Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44

Wróciłem do Nowego Yorku, próbując w spokoju czekać na powrót Viv.

Ale spędzając kolejny dzień w samotności, zacząłem czuć coraz większe wyrzuty sumienia. Naprawdę starałem się być najlepszą możliwą wersją siebie, Viv na to po prostu zasługiwała. Fakt, ostatnio miała naprawdę poważne problemy z panowaniem nad sobą, co o dziwo odczułem nawet na własnej skórze, ale ja też miałem momenty, w których wykazywałem się zaskakującym poziomem skurwysyństwa. I Viv mnie nie zostawiła, nawet wtedy.

Dlatego nie mogłem wybaczyć sobie jej ucieczki. Bo to oznaczało, że słowa Chrisa zraniły ją bardziej, niż cokolwiek, co do tej pory zrobiłem.

Otaczająca mnie cisza tylko podkreślała głośność moich myśli. Widząc, że czekając na Viv w mieszkaniu jedyne, co mogłem robić, to popadać w obłęd własnych wniosków, postanowiłem wrócić do domu. 

Zgarnąłem więc pierwszą lepszą pustą kartkę z biurka dziewczyny i wracając do salonu, sięgnąłem po długopis. Długo zastanawiałem się nad tym, co napisać, by nie zirytować jej jeszcze bardziej gdy wróci i zorientuje się, że teraz nie ma mnie. Pisząc więc zwykłą, krótką notatkę, by wróciła gdy będzie gotowa i że czekam na nią w domu, podpisałem się i zostawiając liścik na stole w salonie, faktycznie przywołałem portal prowadzący do Erebos. 

Pałac dalej stał w jednym kawałku, a jego pracownicy spokojnie przemierzali korytarze, co mogło wskazywać na to, że Surt nie był takim złym zarządcą, jak zakładałem. Nim udało mi się to jednak skontrolować, wróciłem do naszej sypialni, by zamienić jeansy na bardziej dworską odzież. Ale jak się szybko okazało, nie był to do końca dobry pomysł. Widok pustego łóżka jakoś pobudził negatywny ucisk w moim sercu. 

A potem tylko uświadomił mi, że zdecydowanie dramatyzowałem. 

Minęły dwa dni, a ja naprawdę zaczynałem zachowywać się, jakby Viv odeszła na wieki wieków. Było to doprawdy żenujące z mojej strony. Musiałem wziąć się w garść i wierzyłem, że założenie korony Helheimu przypomni mi, kim jestem i co tak naprawdę robię. A romantyzowanie zdecydowanie nie było jedną z tych rzeczy.

Czując nowy przypływ pewności siebie, wróciłem na pałacowe korytarze, kierując się bezpośrednio do gabinetu zastępców. Bez specjalnego zaproszenia wszedłem do środka, nie dziwiąc się, że Hekate zdawała się pracować, a Surt po prostu siedział przy biurku i wpatrując się w sufit, machał trzymanym między palcami piórem.

- Doprawdy, niesamowite, że ten pałac wciąż stoi - mruknąłem, zwracając na siebie uwagę Surta.- I co to za bałagan?- dodałem, wskazując palcem na dosłownie tonące pod papierami biurko mężczyzny.

- Tak zwany twój bałagan - uśmiechnął się w odpowiedzi, zgarniając ramionami dokumenty z obu stron blatu do centrum, bez większej dokładności formując z tego koszmarnie wyglądającą stertę.- Proszę - dodał, przesuwając to w kierunku krańca biurka. 

- Surt - już nawet nie ja, a sama Kat zwróciła brunetowi uwagę. Co było nawet trochę imponujące, bo jej głos był spokojny i powierzchownie wyprany z emocji, ale jednak dało się w nim wyczuć prawdziwą dozę groźby.

- Toż tylko żartuję - westchnął urażony.- Przyjaźnimy się tyle lat, naprawdę odebrałbyś taki prezent personalnie?- dodał, patrząc na mnie.

- Raczej nie, co nie zmienia faktu, że Kat ma rację. To niesamowicie nieprofesjonalne z twojej strony. Pamiętaj, mam już pięciu innych na twoje miejsce, więc lepiej się sprawdzaj - rzuciłem, kryjąc żart za poważnym tonem.

- Może, ale żadnego za taką cenę.

- Nie mów, że nie podoba ci się twoja wypłata?

- Nie.

- Wielka szkoda - mruknąłem, wymieniając się z Surtem przytykami.- Na pocieszenie mogę tylko powiedzieć, że już zostaję w krainie, więc wy wracacie na swoje poprzednie posady i do poprzedniego zakresu obowiązków.

- A co z Viv?- Hekate podniosła na mnie wzrok znad jakiejś makiety stojącej na stole przed nią.

- Miejmy nadzieję, że też niebawem wróci - wzruszyłem ramionami i nie umknęło mi, że para wymieniła się porozumiewawczym spojrzeniem.

- To dość zaskakująca odpowiedź - przyznała Kat.- Coś się stało?

- Załóżmy, że nie jest to twoim problemem, w porządku?- zbyłem ją uniesieniem brwi.

- Jak uważasz - uniosła ręce w obronnym geście.

- Wspaniale. Macie jakieś raporty z działań?

Czarodziejka po prostu wskazała dłonią na Surta, który nadymając policzki, zaczął naprędce przekładać kartki leżące na jego biurku.

- Są gdzieś... tutaj...-mruczał, wciąż przeglądając dokumenty.

Westchnąłem.

- Po prostu przenieś to do mojego gabinetu - rozkazałem, pokazując na ogół papierów, jakie miał mężczyzna. 

Więc Surt grzecznie zgarnął dokumenty w jedną gromadkę, następnie biorąc je na ręce i mijając mnie w drzwiach.

- Loki?- mnie jednak zatrzymało pytanie Hekate.

- Mmm?- mruknąłem bez większego zaangażowania. 

- Na pewno wszystko w porządku? Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z Viv - zaproponowała łagodnie z pewną dozą troski w głowie. Ale słysząc jej propozycję, pokręciłem jedynie głową.

- Sądziłem, że wyraziłem się wystarczająco jasno w tej sprawie - odparłem, następnie ruszając za Surtem. 

Nie potrzebowałem jednak większego wysiłku, by go dogonić. Szedł zaskakująco powoli.

- Pomożesz mi?- dodał, gdy pojawiłem się w jego zasięgu wzroku.

- Nie - zaprzeczyłem z lekkim uśmiechem, znosząc niezadowolone spojrzenie Surta.

I tak miał szczęście, że mój gabinet był nieopodal. Więc skoro narobił takich zaległości, mógł chociaż przenieść je do mnie bez zbędnego marudzenia.

Ale klasycznie przeliczyłem się.

- Wiesz, ile to może ważyć?- skarżył się brunet.- Jeśli zniszczę sobie plecy przez takie dźwiganie to ty będziesz płacił za moje leczenie.

- No już nie dramatyzuj. Jesteś dużym chłopcem, dasz radę.

- Dzięki. Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - odparł z ironią.- Otworzysz mi chociaż drzwi?

- Znaj mą łaskę - uśmiechnąłem się, faktycznie uchylając przed nim skrzydło drewnianych drzwi.

- O, uważaj, chyba ci korona z głowy spadła.

Znów tylko prychnąłem cicho, nie komentując bardziej jego słów. Po prostu wszedłem za mężczyzną do gabinetu, zamykając drzwi i odrobiną magii rozpalając kominek.

Ach, musiałem to przyznać, trochę mi tego brakowało. Tych czterech ścian, wśród których czasem działy się naprawdę ważne, a czasem i błahe rzeczy. W których rozmawialiśmy z Viv o przyszłości dzieci i o tym, kto zepsuł nam dzień. Czasem ktoś tu ginął, rzadziej ktoś dostawał drugą szansę. Ale zawsze wchodząc tu wiedziałem, że po coś jednak chodziłem po tym świecie. Że miałem jakiś wyższy cel, niż tylko oddychanie i liczenie przemijających dni.

I nawet Surt, który z sapnięciem usiadł w fotelu na przeciwko mojego biurka jakoś nawet tu pasował.

- Dwie sprawy...- mruknął, gdy zajmowałem miejsce po drugiej stronie blatu -...gdzie jest moje piwo?

Od razu załapałem, że ten dopytywał się o obiecany mu przed wyjazdem trunek. Więc używając wskaźnika magii, przywołałem z eteru zakupioną jednej nocy butelkę, następnie przekazując ją Surtowi.

- No i to ja rozumiem - uśmiechnął się, próbując odkręcić korek.

- Dobry król zawsze myśli o poddanych - rzuciłem rozbawiony własnymi słowami. Tyle razy słyszałem je od Odyna, że już nawet cytowanie ich było żartem samym w sobie.

Zauważyłem jednak, że brunet miał spory kłopot z otworzeniem piwa, więc zaproponowałem mu swoją pomoc.

Ten jednak nie posłuchał, za to oparł krawędź kapsla o moje biurko, w końcu mocno uderzając w szyjkę butelki.

- Nie dość, że zniszczyłeś mój blat, to w dodatku zalałeś dywan - mruknąłem niezaskoczony jego zachowaniem.

Lata w Asgardzie zrobiły swoje.

- To nic - zapewnił, machając na mnie ręką.

Bez ociągania też wstał, podszedł do barku niedaleko kanapy i po chwili wrócił z dwoma szklankami przed biurko. Nawet zasłużył na moje pełne uznania pokiwanie głową, bo zachował się jak na arystokratę przystało. Rozlał zawartość butelki po równo na dwie szklanki, jedną wysuwając w moim kierunku.

- No proszę, jednak miewasz przejawy kultury osobistej.

- Podobno picie samemu przynosi pecha - odparł, uderzając swoją szklanką w moją, nim w ogóle zdążyłem ją wziąć.

- To tłumaczy, dlaczego nic ci w życiu nie wychodzi.

- Odezwał się ten, który ugania się za własną żoną i nawet jej zdobyć nie może - wysłałem w kierunku bruneta pełne powątpiewania spojrzenie, które ten zniósł z większą powagą, niż mogłem się tego po nim spodziewać.- Gdzie jest Viv, Loki?

- Gdzieś na Ziemi - wzruszyłem ramionami, naśladując Surta i również mocząc usta w alkoholu.

- Jak na ciebie to do dość mało precyzyjna odpowiedź.

- Ale najszczersza, jaką mam, więc doceń to - wygodniej rozsiadając się w fotelu, wskazałem palcem na bruneta.

- Co się stało po twoim ostatnim wezwaniu?

- Surt, a co się nagle tak moim związkiem zacząłeś interesować?

- Bo niepokoi mnie, że na samo wspomnienie jej imienia zakładasz maskę dziwnej obojętności.

- W poetę się bawisz?- zaśmiałem się lekko na samą wizję Surta czytającego prozę.

- Poniekąd - przyznał równie żartobliwie, następnie nachylając się w moim kierunku.- Loki, ile my się znamy, co?- dodał retorycznie.- Więc weźże w końcu zacznij rozmawiać ze mną jak z kimś równym sobie.

- Dobra, dobra, już. Bo zaraz zaczniesz brzmieć jak Thor - mruknąłem, popijając słowa piwem.

- A ty zaczniesz ryczeć jak Sif. Więc jak będzie?

Znów uśmiechnąłem się na samo wspomnienie płaczącej Sif. Niezwykły widok.

- Chyba nieco pospieszyliśmy się z osądem - westchnąłem w końcu, niezadowolony z prawdziwości słów, które miałem powiedzieć.- Nie mając w zasadzie żadnych dowodów rzeczowych, uznałem, że Chris nie jest bratem Viv, co mocno ją zabolało.

- Może, ale zazwyczaj masz świetną intuicję - zauważył brunet.- Raczej się nie mylisz w czytaniu ludzi, Viv też to przecież wie.

- Może i tak, ale tak jak mówiłem, przeżywamy lekki kryzys w związku, więc moje słowa już tak bardzo do niej nie przemawiają, jak wcześniej.

- No tak, kłopoty w raju - mruknął, kiwając głową.

- Raz nawet tak ją przypadkowo wytrąciłem z równowagi, że mnie uderzyła.

- Nie ona pierwsze.

- Może i nie, ale od niej pierwszej faktycznie zabolało - na samo wspomnienie jej uderzenia, przesunąłem językiem po wewnętrznej stronie policzka.- Dobry cios, swoją drogą.

- Cóż. Coś czuję, że boli cię nawet jej smutna mina, a co dopiero strzał od niej w twarz?

Domyśliłem się, że Surt miał na myśli inny rodzaj bólu, niż ja, nie zamierzałem jednak wyprowadzać go z błędu. Choć w zasadzie, błędu? Poniekąd też miał rację.

- Dobra, ale jaki to ma związek z tym, że nawet nie wiesz, gdzie jest?

Rzuciłem Surtowi pytające spojrzenie.

- Bo pewnie to miałeś na myśli, mówiąc 'gdzieś na ziemi' - doprecyzował.

- W zasadzie to tak - przytaknąłem.- Znów się pokłóciliśmy, tym razem do rozmowy włączył się Chris, który akurat był obok - westchnąłem, ogarnięty smutkiem na samą myśl o tych wydarzeniach.- Viv początkowo zaufała mi. I już myślałem, że uda mi się z nim rozprawić. Wyciągnąć od niego, kim jest i co u nas robi?

- Ale...?- gdy zamilkłem, Surt lekko próbował nakłonić mnie, bym mówił dalej.

- Ale Chris nazmyślał Viv, że ją zdradziłem. I to z Sif, wyobraź sobie - brunet, tak jak ja, nie krył rozbawienia absurdalnością tej myśli.

- Nie mów, że uwierzyła.

- Uwierzyła - pokiwałem niemrawo głową.

- Prawdziwa telenowela - podsumował rozbawiony.- I nie mów mi, że zapłakana wykrzyczała ci, że nie chce cię znać i uciekła z domu.

Znów tylko pokiwałem głową.

- Tylko, zamiast zapłakana, użyłbym określenia: uzbrojona i gotowa zastrzelić mnie za każde słowo.

Surt gwizdnął pod nosem.

- Tak, to zdecydowanie w stylu Viv - zaśmiał się cicho.- Ale w takim razie, co planujesz dalej? Po prostu zaczekasz, aż emocje jej opadną i wróci do domu?

Znów jedynie wzruszyłem ramionami, nieco zmęczony tym wszystkim uciskając nasadę nosa.

- A co mi pozostało? Próbowałem jej szukać, ale Midgard jest potwornie duży. I nie mam bladego pojęcia, gdzie mogła pójść. Wszystkie tropy, jakie znałem, sprawdziłem, ale bez rezultatu - westchnąłem, zaczynając bez większego zaangażowania przeglądać papiery niedbale rzucone na moje biurko.- Viv wie, jak się chować. A ja już nie wiem, jak ją znaleźć.

Surt nie skomentował moich myśli, zamiast tego, wlepił wzrok w podłogę, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Ale nie ma tego złego. Powiedziała, że potrzebuje czasu, ale niedługo wróci. Więc pewnie jakoś na dniach się tu pojawi. I wierzę, że Genezjusz będzie gotowy, by mnie po tym wszystkim poskładać w całość.

- Myślisz, że będzie aż tak źle?- brunet załapał mój żart.- Może jednak, patrząc na waszą wieloletnią znajomość, Viv cię oszczędzi?

- Przypominam, że próbowała rozstrzelać mnie już na Midgardzie. A tu ma nieco większy arsenał pod ręką - prychnąłem, jednak mój humor szybko się pogorszył, gdy wśród sterty dokumentów znalazłem list oznaczony oficjalną pieczęcią Akademii Królewskiej. I wolałem nie czytać jego treści.- Jakieś kłopoty z bliźniakami?- dodałem, na nowo czując przejmujące zmęczenie.

- I tu cię zaskoczę - Surt zerknął na ten sam list, co ja.- To pochwała.

- Narvi?

- Pudło. Hel.

- Żartujesz sobie ze mnie - zaśmiałem się, kompletnie niedowierzając.

- A jednak. Twoja córeczka osobiście wystąpiła do dyrektora z prośbą o udostępnienie jej kuchni, by mogła wraz z innymi uczniami przygotować podarki dla całej kadry Akademii. I jak widać, posmakowały im ciastka Hel.

Znów spojrzałem na rozklejoną kopertę. I naprawdę mogłem uwierzyć we wszystko. Ale nie w to, że Hel zorganizowała publiczny spęd, którego beneficjentami byli uczący ją wykładowcy.

Wyciągnąłem list i na prętce go przeczytałem.

Faktycznie, nie dość, że cała kadra pedagogiczna, to i w dodatku inni pracownicy Akademii, sprzątacze, kucharze, ochrona, nawet ogrodnicy w ramach wdzięczności uczniów dostali słodkie podarki upieczone przez rocznik Hel. Za co faktycznie ta dostała pochwałę samego dyrektora.

Jednak cuda się zdarzają.

- Mówiła, co ją do tego podkusiło?- zapytałem, wciąż wpatrując się w list.

- To akurat zaskoczeniem nie będzie - Surt zaśmiał się do siebie.- Gdy ją o to zapytałem, napisała, że chce tak jak Narvi móc zaprosić do nas przyjaciółki.

Uniosłem na Surta równie rozbawione spojrzenie.

- Dzieci - podsumował jedynie, wzruszając ramionami.

- Ale i tak chyba to oprawię i powieszę na ścianie.

- Śmiało, będzie pięknie wpasowywać się w ten cały oręż wiszący dookoła - zakpił.- I wiem, że pewnie już dawno o tym pomyślałeś, ale skoro ziemskie systemy namierzania zawiodły, to może nasze podziałają?

Spojrzałem na niego spod ściągniętych brwi, zaskoczony nie tylko szybką zmianą tematu, ale i samymi słowami bruneta.

- W końcu, wasze pierścienie mają trackery, zgadza się?

Na wszystkie cuda świata, jak ja mogłem o tym zapomnieć?! Sygnety! Mogłem je namierzyć tak samo, jak jej telefon!

- Jesteś geniuszem - rzuciłem jedynie, wstając z fotela i żwawym krokiem wychodząc z gabinetu.

Nie zdziwiłem się, gdy Surt poszedł za mną, nie miałem również zamiaru go zatrzymywać. Skoro zabłysną jednym dobrym pomysłem, to może będzie mógł wykazać się czymś jeszcze?

- Czyli tak się czujesz, kiedy uda ci się zabłysnąć?- zapytał, gdy zrównał ze mną krok.

- Mniej więcej.

- Fajnie - przytaknął, jakby potwierdził swoją myśl.- Teraz już wiesz, do kogo zgłaszać się po porady.

- Niezbyt. Wiesz, że głupi ma zawsze szczęście, nie?- mruknąłem, wchodząc do komnaty portalowej i od razu pokierowałem się do panelu kontrolnego.

- A ty wiesz, ile ironicznych komentarzy mogę wymyślić na podstawie tego pytania? Na pewno więcej, niż ty masz szarych komórek.

- Wow, wybrałeś najgorszą, możliwą opcję - prychnąłem, doskonale wiedząc, że Surt faktycznie mógł swoimi słowami z wielką klasą pokonać mnie w walce na nasze docinki.

Nie przejąłem się tym jednak jakoś specjalnie, szybko wstukując w panelu koordynaty sygnetu Viv, następnie czekając, aż maszyna sama namierzy położenie pierścienia.

- Masz zły dzień, więc daję ci fory.

W końcu na mapie pojawił się zarys Midgardu i dokładne współrzędne położenia sygnetu Viv.

I sam dziwiłem się uldze, jaką poczułem na samą myśl, że zaraz ją zobaczę. Bo czy mielibyśmy kłócić się dalej, czy Viv miałaby znów rzucić się na mnie z pięściami, to chociaż wiedziałbym, że nic jej nie jest.

Zaakceptowałem współrzędne i zaczekałem chwilę na aktywację portalu.

- Dać wam chwilę sam na sam?

- Nie musisz. Przyda mi się ktoś, kto obroni mnie przed jej zemstą - zaśmiałem się z ironią, doskonale wiedząc, że faktycznie brunet mógł mi się przydać.

Więc gdy portal w końcu był gotowy do transferu, wraz z Surtem przeszliśmy przez jego wrota. I sam nie wiedziałem, czego spodziewać się po jego drugiej stronie, jakoś nie za bardzo o tym myślałem.

Ale widząc sterty porzuconych śmieci, znów poczułem się na przegranej pozycji.

Bo wszystko wskazywało na to, że Viv po prostu wyrzuciła sygnet, a ten w końcu trafił na wysypisko śmieci.

I całe przejęcie jakie czułem, szybko ustąpiło pod naporem wręcz miażdżącej irytacji.

Viv, jak cię znajdę, to cię zabiję.

- Ou - mruknął Surt, rozglądając się dookoła.- Miałeś rację, faktycznie umie się schować. Jak my mamy tu znaleźć jeden mały pierścień?

Nawet nie chciało mi się odpowiadać. Pokręciłem tylko głową, z niedowierzaniem rozglądając się wokoło.

Chociaż, czego ja się spodziewałem? Viv była wychowana na szpiega. Doskonale wiedziała, co miała zrobić, by być nieuchwytną. I choć liczyłem, że ja może w tym wszystkim będę wyjątkiem, to niestety, teraz uciekła nawet mi.

_________________________________

Wybaczcie to małe opóźnienie, ale tonę pod ilością pracy haha Sezon urlopowy nie jest najłatwiejszy. 

Dlatego kolejny rozdział będzie pewnie dopiero 11.07.

Pozdrawiam,

Wasza A. J.


Ps.

Video: Charlie Puth feat. Selena Gomez - we don't talk anymore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro