Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Loki

Obudziłem się dobrą godzinę temu, ale dalej leżałem w łóżku. Promienie porannego słońca wdzierały się do pokoju przez duże okna, jednak nie sięgały naszego posłania. Słyszałem ciche, stłumione przez szkło i ściany śpiewy ptaków, co nadawało wszystkiemu wyjątkowo spokojnego klimatu a widok, jaki miałem przed sobą sprawiał, że od razu miałem dobry humor.

Viv dalej spała a ja, jak zahipnotyzowany, przyglądałem się jej. Blada cera dziewczyny kontrastowała z ciemnofioletowymi włosami, które lekko opadały na twarz zwieńczoną spokojnym i niewinnym wyrazem. Zamknięte powieki nie pozwalały mi patrzeć w jej cudowne oczy, a delikatnie rozchylone usta w kolorze malin wręcz prosiły się o to, abym złożył na nich pocałunek.

Istniało jednak ryzyko, że dziewczyna wyczuje na sobie mój wzrok, przez co wyrwałbym ją ze snu, czego nie chciałem. Zamiast tego uśmiechnąłem się tylko i odwróciłem głowę w stronę sufitu, w który zacząłem się bez sensu wpatrywać. Każda dodatkowa godzina snu zapewne była dla niej zbawieniem. W końcu widziałem, jak bardzo męczyło ją to życie. Nie była przystosowana do takiego rodzaju pracy, czy obowiązków, gdzie mnie przygotowywano do tego odkąd tylko pamiętam. Viveka musiała się jeszcze dużo nauczyć, ale jeszcze więcej już umiała. Była bardzo pojętną uczennicą, a praca z nią była dla mnie czystą przyjemnością. Miałem nadzieje, że niedługo i ona zacznie się czuć dobrze w miejscu, w którym się znajduje. Zasługiwała na to.

Dopiero po chwili wyrwany z zamyślenia zauważyłem, że oddech bogini znacznie przyspieszył, a wargi zacisnęły się w wyrazie niepokoju, jaki zapanował na jej twarzy. Zapewne śnił jej się koszmar. Nie pierwszy raz z resztą.

Westchnąłem cicho i objąłem fioletowowłosą ramieniem przytulając ją do siebie, po czym zacząłem delikatnie głaskać dziewczynę po głowie. Miałem nadzieje, że to pomoże.

Nie musiałem długo czekać, a oddech kolorowookiej powrócił do dawnego, spokojnego tempa, a ja uśmiechnąłem się tylko i pocałowałem jej czubek głowy dalej głaszcząc po włosach.

Nie zorientowałem się nawet, kiedy Viv się obudziła.

- To dlatego było mi tak wygodnie.- mruknęła przesuwając ciepłą dłonią po moim brzuchu. Na jej słowa uśmiechnąłem się pod nosem.

- Czyli od dziś zastępuje ci poduszkę, tak?- zapytałem żartobliwie.

- Skoro sam to zaproponowałeś?- odparła wygodniej układając się na moim ramieniu.

- I myślisz, że tak po prostu pozwolę ci na sobie spać?- rzuciłem

- O! Czyli mam ci coś jeszcze za to dać, tak?- odpowiedziała pytaniem na pytanie odsuwając się ode mnie i podpierając się na zgiętym ramieniu.

- A czego się spodziewałaś, skarbie?- zapytałem z uśmiechem robiąc ten sam gest, co ona.

- No nie wiem. Może jakiejś ulgi?- po tym pytaniu jej wzrok przez chwileczkę wyładował na moich ustach.

- Zastanowię się nad tym.- odpowiedziałem wplątując palce w jej włosy całując przy tym te cudowne usta.

Jak zwykle przerwało nam pukanie do drzwi. Zirytowany warknąłem patrząc w tamtą stronę a Viv sfrustrowana z powrotem położyła się na plecach ukrywając twarz w dłoniach.

- Nie ma nas.- jęknęła cicho i usiadła z zamiarem wstania.

- To dobry pomysł.- stwierdziłem powstrzymując  dziewczynę przed podniesieniem się i machnąłem lekko ręką, przez co drzwi się otworzyły, a do sypialni weszła jakaś służąca.

- Panie, są pewne kłopoty.- wyjaśniła kobieta patrząc w stronę mojego sobowtóra stojącego przy jednej z szaf.

- O co chodzi?- odezwał się mój klon.

- Jakaś dusza próbowała uśpić Cerbera.

- Niech Hekate dowie się kto to i wyśle go do Tartaru.- rozkazałem w imieniu kopii.

- Od razu tam?- upewniła się lekko zdziwionym głosem służka.

- Mam dzisiaj zły humor.- oznajmiłem, na co czarnooka lekko się ukłoniła i wyszła zamykając za sobą drzwi.

- Ciekawa perspektywa.- zaczęła Viv, która przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem.- Ale to poważna sprawa i jednak wolałabym się tym zająć sama.- dodała odrzucając kołdrę, którą była przykryta, na bok.

- Jak ty potrafisz wszystko zniszczyć. Kat sobie poradzi.- zapewniłem siadając i podpierając się z tyłu rękoma.

- Ale z tego, co pamiętam, to my tutaj jesteśmy od takich spraw.

- A pamiętasz pierwszą zasadę, jakiej cię nauczyłem?- zapytałem obserwując, jak bogini siada przed dużą toaletką i zaczyna rozczesywać poplątane włosy.

- My tutaj rządzimy.- powiedziała łapiąc ze mną chwilowy kontakt wzrokowy w odbiciu lustra.

- Dokładnie. My tutaj rządzimy. Nie możemy pokazać, że poddani mogą wejść nam na głowę. Kat sobie poradzi.- powtórzyłem dla większego przekonania.

- A co, jeżeli coś pójdzie nie tak? Jeżeli dla tej duszy jednak uda się uśpić Cerbera? Doskonale wiesz, że mają słabe punkty.- powiedziała fioletowowłosa a ja zirytowany opadłem z powrotem na łoże.

- To złapie ją ktoś inny pełniący wtedy straż.- stwierdziłem

- A jeżeli nie? Co, jeżeli uciekną też inne dusze i wrócą do świata żywych? Co, jeżeli...- ciągnęła, więc teleportowałem się za nią i ułożyłem swoje dłonie na jej ramionach. Tym gestem przerwałem wypowiedź dziewczyny, a ona sama popatrzyła w lustrzane odbicie moich oczu.

- Viv, wszystko da się naprawić. A ty za dużo się martwisz. Przecież nic się nie dzieje.- zauważyłem.

- Ale może się dziać. Po prostu jestem realistką. Loki, władza to nie tylko zabawa i rozkazywanie wszystkim. To też, a nawet przede wszystkim, odpowiedzialność. A my jesteśmy odpowiedzialni za to miejsce.- skwitowała kładąc swoje dłonie na moje.

- Wiem, akurat w tych sprawach wiem trochę więcej, niż ty, moja droga. I wiem, kiedy można odpuścić, a kiedy naprawdę są kłopoty. W dodatku, że zleciłem to zadanie twojej przyjaciółce. Nie musisz ufać mi, ale jej powinnaś. W końcu sama ją uczyłaś.

- Ufam ci. Nawet nie wiesz, jak bardzo.- zapewniła kolorowooka i westchnęła.- Może masz racje? Kat może i jest młoda, ale nadrabia bystrością.- zauważyła z bladym uśmiechem.

- Wiem to. Przecież też ją uczyłem.- odpowiedziałem wspominając treningi panowania nad magią, jakie prowadziłem dla Viv i Kat.

- Wiesz, co kiedyś mi powiedziała?- zapytała królowa Hadesu uśmiechając się do mnie. Uniosłem brew w geście zapytania, dzięki czemu ta kontynuowała.- Kiedyś zapytała się mnie, jaki byłeś jeszcze na ziemi. Zapewne zastanawiała się, czy od zawsze byłeś taki władczy i pewny siebie, jaki jesteś teraz, ale to tylko moje przypuszczenia. Wracając, powiedziałam jej, że i ty i ja byliśmy mniej pewni w tym, co robimy. Bo musisz przyznać, że to prawda. A Hekate wtedy stwierdziła, że było to spowodowane tym, że to była dla nas zupełnie nowa sytuacja, w której jeszcze się wtedy nie odnaleźliśmy. Wiesz, jak przeszliśmy już wszystko, od tortur po okłamywanie wszystkich w okół do udawania kogoś, kim nie jesteśmy, to tak teraz przyzwyczajenie się do takiej bliskości ze strony drugiej osoby było dla nas totalną nowością, którą dopiero co zdążyliśmy poznać, ale nie obeznać się z nią.- wyjaśniła fioletowowłosa i zaśmiała się lekko kręcąc przy tym głową. Muszę przyznać, że jej słowa wywarły na mnie niemałe wrażenie.

- W takim razie Kate jest mądrzejsza, niż przypuszczałem.

- Nieprawdaż? Jak ja mogłam tego nie zauważyć.- mruknęła dalej rozbawiona dziewczyna, po czym wstała odwracając się w moją stronę i splotła dłonie za moim karkiem.- Masz racje. Ona sobie poradzi.

- Ja zawsze mam racje, moja droga.- zapewniłem z uśmiechem kładąc ręce na jej talii.- A nam chyba coś przerwano. I chyba nie myślisz, że ci odpuszczę.

- A ty chyba nie myślisz, że możesz mieć wszystko, co tylko zechcesz.- odpowiedziała z tym samym uśmiechem kolorowooka robiąc krok do tyłu. Na moje szczęście tuż za nią stała toaletka, dzięki czemu ta nie mogła mi daleko uciec.

- A chcesz się przekonać, że jest inaczej?- zapytałem opierając dłonie na blacie po bokach dziewczyny.

- O! Czyli mam wybór? Jakiś ty łaskawy.- mruknęła ściszonym głosem, który z pewnością nie powinien działać na mnie tak, jak działał.

- Mam dzisiaj dobry humor.- odpowiedziałem i nie mogąc się dłużej powstrzymywać przywarłem do ust Viv, która z tą samą pasją oddała pocałunek.


***


Viv

Już drugą godzinę chodziliśmy po Erebos. Nawet nie wiem,jak daleko się zapuściliśmy, ale wiem, że nigdy w tym miejscu nie byliśmy. Nie przeszkadzało nam to. Lubiliśmy tak spacerować i odkrywać nowe miejsca.

Teraz znajdowaliśmy się w jakimś pięknym, starym lesie. Wokół było czuć zapach wilgoci i roślinności, który tylko dodawał uroku temu miejscu, ale powalone konary drzew nadrabiały tajemniczością sprawiając, że wszystko wyglądało, jak z bajki. Ptaki śpiewały, zwierzęta raz po raz przebiegały gdzieś koło nas, a my spokojnie szliśmy przed siebie co chwile śmiejąc się z coraz to nowo poruszanych tematów. Nagle Loki zatrzymał się i z niepokojem rozejrzał dookoła siebie. Przez to i ja byłam zaniepokojona.

-Loki? O co chodzi?- zapytałam z pozoru spokojnie kładąc mu na ramieniu dłoń. Spojrzałam w tą samą stronę, co on, ale prócz zielonej trawy, drzew i promieni słońca nie widziałam nic nadzwyczajnego.

- Albo mi się wydaje, albo...- zaczął i ruszył w kierunku, w którym patrzył. Dla pewności dotrzymałam mu kroku. Po chwili zobaczyłam małą skałę porośniętą mchem. Czarnowłosy obszedł ją dookoła, aż w końcu zatrzymał się i uśmiechnął się do siebie.- A jednak.

- Loki?- powtórzyłam tym razem bardziej dobitnie nie rozumiejąc, co się dzieje. Mężczyzna popatrzył na mnie i wyciągnął w moim kierunku rękę tym samym każąc mi podejść bliżej. Nie pewnie to zrobiłam stając koło niego.- I?- zapytałam

- Przyjrzyj się.- rozkazał zielonooki, więc posłusznie spojrzałam na skałę.

- No cóż. To jest kamień.- stwierdziłam ponownie patrząc ma męża. Ten pokręcił rozbawiony głową.

- Viv, spójrz jeszcze raz.- poprosił, więc ponownie skupiłam się na skale.- Teraz patrzysz na zakrzywienie w czasoprzestrzeni. To tunel czasoprzestrzenny.- wyjaśnił z końcu czarnowłosy. Teraz moja niepewność zmieniła się w niedowierzanie pomieszane z rozbawieniem.

- Co? Ta skała to tunel? Loki, według praw fizyki musiałabym patrzeć teraz na czarną dziurę a patrzę na kamień.- stwierdziłam z uśmiechem.

- To co powiesz teraz, pani profesor?- zapytał bóg kłamstw przykładając dłoń do skały. Jednak nie natrafił na przeszkodę w postaci zimnej powierzchni, którą widziałam. Wręcz przeciwnie. Jego dłoń zniknęła. Najzwyczajniej w świecie zniknęła. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie powinnam patrzeć na to oczyma, ale magią, jaką mam w sobie, jak to uczył mnie Loki. Dzięki temu już po chwili mogłam dostrzec lekkie falowanie powierzchni w obrębie nadgarstka mężczyzny.

- To... niemożliwe.- stwierdziłam oszołomiona. Wszystko, co wiedziałam o naukach ścisłych, właśnie straciło sens.

- To po prostu magia. Poza tym, przecież jesteśmy w piekle, czyż nie?- odparł z uśmiechem psotnik wyjmując dłoń z portalu. Jego oczy błyszczały od ekscytacji.

- Gdzie on prowadzi?- zapytałam

- Nie wiem. Ale wiem, jak możemy się tego dowiedzieć.- skwitował. Od razu wiedziałam, o co mu chodzi. Ponownie spojrzałam na coś, co jeszcze przed chwilą wydawało mi się zwyczajnym kamieniem.

- No dobrze.- powiedziałam spokojnie.

- Tylko muszę jeszcze nałożyć runy ochronne.- dodał mężczyzna.

- Że co?

- Runy. Znaki ochronne. Przynajmniej takie działanie będą miały te, które zaraz nałożę.- wyjaśnił naprędce mężczyzna, a po chwili zaczął coś szeptać pod nosem następnie rysując coś ręką w powietrzu. W miejscu, gdzie to robił, po chwili pojawiły się dziwne, znaki zrobione z zielonego ognia. W ciszy czekałam i zafascynowana obserwowałam poczynania Boga kłamstw.

- To tyle. Gotowa?- zapytał po chwili Loki, a gdy przytaknęłam głową, mocniej chwycił mnie za rękę i po prostu wszedł w powierzchnie skały.

Przez chwile czułam ból. Jakby ktoś igiełkami kuł skórę na całym moim ciele. Zacisnęłam mocniej wargi i czekałam, bo wiedziałam, że tylko to mogę teraz zrobić.

Tak, jak myślałam, już po chwili wszystko się unormowało, a jedyne, co czułam, to przenikliwe zimno i dłoń Lokiego dalej trzymająca moją.

Rozejrzałam się po okolicy. Wszędzie był śnieg, a w oddali zauważyłam zarys gór.

- Gdzie jesteśmy?- zapytałam dalej starając się dojrzeć jak najwięcej szczegółów. Gdy nie uzyskałam odpowiedzi, spojrzałam na Boga kłamstw. Ten z przerażeniem w oczach i spokojem na twarzy patrzył przed siebie.- Ej, Loki?- powtórzyłam pytanie, gdy nagle mężczyzna puścił moją dłoń i szybko odwrócił się do tyłu.

- Głupi portal.- warknął i kopnął w biały puch, który wzbił się w górę, by po chwili lekko opaść.

- Gdzie jesteśmy?- mówiąc to, objęłam się rękoma chcąc jak najbardziej ochronić organizm przed dokuczliwym zimnem.

- Wróć do domu używając portalu dymnego.- rozkazał twardo znów patrząc w moje oczy.

- Gdzie jesteśmy?- powtórzyłam używając tego samego tonu, co on. 

- Viveka, nie kłóć się ze mną, tylko po prostu wróć do domu.- ciągnął jeszcze bardziej zły, ale wiedziałam, czym ta złość była spowodowana.

- Nie.- odparłam twardo.- Nie zostawię cię samego. Może ci się coś stać. Loki, czego się boisz?- zapytałam tym razem łagodniej, przez co wyraz twarzy czarnowłosego uległ zmianie.

- Chcesz wiedzieć, gdzie jesteśmy, tak?- powtórzył moje pytanie spokojnie, jednak z wyczuwalną dozą nerwowego rozbawienia.

- Tak.- potwierdziłam. Zielonooki uśmiechnął się lekko patrząc na okolice, po czym powrócił do mnie spojrzeniem.

- Jesteśmy na Jöutennheimie.- oznajmił

- Czyli, że...

- Tutaj się urodziłem. Tutaj wszystko się zaczęło.- ciągnął wcinając się w moje słowa znów zrywając nasz kontakt wzrokowy. Zastanowiłam się przez chwile rozważając wszystkie możliwe wyjścia i sytuacje.

- Tym bardziej cie tu nie zostawię.- zapewniłam

- Ty też się boisz Lodowych Olbrzymów?- zapytał rozbawiony, jednak wyczułam w jego słowach zawód.

- Nie. Nie, po prostu... teraz nie musisz być sam. A ja nie pozwolę, żebyś był sam.- wyjaśniłam. Po chwili psotnik westchnął i niepewnie przytaknął głową.- Co planujesz?

- Muszę... muszę się czegoś dowiedzieć.- powiedział bóg kłamstw i ruszył przed siebie. W ciszy poszłam za nim wyrównując z nim krok i mimo faktu, że drętwiała mi palcem dłoni, splotłam nasze ręce. Loki automatycznie oddał uścisk i dalej zamyślony kroczył do przodu.

Szliśmy dość długo, zanim w oddali dojrzałam wielką twierdzę zrobioną w całości z matowego lodu. Za wysokim murem widniał jeszcze wyższy zamek, jednak wyglądał na zaniedbany. Spiczaste wieże były zaszronione a kawałek dachu zawalił się do środka.

Gdy podeszliśmy do bramy wejściowej, Loki schował dłoń w rękawie i popchną drzwi, te jednak nie drgnęły. Po chwili zauważyłam ogień tlący się pomiędzy wrotami, jednak był ona za słaby, aby nadtopić lód spajający przestrzeń pomiędzy nimi.

- Może ja?- zaproponowałam kładąc rękę na nadgarstku czarnowłosego. Ten spojrzał na mnie zmieszany, ale w końcu przytaknął głową zaprzestając użycia magii.

Położyłam rozwartą dłoń na złączeniu wrót przywołując żywioł ognia, który po chwili rozszedł się po szczelinie niszcząc drzwi.

Kontakt bezpośredni daje znacznie więcej możliwości w użyciu magii. Loki sam mnie tego uczył, więc zastanawiałam się, dlaczego i on nie użył tej techniki.

Nie pytając o nic popchnęłam wrota, które tym razem otworzyły się. Weszłam do środka osady i rozejrzałam wokoło. Nigdzie nie było żywej duszy. Zdziwiło mnie to, jednak psotnik zdawał się tego spodziewać. Nie patrząc na nic ruszył prosto do zamku wchodząc do niego, przez dużą dziurę w jeszcze większych drzwiach. Nie zostając w tyle poszłam za nim. Nawet nie starałam się być cicho. Śnieg skrzypiący pod naszymi stopami skutecznie mi to uniemożliwiał.

- Zaczekaj tu.- rozkazał bóg kłamstw, gdy tylko weszłam za nim do pałacu. Nie czekając na odpowiedz poszedł w tylko sobie znanym kierunku, więc rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zauważyłam, że wnętrze zamku jest zdemolowane. Mimo, że żadnych przedmiotów tutaj nie było, było widać zniszczenia w drzwiach, ścianach czy dachu.

Zaczekałam pewniej czas, jednak moja niepewność wygrała i poszłam w kierunku korytarza, w którym zniknął zielonooki.

Już po chwili zauważyłam przed sobą wyważone drzwi prowadzące do innej sali. Weszłam do jej środka i zobaczyłam coś, czego nie rozumiałam.

Loki stał przy dużym, lodowym tronie powoli sunąc dłonią po jego powierzchni, jednak tam, gdzie dotykał mebla, zostawał biały szton. W ogóle był jakiś inny.

Był niebieski.

Oszołomiona zostałam przy drzwiach, jednak on najwidoczniej wyczuł, że się na niego patrzę, bo odwrócił się w moją stronę.

Jego oczy, kiedyś niesamowicie szmaragdowe, jarzyły się teraz intensywną czerwienią.

Zdziwiona otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie wiedząc co, szybko je zamknęłam.

- Kazałem ci zaczekać.- powiedział oschłym tonem mężczyzna.

- Ja wiem, ale...- zaczęłam do końca nie wiedząc, co chciałam powiedzieć.

- Ale?- powtórzył czarnowłosy. Zrobiłam krok w jego kierunku, jednak mimo dzielących nas kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu metrów, ten też się cofną.

- Ale dalej może ci się coś stać. Martwiłam się.- wyjaśniłam odzyskując pewność siebie. Na moje słowa mężczyzna zaśmiał się bez krzty radości, a jego głos rozniósł się echem po sali.

- Mi tutaj nic nie grozi. Tylko ty jedyna jesteś tu w niebezpieczeństwie.- stwierdził swoim wyćwiczonym tonem bez wyrazu.

- Co masz na myśli?- zapytałam wolno idąc w jego stronę.

- Nie podchodź.- rozkazał twardo. Na chwile zdziwiona zatrzymałam krok, jednak po chwili stanowczo ruszyłam w jego kierunku. Loki przerażony został na miejscu, co umożliwiło mi dotarcie do niego. Zatrzymałam się krok przed nim. Dopiero teraz zauważyłam, że jego blizny są niewidoczne, jednak na skórze miał inne, dziwne wzory przypominające mi pismo jakiejś starożytnej cywilizacji. Kiedy chciałam ich dotknąć, bóg kłamstw gwałtownie cofnął się, jednak zdążyłam złapać go za przedramię. Przez koszulę czułam, że jest jeszcze zimniejszy, niż zazwyczaj, wręcz lodowaty, w dodatku pachniał świeżo kruszonym lodem. Był tak inny, a jednak wiedziałam, że to dalej ten sam Loki, którego pokochałam.

- Przestań.- poprosiłam patrząc w jego oczy.

- Mogę zrobić ci krzywdę. Nie panuje nad tym. Wróć do domu.- odparł zdesperowanym tonem. Zrobiłam zdziwioną minę.

- Przecież doskonale panujesz nad sobą i nad mag...

- Nie w tej postaci.- przerwał mi mężczyzna i wyrwał się z mojego uścisku.- W tej postaci jedyne, co mogę, to zamrażać. Tobie też to mogę zrobić. Proszę cię, odejdź, zanim stanie się coś strasznego.- wyjaśnił. Było mi go żal. Mimo, że udawał pewnego siebie, w jego oczach widziałam przerażenie. Bał się samego siebie. A to najgorszy rodzaj strachu.

- Wrócę, ale jeżeli ty pójdziesz ze mną.- oznajmiłam

- Dobrze, ale ja mam coś jeszcze do załatwienia. Ty wracaj. Już.- odparł cofając się o kolejny krok.

- Ale co, jeżeli inni...

- Jacy inni? Viv, jesteśmy sami. Wszyscy inni Olbrzymi wyginęli.- psotnik ponownie wciął mi się w słowa. Zdziwiona zmarszczyłam brwi znów nie rozumiejąc, o co chodzi.- Kiedyś ci to wyjaśnię. A teraz wracaj.

- Obiecujesz?- zapytałam

- Obiecuje. A teraz idź już, bo jeszcze zamarzniesz.- rozkazał. Zastanawiałam się przed jeszcze przez chwile, ale spięte mięśnie, skrępowanie i strach wypisane na twarzy mężczyzny zaważyły na mojej decyzji.

- Dobrze, wracaj szybko.- poprosiłam a po chwili przede mną pojawił się dym. Wyraz ulgi, jaki zagościł na twarzy czarnowłosego sprawił, że poczułam się trochę lepiej.- Kocham cie.- powiedziałam jeszcze. Loki otworzył usta, ale zamknął je równie szybko. Zamiast tego przytaknął głową. Uśmiechnęłam się jeszcze i przeszłam przez dym zostawiając czarnowłosego samego.

Po chwili stałam już w tak dobrze znanej mi sali. Nagle po moim ciele rozeszło się ciepło, a ja poczułam mrowienie w palcach u stóp i rąk. Niezadowolona obejrzałam się za siebie i stwierdziłam, że zaczekam na Lokiego.

Zaczęłam chodzić po pokoju, lecz po chwili zaczęło kręcić mi się w głowie. Podparłam się jakiejś szafki wiedząc, że coś jest nie tak. Było mi duszno, moje mięśnie drżały i czułam, jak mięknął mi kolana. Nawet nie wiem kiedy przed moimi oczami pojawiły się mroczki, a ja sama skończyłam na podłodze zatapiając się w ciemności.

Obudziło mnie lekkie potrząsanie za ramiona. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby mój wzrok zdążył przyzwyczaić się do światła. Nad sobą zobaczyłam Ischyriona, strażnika głównego,  jak i nadwornego medyka Genezjusza.

- Na Hadesa, Królowo, wszystko w porządku?- zapytał ten drugi.

- Tak, nic mi nie jest.- zapewniłam siadając. Ischyrion wyciągnął w moim kierunku rękę, którą złapałam, a gdy to zrobiłam, strażnik drugą objął moje żebra pomagając mi wstać.

- Co się stało?- zapytał demon patrząc na mnie swoimi przenikliwych, czarnymi oczami.

- Przecież mówię, że nic. Możecie wracać do swoich zajęć.- oznajmiłam przybierając oficjalny ton.

- W takim razie zapraszam do siebie.- powiedział medyk ruszając w kierunku drzwi.

- Nie potrzebuje badań. Przecież...

- Akurat o tym decyduje ja i nie muszę się pytać królowej o zgodę.- przerwał mi straszy mężczyzna, jednak użył przyjaznego tonu. Westchnęłam i pozwoliłam się poprowadzić do sal medycznych. Gdy znalazłam się w odpowiednim miejscu, odprawiłam strażnika uprzednio dziękując mu za pomoc oraz zakazując wspominania o tym incydencie, po czym usiadłam na wskazanym przez lekarza specjalistycznym fotelu. Chwilę potem nade mną pojawił się czarny dym odwzorowujący obraz mojego ciała. Mężczyzna podszedł do niego i po kilku ruchach dowiedział się, co spowodowało moje omdlenie. Diagnoza, jaką postawił sprawiła, że nie wiedziałam, czy mam płakać, czy się śmiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro