Rozdział 8
Zapukałem do sypialni dziecka, po chwili wchodząc do komnaty. Dziewczynka nie spała, jednak dopiero mój widok zmotywował ją do wstania z łóżka. Hel z wielkim uśmiechem zeskoczyła z posłania, biegnąc w moim kierunku. Kiedyś może nawet rozczuliłby mnie ten widok.
Kiedyś.
W odpowiednim momencie przesunąłem się o krok, dzięki czemu minąłem Hel, która z trudem wyhamowała przed drzwiami. W końcu jednak opanowując się, z wyraźnym zdziwieniem na twarzy spojrzała w moim kierunku.
- Tatku?- powtórzyła po raz kolejny tego dnia, tym razem jednak znacznie delikatniejszym i zdecydowanie mniej radosnym tonem.
- Za pięć minut w głównej sali treningowej. Nie radzę się spóźniać - oznajmiłem chłodno, miażdżąc córkę spojrzeniem, po czym ominąłem ją i opuściłem pokój.
Nie byłem zadowolony z obrotu spraw. Nie chciałem krzywdzić Hel. Ale tylko w ten sposób mogłem jej pomóc i uchronić ją od niebezpieczeństwa.
Dlatego też, gdy Hel przekroczyła próg wyznaczonej przeze mnie sali, w ciszy czekałem, aż dziewczynka, jak zwykle ubrana w sukienkę, podejdzie i stanie na przeciwko mnie. Przez moment mierzyłem zaniepokojone dziecko oceniającym spojrzeniem, badając jej reakcję.
- Zaatakuj mnie - rozkazałem, zaplatając ręce za plecami.
- Co?- mruknęła.
- To, co słyszałaś, Hel. Spróbuj mnie uderzyć - powtórzyłem ostrzejszym tonem.
Czarnowłosa przez chwilę wpatrywała się we mnie, następnie spuszczając wzrok na swoje dłonie, które zajęła skrawkiem sukienki.
- Boję się - oznajmiła cicho.
- Czego?
- Że znów nieświadomie użyję mocy.
Nie wytrzymując, zniżyłem się do poziomu dziecka i chwyciłem je za przedramię, przysuwając Hel do siebie, by spojrzeć prosto w jej oczy.
Za długo ją znałem, by dać się na to nabrać.
- Obydwoje wiemy, że to kłamstwo - warknąłem.- Nie próbuj mną manipulować, bo nie potrafisz nawet tego. A teraz, uderz mnie - dodałem równie zimnym tonem, po czym wyprostowałem się, ponownie splatając dłonie za plecami.
Zgodnie z przewidywaniami, dziewczynka w końcu zrobiła naburmuszoną minę i podniosła rękę, chcąc mnie uderzyć. Była jednak przy tym tak przewidywalna, że z łatwością złapałem jej przedramię, po czym wykręciłem nadgarstek Hel i popchnąłem zaskoczone dziecko na ziemię.
- W normalnej sytuacji właśnie straciłabyś życie - oznajmiłem, patrząc na nią z góry.- Ale dam ci jeszcze jedną szansę.
Hel nieporadnie podniosła się i z jeszcze większą determinacją ruszyła w moim kierunku. Tym razem wystarczyło nieco mocniej podciąć jej nogi, by znów spotkała się z podłogą.
- I znów nie żyjesz.
- Bo jesteś większy!- krzyknęła w złości.
Nie zrobiło to jednak na mnie żadnego wrażenia, więc zamiast w jakikolwiek sposób odpowiadać na jej słowa, jedynie podszedłem w jej kierunku i wyciągnąłem rękę, jakbym pomagał jej wstać. Gdy Hel chwyciła moją dłoń i prawie wstała, ponownie przybliżyłem ją do parteru.
- Nie żyjesz. I to przez własną głupotę. Cudownie.
- Tato, przestań!
- Wstań.
- Nie!
- O, czyli znów zaczynamy bawić się w łamanie rozkazów?
- Tak, bo są głupie!
Naprawdę zirytowała mnie odpowiedź Hel. To ona była głupia, a nie moje zalecenia.
Dlatego, gdy Hel znów spróbowała mnie zaatakować, wykorzystując do tego całą nagromadzoną w nią furię, też się nie powstrzymywałem. Ponownie spróbowałem po prostu ją popchnąć. Jednak tym razem Hel przewidziała mój ruch i podparła się, odstawiając jedną nogę dalej i utrzymując równowagę. Nie przeszkodziło mi to jednak w kopnięciu, a w zasadzie jedynie trąceniu jej łydki, przez co dziecko znów uderzyło głową o posadzkę. Wiedząc jednak, co ją czeka, szybko spróbowała wstać. Na darmo. Znacznie szybciej chwyciłem jej kostkę i przyciągnąłem ją ku sobie, zatrzymując ruch dopiero, gdy sztylet wyciągnięty w międzyczasie zetknął się z gardłem przestraszonego dziecka.
- Nie. Żyjesz.- syknąłem, dokładnie akcentując każdą głoskę, następnie mocnym gestem wbijając sztylet obok jej głowy.
Przez chwilę między nami panowała cisza, podczas której miałem dokładniejszą okazję przyjrzeć się zaczerwienionym od łez oczom Helgi.
- Przecież przeprosiłam - jęknęła, przełykając łzy.
- Samo przepraszam nic nie zmieni!- krzyknąłem.- Tyle razy zabraniałem ci chodzić do Tartaru, mówiłem, że to niebezpieczne!- ciągnąłem podniesionym tonem, czując drżenie dziecka. Dopiero teraz odsunąłem się do Hel, ponownie miażdżąc ją spojrzeniem.
Nie miała odwagi, by choćby podnieść się z podłogi.
- Po raz ostatni złamałaś mój rozkaz. Tym razem strzała została skierowana we mnie. Ale jakbyś to ty była celem, już byłabyś martwa. A ja nie zawsze będę obok. Dlatego od dzisiaj będziesz uczyć się fechtunku. Czy ci się to podoba, czy nie - oznajmiłem.- Wstań.
Pomimo moich słów, Hel wciąż leżała na podłodze, ciągając nosem i wycierając łzy skrawkiem rękawa.
- Kazałem ci wstać!- powtórzyłem ostrzej.
- Jesteś okropny!- usłyszałem w odpowiedzi.
A potem Hel wybiegła z sali.
~*~
Viv
- Ydalir nawet się nie zorientował, zapewniam - raportował Ares, siedząc w moim gabinecie.
- Czyli królowa Ci'lia jest już w domu?
- Zgadza się. Sama królowa, jak i mieszkańcy, w podzięce za pomoc podarowali Waszym Wysokościom magiczny artefakt mający zdolność pochłaniania i przetrzymywania znacznych ilości energii. Nazywali go Rasir.
Pokiwałam lekko głową, niezaskoczona tym gestem. Mieliśmy już podobnych prezentów kilka. Wszystkie wylądowały w królewskim skarbcu, bo wszystkie były równie bezużyteczne.
- Zaksięgowany i schowany?- mruknęłam tylko.
- Zgadza się.
- W porządku. I mam nadzieję, że żaden z naszych skrytobójców nie ucierpiał podczas misji?
- Gwardia Ydalira nie...
Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się i nim zdążyłam zorientować się, na moich kolanach leżała zapłakana Helga. Spojrzałam na nią zmartwiona, po chwili sadzając córkę na nogach i mocno przytulając ją do siebie.
Ares sam zrozumiał, że nasza rozmowa musi zostać przełożona, dzięki czemu bez ociągania wstał z fotela. Odprowadziłam go spojrzeniem i dopiero, gdy mężczyzna wyszedł, odezwałam się.
- Co się stało słonko? Dlaczego płaczesz?
- Tata jest okropny!- usłyszałam stłumiony jęk dziecka.
- A co takiego zrobił?
- Bo kazał mi się uderzyć, a gdy próbowałam to zrobić, to zawsze bił mnie i krzyczał na mnie i mówił okropne rzeczy i był taki okropny!- skarżyła się dziewczynka, w końcu unosząc głowę i krzycząc w moją stronę.
- Uderzył cię? Niemożliwe.
Doskonale wiedziałam, że tak było. Może nie do końca, że Loki uderzył Hel, ale doskonale wiedziałam, co planował dzisiaj zrobić, jaką dać Heldze nauczkę i jak zamierzał zacząć uczyć ją walczyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że jakbym również opowiedziała się po stronie mężczyzny, Hel nie zrozumiałby lekcji, jaką dla niej przygotowaliśmy.
- Tak! Popchnął mnie na ziemię! I groził nożem!
- To brzmi okropnie - przyznałam, ponownie przytulając córkę do siebie.- Moje biedactwo - dodałam, gładząc włosy Hel.
Przez chwilę po prostu milczałam, lekko kołysząc dziewczynkę w ramionach, by ją uspokoić.
- Dlaczego to zrobił?- załkała w końcu.
- Wiesz kochanie - odparłam, wycierając dłońmi łzy dziecka.- Myślę, że ma to związek z twoimi wypadami do Tartaru. Tatuś zawsze bardzo martwi się, gdy tam jesteś. Teraz najwidoczniej już nie wie, jak inaczej do ciebie dotrzeć.
- Ale to nie oznacza, że może mnie bić!
- Masz rację, słonko - przyznałam, całując jej czoło.- Więc jak inaczej mamy cię nakłonić, byś się nas słuchała?- dodałam.
- Na pewno nie tak.
- Więc jak?
- Wystarczyło poprosić.
- Prosiliśmy.
Tym razem dziewczynka zamilkła, po czym mocnym gestem założyła ręce na piersi.
- Ale to nie moja wina, że tam jest tak fajnie! Dlaczego nie pozwalacie nam tam chodzić?! Zabraniacie nam wszystkiego, co fajne!
- Wiem, słonko, wiem - przyznałam rozbawiona, przyciągając głowę dziecka do siebie.- Wiem, że jesteś ciekawa świata. Ale na wszystko przyjdzie czas. A chwilowo, po prostu staramy się bronić was przed niebezpieczeństwem. Kocham cię i nie zniosłabym, gdyby stała ci się krzywda. A Tartar jest bardzo niebezpieczny, o czym niestety miałaś możliwość ostatnio przekonać się na własnej skórze - wyjaśniłam.
Hel nie odpowiedziała. I nie musiała. Znałam swoją córkę na tyle, by wiedzieć, że kiedy powinna odezwać się, mówiła najmniej.
- A co takiego tata krzyczał, co?- dodałam po chwili, zakładając kosmyk włosów Hel za jej ucho.
- Że nie powinnam łamać jego rozkazu. Że gdyby nie on, byłabym martwa. I że mam uczyć się walczyć.
- Walczyć - powtórzyłam, tylko czekając na taką odpowiedź.- Hmm, ciekawe. Zawsze był temu przeciwny.
- To dobrze, bo ja też nie chcę z nim ćwiczyć.
- Jesteś pewna? Może dzięki temu tata w końcu pozwoli ci chodzić do Tartaru bez eskorty żołnierzy? Ja też będę czuła się spokojniejsza, wiedząc, że będziesz umiała o siebie zadbać.
- Nigdy mi na to nie pozwoli. Jest okropny - podsumowała wciąż wściekła dziewczynka.
- A może jednak? W końcu, nie bez powodu zechciał uczyć cię fechtunku właśnie po tym wydarzeniu - przekonywałam.- Tym bardziej, że znam waszego tatę na tyle by wiedzieć, że nic nie robi bez przyczyny.
- Ale to dlaczego on ma mnie uczyć?- burknęła w odpowiedzi.
- Bo nie pozwoli nikomu innemu cię skrzywdzić? Tak tylko zgaduję.
- To najbardziej mamowa odpowiedź, jaką słyszałam.
Zaśmiałam się lekko, widząc, jak dziecko akcentuje wypowiedź założeniem rąk na piersi.
- Dziękuję, starałam się - mruknęłam, po chwili całując czoło córki.- Ale tak czy siak, musimy jakoś ten problem rozwiązać. Masz jakiś pomysł?
Hel przez chwilę milczała, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią i ostatni raz przecierając policzki rękawami sukienki.
- Nie interesuje mnie to. Nie będę ćwiczyć z tatą i już - oznajmiła.
- To nie rozwiąże twoich kłopotów.
- Nie interesuje mnie to!- powtórzyła głośniej.
Wzięłam uspokajający wdech.
- No dobrze. Do Tartaru będziesz chodzić bez względu na naszą zgodę lub jej brak. A tata i tak nie odpuści ci treningów - myślałam na głos, by podkreślić Hel, w jakiej sytuacji ta się znajduje.- A co, gdyby fechtunku uczył cię ktoś inny?
Ta opcja sprawiła, że Hel ponownie spuściła z tonu, rozmyślając nad podanym rozwiązaniem.
- No... To już bardziej mi pasuje - przyznała.- Ale sama chcę wybrać nauczyciela!- dodała z ożywieniem.
- Porozmawiam z tatą i myślę, że uda nam się dojść do porozumienia.
- Naprawdę? Jesteś najlepsza!- pisnęła Hel, owijając ramiona wokół mojej szyi.
Wywróciłam rozbawiona oczyma, również przytulając córkę.
- Tak w ogóle...- podjęła, ponownie patrząc w moje oczy.-...zrobisz mi naleśniki? Jestem strasznie głodna.
- Postaram się. Biegnij do kuchni przygotować składniki, a ja w tym czasie dokończę rozmowę z Aresem, dobrze?
- Super - uśmiechnęła się, po czym zeskoczyła z moich kolan i zadowolona wybiegła z gabinetu.
Po raz ostatni wzdychając, za pomocą pierścienia wezwałam z powrotem Aresa. Nie minęła dłuższa chwila, gdy mężczyzna ponownie zapukał do drzwi komnaty.
- Masz mi coś jeszcze ważnego do powiedzenia?- zapytałam, gdy ten tylko przekroczył próg.
- Nie, pani.
- Wybacz, że to powiem, ale w takim razie to cudownie. Będę też wdzięczna, gdy przyprowadzisz tu mego syna. Powinien być w swej komnacie.
Pogeon skłonił tylko głowę, po czym zamknął za sobą drzwi.
To, co zamierzałam zrobić, nie było do końca właściwe, ale nasz plan zakładał taką opcję od początku. Manipulacja Narvim nie była jakoś specjalnie trudna, choć wraz z Lokim uczyliśmy dzieci opierania się takim sztuczkom. Na szczęście, nasze poziomy jeszcze różniły się na tyle, by bliźniaki po prostu robiły to, czego chcemy, choć nie zawsze świadomie. Dlatego też, do treningów z Lokim Helgę przekonać powinnam nie ja, lecz właśnie Narvi. W końcu, kto może bardziej wpłynąć na Helgę, niż starszy brat, który od dawna ćwiczy posługiwanie się bronią i w zasadzie jest pozornie niezwiązany ze sprawą?
________________________________________
Wszystkiego najlepszego inspiredamelia ;)
Kolejny zgodnie z zapowiedzią jutro ^^
Media:
Utwór: Blue Fundation - eyes on fire
Obraz pochodzi z platformy Pinterest
A. J. Hallen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro