Rozdział 9
Loki
Cholerne bunty.
Niepotrzebnie przedłużały się, a przez to, że obejmowały coraz większe tereny Tartaru, coraz trudniej było je pacyfikować.
Do tego dusze, widząc buntujące się frakcje, wyczuwały w tym swoją szansę na ucieczkę, przez co zamiast ubywać, pracy wciąż przybywało.
Nie wiedziałem już nawet, który mamy dzień, jaką godzinę, ilu podwładnych już zabiłem, a ilu kazałem wziąć do niewoli na przymusową resocjalizację magicznym praniem mózgu.
Na domiar wszystkiego Ydalir wyjątkowo wykazał się odrobiną pomysłowości i w odwecie za pomoc Zegratialnanom, zaatakował nas akurat podczas największego oblężenia.
Powoli zmęczenie dawało się we znaki nawet mi, dlatego po zgaszeniu buntu z kolejnego fragmentu Tartaru, po prostu wróciłem do pałacu. Tam i tak czekał na mnie kolejny stos pracy do wykonania, ale przynajmniej w gabinecie miałem ciszę i spokój, za którymi tak tęskniłem.
Już wchodząc do pałacu poczułem się lepiej, pozwalając sobie na głębokie odetchnięcie. Czyste, choć nieco duszne otoczenie zamku znacznie różniło się od tego na polu bitwy, pełnego krwi, pyłu i potu.
Tak. Posiadanie pałacu było czymś cudownym.
Powoli krocząc korytarzami nie przejmowałem się krwią i błotem skapującymi z moich ubrań i włosów, równie szybko pochłanianych przez grubą wykładzinę ułożoną pod moimi stopami.
Już miałem skręcić w korytarz dostępny jedynie rodzinie królewskiej, gdy w oddali zauważyłem wrota łączące pałac z lochami. Sam nie wiedząc czemu, to tam pokierowałem swoje kroki.
- Wszystko w porządku, wasza wysokość? Powinienem zawiadomić Genezjusza?- usłyszałem, gdy tylko podszedłem do stalowych drzwi.
- Nie, dziękuję, nic mi nie jest - odparłem na zapytanie Talaatana pilnującego wejścia.- Wpuśćcie mnie - dodałem równie mętnym tonem.
Żołnierze bez zbędnych słów otworzyli przede mną wrota. Jeden z nich wszedł do środka i sprawdził teren, przy okazji podając mi zapaloną pochodnię. Gdy demon stwierdził, że nic nie stanowi zagrożenia, powrócił na dawną pozycję przed wejściem.
Zastanawiając się, jak źle muszę wyglądać, przekroczyłem próg szerokiej bramy, w ciszy idąc starymi korytarzami.
Nie widziałem się w lustrze i co prawda, wiedziałem, że po kilku dniach praktycznie nieustających walk nie wyglądałem jakoś wspaniale, ale jeszcze nigdy żaden Talaatan nie zapytał mnie, czy powinien wezwać medyka. To nie świadczyło zbyt dobrze.
Tym razem lochy nie były tak puste, jak zazwyczaj. Znalazł się w nich nawet sam król Ydalir, jednak nie jego planowałem odwiedzić.
Zatrzymałem się dopiero pod celą księcia Matu. Chłopak leżał na ziemi i z nogami opartymi na pryczy, podrzucał jakąś kulkę, najpewniej zrobioną z własnych skrawków ubrań. Dopiero, gdy usłyszał, jak otwieram drzwi, szybko wstał, wygładzając zmiętoloną bluzkę i potargane włosy.
- Wasza wysokość - przywitał mnie, wyraźnie zaskoczony moją obecnością.
Machnąłem ręką, chcąc, by wyzbył się pompatycznego tonu. Wzdychając lekko, wszedłem w głąb celi i usiadłem na pryczy, opierając plecy i głowę o zimną ścianę.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz zbyt dobrze, panie - ciągnął chłopak, tym razem z lekką dozą niepokoju.
- Tak, nic mi nie jest. I wybacz, że odwiedzam cię wyglądając tak, a nie inaczej, ale ostatnimi czasy Helheim nie jest zbyt spokojną krainą.
Cisza, jaka na moment nastała i ściągnięte brwi Matu dały mi jasno do zrozumienia jego obawy.
- Tu nic ci nie grozi.
- W to nie wątpię - zapewnił.- Ale jak rozumiem, twój stan wskazuje na to, że sam również bierzesz udział w walkach, bo najpewniej to miałeś na myśli, mówiąc o niespokojnych czasach.
- Prawidłowa dedukcja - mruknąłem, a widząc ciągłe zaskoczenie na twarzy chłopaka, dodałem - Dziwi cię to?
- Cóż... Poniekąd. Według mojego ojca dobry król nie musi brać udziału w bitwie, by ją wygrać. Z całym szacunkiem, oczywiście.
Zaśmiałem się lekko, słysząc te słowa. Dlaczego ani trochę nie zdziwiło mnie podejście Mamela?
- Rozumiem. Będziesz tak stał nade mną czy w końcu usiądziesz?- rzuciłem z lekkim uśmiechem. Mimo to, Matu praktycznie od razu sztywno usiadł przy ścianie na przeciwko.
Dopiero teraz zrozumiałem, w jakich warunkach wychowywany był chłopak i jak bardzo nie wiedział, jak powinien się teraz zachowywać, by wynieść z naszego spotkania jak najwięcej korzyści. Dlatego też, postanowiłem zmienić nieco podejście, starając się dostrzec w nim nie nastolatka z obcego księstwa, a własnego syna.
- Matu - zacząłem spokojniejszym, cieplejszym tonem.- Mogę z tobą porozmawiać, jak władca z władcą?
- Oczywiście.
- Przykro mi, że zostałeś tu zamknięty sam, bez przyjaciół, którzy są równie winni, co ty. To niesprawiedliwe.
Słysząc te słowa, książę nieco spuścił głowę, jakby sam nie wiedząc, co powinien powiedzieć?
- Mój ojciec wymaga dobrego zachowania ode mnie, nie od nich. Znaczy, od nich również, ale na innym poziomie - wyjaśnił, podnosząc wzrok.
- Więc jak rozumiem, nie masz mu za złe, że przez niego siedzisz w tych okropnych lochach znacznie dłużej, niż powinieneś?
- Nie mam. I w zasadzie nie jest tu tak źle - zapewnił, choć widziałem, że kłamał.
Dlatego też uniosłem brew, uśmiechnąłem się znacząco i oparłem łokcie o kolana.
- Twojego ojca tu nie ma, możesz być ze mną szczery.
Przez chwilę przyglądałem się chłopakowi, aż ten westchnął, posmutniał i przyciągnął kolana do piersi, otaczając nogi rękoma.
- Dlaczego mnie tu zamknął?- zapytał cicho.
Zaczekałem chwilę, by zdanie odpowiednio wybrzmiało między ścianami lochu.
- Nie wiem. Za to wiem, że to nie była łatwa decyzja również dla niego. Jak sam widzisz, król musi się czasem ubrudzić, dosłownie i w przenośni i choć twój ojciec nie chciał cię tu zostawiać, wierzył, że postępuje dobrze i kiedyś to zrozumiesz.
- Nie, nie wydaje mi się - westchnął.- Znam go dłużej i wiem, że po prostu chciał dać mi nauczkę. Jakby cała ta żenująca sytuacja nie była wystarczająco łatwa do zapamiętania. Bo jeśli mam być szczery, faktycznie jest tu okropnie - ostatnie zdanie powiedział już z jawnym rozbawieniem, na które zareagowałem lekkim śmiechem.
- Jakby nie patrzeć, to nie hotel. I może znasz go lepiej, ale to ja po raz pierwszy widziałem jego ojcowską stronę. A chyba dobrze mi się wydaje, że ktoś taki, jak twój ojciec nie pokazuje zbyt wielu emocji poza dworem, tym bardziej przed innym monarchą, zgadza się?
Matu zamyślił się na chwilę, w końcu nieznacznie kiwając głową, by potwierdzić moje słowa.
- W zasadzie - mruknął, patrząc gdzieś w dal, po czym zerknął w moim kierunku, ściągając przy tym brwi.- Dlaczego mi to mówisz? I w zasadzie, dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz?
- Bo miałem taki kaprys. Jestem królem, mogę wszystko - odparłem pół żartem, pół serio.
I zgodnie z oczekiwaniami, na ustach Matu zagościł lekki uśmiech.
- A tak poza tym..- kontynuowałem -..jesteś jeszcze dzieckiem, Matu. I moim zdaniem, nie powinieneś przebywać w lochach innego królestwa w innym celu, niż na zwiedzaniu.
- To wcale nie tak, że to twoją decyzją się tu znalazłem - powiedział z rozbawieniem.
- Oho, czyli to teraz ja jestem wszystkiemu winny?- zapytałem z uśmiechem.
- Nie, niestety. Jakby nie patrzeć, to ja dałem wam obojgu powód do takich decyzji - wyznał wciąż rozchmurzony nastolatek, po czym westchnął, patrząc w kąt pomieszczenia.- Przepraszam - dodał szczerze, wracając do mnie spojrzeniem.
- W porządku - uśmiechnąłem się i przygryzając wargę, spojrzałem w kierunku wciąż otwartych drzwi od celi.
W zasadzie, dlaczego nie?
- Głodny?- rzuciłem, ponownie skupiając się na Matu.
- Bardzo.
- Super - klepnąłem rękoma w uda, wstając z pryczy.- Więc zapraszam do stołu - ciągnąłem, idąc w kierunku drzwi. Stanąłem za nimi i gestem dłoni nakazałem chłopakowi podążać za mną.
Ten, wyraźnie zaskoczony, najpierw spojrzał na otwarte drzwi, potem na mnie, w końcu jednak wstając z ziemi i ruszając do przodu.
- Dziękuję, to bardzo hojne z twej strony, panie, jednak nie jestem pewien, czy w obecnej sytuacji jestem godzien zająć miejsce obok ciebie przy wspólnym stole - przyznał, wychodząc z celi.
- Zawsze mówisz tak oficjalnie?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, zamykając za nami kraty.
- Czy to źle?
- Nie, skąd, wręcz przeciwnie - minimalnie skłamałem, idąc w kierunku pałacu.- To się chwali. Z tym, że w tej chwili jest to ostatnia forma rozmowy, na jaką mam ochotę. Więc proszę, zmieńmy ją na bardziej dzienną. Poza tym, myślę, że w tej chwili jesteś bardziej godny siedzenia przy stole, niż ja. Dlatego nam obojgu przyda się ciepły prysznic. Gdyby moja żona zobaczyłaby nas w takim stanie przy stole, nie dałaby mi spokoju przez kilka kolejnych stuleci.
- Czyli nie tylko moja matka zwraca taką uwagę na estetykę jedzenia. Co za ulga - zaśmiał się Matu.
~*~
- Wina? Piwa? Miodu?- proponowałem, gdy mój gość siadał na krześle.
- Nie, dziękuję, ojciec twierdzi, że jestem za młody na picie trunków wysokoprocentowych.
- Jak już wspomniałem, księcia Mamela tu nie ma. Poza tym, mam dziwne wrażenie, że już i tak miałeś kontakt z takimi napojami.
Słysząc moje słowa, chłopak uśmiechnął się lekko, spuszczając przy tym głowę.
- Nie będę ukrywał - wyznał rozbawiony.- Poproszę wina, jeśli to nie problem.
Przytaknąłem i skinąłem dłonią na sługę, by nalał gościowi odpowiedni trunek.
- Nie będzie ci przeszkadzało, jak przejrzę te kilka zaległych listów?- zapytałem, kładąc dłoń na srebrnej tacy obłożonej pergaminami.
- W żadnym wypadku.
- Dziękuję - mruknąłem tylko i popijając miód pitny, chwyciłem pierwszą kartkę.
Bez większego zaangażowania przeglądałem listy, po chwili zatrzymując się na jednym z nich.
- Norny chyba miały swój plan w moich poczynaniach - mruknąłem, zwracając na siebie uwagę Matu.- Twój ojciec jutro przybędzie, by zabrać cię do domu.
- W takim razie może powinienem wrócić do lochów? Kiedy zobaczy mnie w tym stanie - mówiąc to, wskazał dłonią na nowe ubrania i ułożone po kąpieli włosy - może nie być zadowolony ze sposobu odbywania mojej kary, co może odbić się również na tobie.
Uśmiechnąłem się lekko, mile zaskoczony zachowaniem chłopaka. Był prawdziwym wychowankiem dworu królewskiego i dawał o tym znać na każdym kroku. Lubiłem otaczać się takimi osobami.
- Myślę, że jeśli włożysz swoje stare ubrania, nie zauważy różnicy. Co nie zmienia faktu, że choć oferuję ci noc w komnacie, ostateczna decyzja należy do ciebie.
- Jakbym miał wybór to już nigdy nie chciałbym siedzieć w lochach.
- Czyli postanowione - mruknąłem, skupiając uwagę na kolejnym ciekawszym liście. Ten był zapieczętowany symbolem Rady Międzygalaktycznego Porozumienia.
- Wybacz, że pytam, ale co spowodowało walki aktualnie trwające na terenie twego królestwa?
- Moja córka - odparłem bez większego zaangażowania, nie podnosząc wzroku znad pergaminu. Szybko przetasowałem wzrokiem jego treść, z pogardą uśmiechając się pod nosem.
Niedorzeczne.
- Twoja córka? Jak niby...
- Wiesz, z czego znany jest ród Hadesa, a więc mojej żony i teraz też dzieci?- przerwałem, wracając spojrzeniem do Matu.
- Nie do końca.
Przytaknąłem, wyrażając swoje zrozumienie, po czym spojrzałem na Talaatana stojącego przy drzwiach.
- Filipie, przyprowadź proszę Soterę - rozkazałem, a gdy gwardzista pochylił głowę i wyszedł z komnaty, powróciłem do rozmowy z Matu.- Ze zdolności do zabijania - odparłem, odkładając przy tym list na stół.- Helga odziedziczyła tę zdolność. Niestety, jeszcze nad nią nie panuje. To doprowadziło do wypadku, który zapoczątkował obecną wojnę domową.
Chłopak pokiwał lekko głową, jakby z uznaniem, choć na jego twarzy wciąż widniało zamyślenie. Nie odezwał się jednak. Czując, że ten chciałby coś jeszcze dodać, odwróciłem się bardziej w jego kierunku, skanując zamyśloną postać przed sobą.
- Chyba nie rozwiałem twoich wątpliwości - podsunąłem, popijając słowa miodem.
Matu podniósł na mnie wzrok dotychczas spoczywający na kieliszku wina, który trzymał przed sobą. W końcu uśmiechnął się.
- Nie muszę wiedzieć wszystkiego, mój ojciec...
- Mamela tu nie ma - przerwałem.- Jeśli chcesz coś wiedzieć, pytaj - dodałem, unosząc kieliszek jakby w geście toastu, jednoznacznie dając gościowi do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać, a moje stosunki są czysto przyjacielskie.
Przynajmniej na ten moment.
Słysząc moje słowa, chłopak ponownie spuścił lekko wzrok, nieznacznie przygryzając przy tym wargi.
- Słyszałem, że w Tartarze trwają bunty.
- Mhm, od kogo?
- Któryś więzień coś krzyczał.
Od razu zrozumiałem, że chodziło o Ydalira. Biedak myślał, że będzie mógł doprowadzić wartowników na skraj wytrzymałości swoim zachowaniem. Niestety, demony były odporne na jego prowokacje.
- Mhm, i co w związku z tym? Bunty w tak dużych królestwach, jak Helheim są dość powszechne.
- Tak, racja. Jednak... przepraszam, że pytam, ale słyszałem, że powodem buntu wcale nie było zachowanie twojej córki, a eksperymenty, które są prowadzone za bramami Tartaru.
- Eksperymenty?- zaśmiałem się lekko.- Najwidoczniej dałeś nabrać się na nieczyste zagranie Ydalira.
Oczywiście jego przypuszczenia były prawdziwe, ale Matu nie musiał o tym wiedzieć. To, co działo się za bramami Tartaru, zdecydowane powinno tam pozostać.
- Ydalir?- nagle ożywił się, a jego twarz rozpromienił uśmiech.- Tym denerwującym więźniem był właśnie Ydalir?
- Jak widzę, jesteś obeznany w arenie otaczającej cię monarchy i szlachty - odparłem, doskonale wiedząc, co wzbudziło taki entuzjazm nastolatka.
- Cóż, nawet gdybym nie był, o nim nie da się nie słyszeć. Mój ojciec już nie raz chciał skrócić go o głowę, ale nigdy nie miał odwagi nawet mu zagrozić - prychnął rozbawiony.- Chciałbym zobaczyć jego minę, gdyby zobaczył Ydalira w twoim lochu.
- Twój ojciec miałby się czegoś bać? Nie wierzę - podsunąłem.
- Nie tyle, że się boi, co raczej chce mieć opinię poważnego księcia, który nie musi uciekać się do takich kroków - nagle Matu nachylił się lekko w moim kierunku i obniżył głos.- Choć tak między nami to wiem, że boi się degradacji przez Radę Międzygalaktycznego Porozumienia Planetarnego. Jego pozycja na arenie dyplomatycznej wciąż nie jest ugruntowana, ale to raczej obydwoje wiemy.
- Boi się Rady? Wiesz, co Rada może zrobić w takiej sytuacji?- mruknąłem, wysuwając w kierunku chłopaka list, który niedawno czytałem.- Nie warto obawiać się czegoś, czego moc jest zależna od wszystkich.
Matu z ekscytacją przejął ode mnie pergamin, od razu zaczynając czytać jego treść. Z czasem, jak to robił, jego uśmiech powiększał się, a oczy coraz bardziej iskrzyły z rozbawienia.
- Naprawdę Członkowie Rady po prostu poprosili cię o uwolnienie Ydalira?- zaśmiał się, jakby z niedowierzaniem.
- A co innego im pozostaje? Znają aktualną sytuację polityczną naszych krain, jak i wcześniejsze poczynania Ydalira, więc interweniując tylko by się ośmieszyli.
- Pomijając już, że komuś takiemu, jak tobie, trudno czymś zagrozić - dodał rudowłosy, oddając mi przy tym kartkę.
- Bez przesady, różnię się od twojego ojca jedynie tytułem - rzuciłem, na moment urywając rozmowę, po czym zwróciłem się w kierunku zbliżającego się do stołu Sotery, którego obecność zauważyłem już chwilę wcześniej.- A skoro o Ydalirze mowa, wiedziałeś o tym?
Z rozbawieniem, ale i lekkim zlekceważeniem podałem Soterze pergamin. Jako przedstawiciel Hadesu w Radzie powinien być powiadomiony o wszystkim przede mną. Choć nie byłem tego pewny, właśnie dlatego, że o decyzji Rady dowiedziałem się dopiero z oficjalnego pisma.
Sotera przejął ode mnie list, po krótce taksując go wzrokiem.
- Nie, wasza wysokość, nikt mnie o tym nie powiadomił. Jeśli pozwolisz, zajmę się tą sprawą.
- Tego właśnie oczekuję. Tylko proszę, nie idź im na rękę. Przekonaj ich, by pozwolili mi zająć się tym pomyleńcem.
- Dyplomatycznie przekonać ich do kary śmierci. Jak sobie życzysz - na usta mężczyzny wpełzł podstępny uśmiech, który zawsze oznaczał, że wszystkie założenia pójdą zgodnie z planem.
- Dobrze, że się rozumiemy - odpowiedziałem podobnym grymasem.- Dziękuję, jesteś wolny.
Arystokrata po raz ostatni pokłonił przede mną głowę, po czym wyszedł z komnaty.
- Wow, naprawdę chcesz zabić Ydalira?- zapytał od razu Matu, gdy tylko Sotera zamknął za sobą drzwi.
- Możliwe - mruknąłem znad kielicha.
Wolałem, by Matu nie wiedział, że już rozplanowałem całą egzekucję, polegającą na zostawieniu Ydalira w swoim lochu, bez żadnej wiadomości czy choćby słowa wyjaśnienia, bez jedzenia, picia, światła czy innego kompana do rozmowy, poza demonem, który przez cały czas będzie wpatrywał się w więźnia. Może nie będzie to najbrutalniejsza śmierć, na jaką mnie stać, ale na pewno powolna i zabawna.
- A co, jeśli jego lud spróbuje go odbić?
- Gdyby tak się stało, co byś zrobił na moim miejscu?
- Mając do dyspozycji cały twój lub mój oręż bitewny?
- Opierając się na orężu twojego księstwa. Co byś zrobił?
- Najpewniej wydał im dowolne, zwęglone ciało, twierdząc, że to ich król. Pozbyłbym się wtedy napastników, bez względu czy ich król by żył, czy nie. Znając ich, wiedząc, że ich władca nie żyje, po prostu odpuszczą i wybiorą sobie kolejnego.
Uśmiechnąłem się z lekkim uznaniem.
- Widzę, że jesteś niezłym strategiem.
- Cóż. Mój ojciec kompletnie się na tym nie zna, więc dopilnował, bym ja się znał - uśmiechnął się nieśmiało.
Mamela jest kiepskim strategiem. Dobrze wiedzieć.
- W takim razie musi być z ciebie dumny. Miałeś już okazję pochwalić się przed nim swoimi umiejętnościami?- ciągnąłem temat, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się o polityce bitewnej Salu.
- Tak, raz, podczas naszej ostatniej bitwy. Ojciec powiedział, że już najpewniej będzie ze mną konsultował wszystkie walki - wyznał Matu z dumą.
- O proszę! To udowadnia, jak utalentowanym jesteś młodzieńcem. Ale, wybacz mi to stwierdzenie, nie wydaje mi się, by Salu często miało okazję prowadzić jakiekolwiek potyczki lub bitwy - w oczekiwaniu na główne danie, pochwaliłem nastolatka, z uwagą słuchając jego kolejnych opowiadań.
~*~
- Helga pierwszy raz przyszła na swoje zajęcia z fechtunku - oznajmiła Viv, gdy tylko ułożyła się w łóżku.
- Tak?- mruknąłem spod zamkniętych powiek.- I jak jej poszło?
- Na początku opornie. Była wyraźnie zniechęcona do zajęć, ale byłam delikatna i cierpliwa, więc są szanse, że zacznie regularnie brać udział w treningach.
Wysłałem w kierunku dziewczyny senne, choć zaciekawione spojrzenie.
- Spróbowałaby nie to znów sobie z nią porozmawiam.
- Loki - zaśmiała się.- Nie bądź tyranem.
- Nie jestem. Jestem tylko apodyktyczny - mruknąłem, wzruszając ramionami i znów zamykając oczy, by w końcu oddać się upragnionemu snu.
- Jakby to cokolwiek zmieniało. Poza tym, wiem, nie daję ci spać, przepraszam, ale słyszałam, że książę Mamela jutro wraca po syna.
- Zgadza się - potwierdziłem, ponownie uchylając powieki i patrząc na opartą na przedramieniu boginię.
- Może jednak wyciągnijmy w jego kierunku pomocną dłoń i pozwólmy Matu choć ostatniej nocy spać gdzieś poza lochami? Albo chociaż powiedzmy mu, że jutro odbierze go ojciec?- proponowała, co tylko wywołało lekki uśmiech z mojej strony. Wiedziałem, że mój obiad z młodym księciem Salu ucieszy Viv i sam ten fakt sprawił, że poczułem swego rodzaju dumę.
- Zgodnie z twoją prośbą, a raczej radą, zaprosiłem go dziś do stołu. Tę noc spędza też w komnacie gościnnej.
- Naprawdę? To dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? Przyłączyłabym się - uśmiechnęła się, żartobliwie szturchając mnie w ramię, jakby chciała mnie skarcić lub wyrazić swoje udawane niezadowolenie.
- Nie chciałem przerywać twojego treningu.
- Też mi wymówka. I o czym rozmawialiście? Tylko proszę, nie mów mi, że traktowałeś go jak dorosłego, miał poznać nas od tej normalniejszej strony, a nie czuć się jak ryba wśród rekin...- Viv przerwała entuzjastyczną wypowiedź, z nieodgadnionym wyrazem twarzy unosząc wzrok ku drzwiom.
- Co?- rzuciłem, patrząc w tym samym kierunku.
- Wydawało mi się, że ktoś pukał.
- O tej porze? Jest środek nocy.
Viv jednak mnie nie posłuchała i wstała z łóżka, okrywając się bawełnianym szlafrokiem i idąc w kierunku drzwi. Z niezrozumieniem przypatrywałem się poczynaniom dziewczyny, gdy w końcu zobaczyłem ukrytą przed wejściem Hel. Wydawała się być smutna lub przestraszona. Widząc to, zmarszczyłem lekko brwi i podparłem się na rękach, chcąc bardziej śledzić rozwój wydarzeń.
- Kochanie, mógłbyś?- rzuciła za to bogini, wpuszczając córkę do środka i wracając w kierunku łóżka.
Więc z grobową miną wstałem z materaca. Od kilku dni nie zamieniłem z Helgą nawet słowa i wciąż nie zamierzałem dawać za wygraną.
Stanąłem przed dzieckiem i założyłem ręce na piersi.
- Hej - zaczęła cicho i niepewnie, miętoląc między palcami skrawek koszuli nocnej.
- Słucham - odparłem neutralnie.
Hel podniosła na mnie skruszony wzrok, po czym westchnęła, opuszczając głowę.
- Przepraszam, że przyszłam tak późno. Chciałabym cię przeprosić. Wiem, że to, co robiłam przez ostatnie dni było głupie i nieodpowiedzialne. Wcześniej nie rozumiałam, co niosą za sobą walki. Nie wiedziałam, jak dużo wysiłku i bólu musiałeś włożyć, by naprawić to, co zepsułam. I przepraszam, że cię do tego zmusiłam. Nie chciałam twojej śmierci. Naprawdę mi przykro - mówiła nieco nieskładnie, wlepiając wzrok w podłogę.
Pokręciłem lekko głową, uśmiechając się sam do siebie. Właśnie na to czekałem przez cały ten czas.
Przyklęknąłem lekko przed córką i chwyciłem jej dłonie swoimi.
- Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś. Ja również przepraszam, że byłem dla ciebie niemiły. Po prostu.. na chwilę nie wiedziałem, jak do ciebie dotrzeć. Przemawiały przeze mnie strach i niemoc. Bo naprawdę kocham cię najmocniej na świecie, słonko. I naprawdę tamtej nocy bałem się, że mogło ci się coś stać. A kiedy muszę martwić się o twoje życie, a potem karać cię za to, pęka mi serce - wyznałem z lekkim uśmiechem, starając się utrzymać z dzieckiem kontakt wzrokowy. Słysząc to, Hel mocno objęła mnie rękoma, przytulając się. Z nieskrywaną ulgą odpowiedziałem tym samym.
Bo naprawdę trudno było mi przez te dni ignorować Hel. Była moją córką. Czasem nawet lubiłem z nią rozmawiać.
- Nie gniewasz się już na mnie?- upewniła się, ponownie patrząc w moje oczy.
- Nie, słoneczko. Tylko musisz mi coś obiecać. Proszę, nie zmuszaj mnie więcej do przeżywania tak skrajnych emocji, w porządku? I naprawdę będę czuć się pewniej, jeśli będziesz umiała się obronić. Bo nie zniósłbym, gdybym kiedyś nie zdążył przybyć na czas, rozumiesz?- dodałem, lekko poważniejąc. Mimo tego, twarz Hel wciąż ozdabiał lekki uśmiech.
- Dobrze tato. Ale będę mogła sama wybrać sobie nauczyciela - targowała się, co wywołało lekki śmiech z mojej strony.
- W porządku - przyznałem. Hel ponownie mnie przytuliła, więc obejmując jej drobne ramiona, ucałowałem czubek głowy córki.
- Dzięki, tato. Słodkich snów - powiedziała, gdy tylko wyswobodziła się z mojego uścisku.
- Dobrej nocy - odparłem i westchnąłem lekko, obserwując jak uśmiechnięta Hel opuszcza naszą komnatę, zamykając za sobą drzwi.
- Jak rozumiem, kryzys zażegnany?
Odwróciłem się w kierunku Viv, która siedząc na łóżku, przyglądała się całej scenie. Nim odpowiedziałem, wróciłem pod kołdrę, wygodniej układając się na posłaniu.
- Na szczęście, już coraz trudniej było mi ją ignorować.
- Dobra, to wracając do Matu. O czym rozmawialiście? I czego się dowiedziałeś?
Pomimo zmęczenia, uśmiechnąłem się lekko i zwróciłem w kierunku dziewczyny. Co prawda, sen był tym, o czym marzyłem już od dawna, ale za Viv tęskniłem jeszcze bardziej.
___________________________________
Sorry, ale Wattpad mnie nie lubi, więc nie dziwcie się, że nie raz rozdziały będą publikowane kilka razy, bo albo mi się nie dodają media, albo nie zapisują zmiany (choć w roboczych wszystko jest jak należy)
Kolejny rozdział 21.04 ;)
Media:
Zdjęcie pochodzi z platformy Pinterest
Muzyka to składanka z YT o tytule: POV | Your ready to save your kingdom | Dark royalty core playlist
A. J. Hallen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro