Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 62

Uciskając skronie palcami, wpatrywałem się w blat biurka. Wiedziałem, że miałem tylko chwilę między zakończeniem porządkowania biura przez służki, a spotkaniem z przedstawicielem Asgardu, więc musiałem szybko wziąć się w garść. 

Choć tak naprawdę byłem nieludzko zmęczony. Nie wiedziałem, czy to nagłe przygnębienie spowodowało dziwne zachowanie Viv, czy wiara, że miało być lepiej, a nie jest.

A raczej, że było lepiej. Ale tylko przez chwilę.

Choć w zasadzie, faktycznie każdy miewał gorsze dni i zły stan psychofizyczny bogini wcale nie musiał oznaczać regresu w jej leczeniu. Chciałem w to wierzyć. Musiałem w to wierzyć. Bo jak inaczej miałem przekonać bliźniaki do swojej wersji wydarzeń? Jak inaczej miałem zdjąć z nich brzemię martwienia się o własną matkę? Jak inaczej miałem uspokoić Narviego i znów zyskać jego zaufanie? 

Nie chciałem mówić mu całej prawdy.

Ale nie chciałem go też okłamywać. A nie było tylu pozytywnych faktów, bym mógł uśpić czujność syna. 

W dodatku ciągle skrycie bałem się, że Viv w końcu przyzna, że jej cierpienie było moją winą. Że to przez moje kłamstwa wyszła wtedy z mieszkania. Że to ja jej nie szukałem. Że nie zrobiłem nic, by jej pomóc. Naprawdę chyba nie zniósłbym, gdybym usłyszał takie słowa z jej ust.

Ponownie westchnąłem, masując pulsujące skronie. 

Na szczęście pukanie do drzwi zmotywowało mnie do skupienia się na czymś innym.

- Proszę!- oznajmiłem, oczekując ostatniego dziś gościa. 

Nie wiedziałem, kogo przysłał Asgard, ale byłem prawie pewien, że będę znał tę osobę. Nie mniej jednak, widząc Thora wpuszczanego do gabinetu, mimowolnie zmierzyłem go spojrzeniem pełnym zwątpienia. 

Że też musiało paść akurat na niego.

Nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania. Może włosy miał nieco dłuższe, teraz gładko zaczesane w tył. Zdziwiło mnie za to, że nie miał na sobie swojej ulubionej zbroi, a królewski kaftan i to jeden z bardziej wystawnych. Od razu domyśliłem się, że to Odyn nie pozwolił, by pierwszy posłaniec Asgardu mający wstęp do Helheimu od lat wyglądał jak złapany na ulicy wojaczek. A oficjalna zbroja mogłaby wzbudzić niepotrzebne uprzedzenia. Przez tę myśl aż zacząłem zastanawiać się, ile czasu służba musiała przekonywać księcia, by ten ubrał się tak, a nie inaczej?

- Ach, Loki - zaczął blondyn z przyjaznym uśmiechem, gdy ja powoli przywarłem plecami do oparcia fotela, pozwalając sobie na nieco więcej swobody.- Miło cię widzieć.

- Tu mówią mi wasza wysokość lub królu, ale rozumiem, nie jesteś obyty z dworskimi obyczajami - mruknąłem, po części w formie przytyku, po części żartu.- Usiądź, proszę. Napijesz się czegoś?- dodałem od razu, wstając i podchodząc do barku nieopodal.

- Nie musisz pytać, dobrze wiesz - zaśmiał się cicho.

I miał rację. Wiedziałem. 

Poniekąd też dlatego zaproponowałem. Sam również czułem potrzebę zwyczajnego napicia się, ale na szczęście udało mi się to ukryć, po prostu uchodząc za dobrego gospodarza. Wróciłem do biurka z dwoma szklankami i karafką bursztynowej harony. 

- Ilu masz ze sobą?- zapytałem z czystej ciekawości, rozlewając alkohol między nami.

- Sześciu osobistych, znasz protokoły - Thor od razu zrozumiał, że miałem na myśli strażników Asgardu. Wziął pewnie szklankę i już miał upić łyk napoju, gdy nagle, jakby oświecony, zatrzymał ruch i wziął głęboki wdech, zaciągając się aromatem alkoholu.- Czy to ta wasza słynna harona? 

- Uważaj, mocna - potwierdziłem, samemu mocząc usta w trunku.

Moje ostrzeżenie wywołało pełen politowania uśmiech Thora, jednak gdy sam napił się alkoholu, pokiwał z uznaniem głową.

- Faktycznie, dalej nie szczędzi ducha.

- Nie mów, że kiedyś miałeś okazję jej spróbować?

- Jasne, że tak. Jest sprzedawana na każdym nocnym targu - uśmiechnął się blondyn, unosząc szklankę w moim kierunku, jakby wznosił toast.

Trochę zaskoczyła mnie świadomość, że którykolwiek mieszkaniec Helheimu opuszcza go tylko po to, by sprzedawać tutejszy alkohol na nielicznych zgromadzeniach sprzedawców wyjętych spod prawa. Nie zamierzałem jednak w żaden sposób ukrócać tego występku. Nie było to nielegalne. Choć fakt, jakbym się uparł to dałoby się to podciągnąć pod sprzedaż dóbr krainy w celu zdobycia prywatnych korzyści.

- A co takiego książę Asgardu robił w takim miejscu?- mruknąłem niezobowiązująco, podsuwając sobie alkohol do ust.

- Szukał monolitu - Thor odstawił pustą szklankę na blat.

Tempo jego picia chyba już zawsze będzie mnie zadziwiać. Ale jak na hojnego króla przystało, nalałem mu drugą porcję.

- Mów dalej.

- Dobrze wiesz, że nie ma tu czego opowiadać. Gdyby nie twoje wezwanie, do tej pory nie znaleźlibyśmy monolitu. Ani złodzieja.

- Wiesz, gdzie jest?- moje emocje były widoczne bardziej, niż bym sobie tego życzył. 

A Thor tylko spokojnie przytaknął.

- Ten cały czarodziej ukrywa się na Maveth, gdzie próbuje wrócić do zdrowia.

Przekleństwa same cisnęły mi się na usta, więc mocno zagryzłem zęby, by żadne z nich nie znalazło końca mojego języka. 

Nie takich wiadomości się spodziewałem.

Naprawdę wolałem wierzyć, że Chris zginął na Jotunheimie. Może nie miałbym wtedy możliwości zemsty na nim, ale miałbym stu procentową pewność, że Viv jest bezpieczna. Identycznie, jak bliźniaki.

By uciszyć sumienie, upiłem kolejny łyk harony.

- Skoro wiecie gdzie jest, dlaczego wciąż żyje?- zapytałem, dokładnie przyglądając się Thorowi.

- Aż wstyd przyznać, ale to trzecia planeta, na której próbujemy go złapać. Zawsze, gdy nasza armia pojawia się chociaż obok, ten chłopak po prostu ucieka dalej. A my musimy wrócić do Asgardu z niczym, Heimdall musi znów go znaleźć i zabawa zaczyna się od nowa - westchnął blondyn, zakładając ręce na piersi. 

- Więc jaki macie plan działania?

- Po to tu jestem. Dopóki nie zabierzemy mu monolitu, wątpię, by moi żołnierze byli w stanie go zatrzymać. 

Cholera. Jeszcze tego brakowało, bym musiał współpracować z Thorem. A raczej, że jako król Helheimu będę musiał podjąć współpracę z królestwem Asgardu. Nie miałem teraz na to, ani czasu, ani chęci, ani siły. 

Choć  z drugiej strony aż zachciało mi się śmiać. Wielki Asgard nie radził sobie ze złapaniem jednego złodzieja? Och, będę im to wypominał do końca swoich dni. I dopilnuję, by dzieciaki robiły to samo.

- A jak się czuje Viv?

Mimowolnie nieco zjeżyłem się na to pytanie. Podniosłem wzrok ze szklanki na Thora, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego o to pytał? To zdecydowanie nie była jego sprawa. I nie mógł liczyć na szczerą odpowiedź. 

- Dobrze.

- Zaskoczę cię, mówiąc, że wiem, że kłamiesz?- Thor uśmiechnął się lekko, ale smutno.

- Przekaż Heimdallowi, że jestem mu bardzo wdzięczny za okazaną mi pomoc, ale nie musi już jej pilnować - postarałem się, by mój głos brzmiał chłodno, ale wciąż niegroźnie. 

- Byłby zaskoczony, gdybym mu to powiedział - zmarszczyłem brwi w pytającym geście, słysząc odpowiedź blondyna.- Zazwyczaj, widząc mnie w swoim gabinecie, próbujesz mnie jak najszybciej wyrzucić za drzwi. A dziś nawet sobie pijemy, jak za starych, dobrych lat. Ty znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że nie odmawiam alkoholu. A ja znam cię na tyle, by wiedzieć, kiedy ten alkohol proponujesz - uśmiechnął się lekko, niestety mając rację.- Wiem, że to nie moja sprawa, ale jeśli mogę ci... wam jakoś pomóc, po prostu powiedz. 

Wpatrywałem się w niego z powątpiewaniem. Pierwszy raz byłem dla niego miły, głównie z powodu przemęczenia i potrzeby spokoju, a on wymusza na mnie jakieś głębsze wyznania? Liczy, że będę rozdrapywać rany, które ma Viv? Absolutnie. 

- Masz koszmarne wyczucie czasu - wyznałem, zachowując maniery.- Jeśli chcesz pomóc, zajmij się swoją częścią i namierz chłopaka. Jeśli nie potraficie sobie z nim poradzić, zostawcie to mi.

- A jak chcesz pojmać go sam?- Thor wyjątkowo wątpił w moje zdolności.

- Zjawiając się całą armią dawaliście mu wystarczająco jasny znak, że po niego przyszliście. Najwidoczniej to zadanie wymaga więcej finezji - podsunąłem bardziej wyniosłym tonem, niż chciałem.

- Tego też próbowaliśmy.

Milczałem, motywując blondyna do szerszego wyjaśnienia swojej myśli.

- Widząc, że nie możemy go złapać, postanowiliśmy wykorzystać element zaskoczenia. Wysłaliśmy tam jednego skrytobójcę. Wrócił sam, nie pamiętając, że w ogóle miał jakieś zadanie. Więc wysłaliśmy maga. I by go wydostać z wioski, w której krył się złodziej, musieliśmy i tak wysłać oddział, by spacyfikował jej mieszkańców, którzy stanęli w obronie tego chłopaka. A przez to zostaliśmy oficjalnie pozwani przez Galaktyczne Porozumienie Międzyplanetarne o napaść i złamanie założeń traktatu pokojowego - dawno nie słyszałem powagi w głosie blondyna i już zdążyłem zapomnieć, jak bardzo mu ona nie pasowała.- Więc jak widzisz, twój plan raczej też się nie powiedzie. 

Znów westchnąłem, ignorując dziwny nacisk w okolicy skroni. 

- Potraficie namierzyć ślad magiczny monolitu czy po prostu śledzicie chłopaka?- zapytałem, próbując poznać wszelkie opcje. 

Tym razem to Thor westchnął, jakby niezadowolony z mojego pytania.

- Chłopaka. I to tylko dlatego, że dzięki tobie Heimdall wie, jak wygląda. Wciąż nie wiemy, jak namierzyć sygnaturę monolitu. Nie bez powodu jest magicznym artefaktem.

Czyli Asgard nic nie zrobił. Na wszystkich bogów, dlaczego byli aż tak bezużyteczni?

- A jesteście w stanie zrobić cokolwiek?- warknąłem i napiłem się harony, by nie móc powiedzieć nic więcej. 

- Wiem, że nie przyniosłem dobrych wieści - jak zwykle głos Thora ociekał uspokajającym tonem.- Masz jakiś plan działania? 

W tym kłopot, że sam nie wiedziałem, co dalej? Do tej pory było to na głowie logistyków Asgardu. Ale skoro nie mogłem na nich liczyć, zastanowiłem się nad tym, jakie miałem opcje? I nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. 

Jeszcze.

- Oczekuję, że będziemy mogli prowadzić ścisłą współpracę. Skoro nie potraficie namierzyć samego monolitu, będziemy potrzebować stałej opieki Heimdalla. Możesz to załatwić?- mruknąłem, uciskając nasadę nosa.

- Porozmawiam o tym z ojcem. Myślę, że się zgodzi.

- Świetnie. O następnych krokach i decyzjach powiadomi was Surt. Jeszcze nie wie, ale to on będzie odpowiedzialny za to zadanie. Kto dowodzi u was?

- Do tej pory ja. Jakby coś się zmieniło, na pewno cię o tym powiadomię.

Przytaknąłem jedynie i wstałem od biurka, tym samym dając gościowi jasny znak, że kończymy spotkanie. O dziwo, Thor zrozumiał moje intencje, samemu wstając i poprawiając kaftan w naprawdę niearystokratyczny sposób. Widząc to, mimowolnie prychnąłem, zwracając na siebie uwagę zaskoczonego boga.

- Coś nie tak?- mruknął.

- Nie, nic - zapewniłem, powoli idąc w kierunku drzwi.- Kto cię w to ubrał?- musiałem to wiedzieć.

- Nawet nie pytaj - zaśmiał się blondyn.- Wziąłem nawet ubrania na zmianę, wierząc, że każesz mi czekać na swoją audiencję. I jak na złość, nie kazałeś. 

- Warto było. Wyglądasz przekomicznie.

- Wiem. Loki?

Zastygłem z dłonią na klamce. 

- Dziwnie się czuję pytając cię o to, ale chciałbym porozmawiać z Viv.

Tylko czekałem na tę prośbę. Wiedziałem, że prędzej czy później Thor zechce się spotkać z bliźniakami lub Viv. Ale gdy faktycznie o to zapytał, poczułem się dziwnie nieswojo. Bo tak, Gromowładny dalej był przyjacielem dziewczyny. Jednak nie chciałem, by z nią rozmawiał. Stan Viv już się poprawił, ale nigdy nie miałem pewności, czy blondyn będzie miał tyle taktu, by nie wspominać przy niej o niektórych sprawach. A w zasadzie, to czy sama aparycja Thora, zbliżona do aparycji Chrisa, nie spowoduje u dziewczyny złego samopoczucia. Przez to już wiedziałem, że mu odmówię. Bo nie mogłem pozwolić, by widział moją porażkę.

By widział, że nie byłem w stanie obronić Viv. I jakie przyniosło to skutki.

- Nie wątpię - odparłem spokojnie.- Ale wiem, że idąc tu byłeś zbyt zajęty podziwianiem mojego pałacu, by załapać, że na zewnątrz jest ciemno. Czyli jest noc. Viv śpi.

Thor uśmiechnął się lekko, choć widziałem, że był zawiedziony. 

- Masz rację. W takim razie, czekam na dalsze wytyczne. Jakbym mógł jeszcze jakoś pomóc, po prostu powiedz. I pozdrów ją ode mnie, proszę.

Skinąłem jedynie głową, następnie otwierając drzwi gabinetu i puszczając blondyna przodem.

~*~

Po cichu wszedłem do komnaty, starając się nie obudzić Viv. Widząc jednak, że bogini nie ma w łóżku, rozejrzałem się po pokoju, w końcu dostrzegając smugę światła pod drzwiami od łazienki, usłyszałem też szum wody spod prysznica. Więc spokojniejszy podszedłem do kanapy, w końcu ciężko na nią opadając i wpatrując się w płomień tańczący w kominku.

Bo to nie tak, że zostawiłem Asgardowi do wykonania całą robotę i czekałem, aż znajdą i pojmą Chrisa za mnie. Ale oni nic nie zrobili. Po prostu nic. Mając Heimdalla, znalezienie blondyna nie było żadnym wyczynem. Więc jednak wierzyłem, że liczną i nowoczesną armię Asów stać na więcej. 

A jednak.

Przetarłem twarz ręką, znów czując przejmujące zmęczenie. Bo i znalazłem kolejny problem bez rozwiązania. Dlaczego Chris nie dawał się zabić? Hades mówił, że wrzucił go do wulkanu, co poniekąd tłumaczyło liczne blizny po poparzeniach na ciele blondyna. Ale nie tłumaczyło, dlaczego żył? Co prawda nie miałem żadnej pewności, że faktycznie nie miał jakiejś możliwości ratunku, w końcu, Hades na pewno nie stał na krawędzi czynnego wulkanu i nie patrzył, czy aby na pewno jego wróg wpadł do magmy. A ja nie miałem żadnej pewności, że trafiłem sztyletami w serce, tchawice czy którąś z tętnic. Więc może po prostu miał szczęście. A może kryło się za tym coś więcej? Może blondyn miał na przykład zmieniony układ anatomiczny? To by poniekąd tłumaczyło, dlaczego przeżył potencjalnie śmiertelne obrażenia.

Nagły dźwięk pukania do drzwi wybił mnie z rytmu.

- Proszę!- zawołałem odruchowo, zapominając, że nie jestem już w gabinecie.

Na szczęście, do komnaty wszedł Surt.

- Jeszcze nie śpicie? Chyba muszę zacząć dolewać wam eliksiry do herbaty. Kiedy mam spiskować, jeśli jesteście na wiecznej służbie?- gadał, podchodząc do mnie.

- Najlepiej to wcale nie spiskować, ale wiem, że proszę o za dużo - załapałem żart.- Asgard nie wywiązał się ze swoich obowiązków i tylko namierzyli Chrisa. Wciąż nie wiedzą, jak namierzyć monolit, tym bardziej nie wiedzą, jak go unieszkodliwić lub zablokować jego działanie. Nie są w stanie również pojmać tego złodziejaszka.

- A są w stanie zrobić cokolwiek poza chwaleniem się, jak potężni nie są?- zakpił brunet, zatrzymując się krok ode mnie.

- Najwidoczniej nie - westchnąłem.- Dlatego to Helheim przejmuje zadanie zatrzymania, zarówno monolitu, jak i jego właściciela. A ty, mój drogi, właśnie zostałeś powiernikiem tej misji. Będziesz w stałym kontakcie z Asgardem, mają nam udostępnić Heimdalla do pomocy. Już wydałem odpowiednie rozkazy naszym ludziom, pogeonowie są w trakcie narady, by obmyślić plan działania.

- Wow, szybko rozwiązujesz problemy. Choć powinienem obrazić się, że stawiasz mnie przed faktem dokonanym.

- Popłacz się.

- Mógłbym.

Gdy spojrzeliśmy na siebie, w tej samej chwili prychnęliśmy rozbawieni własną wymianą zdań. 

A mi nagle zrobiło się jakoś lepiej.

- Mam przekazać coś Hekate czy została już powiadomiona o zmianach?- dopytał zaskakująco profesjonalnie Surt.

- Możesz jej powiedzieć to, co właśnie usłyszałeś. I dodać, że przez to twoje obowiązki spadają na nią. 

- Jasne, powiem jej, że kazałeś mi się popłakać. Zrozumiałem. 

- Kretyn - mimowolnie parsknąłem.

- Znów mnie wyzywasz. Chyba zgłoszę się do odpowiednich służb, oskarżając cię o mobbing.

- Nie znajdziesz tu nikogo, kogo by to obchodziło.

- To sam założę taki dział.

- Powodzenia.

- A żebyś wiedział - Surt po raz ostatni skinął mi głową, po części żegnając się, po części udając, że właśnie przypieczętował swoją decyzję, po czym ruszył do drzwi. Odprowadziłem go wzrokiem, a gdy wyszedł z komnaty, ponownie westchnąłem, tym razem czując odprężenie, jakiego potrzebowałem. 

Ale patrząc w stronę łazienki, znów dopadło mnie przygnębienie. Chris wciąż żył. I wolałem, by Viv o tym nie wiedziała, bo mogłoby to na nią bardzo źle wpłynąć. Robiła postępy w terapii. Wolałem jej tego nie utrudniać.

Wgapiając się w drzwi łazienki, nagle coś sobie uświadomiłem. Spod szpary między drzwiami a podłogą, prócz światła, wydobywała się para. Nie jakoś dużo, ale jednak. A doskonale wiedziałem, że przez obrażenia po odmrożeniach, skóra Viv zdecydowanie nie powinna być wystawiana na tak wysokie temperatury. 

Zaniepokojony podszedłem do łazienki i zapukałem do drzwi, oczekując reakcji dziewczyny.

- Viv?- rzuciłem w przestrzeń, a gdy nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, ucisk w gardle jasno dał mi do zrozumienia, że coś musiało się stać. 

Bez ostrzeżenia wszedłem do środka, próbując wyłapać wzrokiem Viv. I faktycznie była tam.

Siedziała pod prysznicem, w koszulce i krótkich spodenkach, z moją brzytwą w dłoni, skąpana we krwi.

- Viv, na boga - mruknąłem mimowolnie, podbiegając w jej kierunku. 

Chwyconym po drodze ręcznikiem próbowałem od razu zatamować krwawiąca ranę na jej udzie, jednak gdy tylko wsadziłem rękę pod strumień wody, przekonałem się, jak gorąca była. Przełamując chęć odruchowego cofnięcia dłoni, zakręciłem kurek, przyglądając się poparzonym ramionom dziewczyny. 

Nie wiedziałem, co dokładnie się działo, ani czego potrzebowałem, więc po prostu wybierając na pierścieniu wezwanie alarmowe, chwyciłem za przedramię zaskoczonej dziewczyny, drugą ręką wyrywając jej brzytwę z dłoni. 

- To bolało - mruknęła spokojnie, motywując mnie, bym spojrzał w jej oczy. 

Bałem się, że znów ujrzę tam szaleństwo lub mgłę, ale okazało się, że gorsza była przytomność jej spojrzenia. Jakby była świadoma tego, że znów się samookaleczyła. Że sama się pocięła i sama poparzyła. 

- Viv, dlaczego...

- Wasza wysokość - naszą uwagę zwróciła dwójka żołnierzy, którzy nagle pojawili się w łazience.

- Stójcie w gotowości - mruknąłem jedynie, patrząc na nich przez ramię. 

- Coś się stało?- zapytała zaskoczona dziewczyna.

- Tak, kochanie. Dlaczego się pocięłaś?- zapytałem szczerze zaniepokojony. 

A ta, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnęła się ciepło, choć nieco ospale, chwytając moją twarz w dłonie.

- Och, głuptasie. Bo zapomniałeś się podpisać.

- Jak to, podp...- dociekałem, gdy nagle prawda, niczym niewidzialna pięść, zacisnęła moje płuca, zupełnie zabierając mi oddech.

Spojrzałem na lewe udo dziewczyny, widząc blizny układające się w napis "moja", które wyciął Chris. I nim zdążyłem pomyśleć, odsłoniłem jej prawą nogę, dostrzegając, że wycięła sobie moje imię. Krwawe linie łączące się w słowo "LOKI" już na zawsze wryły mi się w pamięć.

Zrobiło mi się słabo.

- Och, Viv...- szepnąłem, nie mogąc znieść myśli, że z jakiegoś powodu dziewczyna uważała, że to ja mógłbym ją tak skrzywdzić. 

A bogini, z wciąż majaczącym uśmiechem na ustach, pocałowała moje czoło, jakby zadowolona ze swojego czynu.

- Masz.

Wzdrygnąłem się, gdy nagle obok mnie pojawił się Surt. Tylko na chwilę spojrzałem w jego kierunku, rozumiejąc, że podawał mi drugi ręcznik, bo ten, który miałem, zaczął już przekrwawiać. Bez słowa wziąłem tkaninę od bruneta, dociskając ją na poprzednim opatrunku. A gdy znów spojrzałem na Viv, ta z zamkniętymi oczyma opierała się o ścianę za sobą. I choć na jej twarzy wciąż widniał łagodny wyraz, to dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie wiedziałem, ile czasu siedziała pod prysznicem. Więc równie dobrze ospałość bogini mogła być objawem tego, że po prostu straciła zbyt dużo krwi i powoli traciła przytomność.

- Hej, Viv, popatrz na mnie - rozkazałem, próbują uspokoić wszelkie obawy.

- No patrzę - mruknęła spokojnie, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. 

- Cudownie. Rozmawiaj ze mną, cały czas, w porządku?

- Po co?

- Bo jestem ciekaw, co u ciebie? Jak się czujesz?- pytałem, kompletnie nie wiedząc, co mówić, ani co robić? Jak w ogóle rozmawiać z nią, gdy była w stanie, którego nie rozumiałem?

- Dobrze. Choć w sumie to nieco mi zimno - mówiąc to, bogini zaczęła szukać ręką kurka od prysznica, więc szybko jej to uniemożliwiłem, chwytając ją za dłoń.

- Rozumiem, że ci zimno, ale nie odkręcaj już wody, dobrze?

- Dlaczego?

- Bo cię o to proszę. 

Viv popatrzyła na mnie podejrzliwie.

- Jakoś dziwnie się zachowujesz - mruknęła.

Ja się dziwnie zachowuję? Nawet nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Nie wiedziałem też, jak zareagować na nagłą panikę, która zabłysnęła w oczach bogini.

- Zrobiłam coś nie tak?- pytała ożywiona lękiem.- Proszę, nie zostawiaj mnie. Ja się zmienię, obiecuję, po prostu...

- Kochanie - przerwałem, a mój głos pobrzmiewał tą samą desperacją, co jej.- Nikt nikogo nie będzie zostawiał, jasne? Nie martw się tym teraz.

- Teraz? Czyli...

Zły dobór słów. Bardzo zły.

- Miałem na myśli, żebyś w ogóle się tym nie przejmowała. Jestem obok. Na tym się skup. 

I nie panikuj - dodałem w myślach. Wiedziałem, że jeśli Viv da się ponieść emocjom, znów przestanie nad sobą panować. 

Na szczęście nie musiałem dłużej odciągać uwagi bogini od otoczenia, bo usłyszałem kroki dobiegające z zewnątrz. Patrząc za siebie, naprawdę odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu zobaczyłem Genezjusza. 

- Co się stało?- zapytał od razu, klękając obok mnie. 

- Pocięła się. I chyba poparzyła. Nie wiem, nie widziałem...- westchnąłem, plącząc się we własnych słowach i myślach. 

Nie chciałem tego mówić. W ogóle, nie chciałem, by taka sytuacja kiedykolwiek miała miejsce. 

- Nic się nie stało, Loki tylko panikuje - Viv uśmiechnęła się lekko, odpowiadając na słowa medyka.

- Widząc tyle krwi też bym panikował, pani - odpowiedział Genezjusz, skupiając się na dziewczynie, która nagle dziwnie pobladła.

- Co?- mruknęła słabo.- Krwi?

Viv spuściła wzrok na siebie, a w jej oczach błysnął lęk.

- Co zrobiłam?- zapytała dziwnie przytomnie.

Choć szybko odepchnąłem od siebie tę myśl. Już nie wiedziałem, kiedy Viv myślała przytomnie, a kiedy nie? Nie potrafiłem jej odczytać. Nie potrafiłem jej zrozumieć. Przerastało mnie to.

- Pocięłaś się - powtórzyłem.

- Ja nie...- mruknęła dziewczyna, jednak szybko zamilkła.

Jej oddech nagle przyspieszył, w oczach zaszkliły się łzy, a dłonie odruchowo zakryły usta, jakby to miało jej w jakikolwiek sposób pomóc.

- Viv, mów do mnie - rozkazałem.

- Słabo mi - westchnęła, drżącym głosem. 

Nim zdążyłem się zorientować, Genezjusz pociągnął dziewczynę do siebie, wysuwając ją z wnęki prysznicowej.

- Połóż się - polecił starzec, a gdy Viv powoli wykonała jego polecenie, chwyciłem jej drżącą dłoń, zamykając w swoich. 

Z przejęciem przyglądałem się, jak Genezjusz po prostu odsunął ręcznik, a widząc wycięty napis, rzuca mi krótkie spojrzenie, w końcu cicho wzdychając. 

- Podaj mi klepsydiam - dopiero, gdy medyk zwrócił się do swoich podwładnych, zdałem sobie sprawę z ich obecności. Stali nieco dalej, z deską grawitacyjną obok.

Nigdy nie przeszkadzał mi widok krwi. Tym bardziej nie robił na mnie jakiegoś większego wrażenia. Ale od patrzenia na rany Viv naprawdę zakręciło mi się w głowie. Musiała uszkodzić jakieś większe naczynie, może nawet samą tętnicę, bo wystarczyła chwila bez opatrunku uciskowego, by podłoga obok nas skąpała się we krwi. I choć starzec równie szybko zaczął leczenie, to wiedziałem, że nic to nie zmieniło.

W ogóle, wszystko, co do tej pory robiliśmy, nic nie zmieniło. A myśl, że nawet Genezjusz nie jest w stanie jej pomóc, wycisnęła ze mnie resztki nadziei.

____________________________________
Okay, tak między nami. Pierwsza lekcja, jaką wyciągnęłam z tej trylogii to 'pisz k r ó c e j'. Dosłownie. Już mam dość XDD

Next 24.08

A. J. Hallen

Ps.

Obraz w mediach pochodzi z platformy Pinterest

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro