Rozdział 74
Osłupiała wodziłam wzrokiem po ciele Lokiego. Wszystko wskazywało na to, że wcześniej skrywał się za iluzją. Iluzją, której już nie był w stanie utrzymać.
Wyglądał koszmarnie. Jego koszula była podarta, na dłoniach widniały zaschnięte ślady krwi, włosy miał poplątane i sklejone, najprawdopodobniej tą samą substancją, choć miałam nadzieję, że się myliłam. Jego wargi były suche i popękane, albo rozcięte, nie byłam w stanie tego określić z odległości, która nas dzieliła. Skórę miał bladą, bledszą, niż zwykle, pod oczami widniały cienie, skóra skrzyła się od potu.
- Straż - mruknęłam nieświadomie, jednak po chwili dotarło do mnie, że zawołanie jej jest najrozsądniejszą rzeczą, którą mogę w tej chwili zrobić.- Straż!- powtórzyłam głośniej.- Straż, szybko!
Nie wiedziałam, czy ktokolwiek mnie usłyszał, ale musiałam mieć nadzieję, że właśnie tak było.
Nie mogąc zrobić nic więcej, powróciłam wzrokiem do nieprzytomnego mężczyzny leżącego na podłodze. Bałam się o niego, bo w takim stanie widziałam go raz. Kiedy umierał. Jednak wtedy mogłam mu pomóc, a teraz? Oddzielała nas bariera, a nawet gdyby jej nie było, Loki pozostawał więźniem. Nie mogłabym mu pomóc w takim stopniu, jak w domu. Tutaj był skazany na łaskę Odyna.
Ach, byłam na siebie wściekła. To wszystko moja wina. Loki znowu miał rację. Widziałam tylko to, co chciałam widzieć. Tym bardziej, że przecież rozmawiałam z Odynem! Nawet zrodziło się we mnie coś na kształt zalążka zaufania do tego starca! A on potajemnie torturował Lokiego, mojego Lokiego! Niech no ja go tylko zobaczę...
Z obwiniania samej siebie i wszystkich dookoła wyrwał mnie chrzęst stali zwiastujący rychłe nadejście pałacowej straży.
- Pośpieszcie się!
- Co się dzieje?- zapytał jeden z mężczyzn, gdy tylko znalazł się w odpowiedniej odległości.
- Otwórzcie celę - rozkazałam. Wojownicy spojrzeli na mnie dziwnie, jakby uważali mnie za szaloną. Mimo to, oboje podeszli dalej i spojrzeli za barierę.
- Oszustów nie wypuszczamy - prychnął jeden z nich, jakby uważał zaistniałą sytuację za żart.
- Że co proszę?!- obruszyłam się.- Jeśli zaraz nie wyłączysz bariery i nie dopuścisz do niego medyków, oskarżę cię o atak na życie władcy Helheimu - syknęłam wbijając w mężczyznę zimne spojrzenie. Swoimi słowami musiałam mocno zdenerwować Asgardczyka, gdyż jego mina od razu spoważniała, a w oczach pojawiła się złość.
- Proszę mi nie grozić, wypełniam jedynie swoje zadanie i nie otworzę tej celi bez wcześniejszego rozkazu, nie ważne, czy chodziłoby o ulicznego pijaczynę, czy króla - odparł hardo zaciskając gniewnie pięści.
- Goran, on nie udaje - wtrącił nagle drugi mężczyzna, na którego wcześniej nie zwróciłam uwagi. Jak się okazało, As stał teraz po boku celi, trzymając dłoń na panelu nią sterującym. Widniały na nim jakieś słupki, zapiski, jednak nie mogłam niczego rozczytać, tym bardziej, że Goran, który podszedł do kolegi z patrolu, zupełnie zablokował mi pole widzenia. Przez chwilę obaj wpatrywali się w ekran, po czym już znajomy mi żołnierz mruknął "Pójdę po króla" i ruszył w przeciwnym kierunku, na początku marszem, potem zmieniając go w trucht.
- O co chodzi?- zapytałam zaniepokojona zachowaniem i minami mężczyzn.
- Jak się tu dostałaś, pani?- wojownik zignorował moje pytanie.
- Głównym wejściem - odpowiedziałam. As mi nie uwierzył, czym jednak specjalnie się nie przyjęłam.
- Nie powinno cię tu być - zauważył i już miał dodać coś jeszcze, jednak nagły hałas sprawił, że oboje spojrzeliśmy w kierunku, w którym chwilę wcześniej zniknął Goran. Od razu dostrzegliśmy, że mężczyzna zatrzymał się i z wyprężoną piersią tłumaczy coś Odynowi, który razem z obstawą składającą się z czterech wojowników właśnie wyłonił się zza zakrętu. Ciekawe, po co tutaj przyszedł?
- Jedyne, czego nie powinno być to tej sytuacji - odparłam, po czym ponownie wróciłam wzrokiem do Wszechojca. Ten jak zwykle nie zdradził ani jednej swojej myśli, jednak czułam, że wie, co go czeka.
- Jak wygląda analiza?- zapytał starzec, gdy tylko do nas podszedł.
- POPS czterdzieści trzy procent, dziewiąty stopień Moskesa i zaburzona świadomość*- odparł żandarm. I choć nie wiedziałam, co znaczą te liczby ani określenia, czułam, że sytuacja jest po prostu zła.
Odyn jednak nie zareagował na te wiadomości w żaden szczególny sposób, jedynie wyciągnął dłoń w kierunku jednego z swych podwładnych. Ten rozumiejąc żądanie swego władcy, oddał mu swój sztylet. Mimo to doskonale wiedziałam, że Wszechojciec ma przy sobie swoją broń, jednak nie chciał, bym zobaczyła, gdzie i jaką.
- Wyłączyć barierę - rozkazał. Mężczyzna wciąż stojący przy panelu kontrolnym wystukał coś na nim palcami, reszta w tym czasie okrążyła cele, by odgrodzić więźniowi drogę ucieczki i ustawiła włócznie w jego kierunku.
- Nie powinieneś tam wchodzić, panie - zauważył jeden z prywatnej gwardii królewskiej. Odyn jednak zignorował jego uwagę.
Chwilę później zobaczyłam, jak bariera powoli, niczym falująca woda, zjeżdża w dół. Gdy prawie sięgnęła podłogi, zrobiłam krok do przodu, jednak praktycznie w tej samej chwili drogę odcięła mi włócznia jednego z żołnierzy. Z zażenowaniem, ale i złością spojrzałam najpierw na broń, a później na jej właściciela.
- Zaczekaj proszę - mruknął Wszechojciec i nie podlegało wątpliwości, że kierował te słowa do mnie. Nie odpowiedziałam, ale i nie musiałam.
Starzec spokojnie wszedł do środka, po czym przyklęknął przy Lokim, odgradzając się od niego kolanem, po czym przystawił końcówkę sztyletu do jego gardła, w taki sposób, że przy jakimkolwiek ruchu Psotnika jego szyja zostałaby przebita na wylot.
Nie mogąc znieść napięcia, zaczęłam szarpać paznokciami za brzeg szerokiego rękawa.
W absolutnej ciszy Odyn wolną ręką chwycił boga kłamstw za podbródek i przechylił jego głowę w swoją stronę. Uważnie jej się przyjrzał.
- Wezwijcie medyka więziennego - zarządził.
Wywróciłam zirytowana oczyma. Jakby nie mógł zrobić tego wcześniej! Teraz będę tracić czas na to, aż ten w ogóle dowie się o wezwaniu, potem łaskawie ruszy tyłek i zgodzi się tu przyjść. A o konieczności obecności medyka wiadomo było już dużo wcześniej.
Wszechojciec spokojnie podniósł się i powoli szedł w naszą stronę. Spojrzałam na żołnierza, który zagradzał mi drogę włócznią.
- Mogę?- syknęłam. Mężczyzna spojrzał na Odyna i dopiero, gdy ten przytaknął, opuścił broń.
Tracąc nim zainteresowanie, szybko weszłam do celi. Ostrożnie dotknęłam twarzy Lokiego, przesuwając dłonią po jego policzku. Był zdecydowanie zbyt ciepły.
- Mój Boże - mruknęłam do siebie, przykładając dłoń do czoła mężczyzny. Był rozpalony, choć nie sądziłam, że gorączka u boga jest możliwa.
Zmartwiona chwyciłam za prawą rękę Lokiego, ściskając ją tuż pod nadgarstkiem. Na moje oko jego tętno było zdecydowanie zbyt wolne.
Gdzie ten medyk?!
Zerknęłam w kierunku korytarza, jednak zamiast lekarza, zobaczyłam Odyna, kierującego się z powrotem do wyjścia.
O nie, nie ma mowy.
- Wybierasz się gdzieś, Wszechojcze?- zagadnęłam wpatrując się w neutralne oczy mężczyzny.
- Obowiązki mnie wzywają, pani - wyjaśnił, upadając w moich oczach jeszcze bardziej.
- Jestem pewna, że będą mogły chwilę zaczekać. Tym bardziej, że sam tutaj zszedłeś, raczej w konkretnym celu, na który poświęciłeś konkretną ilość czasu - zauważyłam.
- Spęłnię więc twą prośbę, skoro tak bardzo ci na tym zależy.
Aha, w cholerę.- mruknęłam ironicznie w myślach wracając spojrzeniem do Psotnika.
- Loki?- mruknęłam ściskając jego barki.- Loki spójrz na mnie - poprosiłam przenosząc dłoń z powrotem na jego twarz. Pogłaskałam go po policzku, przeciągnęłam palcem po rozciętej wardze.- Loki?- powtórzyłam. Od tygodnia marzyłam, by znów móc go dotknąć, by znów mieć go przy sobie, ale nie sądziłam, że będzie wtedy w takim stanie.
Przeczesałam palcami jego włosy, następnie obserwując krwawe ślady pozostałe na mojej skórze.
- Kochanie, proszę - ciągnęłam, jednak tym razem mój głos pobrzmiewał zrozpaczeniem. Ponownie ścisnęłam jego ramiona.
Po chwili zobaczyłam, jak Psotnik delikatnie przechyla głowę, jego krtań porusza się, jakby zaciskał gardło, a z ust wydobywa się cichy jęk.
- Loki?- powiedziałam z nadzieją, chwytając go za dłoń.
Bóg kłamstw zacisnął powieki, tylko po to, by po chwili powoli, nieco niepewnie otworzyć oczy. Zamrugał kilka razy, zaczął błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.
- Ej, Loki?- przestraszyłam się, bo mężczyzna nie wyglądał, jakby rozumiał, co się wokół niego dzieje.
Wreszcie oczy Psotnika spoczęły na mojej osobie, co wcale mnie nie uspokoiło. Przez chwilę mogłam patrzeć w jego szmaragdowe tęczówki, teraz ledwo widoczne przez nienaturalnie powiększone źrenice, mimo bardzo jasnego oświetlenia celi. Potem Loki spojrzał w kierunku Odyna i żołnierzy, wciąż zajmujących pozycje. Westchnął cicho i z trudem przewrócił się na bok, wspierając się na łokciu.
- Po co wszczynałaś alarm? Przecież nic mi nie jest - zauważył ze złością w głosie, siadając na podłodze.
- Rozumiem, że jesteś bogiem kłamstw, ale to już przesada - odpowiedziałam.
Słysząc kroki dobiegające z korytarza, przeniosłam tam spojrzenie, licząc na kogoś wykwalifikowanego, będącego w stanie jak najlepiej pomóc Lokiemu. Niestety zobaczyłam Thora.
Nagle wszyscy na raz są w lochach? Czy Odyn i Thor urządzili sobie rodzinny spacerek po więzieniu?
Nie miałam czasu o tym myśleć, bo zauważyłam, że Loki próbuje się podnieść, niestety, równie szybko tracąc równowagę. W ostatniej chwili złapałam go pod ramię, tym samym ratując boga kłamstw od kolejnego upadku. Zarzuciłam sobie jego rękę na barki, ignorując pełne gniewu mruknięcie wydobywające się z jego gardła.
Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że Loki złościł się na siebie, bo nienawidził pokazywać swoich słabości, tym bardziej przed Thorem i Odynem, a teraz był słaby, tak słaby, że nie był w stanie sam ustać.
- Pomogę ci - zaoferował Thor nagle pojawiając się po drugiej stronie Psotnika, również podpierając jego ciało, jednak nie wiedziałam, do którego z nas kierował te słowa?
- Poradzę..- warknął Loki, jednak gdy Thor zdecydowanym gestem przysunął go do siebie, zamilkł i zachłysnął się powietrzem. Miałam wrażenie, że jego skóra znów zbladła, a oczy pociemniały, dlatego odsunęłam się lekko, uważnie obserwując ruchy czarnowłosego. Loki po chwili zacisnął zęby i spróbował odepchnąć od siebie blondyna, jednak jego drżąca dłoń jedynie bezwładnie przesunęła się po zbroi Gromowładnego, nie przynosząc pożądanego efektu. Patrzyłam, jak Thor podprowadza Psotnika do pryczy, a ten, gdy tylko został puszczony przez brata, odsuwa się delilatnie, ale gwałtownie, jakby chciał uciec jak najdalej. Następnie przymyka oczy i bierze spokojny, głęboki wdech, jakby próbował uspokoić rozszalałe serce, zaciskając przy tym drżące dłonie w pięści.
- Jak się czujesz?- zapytał Gromowładny patrząc na czarnowłosego. Ten jedynie spojrzał na niego z nienawiścią.
- Pewnie cudownie - odpowiedziałam zamiast niego, jednak mój głos ociekał sarkazmem. Nie przejmując się urażoną miną blondyna, przykucnęłam przed Lokim, układając dłonie na jego kolanach.
- Loki, spójrz na mnie - rozkazałam. Mężczyzna powoli wykonał moje polecenie, jednak nie wiedziałam, czy był już spokojniejszy, czy po prostu zmęczony. Przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy, aż w końcu uniosłam obok siebie dłonie, składając kciuki, palec wskazujący prawej ręki i serdeczny lewej.
- Ile widzisz palców?- zapytałam.
- Viv - mruknął zażenowany mag odwracając spojrzenie i kręcąc przy tym głową.
- Ile widzisz palców?- powtórzyłam dobitniej dając mu jasno do zrozumienia, że ma odpowiedzieć. Loki ze zrezygnowaną miną skupił się na moich dłoniach. Przez chwilę się w nie wpatrywał, po czym westchnął opuszczając wzrok. Gdy ponownie na mnie spojrzał, znałam odpowiedź.
- Aha - mruknęłam do siebie ponownie opuszczając dłonie, jednak jedną z nich od razu wyciągnęłam w kierunku lewego boku mężczyzny. Niespodziewanie ten złapał mój nadgarstek, zatrzymując moją rękę.
- Nie - szepnął.
- Loki, pozwól mi się dotknąć - poprosiłam opanowanym, choć nieco chłodnym tonem głosu. Psotnik jeszcze przez chwilę wpatrywał się we mnie, po czym lekko rozluźnił palce, w końcu całkowicie puszczając moją dłoń. Uznając to za zgodę, powoli położyłam rękę na wilgotnym materiale, delikatnie go przyciskając. Loki przez to skrzywił się zaciskając oczy i odwrócił głowę, dając mi jasno do zrozumienia, że sprawiłam mu ból. Domyślałam się, o co chodziło, jednak swoją teorię potwierdziłam dopiero, gdy odsuwając dłoń, zobaczyłam na palcach czerwone smugi.
Byłam załamana. Co takiego Loki przeżył przez ten czas? Jak to na niego wpłynie? Czy kiedykolwiek ponownie mi zaufa? W końcu, to ja jedyna mogłam mu pomóc, a do tej pory nie zrobiłam nic, by ulżyć mu w cierpieniu.
- Więźnień jest w celi?- z zewnątrz dobiegł obcy głos. Zwróciłam się w tamtym kierunku, po chwili dostrzegając młodego mężczyznę w bordowym fartuchu i zwiniętym materiałem w rękach.
Wróciłam spojrzeniem do Psotnika, ostatni raz pogłaskałam go po policzku i odeszłam kawałek, robiąc miejsce medykowi. Ten po chwili podszedł do mężczyzny i położył koło niego zwinięty materiał.
- Witaj Loki - przywitał się, obejmując twarz Lokiego palcami i unosząc ją do góry, lepiej ją oświetlając.
- Część Lennart - odmruknął mag.
Obserwowałam, jak medyk rozwija materiał, który ze sobą przyniósł ukazując kilka fiolek wsadzonych w obręcze przyczepione do materiału, dwa małe, owalne pudełka, jakieś cążki i inne, podobne przedmioty, po czym otwiera wieczko jednego z pudełek i macza palec wskazujący w znajdującym się w nim złotym pyłku. Następnie tym samym palcem narysował na skroni Lokiego jakiś symbol. Ze spokojem patrzyłam, jak proszek zaczyna świecić, a po chwili znika, jednak sprawiając, że tęczówki boga kłamstw stały się na powrót zielone, cienie pod oczami nieco wyblakły, a sam mężczyzna, choć starając się to ukryć, odetchnął z ulgą.
- Używałeś magii, zgadłem?- zapytał Lennart.
- Musiałem - odpowiedział Psotnik, przez co spojrzałam na niego z powątpieniem.
- Nie zwalaj winy na mnie.
- Nawet nie użyłem twojego imienia - stwierdził czarnowłosy, rzucając mi krótkie spojrzenie. Przymrużyłam wściekła oczy.
- Kretyn - warknęłam.
- W to już nie ingeruję. Ale nie używaj jej przez najbliższe dwa dni, bo znów będę musiał cię odwiedzić - wtrącił medyk puszczając Lokiego i zbierając swoje rzeczy.
- To brzmi jak zaproszenie - zauważył mag, jednak został całkowicie zignorowany przez medyka opuszczającego celę.
- Musi odpocząć przez jeden-dwa dni, a wróci do zdrowia - obwieścił jedynie i pochylił przed Odynem głowę, jakby chciał już odejść.
- Chyba żartujesz - zaśmiałam się rozdrażniona po chwili znowu poważniejąc.- Żądam przetransportowania Lokiego do ambulatorium, gdzie będzie oczekiwał na pojawienie się medyka nadwornego Helheimu, po którego macie niezwłocznie posłać - rozkazałam wychodząc z celi i stając koło mężczyzn.
- Twoje żądania są niemożliwe do spełnienia. Loki jest więźniem i jak każdy więzień będzie traktowany. A pomijając ten fakt, Bifrost jest zamknięty, a by go aktywować, musiałbym zwołać specjalne zebranie Wielkiej Rady, czego nie chcę robić zważywszy na późną porę - odparł spokojnie starzec dając mi wyraźnie do zrozumienia, że nie ma zamiaru robić w sprawie Lokiego nic, co w jakimś stopniu by mu pomogło.
- Późna pora, tak?- zaśmiałam się lekko, po czym podeszłam do Odyna, ignorując przy tym strażników przygotowujących się do ataku i opierając ręce na biodrach, spojrzałam mu w oczy.- Na twoim miejscu, Odynie, bardziej martwiłabym się o zaopatrzenie i wyszkolenie wojsk, bo od tej pory nasze krainy są w stanie wojny - oznajmiłam zimno. W oczach Odyna zauważyłam dziwny błysk, który o mały włos spowodowałby u mnie uśmiech satysfakcji, którym zachwiałabym powagę tej chwili.
- Viveka..
- Dość - wcięłam się w wypowiedź Lokiego, tym samym nie pozwalając mu dokończyć myśli.
- Czy zdajesz sobie sprawę z wagi swoich słów, pani?- zapytał Wszechojciec, a w jego głosie mogłam wyczuć cień strachu kiełkujący w jego umyśle. Tym razem nie zdołałam powstrzymać uśmiechu.
A czy ty zdajesz sobie sprawę z wagi swojej głupoty?
- Oczywiście - zapewniłam wracając do niego wzrokiem. Doskonale znałam potęgę swojego królestwa. Nie po to przez tyle lat szkoliliśmy wojowników, zmienialiśmy strategie bojowe i ulepszaliśmy wyposażenie wojsk, by teraz tak dać sobą pomiatać.- A teraz proszę wykonać wszystkie moje polecenia - rozkazałam zwracając się do wszystkich obecnych, słowo proszę dodając jedynie dla ozdoby.
Wyczekując reakcji, przeleciałam po Asgardczykach władczyn spojrzeniem, zatrzymując wzrok dopiero na Thorze. Był wyraźnie zawiedziony moim zachowaniem. Nie spodziewał się, że jestem zdolna zaatakować jego dom. Pewnie czuł się, jakbym wypowiadając poprzednie słowa atakowała bezpośrednie jego, po tym wszystkim, co dla mnie zrobił.
I może miał rację. Pewnie na pewno miał rację, ale będę się tym martwić później. Teraz musiałam zawalczyć o siebie, swoją rodzinę i swoją przyszłość.
- Wasza wysokość?- ciszę przerwał dopiero jeden z podwładnych Odyna. Nagle wszystkie spojrzenia spoczęły na władcy Asgardu jeszcze bardziej utrudniając mu podjęcie decyzji. Ale nikt nie twierdził, że życie jest proste.
- Sierżancie, Poruczniku - jednooki zwrócił się do dwójki gwardzistów pełniących patrol w więzieniu.- Dołączycie do Einheinerów i odprowadzicie więźnia do północnego ambulatorium. Lennart, pozwól ze mną - rozkazał w końcu starzec, na końcu patrząc na medyka. Wywnioskowałam, że to właśnie on będzie posłańcem do mojej krainy.
- Nie powinieneś sam poruszać się po lochach, panie - wtrącił któryś gwardzista. Choć dość zabawnie było słuchać zamartwień prywatnych ochroniarzy Odyna, jakby on sam był biedny i nieporadny, to wiedziałam, że mieli rację. Wszechojciec miał wielu wrogów, jak i pewnie sam zapewnił wszystkie tutejsze cele, albo znaczną ich część. Głupotą z jego strony byłby samodzielny spacerek tymi korytarzami.
- Będzie ze mną Thor - odpowiedział starzec zupełnie pomijając postać Lennarta, jakby ten był nic niewart. I nie zdziwiłabym się, gdyby tak było.
- Tak jest - mężczyźni zgodnie przyłożyli dłonie ściśnięte w pięści do serc, po czym zmienili swoje pozycje.
Uniosłam dumnie brodę i ponownie wróciłam do Lokiego.
- Dasz radę iść?- zapytałam ciszej. Loki spojrzał na mnie z gniewem, jakbym uraziła jego dumę.
- Za kogo ty mnie masz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Wolisz nie wiedzieć. Chodź - westchnęłam wyciągając w kierunku Psotnika rękę. Zbagatelizował ją i wyszedł z celi, pozwalając zakuć się w kajdany. Wywróciłam zirytowana oczyma i powoli ruszyłam w jego kierunku.
Czyżby księżniczka miała focha, bo została wyciągnięta z wieży?
Nie przejmując się otoczeniem żołnierzy i ich włóczni gotowych zabić mnie w każdej chwili, szłam do przodu, kątem oka uważnie obserwując Lokiego.
Kiedy tylko wyszliśmy z części więziennej na jasne, przestronne korytarze pałacu stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Loki zachwiał się i byłam pewna, że znów straciłby przytomność, więc szybko chwyciłam go pod ramię, zatrzymując się przy tym. Mężczyzna zamknął oczy i zaczął głębiej oddychać, jeszcze bardziej mnie niepokojąc.
- Potrzebujesz przerwy?- szepnęłam. Loki, choć wciąż wyglądał na skołowanego, po chwili pokręcił głową.
- Jest dobrze - zapewnił równie cicho.
Powoli wznowiłam marsz, przez cały czas trzymając go za rękę.
- Szybciej - poganiał nas jeden z mężczyzn ustawionych po boku.
- Śpieszy ci się gdzieś?- syknęłam starając się nie zabić go spojrzeniem. As z trudem powstrzymał się od komentarza, jednak nie przejęłam się tym. Bardziej zadowalał mnie fakt, że wojownicy zwolnili marsz, przystosowując się do nas. Dzięki temu udało nam się spokojnie dotrzeć do ambulatorium.
_________________________________
* Wyjaśnię w następnym rozdziale
Nie wiem, czy zdążę z następnym rozdziałem do niedzieli, więc chcę na zapas życzyć Wam Szczęśliwego Nowego Roku!
I jeśli nie chcesz zepsuć sobie humoru, nie czytaj dalszych wiadomości zawartych w tym rozdziale.
Ten rozdział jest napisany ku pamięci mojej bardzo dobrej znajomej, która była moim autorytetem, a której niestety już zabrakło na tym świecie. Na zawsze zostaniesz w mojej pamięci, choćby jako pomysłodawczyni na kolor włosów mojej bohaterki.
A. J. Hallen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro