Rozdział 45
Viv
Obudziłam się przemarznięta do szpiku kości. Początkowo myślałam, że byłam otoczona ciemnością, może siedziałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, ale po chwili zrozumiałam, że tak naprawdę miałam po prostu zasłonięte oczy.
Moje niespokojne myśli zaczęły oscylować koło wniosku, że najpewniej zostałam gdzieś porwana. Więc chciałam przyzwać kogokolwiek z pałacu, by możliwie szybko skończyć tę zabawę. Ale czując, że na moim palcu nie było królewskiego sygnetu, autentycznie oblały mnie zimne poty.
A próbując ściągnąć materiał zasłaniający moje oczy, zorientowałam się, że moje ręce również były czymś skrępowane. Nie mając więc innej opcji, chciałam dokończyć zadanie przysuwając głowę do barku, by ramieniem w jakikolwiek sposób poluzować opaskę.
- Nie radzę.
Od razu rozpoznałam głos.
- Chris?
- Możesz mnie tak nazywać.
Kurwa...
Kura, kurwa, kurwa! Dlaczego znów dałam się na to nabrać!? Dlaczego nie uczyłam się na błędach i znów musiałam czuć tę okropną mieszaninę przerażenia, złości i bezsilności? Bo już po samej odpowiedzi mężczyzny wiedziałam, co ten tak naprawdę miał na myśli.
I faktycznie zaczęłam bać się tego, co będzie dalej? Byłam uwięziona w jakimś zimnym miejscu, nie wiedząc nawet, gdzie, z kimś, kogo tak naprawdę nie znałam, w dodatku po kłótni z Lokim, w trakcie której osobiście zabroniłam mu mnie szukać. No żesz kurwa, gorzej być nie mogło.
By opanować emocje, wzięłam kilka uspokajających wdechów.
- Fajnie się bawiłeś?- mruknęłam, próbując grać w swoją grę.
- No trochę. Choć przyznam, sądziłem, że uda mi się szybciej przeciągnąć cię na swoją stronę.
- Najwidoczniej przeceniłeś swoje możliwości.
- Nie do końca o to chodziło. Ale do rzeczy - usłyszałam jakby szelest śniegu, gdy Chris zrobił trzy kroki.- Pewnie ci zimno, co?
- Ależ skąd - mruknęłam z ironią.
- Więc pewnie chcesz się jak najszybciej stąd wyrwać?
- Ależ skąd - powtórzyłam z cichym śmiechem. - Jestem matką dwójki dzieci, wierz mi, takich przyjemnych wakacji już dawno nie miałam.
- Na twoim miejscu zachowałbym więcej powagi - wzdrygnęłam się lekko, gdy uświadomiłam sobie, że nagle Chris był tuż po mojej lewej.- Bo zaraz może zrobić się bardzo nieprzyjemnie.
Uuu, uwaga, mamy tu badassa.- pomyślałam z ironią.
Skoro chciał zgrywać zimnego i wyrafinowanego przestępcę, proszę bardzo, pobawmy się.
- Rozumiem - odparłam spokojniej, nie dając po sobie poznać swojego podejścia.- Chciałeś przejść do rzeczy. Więc? Jak mogę ci pomóc?- dodałam, opanowując zbędne emocje.
- Tak lepiej - tym razem jego głos dobiegł z nieco dalszej odległości.- Znacznie ułatwisz mi zadanie, gdy pozbędziesz się tej całej magii otaczającej twój umysł.
Zmarszczyłam lekko brwi.
- Dlaczego miałabym?
- Och, Viv, tylko utrudniasz sobie życie. Po prostu to zrób - ponaglał.
I choć dalej nie wiedziałam, co takiego blondyn zamierzał zrobić, to na pewno nie zamierzałam zaprzestawać oklumencji. Już sama świadomość, że wtedy mężczyzna miałby dostęp do każdego zakamarku moich myśli i wspomnień wybijała mi ten pomysł z głowy.
- A powiesz mi chociaż, w jakim zadaniu ci właściwie pomagam?
- Będzie ci łatwiej, gdy nie będziesz tego wiedzieć.
- Jakoś..
- Naprawdę zaraz przestanę być miły - Chris wciął mi się w pół zdania.
- Nawet nie zacząłeś - teraz to ja mu przerwałam.- Podszywałeś się pod mojego zmarłego brata, co jest poniżej dna, nawet jak na ciebie, okłamywałeś mnie, nastawiałeś przeciwko własnej rodzinie i ty mi mówisz, że ułatwię sobie życie współpracując z tobą? Gdzie ty tu widzisz łatwiejszą opcję?
- Słuchaj, polubiłem cię, więc biorąc pod uwagę to i naszą wieloletnią znajomość i tak masz taryfę ulgową. Więc z łaski swojej zacznij robić to, o co proszę, bo naprawdę nie chcę cię krzywdzić.
Chwila. Skoro wokół mnie był śnieg i było naprawdę zimno, to być może korzystając z właściwości przewodnictwa ciepła, jeśli podgrzeję łańcuchy oplatające moje nadgarstki, to w końcu i roztopię miejsce, do którego to one są utwierdzone?
Mając nadzieję, że mój plan się powiedzie, za pomocą magii zaczęłam powoli, stopniowo podgrzewać metal. Musiałam to robić z rozwagą, bo gdybym zrobiła to zbyt szybko, Chris z pewnością zauważyłby parę wodną unoszącą się nad moimi kajdanami.
- Skoro potrzebujesz mojej pomocy, nie przyszło ci do głowy by po prostu mnie o nią poprosić? Nie wiem, kim tak naprawdę jesteś, ale przez ten czas pokochałam cię jak brata. Szczerze cieszyłam się, że cię mam. Więc może uda mi się pomóc ci w jakiś inny sposób? Jakikolwiek? Na pewno znajdziemy inne rozwiązanie - zagrałam na jego emocjach.
Liczyłam, że skoro blondyn tak ciepło wyrażał się o mojej osobie, to być może, gdy odwdzięczę się tym samym, do swojej wypowiedzi dodając ładunki emocjonalne pod postacią przywołanych wspomnień, Chris złagodnieje i nie zrobi tego, co planował. Czymkolwiek by to nie było.
- Ostatnie ostrzeżenie.
Ale wszystko wskazywało na to, że typ faktycznie mnie znał. Wiedział, że i w jaki sposób będę próbowała nim manipulować, więc bez problemu mi się opierał. Przez to miałam znacznie trudniejsze zadanie. Bo to on rozdawał wszystkie karty, a ja tak naprawdę po prostu próbowałam nie zamarznąć. I naprawdę nie wiedziałam, co mu w końcu odpowiedzieć. Bo odmowa groziła bólem i kłamstwo groziło bólem. A spełnienie jego prośby groziło wszystkim innym.
Więc tak, jak się spodziewałam, Chris wziął moje milczenie za odmowę współpracy.
W przeciągu sekundy poczułam jakby potężne uderzenie w tył głowy, ale ból powoli zaczął przesuwać się w głąb mojej czaszki, drażniąc każdy jeden nerw, jaki miałam. Czułam, jakby fala powoli przelewała się przez mój umysł, wwiercając się dalej i dalej. Cholernie nieprzyjemne, żeby nie powiedzieć bolesne doświadczenie.
- Albo zdejmiesz barierę, albo sam ją złamię - mruknął blondyn, gdy ból nagle zelżał.- Radzę szybko się decydować.
Odetchnęłam z ulgą, próbując zrobić to jak najciszej i jak najmniej desperacko.
- Wow, telepata. Nieźle - mruknęłam, licząc, że ten doprecyzuje moją myśl lub jej zaprzeczy, wyprowadzając mnie z błędu. Ale znów się zawiodłam.
- Nic o mnie nie wiesz, więc nie powinno cię nic dziwić - odparł luźno.- I chyba nie myślisz, że dam się nabrać na te twoje tanie sztuczki manipulacyjne?
- Gratuluję przygotowania - jakoś straciłam poczucie humoru. Bo wszystko wskazywało na to, że blondyn faktycznie wiedział o mnie więcej, niż się tego spodziewałam.
- Za to ty chyba liczyłaś na to, że...- znów usłyszałam jego kroki kierowane w moją stronę, a po chwili poczułam jego rękę, prawdopodobnie ubraną w rękawicę, na moim nadgarstku -...tak, zdecydowanie.
Ponownie zaatakował mnie ten świdrujący rodzaj bólu, tym razem jednak gwałtowniejszy i mocniejszy. Z trudem udało mi się utrzymać zaciśnięte zęby.
- Nowa zasada, będę tak robił za każdym razem, gdy użyjesz magii - pouczył.- Naprawdę myślałaś, że unieruchomię cię czymkolwiek podatnym na ciepło? Masz mnie za głupca?- wyprowadziłam go z równowagi.
A to już był jakimś postęp.
- Tak, w zasadzie tak - zaśmiałam się, by go jeszcze bardziej rozchwiać.- I w dodatku za niezłą cipę. Łatwo jest grać silnego przed związaną kobietą, co? Może porozmawiamy, gdy mnie uwolnisz, twarzą w twarz? Podejrzewam, że to wszystko nie było nawet twoim pomysłem, a po prostu jesteś psem na posyłki - prychnęłam.- No, śmiało, leć do swojego pańcia powiedzieć mu, że nie będę współpracować.
Przez chwilę blondyn po prostu stał. Nie wiedziałam, co robił, nie mogłam wyczuć na sobie jego wzroku, ale nie wydawało mi się też, by gdzieś odszedł, bo wciąż słyszałam jego oddech. Ale nic poza tym.
- A naprawdę chciałem być miły - mówił cicho, jakby do siebie.
Potem usłyszałam jego kroki. Coraz bardziej odległe kroki. I gdy w końcu zrozumiałam, że byłam sama, odetchnęłam lekko. Mając już dosyć tego mrozu, który drażnił nawet moje płuca, używając minimalnej ilości energii wytworzyłam ciepłą barierę otaczającą moje ciało. Czując przyjemną ulgę, westchnęłam po raz ostatni, w końcu próbując ogarnąć sytuację.
Wciąż wiedziałam tyle, że siedziałam w jakimś zimnym, cichym pomieszczeniu, moje ręce były owinięte jakimś niepalnym materiałem, tak jak moje nogi. Nie słyszałam żadnych dźwięków dobiegających z zewnątrz, nie widziałam żadnego źródła światła przebijającego się przez moją opaskę. Ją też próbowałam spalić i choć faktycznie, poczułam jakieś skrawki materiału opadające na moje ramiona, to koniec końców czułam tylko coraz większe pieczenie w okolicy oczu, jakby to, co je zasłaniało, po prostu nagrzewało się, wtapiając się moją skórę.
Nie miałam jednak czasu zastanawiać się nad tym, czy warto wypalić sobie ślady na twarzy, by coś zobaczyć, bo praktycznie w tej samej chwili usłyszałam kroki idące w moim kierunku.
I znów poczułam falę miliona wierteł, które powoli, centymetr po centymetrze, próbowały zmiażdżyć mi głowę.
- Co ja mówiłem o używaniu magii?
Chris chyba się odezwał, ale nie byłam w stanie zarejestrować jego słów.
Gdy w końcu ból minął, zorientowałam się, że moja lewa dłoń nagle została ułożona na jakimś innym podłożu, chyba skale.
- Więc skoro ciebie się nie da, to przekonam twoje ciało, że nie warto.
I wbił coś w mój palec.
Warknęłam przeciągle, tłumiąc głębsze odczucia. Bo naprawdę miałam wrażenie, jakby Chris po prostu wbijał gwoździe w każdy jeden paliczek mojego palca. Powoli, jakby dawał mi wyczuć każdą wibrację. I na jednym palcu się nie zatrzymał. Czułam zimno ostrej końcówki przystawianej w każde miejsce na mojej dłoni, czułam ciepłą krew płynącą po mojej skórze, a przede wszystkim czułam ogromny stres, przez który moja ręka z każdym kolejnym uderzeniem chciała coraz bardziej cofnąć się, więc mięśnie napinały się, powodując ich drżenie. A każdy, nawet najdrobniejszy ruch tylko potęgował falę bólu, która rozpierała moją dłoń.
- Faktycznie dalej jesteś twarda - zaśmiał się i pewnie dla zabawy poruszał jednym z gwoździ wbitych w moją dłoń.
Nie zareagowałam.
- To jak, będziesz grzeczną dziewczynką i jednak zrobisz to, o co proszę?
- Dlaczego?- pomimo chęci, w moim głosie wybrzmiało łkanie.
- Czyli trzeba cię jeszcze trochę pomotywować...
- Nie, proszę - nie mogłam powstrzymać tych słów, bo wiedziałam, co miał na myśli.
Tym jednak razem poczułam na swojej dłoni rękę Chrisa. Pomimo wbitych w niego gwoździ, blondyn uniósł mój palec, po czym zaczął niespiesznie, bez większego wysiłku wciskać jakieś ostrze pod mój paznokieć. I jak myślałam, że przebijanie kości boli, to jednak wyrywanie paznokci było jeszcze gorsze.
- Przestań, kurwa, przestań!- błagałam.
- Nie - a on odpowiadał tak zwyczajnie. Jak wtedy, gdy zamawialiśmy pizzę.
Przy drugim paznokciu nie udało mi się zdławić jęku.
Przy trzecim z moich oczu zaczęły ciec łzy.
Przy czwartym znów zaczęłam błagać go, by przestał.
I podziałało. A przynajmniej tak mi się zdawało.
- Co ja ci takiego zrobiłam?- załkałam. Bo naprawdę chciałam widzieć w tym wszystkim większy cel. Jakąś zemstę, karę, prowokację, cokolwiek, co wyjaśniłoby zachowanie mężczyzny. Co mogłoby być choć minimalną wskazówką do tego, co będzie dalej? Ile czasu Chris będzie się nade mną pastwił? Jak dużo bólu planuje mi zadać? Cokolwiek.
Bałam się niewiedzy.
- Ty?- Chris zaśmiał się cicho.- Nic. Ba, nawet bardzo mi pomogłaś.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Bo to nie miało sensu.
- To dlaczego...
- Bo nie robisz tego, co ci każę. Zdejmij barierę.
- Ale dlacze...
Nie zdążyłam dokończyć, bo blondyn znów zaatakował mnie mentalnie. I myślałam, że przez ten ból nic się nie przebije. Ale gdy oblał moje uda wrzątkiem, zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. I jak bardzo zmarznięta skóra odczuwała różnicę temperatur. Nie dałam rady zdusić krzyku.
Ani opanować łez, gdy moja głowa w końcu przestała pulsować porażającym bólem, w przeciwieństwie do nóg.
- Pozwolę sobie tylko przypomnieć, że to całe cierpienie jest twoją decyzją. Bo albo sama przestaniesz używać jakiejkolwiek magii, albo zmęczę cię do tego stopnia, że nie będziesz w stanie tego robić. Z tym, że to drugie rozwiązanie będzie już raczej permanentne.
Cieszyłam się, że miałam zasłonięte oczy. Bo fakt, przez to nie mogłam zabić go samym spojrzeniem, co najpewniej było głównym powodem założenia mi opaski, ale jednocześnie nie widziałam, w jakim stanie było moje ciało. I wiedziałam, że o bólu szybko zapomnę. Ale obrazy pewnie jeszcze długo prześladowałyby mnie w snach.
- Nie. Moją decyzją było tylko to, że zaufałam złej osobie - załkałam z nadzieją, że delikatnością może jednak uda mi się nakłonić go do większych zwierzeń.
- Fakt, twój mąż mnie raczej nie polubił. Punkt dla niego. Choć i tak, ten wasz ślub to nieco krzywa akcja - znów przebiegł mnie dziwny dreszcz, gdy usłyszałam głos mężczyzny z mojej prawej strony.
- Nie wydaje mi się. I nie wydaje mi się, by Loki miał większy kłopot ze znalezieniem mnie. Zawsze wie, gdzie znaleźć kłopoty.
Obydwoje zaśmialiśmy się. On z rozbawieniem, ja z poczuciem wygranej.
- Naprawdę wierzysz, że będzie cię szukał?- dopytywał.- Przecież ci już mówiłem, że w międzyczasie miał trzy identyczne do ciebie. Dlaczego miałabyś być taka wyjątkowa?
Wspomnienie naszej rozmowy jeszcze na Midgardzie odebrało mi resztki pewności siebie.
- Ooo, myślałaś, że kłamałem?- udawał zasmuconego.- Niestety, Viv. Nikt cię nie szuka. Nikt cię nie potrzebuje. Nikt cię nawet nie chce.
Przełknęłam jego słowa, pomimo rosnącej w moim gardle guli. Wiedziałam, że po prostu z tortur cielesnych przeszedł na tortury psychiczne. Co nie zmieniało faktu, że i tak trudno było mi ich słuchać, bo podświadomie przypominałam sobie wszystkie dobre chwile, jakie spędziłam z rodziną. A potem ostatni tydzień, podczas którego dałam Lokiemu multum powodów do faktycznego porzucenia mnie.
- To jak, dalej walczysz o osoby, które cię wystawiły czy odpuszczamy sobie tę zabawę, a ty za chwilę wracasz do domu?
Och, nie powinien tego mówić.
Osoby, które mnie wystawiły? Dobra, Loki Lokim. Ale czy mogłam zaliczyć do nich moje ukochane bliźniaki? Absolutnie nie. I jeśli moja walka miałaby w jakikolwiek sposób zapewnić im bezpieczeństwo, byłam skłonna dać się nawet pokroić.
- Próbuj dalej - mruknęłam.
Fakt, że blondyn przeciął skórę mojego uda wraz ze spodniami, jakie miałam na sobie, nie zrobił na mnie większego wrażenia. Po sposobie prowadzenia noża załapałam, że wyciął na moim ciele jakiś kwadrat. Nie przejęłam się jednak tymi ranami, bo Chris ciął płytko i pewnie, więc naprawdę dało się to znieść bez większego problemu.
- Mogę chociaż zapytać..- podjęłam po chwili -...która z osób, z którymi mam jakikolwiek kontakt, aż tak nadepnęła ci na odcisk? Na kim próbujesz się odegrać?
- Naszym ojcu.
- Naszym?- nie byłam pewna, jak to odebrać.
- Tak.
- Zaczynam się w tym gubić. To w końcu jesteśmy rodzeństwem czy nie?
- Nie wiesz za dużo o potomstwie Hadesa, racja?- zwróciłam lekko głowę w kierunku, z którego dochodził głos mężczyzny.- Faktycznie jestem twoim bratem. Ale nie jestem Christopherem ani Zagreusem, jak zwał tak zwał. A przynajmniej nie tym, którego znałaś lub pamiętałaś - znów usłyszałam go obok siebie, poczułam też dłonie blondyna na swojej nodze.- Powinnaś posłuchać Lokiego. Ten twój Chris faktycznie wyglądał inaczej. Bardzo przypominał Hadesa. Na początku myślałem, że jego zabicie przysporzy mi dużo satysfakcji. Ale było wręcz przeciwnie.
Mówił, po czym podważył czymś nacięty kawałek mojej skóry, by w końcu zacząć szarpać go w swoim kierunku. I z przerażeniem odkryłam, że zaczął po prostu obdzierać mnie ze skóry.
Próbowałam w jakikolwiek sposób wyrwać mu się, bez względu na to, czy miało to coś dać, czy nie. Po prostu spanikowałam. Ale blondyn w odpowiedzi oparł na mojej nodze swoje kolano, ograniczając moje ruchy do minimum, następnie kontynuując próbę oddzielenia skóry z mojego uda od reszty kończyny.
- W zasadzie...- ciągnął w trakcie tortur -...naprawdę go polubiłem. Chrisa. Widziałem w nim odbicie samego siebie. Czułem, że w innych okolicznościach naprawdę byśmy się dogadywali. Robił wszystko, co mógł, by cię ocalić, wiesz?
Nagle zrobiło mi się słabo i naprawdę zachciało mi się wymiotować. Od zapachu ciepłej krwi, który mnie otaczał, od bólu rozdzierającego każdą część mojego ciała, ze stresu i strachu, jakie przygniatały moje serce. Tak w zasadzie nawet nie wiedziałam czy wciąż byłam przytomna?
Ból nogi w końcu został zniwelowany przez wyrzut adrenaliny do krwi, czułam więc jedynie jakieś szarpanie. Nie byłam jednak w stanie zakodować jakichkolwiek słów mężczyzny. Moją głowę ogarnął dziwny szum.
- Byłaś koszmarnym dzieckiem. Robiłaś to, na co miałaś ochotę, bez względu na konsekwencje. A jeśli ktoś próbował ci tego zabronić, po prostu po nim przechodziłaś, dosłownie. Dla kaprysu zdradziłaś rodzinę, przez co twój brat musiał oddać za ciebie życie. Znaczy, to nie tak, że i tak nie miałem go zabić. Bo miałem. Planuję zmieść wszystko, co związane z Hadesem z powierzchni ziemi. Ale być może, gdyby nie jego poświęcenie, stałby teraz u mego boku?
W końcu udało mu się oderwać wykrojony kawałek skóry, dzięki czemu nie czułam już nic. Żadnego szarpania, żadnego ciężaru, nic, poza przejmującym chłodem i metalicznym zapachem w tle.
- O czym ty mówisz?- sapnęłam, próbując uregulować oddech.
- Tylko o tym, że ta walka, która czasem ci się śni, wydarzyła się naprawdę. I to ty powiedziałaś mi, gdzie ukrył was Hades.
- Dlaczego miałabym...- coraz trudniej było mi zachować świadomość. I blondyn najwidoczniej to zauważył, bo złapał moją brodę, skierował prawdopodobnie ku sobie, pstryknął palcami dwa razy gdzieś obok mnie i poklepał po policzku.
- Hej, nie zasypiaj, dopiero się rozkręcam.
Było mi strasznie zimno. Musiałam więc podjąć próbę ogrzania się, bo po prostu mój mózg nie pozwalał mi zamarznąć, gdy moja moc oferowała tak cudowny komfort termiczny.
Ponownie otuliłam się ciepłą kołderką, ale mężczyzna szybko to wyczuł.
- Żadnej magii - przypomniał, mocniej dobijając kilka gwoździ, jakie miałam wbite w rękę.- Nie-wol-no - dodał, jakby karał dziecko, a ja stłumiłam w sobie szloch.
Chryste, było mi tak wstyd... Sama skazałam siebie na ten los.
- Dlatego właśnie nikt po ciebie nie przyjdzie. I nikt nie będzie cię szukał, ani nawet za tobą tęsknił. Hades celowo zostawił cię w Hydrze i ani przez chwilę nie dziwiłem mu się, gdy się o tym dowiedziałem. Ciekawe, jak się musiał czuć, gdy po po wymarzonym życiu została mu tylko córka, której nienawidził i tak naprawdę nigdy nie chciał?
Wiedziałam, że kłamał. Wiedziałam, że manipulował mną i niszczył, kawałek po kawałku, bo po prostu chciał osiągnąć swój cel. Mimo wszystko, nie dałam rady dłużej powstrzymać rozpaczy uciskającej moje ciało. Bo mężczyzna przypomniał mi o tym, jak bardzo nienawidziłam swojego życia. I jak bardzo nienawidziłam siebie, bez względu na to, co mówił.
- Nie płacz, Viv. Na to jeszcze będzie czas.
Z trudem uspokoiłam oddech. Bo do jednego blondyn miał rację. Płacz nic tu nie zmieniał. Musiałam się skupić.
- Mówiłeś...- próbowałam skierować swój umysł na inne tory -...że mój ślub z Lokim to krzywa akcja...
Usłyszałam, jak blondyn wzdychał.
- No tak trochę.
- Dlaczego?
- Bo przez to przedłużyłaś ród Hadesa, który tak bardzo staram się wyplenić. Tylko dołożyłaś mi roboty.
- Czyli Narvi i Hel...- załkałam, nie chcąc słyszeć odpowiedzi.
- Niestety...- szepnął, jakby próbował wesprzeć mnie w tej okropnej chwili -...też muszą zginąć. A, że twój mąż na pewno mi nie pozwoli skrzywdzić waszych dzieci, ty będziesz musiała to zrobić. Dlatego zależy mi na tym, byś w końcu zaczęła ze mną współpracować i zdjęła barierę.
- Nigdy - warknęłam w końcu rozumiejąc, co się stanie, gdy spełnię jego żądania.
- Coś tak czułem, że to powiesz. A naprawdę nie mam na to czasu.
Znów użył mentalnego ataku, silniejszego i zacieklejszego, niż poprzednie, do tego stopnia, że prawie pozbawił mnie przytomności. Ale gdy tylko poczułam, że zaczęłam uginać się pod jego naporem, zmusiłam się do wytrzymania jego tortury.
- Ale za jedno jestem wam wdzięczny - gdy w końcu przerwał, głos blondyna był dziwnie ciepły i łagodny, jakby ten się uśmiechał.- Czas, który z wami spędziłem udowodnił mi, że przez chęć zemsty na Hadesie i Moranie straciłem prawie całe życie. Że już go nie odzyskam. I że to ja powinienem być na waszym miejscu. Dlatego chcę to jak najszybciej zakończyć. By móc w końcu odetchnąć, rozumiesz?- z czasem, jak mówił, jego głos zaczął pobrzmiewać melancholią.- By w końcu móc być szczęśliwym, jak wy.
- Przykro mi, że nigdy nie miałeś tej opcji...- westchnęłam, gdy adrenalina działała coraz słabiej, przez co ból ponownie zaczął przejmować moje zmysły -...ale to nie moja wina. Ani moich dzieci. Wcale nie musisz tego robić.
- Och, Viv - wzdrygnęłam się z przerażeniem, gdy jego dłoń nagle zaczęła gładzić moją twarz.- Muszę. By ochronić innych przed wami. Bo jesteś taka sama, jak twoja matka. Kapryśna, samolubna, strasznie pyszna i bezwzględna. I sam fakt, że możesz tego nie pamiętać przez terapię szokową Hadesa niewiele tu zmienia. Wystarczył tydzień przypominania ci, jaka faktycznie jesteś i proszę; byłaś w stanie zabić swojego męża, bo po prostu przerwał ci w pół zdania. Co prawda, nieco wam w tym pomogłem, ale to już na inną okazję.
Znów z trudem powstrzymałam krzyk przerażenia, gdy moja prawda dłoń nagle została czymś oblana. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że była to po prostu zimna woda.
- Dlaczego?- wierzyłam, że tym razem dowiem się, skąd w nim tyle nienawiści do Hadesa.
- Dlaczego zostawiam to na inną okazję?- dodał, znów polewając moje palce wodą.
- Dlaczego tak bardzo chcesz nasz wszystkich zabić? I dlaczego zabiłeś mojego brata?
- Powiedziałbym, żebyś zapytała Hadesa, ale wiem, że on nigdy nie powie ci prawdy - zaśmiał się z kpiną w głosie.- Nawet nie pamiętamy tych czasów. Ale kiedyś Hades postanowił zabawić się z moją matką. Nie mam mu tego za złe, rozumiem, że mając taką zołzę za żonę trzeba czasem odreagować. Niestety, gdy twoja mama, Morana, dowiedziała się o tym, kazała wymordować, nie tylko mnie i moją matkę, ale i całe nasze plemię - mówiąc to, nie krył urazy. Miałam wrażenie, że nawet splunął gdzieś w bok.- A nasz tatuś oczywiście wykonał jej rozkaz bez najmniejszego sprzeciwu. I po wszystkim, wrócił do was, udając dalej idealną rodzinkę. Więc gdy dorosłem, postanowiłem, że zniszczę wszystko, co ma związek z Hadesem i Moraną. I od tamtej pory tak się ganiamy z Hadesem - westchnął, ponownie wylewając wodę na moją dłoń.- Jeszcze do niedawna miałem chęć i zapał, by zmuszać go do oglądania tego, jak odbieram mu wszystko, co cenił i kochał. Jak obracam jego bliskich przeciwko niemu. Chciałem, by czuł się samotny. Ale dzięki tobie zrozumiałem, że to tak naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia. Bo gdy w końcu go zabiję, obojętne mu będzie, czy cierpiał za życia, czy nie.
- Ale to wasza walka. Nie mam z nią nic wspólnego i nie mam zamiaru brać w niej udziału, to chore - już sama nie wiedziałam, co robić.
- Może - znów usłyszałam uśmiech w jego głosie.- Ale nie masz wyboru, Viv. Czasem tak już jest. Ty masz jedno zadanie, doskonale wiesz, jakie. Więc śmiało.
Czując determinację rozpalającą moją duszę, zaprzeczyłam ruchem głowy.
Ale kolejna fala bólu wwiercającego się w moją czaszkę była tą, która pozbawiła mnie przytomności.
______________________________
Miałam dać inne zdjęcie w rozdziale, ale okazało się, że było na tyle brutalne, że naruszyło standardy wattpada i mi zablokowało rozdział. Więc wstawiam to, co wstawiam haha
Next... a nie wiem. Jadę do Zakopanego na urlop. Będę w trasie ok 9h, więc jeśli po dyżurze nie pójdę spać, to będę redagować. I wtedy rozdziały będą szybko. A jak nie, to nie, wybaczcie 🤷
Wasza A. J. Hallen
Ps.
Obraz w mediach pochodzi z aplikacji Pinterest
Video: Unlike Pluto - Revenge, and a little more (slowed and reverb)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro