Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54

Z niepokojem patrzyłem na Viv. 

Choć udało mi się przekonać bliźniaki, by te dały mamie odpocząć i spały u siebie, to mimo wszystko nie była to spokojna noc. Choć Viv próbowała to ukryć, praktycznie nie mogła zmrużyć oka. Więc nawet, gdy wydawało mi się, że udało mi się ją w końcu uśpić, samemu zasypiając obok, za każdym razem, gdy się przebudzałem, bogini nie spała, a po prostu wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą.

Niesamowicie mnie to martwiło. Tym bardziej, że za każdym razem, gdy próbowałem nakłonić ją do rozmowy, Viv po prostu uśmiechała się, zapewniała, że wszystko w porządku i na nowo układała się do snu. I tak w kółko. Dlatego, gdy nastał kolejny dzień, wcale nie czułem się lepiej. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że byłem bardziej wyczerpany, niż przed snem.

Powiadomiłem o swoich obserwacjach medyków, którzy dali Viv jakieś leki nasenne, ale koniec końców i one nie za wiele dały. A Viv każdy taki incydent tłumaczyła zwykłą potrzebą bliskości, która nie pozwalała jej spać. A ci wierzyli. Bo co im pozostało? Skoro Viv była w pełni świadoma, nie mogli zmusić jej do odpoczynku. W ogóle, nie za wiele mogli, gdy odmawiała. 

A gdy przekonywałem Viv, że przecież wiedziałem, jak drżała z przerażenia przez urwany sen, śmiała się, twierdząc, że musiało mi się zdawać.

Dlatego za punkt honoru uznałem wydobycie z Viv całej prawdy. Każdą myśl i każdy lęk, który przebijał się przez spokój i ciepło emanujące z jej oczu. Bo mogła udawać przed każdym. Ale nie przede mną. 

- Kochanie?- mruknąłem po raz kolejny tego dnia.

- Co tam?- odrzuciła, zwracając się w moim kierunku.

- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim?

- Tak, spokojnie - uśmiechnęła się.

- Więc na pewno wszystko w porządku?

Viv, dalej uśmiechnięta, załamała lekko ręce, patrząc na mnie z powątpiewaniem.

- Tak, słoneczko. Ile razy mam ci to powtarzać? 

Wciąż wpatrywałem się w jej oczy.

- Nie zjadłaś śniadania - zauważyłem, wskazując na talerz wciąż stojący obok jej łóżka.

- Bo nie jestem głodna.

- I ja mam w to uwierzyć?

- Chyba lepiej wiem, co czuję - zaśmiała się.

Znów tylko westchnąłem. Nie podobało mi się jej zachowanie.

- Naprawdę masz zamiar udawać, że nic się nie stało?- bardziej stwierdziłem, niż spytałem.

- Tak - a Viv bez większego oporu przytaknęła.

- Wiesz, że to tylko...

- Jeśli chcesz, możesz już sobie iść - przerwała mi oschlejszym tonem, mierząc mnie rozgniewanym spojrzeniem.- Ale jeśli zostajesz, nie chcę więcej o tym słyszeć. Zrozumiałeś?

Wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, bo po prostu nie spodziewałem się po niej takiej reakcji. Szybko jednak zrozumiałem, że dalsza walka z nią nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków. 

- I tak będę się martwić - westchnąłem w końcu, rozkładając lekko ręce na jej zachowanie. Więc dziewczyna tylko wstała od lustra, podchodząc do mnie i krótko całując.

- Wiem, nie mogę ci tego zabronić - wyznała spokojniej, zaplatając ręce za moją szyją.- Ale i tak będę ci powtarzała, że nie masz o co. Jestem w domu. Już wszystko jest w porządku. 

Nie odpowiedziałem. Bo kochałem ją za bardzo, by po prostu uwierzyć, że wszystko było w porządku.

- Idę się myć. Marzę o długiej kąpieli - oznajmiła, puszczając mnie i wymijając w drodze do łazienki.

- Więc idę z tobą - zapewniłem, na co bogini obejrzała się na mnie, zatrzymując się w pół kroku. Przez chwilę próbowała coś powiedzieć, w końcu uśmiechając się w tak obcy mi sposób.

- Loki...- westchnęła.- Też tego chcę, ale nie wydaje mi się, bym była w stanie...

- Och, nie o to mi chodzi - mimowolnie zaśmiałem się, gdy zrozumiałem, że dziewczyna odebrała moje słowa jako grę wstępną.- Po prostu nie powinnaś zostawać zbyt długo sama. Gdyby coś ci się stało, nie wiedziałbym o tym. Dlatego po prostu pójdę z tobą. Nie ma w tym żadnego podtekstu - wyjaśniłem.

- A - zakłopotała się.- Dobra, źle cię zrozumiałam - przyznała rozbawiona, następnie po prostu skinając głową w kierunku łazienki, jakby faktycznie zapraszała mnie do siebie. Więc nie czekając dłużej, poszedłem za nią. 

Viv jak gdyby nigdy nic weszła do małej łazienki będącej częścią sali wzmożonej obserwacji, następnie za pomocą zapałek odpalając kilka świeczek rozstawionych po komnacie. Następnie odkręciła kran wanny i dobierając temperaturę wody pod siebie, zaczęła się rozbierać. Nie musiała zdejmować zbyt wielu ubrań, w końcu miała na sobie jedynie w piżamę. I jak wcześniej nawet lekko uśmiechałem się, obserwując znaną mi rutynę, tak widząc poranione ciało bogini, straciłem resztki dobrego humoru. 

Bo przez zakrywającą wszelkie obrażenia piżamę Viv, naprawdę przestałem myśleć o jej urazach. A teraz, widząc jej posiniaczone plecy, żebra owinięte krwawymi wykwitami, ślady poparzeń, odmrożeń, zmiażdżeń i blizny po utracie tkanek, naprawdę znów zabrakło mi tchu. Nie potrafiłem na to patrzeć i w głębi duszy liczyłem, że jednak Genezjuszowi udało się bardziej zapanować nad obrażeniami bogini. 

Viv jednak zdając się tym totalnie nie przejmować, po prostu weszła do wody, dolewając sobie płynu, który otoczył jej skórę warstwą puszystej piany. Rozsiadła się wygodniej, opierając ramiona o brzegi wanny i odchylając głowę, zastygła z błogim wyrazem na twarzy.

- Właśnie dlatego nie chciałam cię brać - minęła dłuższa chwila, nim zorientowałem się, że ta się odezwała.

- Hmm?- mruknąłem, wybity z pnączy własnych myśli.

- Byś nie musiał mnie oglądać. Dystans - dopiero teraz spojrzała na mnie.- Dystans, kochanie - powtórzyła, więc jedynie uśmiechnąłem się kącikiem ust, który szybko opadł, gdy tylko bogini ponownie zamknęła oczy. 

Nie potrafiłem się do tego zdystansować. 

- Ale jedna rzecz mnie martwi - ze skupieniem spojrzałem na Viv, gdy ta ponownie się odezwała.- Przez dłuższy czas nie będę mogła nosić krótkich sukienek.

Prychnąłem, słysząc, co spowodowało jej rozterkę. Była niesamowita. Po takiej tragedii i takim cierpieniu potrafiła po prostu obrócić wszystko w żart.

- Mogę pożyczyć ci swoje spodnie - zapewniłem, podwijając rękawy koszuli.

- Raczej w nie nie wejdę, ale dziękuję za propozycję - zaśmiała się cicho.

- Ej, bez przesady, nie jesteś gruba - prychnąłem, słysząc jej odmowę, jednocześnie powoli podchodząc do brzegu wanny i kucając przy nim. Zamoczyłem dłoń w wodzie, chcąc być jak najbliżej Viv.

- Nie muszę być gruba, by nie wejść w twoje spodnie - odparła rozbawiona.- Mam szersze biodra, to wystarczy - wzruszyła ramionami, jednocześnie chwytając pod wodą moją dłoń w naprawdę kojący sposób. 

Przez chwilę przyglądałem się iskrom w jej oczach, nie mogąc przestać się uśmiechać. Naprawdę brakowało mi spokoju, który roztaczała wokół siebie. A jeszcze bardziej brakowało mi jej ust, które po chwili znalazły moje. Viv całowała mnie lekko, powoli, jakby delektowała się każdym jednym ruchem moich warg. Nie miałem serca jej tego zabrać, więc tym bardziej zdziwiłem się, gdy to bogini pierwsza odsunęła swoje usta, po prostu opierając swoje czoło o moje i z cichym westchnięciem otaczając dłonią mój policzek.

I trudno było mi to ukryć przed samym sobą, ale poczułem się naprawdę dziwnie, czując na skórze tylko trzy palce.

- Mógłbyś jednak dać mi chwilę prywatności?- poprosiła cicho.

Odsunąłem się lekko, by móc spojrzeć w jej oczy.

- W tym czasie możesz zaaranżować moją rozmowę z Hadesem. Mam mu to i owo do powiedzenia.

Tym razem to ja westchnąłem, ale powoli i ciężko. Bo nie uważałem, by ich spotkanie powinno odbyć się tak wcześnie. Viv ledwo co odzyskała pełnię przytomności. Nie była jeszcze gotowa na tak druzgocącą prawdę, jaką szykował jej ojciec.

- Nie możesz z tym poczekać?- poprosiłem.- Naprawdę masz czas, a teraz powinnaś skupić się na sobie, nie na nim.

- Słoneczko, muszę w końcu poznać prawdę. Już mam dość bycia ostatnią, która wie, co dzieje się wokół niej, gdy to ja jestem w centrum wydarzeń. Wiem, że jesteś temu przeciwny, nie dziwię się. Ale zrozum też mnie - znów lekko pogładziła mnie po twarzy.- Muszę to wiedzieć. 

Westchnąłem.

- Wiem - przyznałem z niechęcią.- Ale...- zamilkłem, patrząc w jej wyczekujące oczy. Sam już nie wiedziałem, jak jej to powiedzieć?- Kojarzysz ten moment, kiedy myślisz, że nie może być tak źle, po czym jest jeszcze gorzej?

- Mam tak całe życie, wiem, jak to jest - uśmiechnęła się smutno.

- Więc i tak jest w tym przypadku - lekko ścisnąłem jej dłoń, by dodać jej otuchy.- Udało mi się wyciągnąć od Hadesa trochę informacji i mogę powiedzieć, że niestety prawda będzie wyjątkowo trudna do zniesienia. Dlatego proszę cię, daj sobie czas. 

Z nadzieją patrzyłem na Viv, wierząc, że może jednak uda mi się odwieźć dziewczynę od pomysłu rozmowy z ojcem przez najbliższy czas.

- Loki - sposób, w jaki powiedziała moje imię, zmienił zmartwienie wypisane na moje twarzy w czyste zaskoczenie.- Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Ale przestań chronić mnie przed prawdą. Robił to Hades i zobacz, do czego to doprowadziło. Nie zmuszaj mnie, bym kiedyś myślała o tobie tak samo, jak teraz myślę o nim.

Gdy to mówiła, w jej oczach błysnęła dziwnie groźna nuta. Ale chyba bardziej od nastawienia Viv zaskoczył mnie fakt, że mogła mieć rację. Od zawsze próbowałem chronić ją przed całym złem tego świata, choć doskonale wiedziałem, jak tego nienawidziła. Mimo to, nie potrafiłem przestać. To było silniejsze ode mnie.

- No dobrze - mimo to, lekko wzdychając, zgodziłem się z jej słowami. Skoro tak bardzo chciała porozmawiać z Hadesem akurat dzisiaj, mogłem na to przystać. W końcu, mogła z nim rozmawiać. 

Ale nie musiała się niczego dowiedzieć.

- To dziwne - zmarszczyłem brwi, gdy Viv nagle zmieniła temat, spuszczając wzrok na swoją prawą rękę.- Bolą mnie palce.

- A co w tym dziwnego?- mruknąłem, patrząc, jak bogini próbuje zacisnąć dłoń w pięść.

- To, że bolą mnie palce, których nie mam.

Nie wiedziałem, o czym mogło to świadczyć, ale faktycznie był to dość niepokojący objaw.

- Wezwać medyków?

- Nie, nie trzeba - mruknęła dziewczyna, jakby od niechcenia strzepując rękę.- Nie bolą jakoś mocno. To po prostu dziwne uczucie, nic więcej.

- No dobrze - westchnąłem, po chwili całując jej dłoń.- Jakby się coś jednak działo, od razu dawaj znać.

- Jasne - uśmiechnęła się lekko.- Lepiej idź już, coś czuję, że nie łatwo będzie przekonać mojego ojca do rozmowy.

- To prawda - przyznałem z rozbawieniem. 

Po raz ostatni pocałowałem Viv, w końcu wstając i powoli wychodząc z łazienki.

- Loki?- obejrzałem się za siebie, słysząc głos dziewczyny.

- Tak?

- Czy mi się wydaje, czy masz przy sobie broń?

- Nie wydaje ci się. A co?- zaskoczyła mnie tym pytaniem.

- Dlaczego?

- Jakbym gdzieś przypadkiem zobaczył Chrisa, proste.

- Czad - mruknęła tylko bogini, by ze zrelaksowanym wyrazem twarzy ponownie oprzeć głowę o kant wanny.

A o tym, że ponownie dałem się zmanipulować, uświadomiłem sobie dopiero po wyjściu z łazienki. W końcu, nie chciałem zostawiać Viv samej. Więc ta przekierowała moje myśli z "czy powinienem wychodzić" na "czy powinna rozmawiać z ojcem". Zastanawiało mnie tylko, czy zrobiła to świadomie i celowo?

~*~

Viv faktycznie, jak mówiła, tak zrobiła. Z prawdziwie kpiącym wyrazem twarzy siedziała na tronie i wpatrywała się w Hadesa stojącego tylko parę kroków przed nią. Persefonę totalnie zignorowała, a ja, dla bezpieczeństwa, stanąłem między dziewczyną, a jej ojcem, jednak bliżej starego boga, by gdyby co uniemożliwić mu ucieczkę. Coś czułem, że prędzej czy później ten po prostu będzie chciał wyjść z komnaty, ucinając niewygodny dla niego temat.

- Jak się czujesz, kwiatuszku?- przedłużającą się ciszę przerwała Kora.

- Ty się nie odzywasz...- Viv wskazała na nią palcem -...a ty zaczynasz mówić - dodała, patrząc na Hadesa.

- A jesteś pewna, że jesteś w na tyle dobrym stanie, by...

- A-a-a - Viv pokiwała palcem, przerywając wypowiedź mężczyzny.- Nawet nie próbuj wykręcać się od tej rozmowy moim dobrem. Gdyby ci na tym zależało, już dawno powiedziałbyś mi o typie, który poluje na ciebie, na mnie, a teraz i na moje dzieci - syknęła, choć jej głos wciąż zdawał się brzmieć uprzejmie.

- Nie mówiłem ci właśnie ze względu na twoje dobro. Byś mogła normalnie żyć - odparł bóg, motywując Viv do wstania z tronu.

- To ci, kurwa, trochę nie wyszło - oznajmiła chłodnym tonem, powoli podchodząc do starca. I choć ten był tylko trochę wyższy od dziewczyny, to gdy Viv zatrzymała się tuż przed ojcem wręcz miażdżąc go spojrzeniem, miałem wrażenie, jakby Hades skulił się w sobie.- Więc przestawię sprawę jasno. Albo powiesz mi tu i teraz, co jest grane, albo już możesz żegnać się z życiem.

- Nie za bardzo mi na nim zależy, więc musisz postarać się bardziej.

- Loki?- mruknęła, wciąż wpatrując się w ojca, ale wystawiając dłoń w moim kierunku.

Potrzebowałem tylko chwili, by domyślić się, że ta poprosiła mnie o broń. Więc wyjmując z uprzęży jeden ze sztyletów, podałem go bogini.

- Ostatnie ostrzeżenie - oznajmiła.

- Nie jestem osobą, której się grozi.

- A ja, która się powtarza - mruknęła, po czym zamachnęła się, ale zamiast zadać cios Hadesowi, zraniła stojącą nieopodal Persefonę, tnąc jej policzek. 

Uniosłem tylko brwi na ten gest. Nie sądziłem, że Viv była aż tak zdeterminowana, ale jej technika poniekąd do mnie przemawiała.

- Dysnomia, na stworzycieli, coś ty zrobiła?- Hades jednak był bardziej, niż zaniepokojony, widząc przestraszoną Korę, która tylko chwyciła się za krwawiący policzek, w oszołomieniu robiąc kilka kroków w tył. Viv jednak nie pozwoliła mu podejść do partnerki, zagradzając drogę trzymanym w dłoni nożem.

- Gadaj, bo inaczej będziesz patrzył, jak powtarzam na Persefonie to, co Chris zrobił mnie. Zobaczymy, jak długo to wytrzymasz - syczała, a chrypka w jej głosie tylko podbijała cały efekt, czyniąc go jeszcze mroczniejszym.

- Albo sam jej powiesz, albo pozwolę jej cię zabić, po czym zabiorę ją do twojej twierdzy - dodałem, zakładając ręce na piersi.- Jak zwykle, twój wybór. 

Hades błądził wzrokiem między mną, Viv, a Persefoną zdecydowanie przytłoczony rozwojem sytuacji. W końcu jednak westchnął, unosząc ręce jakby w geście poddania.

- Już, dobrze, uspokój się - mruknął, zatrzymując wzrok na stojącej przed nim córce.- I odłóż ten sztylet.

- Słucham - warknęła jedynie dziewczyna, wciąż nie opuszczając broni. Więc Hadesowi nie pozostało nic innego, jak zacząć swoją opowieść.

- Mężczyzna, którego miałaś nieprzyjemność poznać, jest synem pewnej wiedźmy, której kiedyś niepotrzebnie pomogłem - zaczął spokojnym, wręcz wypranym z uczuć głosem.- Sam nie rozumiem, dlaczego kiedyś zaatakować mnie, a teraz ciebie. Wszystko zaczęło się dawno temu, możesz tego nie pamiętać...- gdy tylko Hades to powiedział, spojrzał na mnie, jakby szukał porozumienia.

I tu musiałem się z nim zgodzić. Viv nie musiała dowiadywać się wszystkiego na raz. 

-...bo byłaś bardzo mała - kontynuował bez ogródek.- Wraz z Asurą, chłopak po prostu przedostał się na teren naszego królestwa. Nie byliśmy na to przygotowani. Ani na nagły atak, ani na fakt, że ten chłopak posiada zdolność do manipulowania dowolnym rodzajem i ilością istot. Przez to zainfekował, czyli przejął kontrolę nad większością moich wojsk. To była nierówna walka. Wtedy udało nam się zabić jedynie Asurę. Ale sądziłem, że to ona jest głównym prowodyrem wojny, więc nie przejąłem się tym chłopakiem. Dopiero potem przekonałem się, że wciąż próbował zgładzić, zarówno mnie, jak i ciebie, twojego brata, a nawet waszą matkę. Dlatego, gdy ja byłem zajęty poszukiwaniem rozwiązania tego problemu, was odesłałem na Midgard. Sądziłem, że będziecie tam bezpieczni, ale jak sama się już pewnie domyślasz, nieco się przeliczyłem - westchnął w końcu.- Przepraszam, że wszystkie moje decyzje skumulowały się na tobie. Próbowałem trzymać swoje problemy jak najdalej od ciebie. 

Viv po prostu wpatrywała się w mężczyznę bez większej reakcji. Co przestało mnie dziwić, bo już dawno sobie uświadomiłem, że straciłem zdolność przewidywania jej ruchów.

Hadesa za to widocznie zaskoczyło rozbawienie, które w pewnej chwili pojawiło się na twarzy bogini. Starzec z konsternacją przyglądał się dziewczynie, która siadała z powrotem na tronie, wciąż uśmiechając się kącikiem ust. 

- Ile miałam lat, gdy zesłałeś mnie na Ziemię?- mruknęła, przyglądając się ojcu w tak znajomy mi sposób. 

Już wiedziałem, o co chodziło.

Hades najwidoczniej też, bo zastygł z niezadowolonym wyrazem twarzy.

- Tak - Viv popatrzyła w sufit, jakby udawała zamyślenie.- I teraz zastanawianie się i kalkulowanie, co mogę pamiętać i jak to połączyć z twoją wygodną wersją historii - uśmiechnęła się z wyższością, wracając spojrzeniem do boga przed sobą.- Kłamanie nie jest łatwe, prawda? 

Powstrzymałem westchnięcie, gdy zrozumiałem, że mój układ z Hadesem, by etapami uświadamiać dziewczynę nie ma już racji bytu. Viv za szybko wykryła kłamstwa starego boga.

Mimo to, zamiast na Hadesa, spojrzałem na dziewczynę. Bo nagle zrozumiałem, że jakoś nie mogłem oderwać od niej wzroku. Wyglądała niesamowicie, siedząc na tronie z pewnością siebie większą, niż ja kiedykolwiek osiągnę, prowadząc rozmowę w sposób tak błyskotliwy, jakiego jeszcze nie widziałem.

Była po prostu idealna.

- To, że nie podoba ci się historia, nie oznacza, że nie jest prawdziwa - głos Hadesa był wyjątkowo niski, gdy wciąż podtrzymywał swoją wersję.

A Viv ponownie tylko zareagowała uśmiechem.

- Persefono, podejdź tu proszę na chwilę - mruknęła i nie musiała mówić nic specjalnego, by zarówno Kora, jak i jej partner od razu domyślili się, co dziewczyna planowała zrobić. 

Dlatego, Pers z na nowo wzbudzonym przerażeniem tylko cofnęła się, a Hades zasłonił ją własnym ciałem, wbijając w córkę wrogie spojrzenie.

I skończyło się zgrywanie kochającego ojca. 

- To, co robisz, zakrawa o szaleństwo - oznajmił.- Jeśli zaraz się nie opanujesz, zakończymy tę rozmowę w tym momencie. A wraz z rozmową, twoje panowanie. 

- Uuu - tym razem to ja włączyłem się do konwersacji.- Chyba zapominasz, gdzie jest twoje miejsce. Radzę rozważniej dobierać słowa.

- Straż!- Viv również widocznie nie przejęła się groźbami mężczyzny.

Za to on mocno przejął się jej wezwaniem. Bo choć jego postawa nie uległa zmianie, to w oczach pojawiły się iskry niepewności. I nie dziwiłem mu się. Sam nie byłem pewien, co takiego Viv chciała zrobić.

Przywołane przez nią demony zjawiły się w pomieszczeniu chwilę później, w szyku bojowym wchodząc do komnaty.

- Obezwładnić ich - zarządziła, nim gwardia w ogóle zdążyła podejść.

Ale jej decyzja nie została bez odzewu, zarówno ze strony skołowanej pary stojącej przed nami, jak i żołnierzy, którzy spojrzeli na mnie, niby bez wyrazu, ale czułem, że oczekują mojej autoryzacji.

- Słyszeliście rozkaz królowej - mruknąłem tylko, gdy faktycznie miałem wrażenie, jakby demony zawahały się ze zniewoleniem byłego króla. 

Nie zdziwił mnie pełen zawodu głos Persefony, która była zdecydowanie zbyt delikatna i zbyt dojrzała na siłowe rozwiązania demonów. Ale zaskoczył mnie Hades, który, gdy został sprowadzony do klęczek, a jego ręce zostały dokładnie zablokowane przez dwóch żołnierzy, wciąż próbował się wyrywać. Jakby liczył, że zdoła zapanować nad demonami.

Uspokoił się dopiero wtedy, gdy Viv podeszła do niego, przyłożeniem końcówki sztyletu do jego brody zmuszając go do podniesienia na nią wzroku. 

- Hadesie, synu rodu Plutona, zostajesz oskarżony o zdradę korony i umyślne działanie na niekorzyść Helheimu - oznajmiła władczo, cytując formułkę, którą rozpoczynaliśmy każde rozeznanie, by po chwili dodać ciszej - A teraz nasza rozmowa zmieniła się w przesłuchanie.

_________________________________

Nic nie krzywdzi tak, jak rodzina, co?

Next 04.08

A. J. Hallen

Ps.

Obraz w mediach pochodzi z platformy Pinterest, cenzurowany

Video: Hollywood Undead - Another way out

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro