na siebie.- wyjaśnił blondyn z uwagą przyglądając mi się

- Że co proszę?- odpowiedziałam niepewna, czy dobrze zrozumiałam. Ktoś może chcieć próbować mnie w sobie rozkochać tylko po to, aby zdenerwować Lokiego? Przecież to nie ma sensu.

- Przykro mi to mówić, ale taka prawda. Staram się z tym walczyć, ale...- ciągnął Balder.- Może i jestem szanowany, ale nie jestem w stanie zrobić wszystkiego.

- Jasne. Dziękuje za ostrzeżenie.- odpowiedziałam i zapatrzyłam się na widok na miasto, które było zadziwiająco opustoszałe.

- Balder? Tu jesteś... Może nie będę przeszkadzał?- powiedział jakiś mężczyzna za moimi plecami. Szczerze nie interesowało mnie to, kto to jest, więc nawet na niego nie spojrzałam.

- Nie, nic się nie stało. Już idę.- odpowiedział blondyn zwracając się do kolegi, po czym znów spojrzał na mnie.- Gdyby coś się działo, możesz do mnie przyjść. Pomogę ci.- zapewnił, a gdy nie odpowiedziałam, odszedł.

Nie do końca rozumiejąc, o co w tym wszystkim, chodzi zostałam na tarasie zatapiając się we własnych myślach.
_________________________
Wiem, 4 dni to dużo, ale naprawdę przez te 4 dni pisałam ten rozdział. Szkoła mnie nie oszczędza i nie obiecuje, że rozdziały będą pojawiały się częściej.

A. J. Hallen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro