Rozdział 14
Opadłem zmęczony na kanapę. Musiałem to przyznać, od mojej ostatniej wizyty w Nowym Yorku sporo zmieniło się w wieży, do tego stopnia, że nie potrafiłem rozpoznać wszystkich pomieszczeń.
Choć i tak, zarówno bliźniaki, jak i mnie najbardziej zawiódł fakt, że w budynku nie było już cel.
Na szczęście w końcu znalazłem największe pomieszczenie w Avengers Tower, zapewniające dzieciakom najwięcej zabawy dzięki dostępności laboratorium, barku, salonu i widoku z czterdziestego piętra na cały Nowy York, a mi możliwość obserwowania ich bez większego problemu.
- Ale jak to możliwe, że dzięki temu można porozmawiać z kimś nawet po drugiej stronie świata?- dopytywała Hel, patrząc na telefon znaleziony na blacie.
- Konstrukcja aparatu komórkowego umożliwia zmianę fal głosowych na ultra fale, które dzięki wzmacniaczowi są przesyłane do najbliższej satelity..- tłumaczył Jarvis.
- Satelity?- wtrącił Narvi.
- Ziemia znajduje się w przestrzeni kosmicznej, a tuż na granicy kosmosu i atmosfery, w tak zwanej Leo, niskiej orbicie okołoziemskiej, znajdują się satelity, specjalne urządzenia...- przed dziećmi pojawił się trójwymiarowy obraz klasycznej satelity.
Nie miałem ochoty przypominać sobie całej wiedzy o Midgardzie, dlatego wstałem z kanapy i podszedłem do przestronnej, szklanej szyby, zatapiają spojrzenie w skąpanym w mroku Nowym Yorku.
Nagle uderzyły mnie wspomnienia ostatnich wizyt na Ziemi. Te wszystkie lata, kiedy próbowałem przejąć władzę nad światem śmiertelników, jak za rozkazem pewnego tytana musiałem zmienić całe swoje życie, jak musiałem walczyć o przetrwanie, wymyślając coraz to nowe intrygi, do tego stopnia, że w końcu sam się w nich pogubiłem. O czasach, gdy jedyne, o czym marzyłem, to zniknąć gdzieś poza zasięgiem wszelkich spojrzeń, oskarżeń i zawodu. I o momencie, gdy spotkałem Viv. Jak długą drogę przeszliśmy, by móc teraz w spokoju stanąć na powierzchni Midgardu.
Nie potrafiłem nawet określić, co poczułem pod wpływem tych myśli. Nie kryłem jednak subtelnego uśmiechu, jaki wkradł się na me wargi.
Och, Viv...
- Raport gotowy, w jakiej formie chciałby pan go przeczytać?- SI jak zwykle odezwało się w najmniej odpowiednim momencie, zupełnie wybijając mój umysł z plątaniny myśli.
- Najbardziej przystępnej - mruknąłem tylko, wciąż wpatrując się w nocne życie miasta.
- Przesłać panu na prywatny telefon?
- Nie mam telefonu.
- W takim razie zaproponuję wyświetlenie treści na ekranie. Chyba, że woli pan wersję papierową - wymieniał system.
- Ekran wydaje się przystępną opcją - przerwałem, skinając głową.- Gdzie powinienem się udać?
- Odwrócić się - gdy tylko usłyszałem to polecenie, spojrzałem za siebie. Spod ziemi przed kanapami wysuwał się biały ekran, na którym po chwili pojawił się tekst.
- Hm - mruknąłem z lekkim uznaniem, podchodząc do strefy wypoczynkowej i siadając na poduszkach.
Nim jeszcze udało mi się przeczytać pierwsze linijki raportu, kątem oka zauważyłem, jak dzieciaki otwierają jakąś szafkę przy barku. Od razu wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego.
- Czego tu szukacie?- zapytałem, gdy znalazłem się za bliźniakami. Sugestywnie popatrzyłem na butelkę wina trzymaną w rękach Narviego.
- Chcieliśmy tylko zobaczyć, co to jest - wyjaśnił naturalnie chłopak, na co uśmiechnąłem się lekko.
- To wino - wyjaśniłem spokojnie i wysunąłem przed siebie dłoń, tak, by syn mógł oddać mi butelkę, co też grzecznie zrobił.- Ogółem wszelkie napoje, jakie znajdują się za wami są alkoholami i wolałbym, byście ich nie pili. A mówiąc wolałbym, mam na myśli, że macie zakaz picia, próbowania czy nawet myślenia o braniu jakiejkolwiek butelki stąd, jasne?- dodałem równie pogodnie.
- No dobrze - potwierdziła Helga.- Ale i tak chce mi się pić - dodała.
- Jarvis, zaprowadź ich do kuchni i poinstruuj, co i jak mają robić, by nalać sobie jakiegoś soku - poleciłem, po chwili skupiając wzrok na trzymanej butelce.- Ja w tym czasie zajmę się przygotowanym przez ciebie raportem.
- Oczywiście, panie Loki - odparł tylko program, po czym na podłodze wyświetliła się czerwona linia.- Proszę za mną - dodał do dzieci.
- Ale bajer - zachwycił się Narvi.
- Bajer?- wtrąciłem z lekkim zniesmaczeniem.- Kto cię nauczył slangu pospólstwa?
- Internet.
- Internet?- zwątpiłem.
- To taka baza informacji zebranych z całego świata - wyjaśniła rozpromieniona Helga.
- Orientuję się, czym jest internet - mruknąłem, wciąż wlepiając w dzieci podejrzliwe spojrzenie.- Tylko przypominam, bądźcie grzeczni, naprawdę chcę potraktować ten wyjazd jako wakacje - dodałem.
- Jak zawsze - zaśmiała się dziewczynka, po czym poszła w kierunku wskazanym przez SI, po drodze ciągnąc za sobą brata, wciąż zasypującego program pytaniami.
Westchnąłem lekko, w końcu ponownie spuszczając wzrok na butelkę trzymanego wina.
W sumie, czemu by i nie?
Sięgnąłem po kieliszek schowany za szklanymi drzwiczkami jednej z szafek, po czym otworzyłem trunek i uzupełniłem nim szkło. Dopiero zaopatrzony w wino wróciłem przed ekran, na którym wciąż wyświetlała się treść tego jakże ważnego, zdaniem Viv, raportu.
I musiałem przyznać, już pierwsze jego zdanie wywołało pełne pogardy i rozbawienia prychnięcie z moich ust.
~*~
Viv
- Ile to zajmie?- zapytałam przez zestaw słuchawkowy.
Specjaliści z Nexus od dłuższego czasu próbowali wyłapać Ultrona i ustalić jego dokładne położenie, ale chyba nie szło im najlepiej.
- Myślisz, że to takie łatwe, by w całym internecie znaleźć jednego użytkownika, który ma większą moc obliczeniową, niż mój komputer kiedykolwiek będzie miał? Nawet z ośmioma kartami nie nadążam - warknął Wasyli mocnym, rosyjskim akcentem, gdy w tle dało się usłyszeć natarczywe stukanie w klawiaturę.- To ty jesteś w pracowni Starka, masz tam pewnie jakieś programy do śledzenia, prawda? To on stworzył tego robota, na pewno zna jego kod źródłowy, będzie mógł wpisać go w algorytmy, albo ma jakiegoś wirusa, który odłączy to dziadostwo - ciągnął równie wzburzony.
Nie mogłam go winić. Po upadku S.H.I.E.L.D., choć Fury nadal miał wielu przyjaciół i sprzymierzeńców, wielu z nich musiało działać pod przykrywką lub poza prawem. Wasyli był jedną z takich osób, na którym dodatkowo spoczywało bardzo wymagające i stresogenne zadanie. I choć miał w zasięgu ręki wszelkie sprzęty świata, z wielu z nich po prostu nie mógł skorzystać. Rozumiałam, że był na granicy wytrzymałości.
- Z tego, co wiem, Tony nie ma pojęcia, dlaczego program zadziałał. Podejrzewa, że stoi za tym wpływ takiego jednego fajnego kamienia, więc najpewniej zapisany przez niego kod źródłowy nie będzie tym aktualnym.
- A ten jego J.A.R.V.I.S.? Stark tak się nim zawsze chwali, że podobno nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Może ten system będzie w stanie odciąć Ultrona od sieci?
- Może, ale Ultron zniszczył J.A.R.V.I.S.a. Przywróciłam go tylko do podstawowej sprawności, bo nie jestem Tonym. Nie potrafię od nowa zaprogramować tak złożonego systemu. Mogłam jedynie przepisać jego algorytmy.
- Cyka Blyat - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.- Jak wy Amerykańce mnie denerwujecie.
- Przykro mi, że nie mogę pomóc.
- Taaa, chuja a nie przykro...
Gdy Rosjanin wypowiadał te słowa, mój smartphone zaczął wibrować. Na ekranie wyświetliło się nazwisko dyrektora S.H.I.E.L.D.
-...przepraszam, jestem po prostu zirytowany..
- Fury dzwoni, muszę kończyć - wtrąciłam, nieco ignorując wypowiedź mężczyzny.
- Dobra, jak będziesz coś wiedzieć, dawaj znać - odparł tylko, po czym rozłączył się.
Szybko zdjęłam słuchawki, po czym odebrałam kolejne połączenie.
- Coś nowego?- zapytałam.
- Sprawdź mi na satelicie aktualny widok na labo doktor Cho, wytyczne przed chwilą ci wysłałem - usłyszałam po drugiej stronie. Przełączyłam więc rozmowę na tryb głośnomówiący i odblokowując telefon, weszłam w pasek powiadomień. Faktycznie, wisiała tam jedna nieotwarta wiadomość od dyrektora.
- Jasne, daj mi chwilę - odparłam, szybko wstukując w wyszukiwarkę adres podanej strony.- A dlaczego nie możesz zrobić tego sam?
- Barton ma za słabe łącze, by załadować mapę - usłyszałam w odpowiedzi.
- To powinien zmienić router wifi. Pewnie macie w organizacji jakieś zasilacze pokroju NASA?- mruknęłam.- Ok, wyświetliło mi się czarne okno z jednym białym paskiem. Co mam wpisać?
- Na wstecznym lustrze: Zero, Zulu, X-ray, siedem, siedem, Alfa, trzy, Mike - przedyktował mężczyzna, a ja wybrałam na klawiaturze odpowiednio znaki 1, A, Y, 8, 8, B, 4, N*.
Po zatwierdzeniu kodu, na ekranie pojawiło się kolejne, identyczne okno. Przeskok między nimi był tak szybki, że przez moment nawet nie byłam pewna, czy strona przeszła dalej czy po prostu wszelkie wpisane przeze mnie znaki zostały usunięte.
- Kontynuuj - mruknęłam, zawieszając dłonie nad klawiaturą.
- Trzydzieści siedem stopni, trzydzieści minut, czterdzieści dwie koma jedna sekunda szerokości geograficznej północnej na sto dwadzieścia sześć stopni, pięćdziesiąt dziewięć minut i czterdzieści jeden koma siedem sekund długości geograficznej wschodniej.
Wzruszyłam ramionami i powoli wpisywałam odpowiednie znaki, układając je w napis "37°30'42.1'' N 126°59'41.7'' E" i kliknęłam Enter.
Nie zdziwiło mnie pojawienie się czystego obrazu na przeszklone laboratorium doktor Cho, za to zdziwiłam się, dostrzegając za jego szybami kilka skafandrów Legionu Tonego.
- To tam jest Ultron?- zapytałam, od razu kojarząc pomocników robota.
- Liczyłem, że ty mi to powiesz. Jest tam czy nie?
- Nie widzę go. Za to widzę dwa... a teraz już trzy skafandry Legionu patrolujące laboratorium. Więc jest to możliwe. Jak udało Ci się na to wpaść?
- Nie mi. Bannerowi. Właśnie tam lecą. Jak przejmą androida tworzonego przez Cho, wrócą do wieży Starka.
- Super, wstawię im obiad - rzuciłam, przyglądając się widokowi wyświetlanego przez komputer.
- Wolałbym, abyś pojechała w jedno miejsce. Co prawda S.H.I.E.L.D. już nie istnieje, ale jej oddziały nadal są obecne w niektórych krajach. Mój ulubiony jak zawsze zadeklarował chęć pomocy, ale przez rozłam organizacji, potrzebują trochę sprzętu, który już zdążyli zwrócić. Zajmiesz się tym? Wyślę ci listę.
- A co zrobić z tymi rzeczami, które uda mi się ogarnąć? Wysłać im pocztą? I jakiego kalibru są to sprawy?
- Dwa myśliwce, aktualizacja oprogramowania, nowe wyrzutnie i anteny, takie tam badziewia. Hill ci pomoże. Gdy już będziecie miały, co potrzeba, weźmiecie transporter i polecicie do bazy w Lewickich.
- Gdzie?- zaśmiałam się, słysząc dziwną nazwę.
- Wieś we wschodniej części Polski.**
Nazwa kraju zmyła uśmiech z mojej twarzy.
Kurwa.
- Jak będziesz miała jakieś pytania, dzwoń do Hill - nim zdążyłam zaprotestować, Fury rozłączył się, znów nie dając mi nawet chwili na odmowę.
A tym razem odmówiłabym i to na pewno.
Z lekkim załamaniem weszłam w klasyczną wyszukiwarkę i wpisałam nazwę wsi wspomnianej przez dyrektora. Przez chwilę wpatrywałam się w mapę małej miejscowości położonej obok Białegostoku, zastanawiając się, jaką wymówkę zastosować, by nie wykonać powierzonego mi zadania?
- Dlaczego patrzysz na mapę?- wzdrygnęłam się, słysząc nad sobą pytanie. Szybko zwróciłam się w stronę głosu, szeroko otwartymi oczyma patrząc na Lokiego, który nie wiadomo kiedy pojawił się tuż za mną.
- Nie skradaj się tak. I co tutaj robisz?- zapytałam zbita z tropu.
- Przyniosłem ci kawę.
Spuściłam wzrok na dłonie mężczyzny. Faktycznie trzymał w nich spodek i białą filiżankę.
- Dzięki - mruknęłam, rozluźniając ciało.
- Wracając, co tak mocno cię rozkojarzyło, że nawet nie usłyszałaś, jak wchodzę? Kolejne zadanie od Fury'ego?- dopytywał bóg, opierając się biodrami o kant blatu.
- Poniekąd - westchnęłam, odchylając się w fotelu i podnosząc głowę, by móc spojrzeć w jego oczy.
- Co tym razem?
- Mam ogarnąć parę rzeczy potrzebnych w jakimś oddziale S.H.I.E.L.D.
- Brzmi cudnie. Choć twoja mina mówi coś innego - westchnął, zakładając ręce na piersi, patrząc przy tym znacząco w moją stronę.
Nie chciałam odpowiadać, dlatego też po prostu spojrzałam w telefon, przyglądając się liście zakupów wysłanej mi przez Fury'ego. Przebiegłam po niej wzrokiem, szybko pojmując, że faktycznie wiele tych gadżetów jestem w stanie załatwić w ciągu jednego, może dwóch dni. Chociaż to podniosło mnie na duchu.
- Nie wszystkie pomysły Fury'ego muszą mi się podobać - rzuciłam zdawkowo, wybierając w kontaktach numer Marii Hill.
- To fakt. Dużo pracy ci jeszcze zostało?- zerknęłam na Lokiego, słysząc to pytanie.
- Zależy od tego telefonu - odpowiedziałam, wykonując lekki gest komórką. Swoimi słowami ponownie wywołałam westchnięcie ze strony mężczyzna, który z pewną dozą irytacji zatopił spojrzenie w bliżej nieokreślonej przestrzeni przed sobą.
Dostrzegając w tym pozwolenie, po prostu dotknęłam ikonkę słuchawki i zaczekałam na odzew rozmówcy.
Jak zwykle niezawodna agentka odebrała po pierwszym sygnale.
- Tak?
- Hej Hill, Fury powiedział, że mamy wspólnie zająć się zakupami dla Polaków.
- Zgadza się. Właśnie jadę do magazynu po dodatkowe taktyczne zestawy słuchawkowe. I miło by było, gdybyś pojechała do Tajlandii i jakoś przetransportowała do nas cztery szalupy Save'y Be czternaście.
- A co ty na to - wcięłam, gdy tylko usłyszałam jakąkolwiek przerwę w wypowiedzi kobiety.- Ja ogarnę całą listę, wpakuję w jeden samolot transportowy i w takiej formie dostarczę na lotnisko wojskowe koło NY. A ty lub ktoś od was poleci tym już do Lewickich. Taki podział obowiązków.
- Nie mamy na to czasu - agentka nawet nie zastanowiła się nad moją propozycją.
- Na kiedy chcesz mieć ten sprzęt?
- Jak najszybciej.
- To pojutrze będziecie już na terytorium Polski.
- Woods, tu nie chodzi o zawody, a o realny czas dostawy. Obydwie doskonale wiemy, że nie uda ci się zdobyć czterech szalup ratunkowych, dwóch myśliwców, piętnastu kamer termowizyjnych, czujnika radiacji, siedemnastu zestawów komunikacyjnych, oprogramowania NPTSI, sześciu rakiet balistycznych, pół tony naboi różnego kalibru, anteny OE-82 i jedenastu wyrzutni rakiet Sea Sparrow Mk 29 i Mk 25 w przeciągu mniej, niż dwóch dni. Tym bardziej, że wszystko trzeba zbierać po naprawdę całym świecie. Same podróże zajmą ci kilka dni.***
Spojrzałam na Lokiego. Gdy ten uniósł brew, uśmiechnęłam się kącikiem ust.
- Wystarczy tylko trochę wiary - mruknęłam do słuchawki.
- Nie, t..
- Jeśli do jutra dam ci trzy czwarte listy, zgodzisz się na mój podział obowiązków - zaproponowałam.
Nim padła odpowiedź, usłyszałam, jak kobieta wzdycha.
- Niech ci będzie.
- Super. Więc biorę się do pracy - dodałam jeszcze, po czym rozłączyłam się i lekko odrzuciłam telefon na blat, pozwalając mu przesunąć się po powierzchni.
Ponownie podniosłam wzrok na Lokiego, który wciąż wpatrywał się we mnie z niemym pytaniem wiszącym między nami.
- Skoro już tu jesteś to chyba zgodzisz się, bym nieco cię wykorzystała?- rzuciłam, mrużąc przy uśmiechu oczy.
- Jasne. Do której sypialni idziemy? Chyba, że wolisz na przykład salon?- zażartował, choć wyraz jego twarzy i ton pozostały poważne, a oczy skupione na mnie. Oczywistym było, że Loki doskonale wiedział, co miałam na myśli, nie byłby jednak sobą, gdyby pozostawił moje słowa bez dwuznacznego komentarza.
- Może później. A teraz..- zamilkłam na chwilę i przekręciłam się na obrotowym krześle, zakładając nogę na nogę.- Jak duże obiekty możesz teleportować?
~*~
- Dziękuję, że zgodziłaś się przyjść - mówiłam, ściskając dłoń Jannet, psycholog dawniej zatrudnionej przez S.H.I.E.L.D, która właśnie przekroczyła próg mojego mieszkania.
Zdaniem Hill, to właśnie pani doktor była najbardziej odpowiednią osobą do opieki nad bliźniakami.
- Żaden kłopot, pracuję z dziećmi od zawsze. Może nie jako opiekunka, ale powinnam sobie poradzić - przyznała starsza kobieta, uśmiechając się przyjaźnie.
Przywitała się także z Lokim, pewnie ściskając jego dłoń. Już sam ten gest upewnił mnie w przekonaniu, że Jannet faktycznie wie, co robi. W końcu byłam pewna, że znała Lokiego i doskonale wiedziała o jego wcześniejszych poczynaniach, szczególnie na Ziemi, nie wykazywała jednak jakiejkolwiek niechęci lub uprzedzenia do Psotnika.
- Na pewno - zapewniłam, po czym wskazałam na leżące na kanapie za nami bliźniaki.- Dzieciaki chwilowo śpią, a, że śpią za sprawą Lokiego to raczej nie powinny się szybko obudzić. Gdyby coś się działo, śmiało dzwoń, telefon stacjonarny jest w kuchni, obok niego zostawiłam też swój numer telefonu - mówiłam, wskazując odpowiednie partie swojego mieszkania.- Ale wierzę, że do naszego powrotu dzieci po prostu będą spać i jeśli wszystko dobrze pójdzie, nie będą nawet wiedzieć, że się nimi zajmowałaś - zakończyłam, ponownie zwracając się w stronę szatynki wciąż stojącej przy drzwiach.- No. Jakieś pytania?
- Nie wydaje mi się - kobieta zaśmiała się ciepło, najpewniej na skutek mojego potoku słów.
- W porządku, w takim razie do zobaczenia. I naprawdę, gdy tylko coś się stanie, dzwoń - kontynuowałam, w międzyczasie wymijając psycholog i chwytając kurtkę wiszącą na stojaku, założyłam ją na siebie.
Loki bez ani jednego słowa również ubrał swój płaszcz i widząc mój pełen gotowości wzrok, złapał mnie za dłoń, by teleportować nas do pierwszego miejsca, w którym miałam coś do załatwienia.
_________________________________________
* 1, A, Y, 8, 8, B, 4, N - Zulu, X-ray, Alfa oraz Mike są hasłami alfabetu natowskiego używanego do przedstawiania "dużych liter", tj. kiedy mamy na myśli kod ABC, mówimy Alfa, Bravo, Charlie (dzięki temu odbierający ma pewność, o jakiś litery chodzi). Kod mówiony z kodem pisanym różni się, bo użyłam szyfru przestawnego o jeden, czyli kiedy autor mówi jeden, wpisujemy dwa, kiedy powie Alfa, wpisujemy Bravo. I tak dalej #IamSpy ;)
**Skąd pomysł na użycie bazy Shield w Polsce? Nie tylko moje widzi mi się, ale i kanon. W Avengers:Age od Ultron, gdy w Sokovii pojawia się lotniskowiec S.H.I.E.L.D., na boku jego szalup ratunkowych są flagi Polski ❤️
***NPTSI - Nawodno-Powietrzny Taktyczny System Informatyczny. A ogółem wszelkie wymienione gadżety wchodzą w skład typowego, amerykańskiego lotniskowca.
Wiem, nieco sporo telefonów musiano dziś wykonać, ale tak najłatwiej jest opisać dość złożony proces, jakim jest przygotowanie się do wojny XD
Next 4.05 ;)
A. J. Hallen
PS.
Media:
Obraz pochodzi z platformy Pinterest
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro