Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

Surt

To nie tak, że męczyło mnie udawanie króla. Po prostu w naszym duecie to Loki zawsze był tym, który miał rządzić, a ja te rządy egzekwować. Dlatego, choć w głębi cieszyłem się, że Kłamca ufał mi na tyle, by powierzyć pod moją pieczę wszystkie swoje dzieci, wliczając w to tron i koronę, to jakoś nie chciałem udawać, że przedłużająca się zamiana była mi na rękę. 

Bo nie była. 

Ale chociaż droczenie się z Hadesem sprawiało mi frajdę. Bo choć bóg nie wiedział o dochodzeniu, które prowadziłem za jego plecami, to zawsze mogłem odwdzięczyć się za nadgorliwą kontrolę mojej osoby niewygodnymi pytaniami, które szybko gasiły temperament starca. 

- Może jednak posłuchasz mojej rady i założysz nowe runy, by zapieczętować bramy?- Hades spokojnie siedział sobie w gabinecie, choć doskonale wiedział, że nie powinno go w nim być.- Widziałeś ich stan po ostatnich walkach?

- Tak czysto teoretycznie...- mruknąłem, zakładając ręce na piersi i przyglądając mu się.- Ile stworzeń, bez względu na stan wrót, bram czy bariery zdołała opuścić Helheim, wasza wysokość?

- Za dużo - wysłał mi mocne spojrzenie.

- To znaczy, ile? Jedna? Dwie?- naciskałem.

- Długo będziesz się ze mnie zgrywał? Masz chyba wystarczającą ilość obowiązków - każde dłuższe dopytywanie kończyło się tym samym zdaniem. Nie, żeby Hades nie miał racji, bo faktycznie na moim biurku z każdym dniem tylko rosła liczba zaległych dokumentów. Jednak dla niego to była tylko wygodna wymówka.

- To może zaczekać. Zawsze znajdę czas na rozmowę z moim ulubionym doradcą - uśmiechnąłem się bez większego zaangażowania.- W końcu, niegrzecznie jest pracować przy tak ważnej osobistości, jaką jesteś, wasza wysokość - dodałem, nakłaniając go, by już odpuścił sobie to posiedzenie.

- Och, ależ skąd, nie przeszkadzaj sobie - Hades doskonale wiedział, co robił.

Mimo to, wciąż próbowałem dać mu jasno do zrozumienia, że nie mam zamiaru przy nim pracować, po prostu stojąc i wpatrując się w boga. Choć tak naprawdę chciałem wziąć go za chabety i wywalić z gabinetu, tak, by więcej nawet nie miał ochoty się choćby do mnie zbliżyć. Mogłem to zrobić, w końcu byłem szybszy i silniejszy od Hadesa. Jednak wiedziałem, że takie rozwiązanie będzie krótkodystansowe, tym bardziej, że potem i tak musiałbym tłumaczyć się jeszcze przed Lokim. I nie pomogłoby tu wyjaśnienie, że jak na złość z całej naszej czwórki to mnie Hades tolerował najmniej.

Na szczęście naszą niezręczną ciszę i bitwę na spojrzenia przerwało pukanie do drzwi.

- Wejść!- krzyknąłem, spokojnie odwracając wzrok od ojca Viv.

- Guwernancie*, chyba złapaliśmy osobę odpowiedzialną za podpalenia w mieście, jednak przyda się twoja ekspertyza - oznajmiła Kiu, dajmon robiący w sekcji porządkowej.

- Przyznał się lub są jasne poszlaki działające na jego niekorzyść?- zapytałem tylko.

- Przyznał, a w zasadzie przyznała się.

- Wasza wysokość - zwróciłem się ponownie do Hadesa.- Chciałbyś może się tym zająć? 

- Skoro nalegasz - ten wzruszył tylko ramionami, powoli podnosząc się z fotela. 

W ciszy obserwowałem, jak uniosły bóg śmierci opuszcza gabinet, czyniąc mi tym samym niesamowitą wręcz radość. Naprawdę nie lubiłem pracować pod jego czujnym spojrzeniem, bo wytykał mi błędy jeszcze zanim zdążyłem je popełnić, co irytowało do granic możliwości. Korzystając więc z faktu, że oczyściłem atmosferę z zadufanego w sobie dziadka, spokojnie podszedłem do biurka i usiadłem za jego fasadą. Sięgając po pierwszą teczkę ze sterty papierów leżącej obok mnie, powoli wysunąłem dokumenty w niej zabezpieczone. Nie zdążyłem jednak przeczytać nawet jednego zdania, bo po pomieszczeniu znów rozległ się dźwięk pukania do drzwi.

- Wejść!- zawołałem.

- Surt, napisałeś już pismo wyjaśniające dla Rady?- zapytał Sotera, jedną stopą przekraczając próg gabinetu.

- Jeszcze nie - odparłem, nie przyznając się, że w ogóle o tym zapomniałem.- Zaczekasz chwilę? Od razu się tym zajmę - zaproponowałem, wskazując kanapę po mojej prawej.

- Mam pięć minut, zdążysz? 

- Spróbuję - westchnąłem, wyciągając z dolnej szuflady pusty arkusz. 

Nie zdążyłem jednak nawet sięgnąć pióra, bo znów ktoś próbował dostać się do gabinetu.

- Wejść!- już z mniejszym entuzjazmem zaprosiłem kolejnego petenta.

- Panie, Najwyżsi Sędziowie przysłali mnie, by przypomnieć, że wciąż nie dostali wytycznych, jakimi mają kierować się podczas przyjmowania dusz, jakie mają lada chwila pojawić się po masowej katastrofie na Alfheimie - wyjaśnił... ktoś, pewnie jeden z nowych Podwodów**, śmiało wchodząc do gabinetu i stając przed moim biurkiem.

- Jakiej katastrofie?- rzuciłem, zupełnie nie pamiętając, bym został powiadomiony o czymś takim. 

- Zawaleniu się stolicy Alfheimu. Dostałeś raport zeszłej nocy. 

Niemrawo przejrzałem stertę leżącą obok mnie.

- Nie, nie dostałem - uśmiechnąłem się z ironią.- Jakbyś mógł poszukać miejsca, w którym ten raport zaginął, będę wdzięczny. Proponuję zacząć w sortowni - dodałem, gestem ręki poganiając młodzika do wykonania zadania. Więc ten, chcąc nie chcąc, poszedł szukać papieru, o który sam zapytał. 

- Dużo pracy, co?- odezwał się ponownie Sotera.

- Dzień jak co dzień - westchnąłem niezadowolony prawdziwością swoich słów.

By nie tracić czasu, od razu zacząłem pisać odpowiednie pismo, by długo nie zatrzymać równie zabieganego Helheimczyka u siebie.

Ale ponowne zapukanie do drzwi sprawiło, że o mały włos nie złamałem pióra.

- Czy w tym cyrku nie może być spokojnie chociaż pięć minut?- warknąłem.- Wejść!

- Już ci się znudziło panowanie?- dopiero słodki śmiech Hekate, która właśnie weszła do gabinetu, uspokoił moje nerwy.

- Och, moja pani, przyszłaś mnie uratować, prawda?- zapytałem z nadzieją.

- Nie do końca, niestety - westchnęła, dopiero po chwili orientując się z obecności starszego brata.- O, Soti, nie zauważyłam cię - zaśmiała się.- Jesteś coraz lepszy w skradaniu. Może awansujemy go na skrytobójcę?- dodała z rozbawieniem, patrząc w moje oczy, a wskazując kciukiem na niego.

- Wtedy miałabyś jeszcze więcej roboty. A ja znacznie lepszą pozycję społeczną. Kusząca propozycja - ciemnowłosy wstał z kanapy i pokiwał głową na boki, jakby rozważając propozycję.- Ale podziękuję, tu mi dobrze. 

- Tak tylko mówię - Hekate nie przejęła się odpowiedzią mężczyzny.- A jak ci idzie z Fatum*? Chcę pobawić się na waszym ślubie.

- Mało ci wrażeń po ostatnim?- zaśmiał się.

- Trochę - słodko przygryzła wargę. 

- Pracuję nad tym - głos, jakim odpowiedział Sotera był dziwnie miękki.

- Jakbyś potrzebował pomocy, dawaj znać - zaproponowałem, lekko kręcąc się na fotelu.

- Bo ty masz większe doświadczenie, niż ja - zakpił.

- Wykonawcze? Może i nie. Ale mentalne? Śmiem tak myśleć.

- Suuurt? - Kat przeciągnęła moje imię.- Czy ja o czymś nie wiem?

- Wiesz o wszystkim, o czym musisz - zapewniłem, puszczając oczko do dziewczyny, przez co spotkałem się z prawdziwie zauroczonym spojrzeniem bogini.

- Czy ty naprawdę chcesz mi się oświadczyć?- zapytała, zakrywając usta złożonymi w piramidkę dłońmi.

- Kiedyś, raczej tak. Ale na pewno nie za szybko - i cały blask z oczu dziewczyny znikł, zastąpiony tak znanym mi rozbawieniem.

- Naprawdę?- prychnęła, podpierając rękę po boku.- Bo sama to zrobię.

- Odmówię - uprzedziłem, by Hekate była świadoma, co ją czeka, gdy tylko wpadnie na głupi pomysł realizacji swojego planu. 

- Dobra, dobra czaruś - Sotera ukrócił moje żarty, samemu śmiejąc się pod nosem.- Chyba miałeś mi coś napisać - przypomniał, wskazując dłonią na leżący na blacie pergamin. 

- Już, ju..- rzuciłem, gdy nagle poczułem, jak mój pierścień lekko zawibrował. Gdy na niego spojrzałem, z łatwością rozpoznałem runę oznaczającą nikogo innego, jak samego króla.- Albo i nie już.

- Coś nie tak?- zapytała Kat.

- Loki wzywa - westchnąłem.- Więc niestety, ale muszę iść - dodałem, wstając od biurka, jednocześnie po raz ostatni przeglądając stertę papierów w poszukiwaniu jednej, oznaczonej teczki. Doskonale wiedziałem, po co wzywał mnie Szatan, więc gdy znalazłem odpowiednie dokumenty, po prostu ruszyłem w kierunku drzwi.

- A po co ci to?- rzuciła za mną Kat, wskazując na teczkę.

- Tajne przez poufne, ma pani - dodałem, będąc już praktycznie za drzwiami. 

Nie tracąc czasu, poszedłem prosto do komnaty z portalem, bez większego zastanowienia wkładając pierścień do panelu, dzięki czemu ten automatycznie wybrał miejsce, w którym przebywał nasz pan i władca. 

Nie wiedziałem, czego spodziewać się po drugiej stronie. Ale na pewno nie świtającego dnia, stania w środku lasu i oglądania, jak Loki, w jakichś dresach i koszulce rzuca toporami w cel wyznaczony na odległym drzewie.

- Dobrze się czujesz?- zapytałem, pierwszy raz widząc Kłamcę w takiej scenerii. A widywałem go w naprawdę różnych sytuacjach.

- Ta - odmruknął, chwytając za trzon kolejnego toporka i najpierw podrzucając go w ręku, w końcu cisnął nim w drzewo przed nami. Nie chybił nawet o cal.- Po prostu Viveka ostatnio daje mi popalić. Od tamtej kłótni z ojcem cały czas jest wytrącona z równowagi. Próbowałem być wyrozumiały, ale i mi kończy się cierpliwość.

- Kobiety - westchnąłem, siadając na jakimś pieńku obok. 

- Jakieś postępy w śledztwie? Bo coś mi się wydaje, że im dłużej tu siedzimy, tym gorzej jest.

- To dlaczego nie wrócicie?- zapytałem szczerze zaciekawiony. 

- Bo mamy powody - klasycznie zbył moje pytanie.

- Jasne - westchnąłem.- No to poszperałem trochę i jeśli wierząc świadkom tamtych wydarzeń, bo ciągle mówię o walce Hadesa z Asurą, to albo mieli romans, albo chcieli, żeby tak wyglądało. I ich potyczka podobno była kłótnią kochanków, przynajmniej według ostałych się magów plemienia Asury. Tak czy siak, postać Hadesa robi się coraz bardziej kolorowa. Podobno miał być wiernym mężem - prychnąłem pod nosem, następnie unosząc trzymaną w dłoni teczkę.- Tak czy siak, jakbyś chciał przejrzeć, tu mam spis osób, które pamiętają tamte czasy, spisy ich zeznań i trochę innych pism czy map, jakie udało mi się znaleźć w zgliszczach zamku Asury.

- A udało ci się w końcu przebadać to berło?- dopytywał, idąc po pięć toporów wbitych w cel. 

- Doskonale wiesz, że nikomu, kto nie był pasowany na władcę, nie wolno trzymać berła. Hades je ma i nie pozwala się do niego nawet zbliżyć. Jeśli to takie ważne to mogę mu je wykraść, ale uprzedzam, że staruszek coraz bardziej mnie pilnuje.

- Domyśla się?- gdy Loki na mnie spojrzał, udało mi się wyłapać zmartwienie ukryte w jego oczach. 

- Nie wydaje mi się. Hades po prostu nie lubi, gdy zastępuję cię w obowiązkach - pożaliłem się. 

- Ta, da się zauważyć - przyznał bez większego zaangażowania.- Coś ci powiem, ale nie wariuj i pod żadnym pozorem nie mów tego nikomu, zrozumiano?- dodał, rzucając broń obok narysowanej na ziemi linii i otrzepując dłonie, zatrzymał się obok mnie.

- Brzmi poważnie - wzruszyłem ramionami, jakoś specjalnie nie przejmując się wypowiedzią przyjaciela.

- Bo i takie jest. Ostatnio mnie i Viv odwiedził ktoś, kto nie powinien istnieć. I powiedział nam, że Hades może tak naprawdę chcieć naszej zguby, delikatnie rzecz ujmując. Okazuje się, że nasza kraina nie jest taka bezpieczna, przynajmniej dla Viv, jak mogłoby się wydawać. Dlatego nie wracamy. I dlatego proszę cię o takie dziwne rzeczy, bo muszę wiedzieć, czy nasz sojusznik faktycznie jest naszym sojusznikiem - wyznał, zakładając ręce na piersi.

- To dalej brzmi tajemniczo, ale już chociaż wiem, co mniej więcej dzieje się w twojej głowie - westchnąłem, wciąż nie za bardzo wiedząc, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.- Chociaż czekaj...- dodałem, gdy nagle jedna myśl wydała mi się dziwnie powiązana z poruszonym przez Lokiego tematem.-...powiedziałeś, że odwiedził was ktoś, kto nie powinien istnieć.

- Mhm.

- Miałeś na myśli brata Viv?- upewniłem się.

Loki nie odpowiedział. Ale i nie musiał. 

- No to faktycznie ciekawa sytuacja. Słyszałem, że chłop miał nie żyć.

- Tak, tak jak my - spojrzał gdzieś w bok.- Aż pewnej nocy nie pojawił się w drzwiach mieszkania Viv. Cukierkowaty chłoptaś o aparycji Thora - Loki prychnął z przekąsem, jakby na absurd własnych myśli.

Mimowolnie uśmiechnąłem się na te słowa.

- Nie mów, że to jakieś uprzedzenia?- droczyłem się, niestety Loki nie podzielał mojego humoru. Wbił we mnie poważne spojrzenie, jasno dając mi do zrozumienia, że przesadziłem.- Jasne, już nic nie mówię. 

Ale po chwili złapała mnie kolejna myśl, czy nawet przeczucie. Jakby coś było nie tak.

- Czekaj, jak go opisałeś?- mruknąłem, znów przejmując uwagę Szatana.

- Masz na myśli, że przypomina mi Thora?- mruknął.

- No. Pod jakim względem?

- Każdym - prychnął.- Misiowaty mięśniak, który muchy by nie skrzywdził - ciągnął z pewną dozą zniesmaczenia w głosie.

Hmm..

- A co?

- Bo kojarzę, że Gua opisał jakąś cechę Chrisa i jakoś nie łączy mi się to z twoimi słowami - mruknąłem, z całych sił próbując sobie przypomnieć słowa sługi.- Tylko co on... O! Już mam! Powiedział, że miał czarne jak noc oczy, a jego spojrzenie przeszywało do szpiku kości. Jakoś nie łączy mi się to z cukierkowatym chłoptasiem.

- Jesteś pewien?- Loki zmierzył mnie czujnym spojrzeniem.

- Najbardziej pewny, jak mogę w tej sytuacji.

- No i teraz już wiem, dlaczego go nie lubię - westchnął Loki, jakby mówił do siebie.- Ten brat Viv ma złote oczy. I jak nie za bardzo ufam Guanowi, to równie mocno nie ufam temu, kto podaje się za Chrisa.

- Dlatego nie wracasz - załapałem.

- Ta - pokiwał głową, jednak pusty wzrok miał wlepiony gdzieś w przestrzeń.- Viv nie da się teraz nic wytłumaczyć. 

- Nie radzi sobie zbyt dobrze z prawdą, co?

- No nie - przyznał, wciąż jakby nieobecny.

- Dobra. To teraz wiem, pod jakim kątem szukać. I postaram się docisnąć Gue. Bo może, skoro pamiętał jedynego syna Hadesa, to być może rysopis tego waszego typka też rozpozna.

- Próbuj - polecił, w końcu patrząc w moją stronę. Jednak w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że sam zacząłem brać całą sprawę niezwykle poważnie.

_______________________________

*Guwernant - tu osoba zastępująca władcę, w tym przypadku Surt

**Podwoda - osoba zajmująca się przenoszeniem wiadomości między arystokracją, szlachtą itp.

*Fatum - rzymski bóg przeznaczonej i/lub gwałtownej śmierci. Jego greckim odpowiednikiem jest Moros.

Boże, minimalnie powyżej 2k słów. Sama jestem w szoku, bo myślałam, że już nie potrafię napisać krótkiego rozdziału XDD

Next 03.07

A. J. Hallen

Ps,

Video: Sofi Tukker - Batshit

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro