Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

Po raz ostatni wbiłem łopatę w ziemię, wyrzucając zgarnięty nią piach na bok niezagłębokiego dołu. Tak naprawdę już dawno powinienem przestać kopać, ale zawsze, gdy to robiłem i patrzyłem na drewniane pudełko spoczywające na trawie obok, nie mogłem pogodzić się z myślą, że to już. Że nadeszła pora, by pożegnać się z nienarodzonym synem i tym samym zaakceptować los, jaki go spotkał. 

Jakoś nie mogłem się na to zdobyć. 

Jednocześnie resztki mojej logiki podpowiadały mi, że to tylko uciekanie przed nieuniknionym. Że w jego przypadku już nic więcej nie mogłem zrobić. Więc w końcu zmuszając się do odłożenia łopaty, usiadłem nad brzegiem wykopanego grobu i wziąłem do rąk prostą trumienkę, którą z łatwością mogłem utrzymać w dłoniach. 

Nie zajrzałem do środka.

Nie czułem potrzeby, ochoty. Nie miałem odwagi. Dzięki temu łatwiej było mi odłożyć pudełeczko na dno przygotowanego dołu. Choć łatwiej było słabym określeniem. Wciąż czułem w gardle coraz to bardziej rosnący ucisk, a moja głowa zaczęła wręcz pulsować od myśli, co by było, gdyby los potoczył się inaczej? Gdyby malec jednak miał szansę urodzić się w naszej rodzinie? 

Jaki by był? Poszedłby w ślady moje czy Viv? Jakiego koloru miałby oczy? Czy broiłby jak Hel? Czy miałby w sobie ciekawość świata jak Narvi? Czy jego uśmiech też sprawiałby, że moje serce miękłoby po raz setny jednego dnia? Czy to Viv wybrałaby mu imię, czy jednak pozwoliłaby mi? Czy nie zawiódłbym w jego wychowaniu? Czy jego pierwszym słowem byłoby tata czy mama? I czy w jego oczach widziałbym te same iskry, te same uczucia, które widywałem u Viv?

Czy byłby w stanie pokochać mnie tak, jak ja pokochałem jego?

Nie wydawało mi się. Ale i tak najbardziej bolał fakt, że już nigdy nie będę miał okazji poznać odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań. I choć nie pozwoliłem sobie na łzy, kilka z nich i tak spłynęło po mojej twarzy. Bo wiedziałem, że to wszystko nie było jego winą. A i tak przypłacił najwyższą ceną za błędy swoich rodziców. Za moje błędy. Zawiodłem go w roli ojca. 

Wyciągnąłem jeszcze z kieszeni pomiętą kopertę, którą przygotowałem poprzedniej nocy, czuwając przy łóżku Viv. Miałem w niej szkic przedstawiający Viv, dzieciaki i mnie, jak i kilka słów przeprosin, które powiedziałbym mu, gdybym tylko miał szansę. Więc z nadzieją, że chociaż taka forma w jakikolwiek sposób do niego dotrze, spaliłem kopertę nad odkrytym grobem, tak, by popiół kartek pokrył wieko pudełka. Wierzyłem, że gdziekolwiek trafi jego ciało, jeśli w ogóle gdzieś trafi, to będzie czuł, że jego rodzina cały czas będzie przy nim. 

Tak, jak on już na zawsze będzie obok mnie. 

Po rozmowie z Genezjuszem dowiedziałem się, że był jeszcze za mały, by wykształciła się u niego dusza, więc spalenie go na stosie byłoby po prostu okrutną formą pochówku. Dlatego postanowiłem zakopać jego ciało w tym samym miejscu, w którym Viv lata temu powiedziała mi, że jest w ciąży. Jakoś... nie mogłem wyobrazić sobie innego miejsca, w którym byłoby mu dobrze. Dlatego też, po raz ostatni zasypując jego grób ziemią, spojrzałem na drzewo przede mną, w którego korzeniach teraz był mój maluch. I dopiero teraz, gdy było w zasadzie po wszystkim, zrozumiałem, jak bardzo pragnąłem nie wiedzieć. 

Nie wiedzieć o tym, co jest po śmierci. Nie wiedzieć o tym, która część ciała była wieczna. Naprawdę chciałem wierzyć, że mój synek będzie miał szansę na coś lepszego od życia. Że w ogóle będzie miał szansę na cokolwiek poza rozkładem. Bo inaczej, po co byłoby to wszystko? Po co w ogóle istnieliśmy, skoro na sam koniec mieliśmy zniknąć, wchłonięci przez naturę? 

Choć z drugiej strony w tej wizji było coś kojącego. Świadomość, że od teraz serce rosnącego drzewa było jego sercem, że jakaś jego część wciąż żyła, że... był faktycznie gdzieś obok, w namacalnej formie sprawiła, że mimowolnie moje usta przykrył smutny, ale jednak uśmiech. 

Wiedziałem, że to, co robiłem, było surrealistyczne, ale gdzieś w głębi czując, że dotykam syna, dotknąłem kory drzewa. I wiedziałem, że było to niemożliwe, ale faktycznie poczułem, jakby maluch odwzajemnił dotyk.

- Loki?!- usłyszałem gdzieś nieopodal wołanie mojego imienia. 

Po głosie rozpoznałem, że nawołującym był Hades. I choć z nim też miałem do pogadania, w tamtej chwili był ostatnią osobą, jaką chciałem spotkać. Nim jednak zdążyłem przemyśleć, co powinienem zrobić, kątem oka dostrzegłem ruch zwiastujący rychłe pojawienie się boga.

- Wszędzie cię szukam - mruknął, po chwili stając niedaleko mnie.- Co ty właściwie robisz?

- Jeśli kiedykolwiek zapytasz mnie o to jeszcze raz, zabiję cię - mruknąłem, po chwili odwracając się do mężczyzny.- I naprawdę nie żartuję - dodałem praktycznie szepcząc, choć miałem wrażenie, że mój głos pozostał bez wyrazu. Byłem już tym wszystkim dogłębnie zmęczony. I całą tą sytuacją, i podejściem mężczyzny, który wciąż zdawał się patrzeć na rzeczywistość przez pryzmat przeświadczenia: tak już musiało być. 

Bo nie musiało.

- W porządku, rozumiem, nie moja sprawa - bóg wystawił przed siebie ręce, jakby w geście rezygnacji. W końcu jednak westchnął, ponownie podpierając się pod boki.- Dalej nie wpuścisz mnie do Viv, co?- mruknął.

Zaprzeczyłem ruchem głowy.

Na co mężczyzna znów westchnął. A potem gestem dłoni nakazał mi iść za sobą, ruszając w tylko sobie znanym kierunku.

Więc w ciszy poszedłem za nim, bo czułem, że Hades w końcu zdobył się na wyjaśnienia.

Nie chciałem ich słuchać. Moment, w którym mi na nich zależało miną tak jakoś pół doby temu. Naprawdę miałem już dość zrzucania na mnie cudzych błędów i trosk, swoich miałem aż zanadto. Ale ostatnie wydarzenia pokazały mi, że wcale nie miałem wpływu na otaczającą mnie rzeczywistość i naprawdę wszystko mogło się zdarzyć. Więc skoro miałem szansę dowiedzieć się prawdy, po prostu musiałem to zrobić, choćby po to, by móc ją później opowiedzieć innym.

I gdy zrozumiałem, że znów się nie pomyliłem, jakoś nie było mi do śmiechu.

- Wierzę, że to zostanie między nami - Hades odezwał się dopiero, gdy pogiętym kluczem otwierał grube drzwi swojej twierdzy.

I choć nic się w niej nie zmieniło, dalej była odgrodzona od wszystkiego i wszystkich, dalej pilnowały jej Cerbery, dalej była tajemnicza, to miałem wrażenie, jakby sam fakt otwartych drzwi już zmieniał wizerunek budowli.

Wnętrze zamku byłego króla było ciemne, mrok dosłownie wylewał się z jego przestrzeni i fakt, że po dokładnym zamknięciu za nami drzwi bóg rozpalił kilka pochodni wewnątrz, niewiele zmienił. Mężczyzna wyjął jedną z nich i pewnym krokiem ruszył przed siebie, idąc wzdłuż kamiennych ścian. Niedługo później moim oczom ukazała się duża komnata, bez okien czy drzwi, z jednym kominem u boku, jednym, żeliwnym tronem po środku i obrazem wiszącym na przeciwko niego.

Nie widziałem szczegółów, było na to wciąż za ciemno. Dostrzegłem więc jedynie postać wyprostowanego ciemnowłosego mężczyzny ubranego w czarny surdut, obok którego stała blondwłosa kobieta w długiej, czerwonej sukni.

I to nie tak, że zamierzałem komentować gust Hadesa. Ale na pewno nie spodziewałem się, że w pilnie strzeżonej twierdzy będzie miał coś takiego. Dlatego też spojrzałem na stojącego obok mnie boga z oczywistym pytaniem w oczach.

- Zanim wyjaśnię ci, co stało się lata temu, pamiętaj, że kiedy podejmowałem tamte decyzje, nie wiedziałem tego, co teraz. Więc nie oceniaj mnie zbyt surowo - zaczął, powoli podchodząc do obrazu i miałem wrażenie, że poza cieniem rzucanym na jego twarz, mogłem dostrzec melancholię ukrytą w jego oczach. Nim jednak znów odezwał się, uśmiechnął się nieśmiało, jakby sam do siebie.- Kiedyś, kiedy wszystko było prostsze, a ja żyłem u boku Morany, którą Nomi i zapewne ty kojarzycie jako Miriam, u bram królestwa pojawiła się Asura. Prosiła o azyl, bo w jej dolinie panowała rewolucja. Nic wielkiego, po prostu jej lud potrzebował zmiany, która koniec końców wyszła im tylko na gorsze. Pierwszy raz ugiąłem się i przyjąłem kogoś z zewnątrz. Z prostego powodu. Morane poznałem w identycznych okolicznościach i to Moje Serce wyprosiła, bym otworzył bramy dla kolejnej strapionej władczyni. Asura zabawiła u nas krótko, ale to wystarczyło, by we wszystkich królestwach rozpanoszyła się plotka, jakoby połączyło nas coś więcej. Nie zająłem się nią wtedy, nie zająłem się nią również, gdy lata później usłyszałem, by Asura powiła syna. A powinienem, bo gdy minęły kolejne lata, ten sam chłopak wypowiedział mi wojnę. Długo nie wiedziałem, kim on jest, więc zignorowałem jego groźby. Ale potem udało mu się przejść przez nasze bariery i czary ochronne. Po prostu... Wszedł z Asurą do pałacu, jak gdyby nigdy nic. Próbowałem się przed nimi bronić, ale szybko okazało się, że chłopak przejął większość moich wojsk. Choć wtedy byłem pewien, że po prostu zdradzili. Mimo to, udało nam się odeprzeć atak i zabić Asure. Myślałem, że zażegnaliśmy kryzys i jego prowodyra. Przez chwilę mieliśmy spokój. A potem okazało się, że ten chłopak był bardziej zaciekły od Asury. I urządził sobie swoiste polowanie na mnie i moją rodzinę. Uznałem, że najlepiej będzie ukryć swoje dzieci gdzieś, gdzie wróg nie będzie nawet ich szukał. Midgard był na tyle nieznaczącą krainą i na tyle znaną przez Morane, że to tam ich wysłałem, samemu próbując odnaleźć tego narwańca. I to był duży błąd. Bo gdy ja byłem zajęty poznawaniem mocnych i słabych stron przeciwnika, on wytropił i zamordował Moje Serce i jedynego syna. Ocalała jedynie Dysnomia - po raz pierwszy Hades na chwilę zamilkł, wzdychając lekko.- Więc zaczęliśmy się ganiać, on próbując dopiąć swego, a ja próbując zemścić się za to, co zrobił. Kogo mi odebrał. W końcu mi się to udało, bo naprawdę sądziłem, że zdołałem go zabić. Osobiście wepchnąłem go do krateru czynnego wulkanu. Nie miał szans na przeżycie.

Bez emocji wpatrywałem się w mężczyznę, licząc, że będzie kontynuował swoją opowieść. Niestety, ten po prostu wpatrywał się w obraz przed sobą, zupełnie ignorując całe otoczenie.

- A dlaczego Viv musiała większość życia spędzić na Ziemi?- dopytałem.

- Bo wiedziałem, że skoro raz ją tam znalazł, nie szukałby jej ponownie na Midgardzie - odmruknął.

- Jaśniej proszę.

- Gdy udało jej się przeżyć atak, zabrałem ją z powrotem do domu. I dopiero tu okazało się, że była zainfekowana.

- Zainfekowana?

- Pamiętasz, jak mówiłem, że miał zdolność do przejmowania władzy nad każdą istotą?

W ciszy przytaknąłem.

- Zainfekowanymi nazywam osoby znajdujące się pod jego kontrolą. I Nomi właśnie do nich należała. Więc, by uwolnić ją spod wpływu jego władzy, musiałem zrobić wiele złego. A gdy się udało, znów zesłałem ją na Ziemię, z opiekunami i nauczycielami, by nauczyli ją odporności na zdolności magiczne wroga. I w razie problemów, sprowadzili do domu, broniąc ją nawet za cenę życia. I teoretycznie udało mi się. Ten chłopak jej tam nie znalazł.

- I przez te lata nie zainteresowałeś się jej losami nawet przez chwilę?

- Naprawdę byłem zajęty poszukiwaniami. Poza tym, Alecto... Rosalie co pewien czas wracała, by zdać raport. Nie wiedziałem, że Nomi była źle traktowana. Przynajmniej przez długi czas nie wiedziałem.

Jakoś nie mogłem mu uwierzyć. Ta cała opowieść wydawała mi się tak nieprawdopodobna, że nie wiedziałem nawet, jak ją skomentować? Bo widziałem tylko trzy możliwości. Albo Hades kłamał, albo był naprawdę fatalnym ojcem, albo w ogóle nie zależało mu na Viv bardziej, niż było to konieczne w jego pozycji. I żadna z tych opcji nie wzbudziła we mnie żalu względem starego boga.

- I co zrobiłeś, gdy się dowiedziałeś?

Nie planowałem, by mój głos brzmiał oschle, jakbym coś Hadesowi zarzucał, ale już sam mój ton sprawił, że ten spojrzał na mnie z urazą ukrytą w oczach.

- Powinieneś to wiedzieć, byłeś wtedy przy niej.

Uniosłem z litością brwi. Bo naprawdę, skoro dowiedział się o tym tak późno, to nie mogłem sobie nawet wyobrazić, jak łatwo dało się go oszukać.

Wciąż wpatrzony w Hadesa po prostu kręciłem z niedowierzaniem głową.

- Swoją drogą, dobrze, że trafiła na ciebie - nie spodziewałem się usłyszeć od niego takich słów.- Na początku uważałem, że jako Asgardczyk nie będziesz nadawać się na króla, a co dopiero partnera mojej córki. Ale pozwoliłem ci zostać, bo jesteś jedynym krio- i pirokinetykiem* jednocześnie, którego znam. W dodatku, pomimo Jotuńskiego pochodzenia, stałeś się potężnym magiem, o którym mało kto nie słyszał. Więc zrozumiałem, że będziesz umiał ją ochronić.

Ponownie spojrzałem z powątpiewaniem na boga.

- I dlatego zataiłeś przede mną istnienie tak problematycznego wroga?

- Nie chciałem wzbudzać niepotrzebnej paniki. Naprawdę byłem pewien, że zginął, ale jednocześnie wiedziałem, że odrobina ostrożności nie zaszkodzi. Dlatego też myślałem, że w razie kłopotów przy tobie nic jej nie grozi.

Poczułem, jakby Hades dźgnął mnie prosto w plecy. I choć po jego tonie ani wyrazie twarzy nie widziałem, by celowo wytknął mi błędy, to jednocześnie nie mogłem mu tego wybaczyć. Ale szybko pojąłem, że nie powinienem nic mu na to odpowiadać. W tej opowieści liczyła się Viv, nie ja i moje ego.

- Nie będę tego komentować - westchnąłem w końcu, próbując na chłodno podejść do słów mężczyzny.- A czy przez te lata udało ci się dowiedzieć czegoś o Christopherze?

- Nie nazywaj go tym imieniem - wyraźnie zdenerwowałem Hadesa.

- Chociaż wiedziałeś, o kim mówię - bez trudu zniosłem jego pełen gniewu wzrok, odpowiadając praktycznie tym samym.- Więc?

- Wszystko wskazuje na to, że ten chłopak jest hybrydą genetyczną - głos mężczyzny znów stał się spokojny, czy nawet wyprany z emocji.- Faktycznie podczas analizy jego jestestwa widoczny jest ślad markerów genetycznych Asury. Ale i kogoś lub czegoś jeszcze, niestety, nie byłem w stanie określić, co to było? Po porównaniu go z innymi rasami jednocześnie widać było ich wpływ i nie widać większych podobieństw. Jeśli chodzi o jego poziom regeneracji, siłę, szybkość i zwinność to nie powinien przekraczać zdolnościami innych, choć podczas walk miałem zgoła inne wrażenie. Nasi taktycy opisali go jako po prostu wybitnie wyszkolonego. Jego zdolności magiczne też są ciekawe, bo wszechświat słyszał już o tego typu zdolnościach manipulacyjnych, ale nie na taką skalę. Nie jest telepatą, nie może czytać w myślach. Ale może całkowicie przejąć nad kimś kontrolę i to tak, by osoba zainfekowana nawet nie była tego świadoma, uważając, że wszystko, co robi, jest jej indywidualną decyzją.

- Porównałbyś to do hipnozy?- zapytałem, by jak najlepiej skategoryzować sobie zdolności Chrisa.

- Nie byłem nigdy zainfekowany, ale z tego, co wiem, to nie. Gdy się dowiadywałem, każda osoba będąca pod jego wpływem była świadoma tego, co robi. Pamiętała każdy szczegół.

- To skąd pewność, że w ogóle byli pod kontrolą?

- Gdy nagle prawie setka demonów ma jedną, identyczną myśl, nie jest to przypadkowe - znów na chwilę spojrzał z moją stronę, jakby chciał podkreślić swoje słowa.- Poza tym, nie trzeba być wybitnym magiem, a takich mamy kilku w Helheimie, by zauważyć ślad magiczny nałożony na daną jednostkę.

Od razu przypomniała mi się sytuacja z Anthonym. Nie miałem wątpliwości, że jego próba samobójcza była wynikiem manipulacji Christophera, więc dlatego też nie mogłem wyłapać jego myśli. Teraz pozostało tylko wydedukować, jaki blondyn miał w tym cel?

- Mhm - mruknąłem jedynie, wracając myślami do Hadesa.- A jakieś jego słabości? Dlaczego przez tyle lat nie udało ci się go, ani złapać, ani zgładzić? 

- I to jest właśnie ironia. Czysto teoretycznie nie powinienem mieć kłopotu, by znaleźć tego chłopaka, o zabiciu już nie mówiąc. Ale przez fakt, że mógł bez trudu zainfekować każdą istotę w zasięgu kilku kilometrów, niesamowicie trudno było się do niego choćby zbliżyć. A nawet, gdy to się już udawało, zawsze miał czas, by znaleźć drogę ucieczki. 

Te słowa trochę podniosły mnie na duchu. Bo skoro mężczyzna nie miał żadnych większych zdolności poza jedną sztuczką magiczną, to oznaczało, że nie powinienem mieć kłopotu z szybkim załatwieniem sprawy. Choć wciąż pamiętałem o posiadaniu przez niego Monolitu, najpewniej skradzionego jeszcze z Asgardu. Więc najtrudniejszym zadaniem prawdopodobnie byłoby pozbawienie blondyna artefaktu do szybkiej teleportacji, by nie mógł mi uciec. A gdy to już zrobię, reszta będzie formalnością. 

- A podejrzewasz, dlaczego w ogóle zostałeś przez niego zaatakowany?

- To właściwie jedna wielka pomyłka. Nie wiem, co nagadała mu Asura, ale uważa się za mojego syna. Gdzie naprawdę w życiu nie przyszło mi nawet do głowy, by zdradzić Morane. Była całym moim szczęściem.

Ponownie tylko mruknąłem pod nosem, nieprzekonany do jego historii. 

- A kiedy ktoś zostanie zainfekowany, wiesz, w jaki sposób przywrócić mu pełnię władz umysłowych?

Gdy zapytałem o to Hadesa, zauważyłem, że jego wyraz twarzy ponownie stężał, jakby bał się tego pytania.

- Do tej pory jedyną osobą, która przez wystarczająco długi czas była zainfekowana, co umożliwiało badania tego stanu, była...- mruknął, zacinając się w pół zdania. I choć wiedziałem, co miał na myśli, nie kontynuowałem.-...właśnie Nomi. Przez co dalej nie wiemy, jak żywotność czy aktualny stan zdrowia tego chłopaka wpływa na przejęte przez niego istoty. Nie wiemy też, czy czuje to, co swoje ofiary. Nie wiemy, czy da się w jakiś sposób wpłynąć na niego, śledząc wytworzoną przez niego więź. Nie wiemy nawet, czy podczas zrywania tego połączenia coś się z nim dzieje, czy nie?

Zauważyłem, że mężczyzna omijał główny temat, przez co sam zacząłem obawiać się odpowiedzi.

- Hadesie...- mruknąłem chłodno -...co takiego zrobiłeś Viv, by móc odwrócić działanie manipulacji?- powtórzyłem pytanie, wyraźnie oczekując odpowiedzi. 

Z którą bóg zwlekał dziwnie długo. 

- Próbowaliśmy wszystkiego. Ale nie dało się złamać tej więzi w żaden sposób. Więc Genezjusz wpadł na pomysł, by spróbować z rzeką Lete. Ale Dysnomia, jako moja potomkini i córka Helheimu, była odporna na magię krainy. Więc musieliśmy pozbawić jej mojego markera genetycznego, oczyszczając jej DNA na poziomie molekularnym. A nie dało się tego zrobić, dopóki miała zdolność szybkiej regeneracji, jak każda wieczna. 

- Nie była truta na Ziemi tylko tutaj, przez was - podsumowałem. 

Nie odpowiedział. A jedynie w ciszy przytaknął, co było jeszcze gorsze.

- Och... kurwa - szepnąłem, już nawet nie wiedząc, jak powinienem na to zareagować. Bo nagle nawet zabicie Hadesa wydawało mi się za małą karą.- Czy ty... rozumiesz, co ty mówisz? To...- dodałem, dosłownie chwytając się za głowę. 

- Nie trwało to długo, spokojnie...

- Spokojnie?- powtórzyłem, wytrącony z równowagi.- Która część twojej opowieści miała mnie uspokoić? Czy ty w ogóle rozumiesz, co zrobiłeś? Nieważne, ile to trwało, ty torturowałeś własną córkę i wolę naprawdę nie wiedzieć, co dokładnie jej robiłeś. 

- Miałem do wyboru to lub jej śmierć. Decyzja jest łatwa, nawet wiedząc to, co wiem dziś - tłumaczył się. 

- Nie - westchnąłem rozwścieczony.- I ty naprawdę wolałeś trwale okaleczyć Viv, niż znaleźć i zabić manipulatora? 

- Łatwo jest mnie teraz ocenić, racja?- zauważyłem w spojrzeniu mężczyzny dozę pogardy.- Mówiłem, że próbowałem naprawdę wszystkiego. 

Pokręciłem głową. Jego historia przegoniła wszystkie moje koszmary.

- Dlaczego w ogóle mam ci wierzyć?- chciałem, by bóg śmierci znów kłamał.

A ten po prostu gestem dłoni nakazał mi iść za sobą, podchodząc do obrazu. Okazało się, że ten znajdował się na wysuniętej ścianie, po której boku były kolejne drzwi. Gdy przez nie przeszliśmy, moim oczom ukazała się kolejna sporych rozmiarów komnata, ta jednak była wypełniona regałami wręcz uginającymi się pod ilością ksiąg, teczek i pergaminów leżących na ich półkach.

- Masz tu wynik każdego jednego badania, każdej jednej próby, każdego jednego tropu, wszystko, co dotyczy tamtego okresu mojej historii - oznajmił, pokazując dłonią po pomieszczeniu. 

Mój wzrok jednak utkwił w jednym punkcie. W rogu komnaty, prawie niewidocznym w świetle trzymanej przez boga pochodni, dostrzegłem subtelny blask. Dopiero po skupieniu na nim wzroku zauważyłem błyszczącą się złotą ramę obrazu. Powoli poszedłem w jego kierunku i wytwarzając magiczne źródło światła mieszczące się w mojej dłoni, kucnąłem przed malunkiem. 

- Kto to?- mruknąłem, choć podświadomie znałem odpowiedź. Wolałem jednak usłyszeć ją od boga.

- Zagreus i Dysnomia, gdy byli w wieku waszych dzieci. 

Wiedziałem, że mężczyzna tak odpowie, choć liczyłem, że będzie inaczej. W końcu, na tym obrazie Viv, choć miała identyczne oczy, miała blond włosy, tak podobne do tych, które widziałem na obrazie z jej matką. A jej brat faktycznie był ciemnowłosym chłopcem o czarnych jak noc tęczówkach. Identycznych, jak Hades. 

- Dlaczego wygląda inaczej?

- Naprawdę wszystko trzeba ci dokładnie tłumaczyć?- w głosie boga śmierci usłyszałem niezadowolenie.- Już mówiłem, że musieliśmy zmienić jej genotyp. To logiczne, że kilka cech jej wyglądu również uległo zmianie. 

Ponownie westchnąłem pod naporem swoich myśli. Bo mimowolnie przypomniał mi się tak znany mi wygląd Viv, jej promienny uśmiech i nie mogłem znieść świadomości, że każda zmiana, jaka w niej zaszła, była uprzedzona nieopisanym bólem. 

- Każ przenieść te dokumenty do mojego gabinetu - powiedziałem, wstając i kierując się do wyjścia.

Nie chciałem przebywać w tym przeklętym zamku ani chwili dłużej.

- Nie mogę - zwróciłem się ku Hadesowi z niemym pytaniem.- Są naznaczone zaklęciem, które zmieni je w popiół, gdy tylko opuszczą mury twierdzy.

Wziąłem głęboki wdech. 

- W takim razie każę Surtowi przepisać ich treść. A ty go tu wpuścisz i nie będziesz mu przeszkadzał - oznajmiłem, nie przejmując się pełnym gniewu wzrokiem Hadesa.- To rozkaz - dodałem, by podkreślić, w jakiej znajdował się sytuacji.

Przez to nie oczekiwałem od niego żadnej odpowiedzi. Po prostu sam pokierowałem się do wyjścia, nie oglądając się za siebie. 

Zdecydowanie nie chciałem słyszeć wyjaśnień Hadesa. Ale dzięki znajomości prawdy zrozumiałem, że nawet Viv nie chciałaby jej słyszeć. Więc jeśli kiedyś o nią zapyta, będę musiał zadbać, by była w stanie znieść zasłyszaną opowieść. 

________________________________________

*kriokinetyka to panowanie nad lodem, a pirokinetyka to panowanie nad ogniem

Skoro bóg piekła, to bóg piekła. Nie mogłam zrobić z Hadesa pacyfistycznej niedojdy. Więc teraz poznajecie niewygodne fakty z jego przeszłości. A przynajmniej ich część.

Next 27.07

Wasza A. J.

Ps.

Obraz w mediach pochodzi z platformy Pinterest

Video: most beautiful haunting and powerful female vocal music | best dramatic evocative vocal music mix

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro