Rozdział 49
Gdy usłyszałem szczęk otwieranego zamka od drzwi poczekalni, do której przeszliśmy przez przedłużające się leczenie Viv, z nadzieją spojrzałem w kierunku wejścia.
Niestety, do komnaty wszedł jedynie Surt, który chwilę wcześniej to samo pomieszczenie opuścił.
- Przenieśli ją do prywatnej sali - mruknął, aktualizując nasze dane dotyczące postępów pracy medyków.
- Dlaczego?- głos Hadesa pobrzmiewał złością.
- Pewnie by móc w głównej sali przyjmować innych pacjentów, bez narażenia Viv na wzrok pobocznie zainteresowanych - odparł brunet równie nieprzyjemnym tonem.- Dalej próbują ją ustabilizować - dodał już łagodniej, zwracając się do wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
I choć słowa wypowiedziana przez Surta nie były jakoś specjalnie złe czy tragiczne, zatopiłem twarz w dłoniach. Bo naprawdę z każdą chwilą, w której medycy leczyli Viv wiedziałem, że jej szanse na wyzdrowienie maleją. Naszej rasy nie ratowało się dłużej, niż dzień. Stany nagłe opanowywało się w minuty. A Viv zostawała pod stałą opieką i działaniem specjalistów już kolejną godzinę. Wiedziałem, że nie miała zdolności regeneracyjnych, więc jej leczenie zawsze trwało dłużej, niż moje, ale to i tak była już przesada.
- Dalej?- westchnęła równie przygnębiona Hekate.- Ile to może trwać?
To pytanie zawisło między nami, bo chyba nikt nie był w stanie przewidzieć przebiegu wydarzeń. A ja nie miałem już nawet siły, by okłamywać samego siebie, że wszystko będzie dobrze. Przybity tą myślą westchnąłem tylko, opierając głowę o ścianę za mną.
Dzięki temu zobaczyłem, jak Surt siada na podłodze obok mnie, wpatrując się we mnie tą mieszanką współczucia i zmęczenia, którą pamiętałem jeszcze z Akademii.
- Wiesz, że to nie twoja wina?- szepnął spokojnie.
Już nawet nie miałem siły, by mu zaprzeczyć.
- Złamałem jej kilka kości, po prostu ją przytulając - mruknąłem z poczuciem beznadziei, patrząc w jego oczy.- Miała oderwane dwa palce. Oderwane, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, czyja to wina. Bo teraz to nic nie zmieni.
Surt najwidoczniej nie takiej odpowiedzi się spodziewał, bo pokręcił zrezygnowany głową, po chwili tak, jak ja, opierając się o ścianę za nami.
- Ale tak naprawdę, czyja to wina?- naszą uwagę znów zwróciła Hekate.- Kto mógłby zrobić coś takiego?
Spojrzałem na Hadesa z żądzą mordu, wręcz rzucając mu wyzwanie, by opowiedział na forum wszystkie swoje błędy i pomyłki. I nie dziwiło mnie, gdy bóg odpowiedział mi tym samym rodzajem spojrzenia, nie odzywając się jednak ani słowem.
- Później ci opowiem - więc w pomieszczeniu zabrzmiał tylko cichy głos Surta.
- Naprawdę tylko ja nic nie wiem?- Kat była tym faktem mocno zaskoczona.
A ja przeniosłem swoje spojrzenie na Persefonę, która ze współczuciem przyglądała się na zmianę mi i Hadesowi, którego dodatkowo w jakby uspokajającym geście trzymała za rękę.
- To tr...- zaczęła pod napływem poczucia winy, ale wystarczył tylko złowieszczy pomruk Hadesa, by Kora zamilkła z niezadowolonym wyrazem twarzy.
- Jeśli chcesz kiedykolwiek znów mieć okazję zbliżyć się do Viv, opowiesz jej całą prawdę - rozkazałem, nawiązując z bogiem śmierci kontakt wzrokowy.- Ma prawo wiedzieć, dlaczego spotkało ją to wszystko.
- Nie waż mi się grozić.
Odpowiedź Hadesa sprawiła, że w przeciągu sekundy wstałem i rzuciłem pierwszym lepszym fotelem gdzieś w bok. Naprawdę miałem ochotę go zabić i musiał być tego świadomy. Bo faktycznie coraz bardziej grał mi na i tak zszarganych nerwach, a żył jeszcze tylko dlatego, bo sam nie wiedziałem, co tak naprawdę wydarzyło się wieki temu między Asurą, a Hadesem? Musiał to wyjaśnić, jak nie nam to chociaż samej Viv. Po prostu musiał i skoro nie chciał po dobroci, zamierzałem go do tego zmusić.
- Jeszcze jedna taka odzywka, a naprawdę skażę cię na śmierć za zdradę. Więc jeśli chcesz przeżyć tę noc, dobrze ci radzę. Rób, co każę - powiedziałem, przez zaciśnięte zęby akcentując każdą sylabę.
Hades w odpowiedzi jedynie wstał z kanapy, jakby gotowy walczyć ze mną tylko po to, by nie przyznać się do błędu. I znów, przed moim atakiem ochroniła go jedynie Persefona, która praktycznie w tej samej chwili stanęła między nami i z rozpaczą w głosie zaczęła prosić nas, byśmy się uspokoili.
Ale to dopiero nagłe pojawienie się Genezjusza w sali odwiodło moje myśli od spełnienia swojej groźby.
- Żyje?- zapytałem, nim medyk zdążył cokolwiek powiedzieć.
Z lekkim ociąganiem, ale w końcu potwierdził moje pytanie ruchem głowy. I to wystarczyło, by cały stres obejmujący moje ciało zniknął, zamieniając się w przejmujący ból mięśni, którego doświadczyłem nawet zaplatając ręce we włosy i głęboko wzdychając.
Matko, to był zdecydowanie najgorszy dzień mojego życia.
- Jeszcze.
Słysząc kolejną wypowiedź Genezjusza, gwałtownie wróciłem do niego wzrokiem.
- Jak to, jeszcze?- Hades wręcz wyjął mi to pytanie z ust.
- Nie wiem, dlaczego, ale królowa nie odpowiada na leczenie. Z jakiegoś powodu jej ciało odrzuca każdy ślad magiczny, na które jest wystawione, przez co pozostają nam tylko tradycyjne środki leczenia, a te są dość ograniczone. Robimy, co możemy, by jej pomóc. Na ten moment jej stan jest stabilny. Ale nie mogę zapewnić, że zdołamy to utrzymać - wyjaśnił, na koniec rozkładając lekko ręce.- Warto być dobrej myśli. Ale proszę też przygotowywać się na najgorsze.
- Co?- mruknąłem zirytowany.- Jak to, nie odpowiada na leczenie? Pewnie robicie coś źle, nie da się NIE być podatnym na magię - podkreśliłem.- Większej bzdury dawno nie słyszałem.
- To trochę tak, wasza wysokość, jakbyś się zatruł, a my byśmy próbowali leczyć cię doustnymi lekami. Twoje ciało nie przyjmie tej formy leczenia, po prostu - wyjaśnił spokojnie starzec, dodatkowo kręcąc głową, by podkreślić swoje słowa.- Dlatego podejrzewam, że królowa została wystawiona na działanie jakiejś silnej energii, którą jej umysł zapamiętał jako zagrożenie. I fakt, że Viv nie jest świadoma powrotu do krainy sprawia, że każdą energię magiczną z zewnątrz uważa za zagrożenie. W tym nasze leczenie.
- Dobrze, a...- mruknęła Persefona jakby zaciśniętym głosem -...a co się jej stało w zasadzie?
Znów zobaczyłem w oczach Genezjusza ten przejmujący rodzaj współczucia. Jakby nie współczuł Korze odpowiedzi, a samego faktu, że w ogóle zadała to pytanie.
- Była w głębokiej hipotermii, miała odmrożenia czwartego stopnia, które już powoli zaczyna udawać nam się cofać...- mówił, po czym zaciął się i westchnął, przecierając czoło palcami -...ale nie jestem pewien, czy powinienem mówić coś więcej, bo to dość drastyczne. I nie wydaje mi się, byście chcieli to usłyszeć.
- Na stworzycieli...- załkała Hekate, która z wrażenia z powrotem usiadła na fotelu za sobą -...aż tak?- dodała, następnie zakrywając usta dłonią, jakby chciała cofnąć te słowa.
Genezjusz nie odpowiedział. Po prostu spojrzał w moje oczy, przez co wiedziałem, co miał na myśli.
- Aż tak - westchnąłem, potwierdzając słowa doradcy.
- Ale wyjdzie z tego, prawda? Może potrwa to dłużej, ale będziecie w stanie ją wyleczyć?- dopytywał Surt, choć jego głos pozostał bezpłciowy, jak zawsze, gdy krył jakiekolwiek emocje.
- Miejmy nadzieję, że tak. Wszystko okaże się, gdy królowa się wybudzi. Co też nie jest dla nas jasne, bo to nie my panujemy nad jej przytomnością.
- Co masz na myśli?- zapytałem słabym głosem. Miałem dość złych wiadomości na dziś.
- Jak zawsze na czas leczenia wprowadziliśmy królową w stan snu bezwzględnego. Po ustabilizowaniu jej, spróbowaliśmy ją wybudzić. Bezskutecznie. Wciąż pozostaje nieprzytomna, pomimo braku działania leków. Co może oznaczać mniej więcej tyle, że być może jej umysł po prostu przeszedł samoczynnie w stan apatii, chroniąc się przed czymś z zewnątrz. Może jest wyczerpana. Może twik w jakimś pośrednim stanie hibernacji. A może... jeszcze gorzej.
- O czym ty mówisz?
- Tak naprawdę sam nie jestem pewien - westchnął medyk.- To wykracza poza moje kompetencje. Umiem leczyć trzy rodzaje istot: lud podziemia, demony i twoją rasę, wasza wysokość. Ale Viveca niestety nie wpasowuje się w żadną z nich. Wszystko, co wiem o leczeniu ludzi opiera się na księgach, które poznałem za czasów panowania królowej. To, co teraz się z nią dzieje, nie pasuje do schematu leczenia, ani ludzi, ani istot wiecznych. Dlatego też muszę powtórzyć. Na ten moment udało nam się ustabilizować stan królowej. Ale nie wiem, ile czasu uda nam się go utrzymać.
- Mogę jakoś pomóc?- już sam nie wiedziałem, co zrobić.- Może coś ci się przyda z Midgardu? Nie tylko jakieś księgi, ale może krew, jakiś sprzęt, leki, cokolwiek? Jest coś, co mogę zrobić?
Genezjusz obdarzył mnie lekkim, ale melancholijnym uśmiechem.
- Na ten moment jedynie, co mogę powiedzieć, to by uzbroić się w cierpliwość. W przyszłości, tak, być może królowa będzie potrzebowała pomocy kogoś, kto zawodowo zajmuje się leczeniem ludzi. Ale na ten moment, będzie bezpieczniejsza tutaj - mężczyzna znów westchnął.- I chciałbym z królem zamienić kilka słów, na osobności - dodał, spoglądając po reszcie osób obecnych w pomieszczeniu.- Mógłbym cię zaprosić do mojego gabinetu, panie?- znów spojrzał w moje oczy, jednocześnie wskazując na drzwi wyjściowe.
- Oczywiście - mruknąłem machinalnie, choć w tej samej chwili zrozumiałem, jak bardzo nie chciałem słyszeć tego, co miał mi do powiedzenia. Bo nie mogło to być nic pozytywnego.
- Możemy ją odwiedzić? Nie zaszkodzimy jej?- przy drzwiach zatrzymał nas głos Persefony.
- Krótka wizyta raczej nie powinna, ale to król ma ostatnie słowo - Genezjusz spojrzał na mnie, oczekując mojej decyzji.
- Tylko Surt lub Hekate, nikt więcej - oznajmiłem.
- Nie możesz...
- Mogę - przerwałem lament Hadesa ostrym tonem.- Ostrzegałem. Będziesz miał czas, by przygotować się do naszej rozmowy.
Nie pozwalając starcowi powiedzieć niczego więcej, wyszedłem z komnaty, kierując się do gabinetu medyka nadwornego. Genezjusz w ciszy kroczył za mną, ale nieprzerwanie czułem na sobie jego wzrok. Nawet w chwili, gdy wszedłem do jego pokoju, następnie zajmując wyznaczone przez niego miejsce przed dużym, mahoniowym biurkiem. Starzec spokojnie przeszedł gdzieś do szafy nieopodal, po chwili siadając przede mną i stawiając na blacie mały kieliszek z ledwo niebieskim płynem.
- Proszę - mruknął, z westchnięciem opierając się o swój fotel.
- Co to?
- Leki uspokajające.
- Myślisz, że będę ich potrzebował?
- Myślę, że już ich król potrzebuje.
- Nie, jakoś radzę sobie - westchnąłem, podpierając głowę o rękę.- Mów, co chciałeś, widzę, że też jesteś zmęczony. Nie przedłużajmy tego.
Genezjusz lekko przytaknął, potwierdzając moje słowa. Nim jednak ponownie odezwał się, rozpiął dwa górne guziki swojego uniformu, poluzowując go i znów ciężko wzdychając.
- Tak, to była trudna noc - mruknął, na chwilę przymykając oczy.- Pewnie jest król świadomy, jak poważne były obrażenia królowej, racja?
- Mhm.
- Chce król dokładnie wiedzieć, co odkryliśmy?
Westchnąłem przeciągle, również opierając się o oparcie fotela i w zamyśleniu przeciągając palcem po wargach. Cóż. Jeśli chciałem zrobić Chrisowi to, co on Viv, musiałem to wiedzieć.
- Mów.
- Pewnie król widział, że prawa dłoń królowej została pozbawiona dwóch palców, lewa okaleczona gwoździami, prawa noga wybiórczo oskórowana, obie mocno poparzone, a na wewnętrznej stronie lewego uda został głęboko wycięty napis "moja", racja?
- Mhm - mruknąłem, choć dopiero po chwili zrozumiałem, że jednak nie zarejestrowałem wszystkich jej obrażeń.
- Więc teraz skupię się na tym, czego nie widać - kontynuował mężczyzna, dzięki czemu nie miałem dalszej możliwości się nad tym zastanawiać.- Jej klatka piersiowa została poważnie uszkodzona poprzez pozbawienie jej kilku żeber, prawdopodobnie również mechanicznie...
- Masz na myśli...?- wtrąciłem.
- Ten ktoś wyciął jej okno między żebrami, po czym wyrwał trzy z nich - mruknął, machając między palcami piórem.- To doprowadziło do odmy, przez którą królowa jest niewydolna oddechowo, co w zasadzie może tłumaczyć jej brak przytomności, którą mogło spowodować przedłużające się niedotlenienie. Ma połamane kilka kości, jednak najpoważniejsze złamania obejmują lewą nogę, która w zasadzie została zmiażdżona, nie do końca wiem, czym. Z tego też powodu królowa straciła dużo krwi, bo uszkodzone zostały też jej tętnice. Ale ten, kto to zrobił, najwidoczniej to zauważył i w porę założył opaskę uciskową. Poza zdartą skórą, na kości prawej piszczeli zauważyłem ślady mechanicznego ścierania okostnej, przez co powstał tam spory ubytek. Wnętrze przełyku królowej zostało oblane wrzątkiem lub rozcieńczoną substancją kwasopodobną, co prawdopodobnie wpłynie na jej zdolność mowy. W jakim stopniu? Nie mam bladego pojęcia. Jej narządy wewnętrze również zostały mocno obite, w zasadzie dziwi mnie, że nie doszło do żadnego pęknięcia czy innej perforacji. Nie wiem też, na jaki rodzaj energii była narażona królowa, co pozostawia spory margines błędu. Nie wiemy, na co mogło to wpłynąć i jakie przynieść skutki. Ale i tak najbardziej martwi mnie stan psychiczny, w jakim będzie królowa, gdy się obudzi. Bo to nie będzie łatwe, ani dla niej, ani dla nas. Podejrzewam nawet, że przez dłuższy czas po przebudzeniu królowa nie będzie świadoma, że jest już bezpieczna i może zacząć się bronić. Więc ze względu na jej zdolności radziłbym naprawdę uważać. Nie chciałbym, by król też został przypadkowo poszkodowany.
Wpatrywałem się w mężczyznę próbując na chłodno przyjmować wszystko, co mówił. Nie wiedziałem jednak, jak miałbym to skomentować? Wszelkie głębsze reakcje były poza moim zasięgiem.
- Ale niestety to nie wszystko.
Wciąż w ciszy wpatrywałem się w Genezjusza.
- Królowa została dość brutalnie wykorzystana.
To była wiadomość, której zdecydowanie wolałem nie słyszeć, a która tylko pogłębiła ból rozpierający moją duszę.
- I w zasadzie fakt, że Viv przeżyła uważam za cud. Więc na drugi już nawet nie liczyłem.
- Mów, co masz na myśli - mruknąłem, bo intuicja podpowiadała mi, co mężczyzna próbował mi przekazać. A ta wizja tylko sprawiła, że znów zrobiło mi się słabo.
- Królowa była brzemienna. Niestety, wasz potomek nie miał tyle szczęścia, by dożyć chwili narodzin. Przykro mi.
Jak na złość, intuicja mnie nie zawiodła. Ani w chwili powiadamiania mnie o tym, ani, gdy medyk wyciągnął z szuflady biurka małe, drewniane pudełko.
- Och...- szepnąłem, mimowolnie zasłaniając usta dłońmi. Tego było już za dużo.- Czy to...?- zaschło mi w gardle.
- Moje kondolencje. Uznałem, że będzie król chciał go pochować zgodnie z tradycją.
Go.
Z prawdziwą pustką w sercu wpatrywałem się w małe, drewniane pudełko wciąż stojące przede mną. I faktycznie miałem wrażenie, jakby z nadmiaru emocji na chwilę zakręciło mi się w głowie.
Spuściłem wzrok na znajdujący się obok kieliszek z wcześniej przygotowaną miksturą, sięgając po nią po wyjątkowo krótkiej chwili namysłu. Marzyłem, by lek zadziałał natychmiast, wyciszając wszelkie moje lęki i obawy, moją złość i cierpienie, ale jednocześnie wiedziałem, że nic nie było w stanie tego zrobić. Dlatego też, po prostu pochyliłem się mocno do przodu, zasłaniając zrozpaczoną twarz rękoma.
Tego naprawdę było już za wiele.
- Powinienem wiedzieć coś jeszcze?- mruknąłem suchym głosem, kompletnie ignorując dziwną rozpacz, która zastąpiła pustkę trawiącą moją duszę.
- To wszystkie złe wiadomości na dziś - zapewnił starzec, wstając zza biurka.- Mam nadzieję - dodał, powoli przechodząc na moją stronę i opierając się o blat tuż obok mojego fotela.- Możesz tu posiedzieć, ile potrzebujesz.
Nie odpowiedziałem, po prostu wpatrując się w podłogę przed sobą. Bo co miałem mu na to odpowiedzieć? Że wiedziałem, że powinienem być przy Viv, ale nawet nie byłbym w stanie na nią spojrzeć? Po tym, co usłyszałem? Że jej widok złamałby już i tak moje pęknięte serce? Nie dałem rady nawet wykrztusić z siebie słowa, a co dopiero wstać.
Zignorowałem też rękę medyka, którą ten położył na chwilę na moim ramieniu. Ale dopiero, gdy ją zabrał i odszedł z zamiarem opuszczenia gabinetu, zrozumiałem, że musiałem zająć się czymś jeszcze.
- Genezjuszu - mruknąłem.
- Tak, wasza wysokość?
- Nie mów o tym Viv. Ani słowa - rozkazałem, powoli wracając do prostego siadu, by w końcu spojrzeć na starca.- Pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć. Nikt nie może.
Mężczyzna przeniósł spojrzenie na pudełko spoczywające na biurku, prawidłowo zakładając, o czym mówiłem.
- Na twoje życzenie, panie.
___________________________________
Chcieliście wiedzieć, co z Viv, to już wiecie ^^
Next 25. 07
Wasza A. J.
Ps.
Obraz pochodzi z platformy Pinterest
Video: Fleurie - Hurts like hell
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro