Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Nad Nowym Yorkiem jaśniał już dzień, gdy parkowaliśmy pod moim blokiem. Loki zdecydowanie starał się namówić mnie, byśmy już wracali do Podziemia, mi jednak zależało na tym, by ogarnąć mieszkanie przed opuszczeniem go na kolejne kilka lat.

- Serio, godzinka i spadamy - zapewniłam, wyjmując kluczyki ze stacyjki.

- Będzie szybciej, jak ci pomogę?- mruknął nieco zaspany Psotnik.

Asgardzki alkohol najwidoczniej wszedł mocniej, niż zazwyczaj. I w zasadzie, on wypił więcej, niż zazwyczaj.

- Nie jestem pewna, ale lepiej, żebyś nie siedział w samochodzie. Chodź - poleciłam z uśmiechem, po chwili samej opuszczając wnętrze pojazdu.

Niedługo potem jechaliśmy już windą w kierunku piętra, na którym znajdowało się moje mieszkanie. Gdy jej drzwi w końcu otworzyły się, powoli, niespiesznie szliśmy klatką schodową. Mimowolnie co chwila patrzyłam w kierunku Psotnika, bo pod wpływem alkoholu był taki zabawny. Włóczył nogami, wymachiwał rękoma nieco bardziej, niż zazwyczaj i uśmiechał się w taki delikatny, wręcz dziecięcy sposób. W ogóle nie wyglądał na groźnego, choć gdy po drodze zaczepił nas jakiś bezdomny prosząc o kilka dolarów, był skłonny pobić go za mój honor.

Geniusz.

- Możesz się zdrzemnąć, jeśli potrzebujesz - zaproponowałam, gdy tylko wyjęłam klucz z zamka.

- Mogę - zgodził się Psotnik, powoli sunąc w kierunku kanapy. Opadł na nią bez żadnej gracji, od razu przytulając się do poduszki.

- Może byś chociaż płaszcz zdjął?- zaśmiałam się.

- M-m - zaprzeczył mruknięciem.- A co ty w ogóle będziesz robić?

- Już pytałeś - przypomniałam.- Muszę opróżnić i umyć zmywarkę, opróżnić lodówkę, odłożyć broń, którą sprzątałeś pierwszego dnia na miejsce i tak dalej.

- To śmiało.

Jakbym potrzebowała jego pozwolenia.

Znowu z rozbawieniem pokręciłam głową, by w końcu wziąć się za sprzątanie. Szybko odstawiłam naczynia na miejsce i sięgając po płyn do czyszczenia zmywarek, nastawiłam odpowiedni program, by chociaż to mieć z głowy. Lodówkę zostawiłam na koniec, więc po przetarciu stolika kawowego z ostatnich plam po napojach i schowaniu wszelkiego rodzaju specjalistycznego sprzętu na miejsce, wzięłam się za rozpakowywanie swojego małego zapasu broni.

Nie byłam pewna, czy w ogóle musiałam to robić? W końcu, nic mi już raczej nie zagrażało. Nie musiałam do każdego zapukania do drzwi podnosić pistoletu. Mimo to, jakoś nie mogłam wyzbyć się uczucia, że mój dom, bez broni, nie będzie już moim domem. Jakby nie dawał mi tego, czego od niego oczekiwałam. Jakby świadomość, że w obrębie metra ode mnie jest zapas noży czy snajperka sprawiała, że mogłam się tu odnaleźć.

Wiedziona tym dziwnym uczuciem po prostu chodziłam od kryjówki do kryjówki, od łóżka do szafki, od szafki do lustra chowając wszystko to, co miałam w pudełku pod pachą.

Do momentu, gdy usłyszałam coś na kształt pukania do drzwi.

Spojrzałam w ich kierunku, nie do końca wiedząc, o co chodzi? Nikogo się dziś raczej nie spodziewałam. Ale myśląc, że to pewnie Tony lub inny znajomy przyszedł się znowu pożegnać, po prostu podeszłam do drzwi. 

Jednak, gdy je otworzyłam, w mojej głowie pojawiła się lawina myśli.

Oparty o framugę blondyn wyglądał, jakby właśnie samodzielnie stoczył walkę z całym batalionem. Jego dobitnie poraniona twarz była umazana jakąś czerwoną substancją, pewnie krwią, ubrania miał podarte i zabrudzone, w nodze jakby wbite odłamki jakiejś stali, a z prawej dłoni wciąż kapała posoka. Jednak dopiero, kiedy podniósł na mnie wzrok... Te złote oczy od dawna prześladowały mnie w snach i choć sama już nie wierzyłam swoim myślom, w mojej głowie pojawiło się tylko jedno imię.

Chris. 

Wiedziałam, że to niemożliwe, by przede mną stał mój brat. W końcu, był nieżywy. Ale jego oczy... te złote, lecz puste, wymęczone oczy, które wpatrywały się we mnie jak w ostatnią nadzieję, coś w nich sprawiało, że faktycznie widziałam w nim Chrisa. Jakbym... już znała te spojrzenie.

Tracąc kontakt z rzeczywistością, upuściłam do tej pory trzymany karton. Nie wiedziałam nawet, co powinnam zrobić? Odezwać się? Zaprosić go do środka? Wezwać karetkę? Mogłam tylko stać i patrzeć.

Dopiero, gdy faktycznie mężczyzna stojący przede mną zaczął osuwać się do przodu, jakby tracił przytomność, zdecydowałam się na ruch, podtrzymując go, by nie uderzył głową o podłogę. Orientując się, że blondyn faktycznie zemdlał, wciągnęłam go do mieszkania, położyłam na podłodze i zamknęłam drzwi.

- Kto to?- usłyszałam pomruk Lokiego zza kanapy.

- Wezwij karetkę - rzuciłam w zamyśleniu, jednocześnie sprawdzając, czy przybysz w ogóle jeszcze oddycha.

Ale wciąż żył.

- Viv, dlaczego wpuściłaś do domu bezdomnego?

Podniosłam wzrok, dostrzegając, że Loki stał właśnie obok kanapy, z niezadowoleniem spoglądając w naszym kierunku.

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć? Czy w ogóle mogłam być pewna, że ten zakrwawiony, poturbowany mężczyzna jest naprawdę moim bratem? Mój Chris zmarł lata temu, w zasadzie to ledwo co go pamiętałam. Jakim cudem miałby nagle pojawić się przed moimi drzwiami? Skąd miałby wiedzieć, gdzie mnie znaleźć? Nie wierzyłam w to.

- Kojarzysz mojego brata?- powiedziałam mimo wszystko.

Loki spojrzał na blondyna, w końcu śmiejąc się sam do siebie, ale bez krzty rozbawienia. Wręcz przeciwnie, wydawał się być równie zaniepokojony, co ja.

- O nie, nie dam się na to nabrać - mruknął, cofając się o pół kroku, po czym w zamyśleniu przeciągnął palcem po wardze.- Jesteś pewna?- dodał, patrząc w moje oczy.

- Pytasz, czy jestem pewna, że mój nieżyjący od dziesięcioleci brat właśnie zapukał do moich drzwi?- odpowiedziałam zdenerwowana.

- No tak - Psotnik przyznał mi rację, w końcu powoli podchodząc do nieprzytomnego mężczyzny. Przyklęknął obok nas, by po chwili zacząć grzebać w kieszeniach blondyna.

- Co ty robisz?- obruszyłam się.

- Sprawdziłaś chociaż, czy nie ma przy sobie broni?- wyjaśnił, przesuwając dłońmi po obrysie nóg Chrisa.

Milczałam, ale sam fakt, że spuściłam głowę był chyba oczywistą odpowiedzią.

- Ani broni, ani dokumentów, nic, co by umożliwiło jego identyfikację - oznajmił Psotnik, lekko wzdychając, po czym podniósł wzrok na mnie.- To co dalej?

Spojrzałam na blondyna.

Nie miałam zielonego pojęcia, co dalej.

- Pomóż mi przełożyć go na kanapę - powiedziałam, starając się brzmieć pewnie. Więc Loki, choć niechętnie, spełnił moją prośbę, dzięki czemu już po chwili Chris zajął tę samą kanapę, na której jeszcze dwie minuty temu, gdy moje życie było proste, spał Loki.

Stanęliśmy obydwoje przed blondynem, z założonymi rękoma analizując sytuację. I jestem pewna, że Kłamcy szło znacznie lepiej, bo ja nie mogłam uchwycić ani jednej składnej myśli.

- Może zabierzmy go do Podziemia? Kimkolwiek jest, nie jest człowiekiem, więc nic mu się nie stanie, a my chociaż dowiemy się, o co chodzi. Będzie miał tam też zapewnioną opiekę medyczną, a my ochronę - zaproponował.

I niby był to dobry pomysł, ale..

- Kiepski pomysł - westchnęłam.

- A masz lepszy?

- Nie.

- Więc raczej nie mamy wyjścia.

Wpatrywałam się w blondyna z mętlikiem w głowie.

- Od dawna szukałam kart Chrisa lub Rose - zaczęłam.- Skoro nie byli bogami, powinni po śmierci trafić do Hadesu. Więc powinniśmy mieć ich kartoteki. A nie mamy. Zawsze, gdy pytałam o to ojca, wykręcał się, że albo nie ma czasu, albo kiedy indziej mi je da, albo zmieniał temat, albo w ogóle się o to kłóciliśmy. Już dawno mi coś tu nie pasowało. A teraz..- spojrzałam na Lokiego -...mój brat leży przede mną. Więc choć nie mam lepszego pomysłu, nie chcę zabierać go do domu. Mam wrażenie, że wcale nie będzie tam mile widziany.

Loki potarł dłonią czoło. I prawdopodobnie dopiero teraz zaczął postrzegać sprawę tak, jak ja.

- To gdzie masz apteczkę?- spojrzałam pytająco na Psotnika.- No coś z nim trzeba zrobić. Jak nie w domu, a w szpitalu raczej sobie z nim nie porozmawiamy, to najwyraźniej trzeba mu pomóc tu.

~*~

- Kochanie?- przerwałam parzenie herbaty i zwróciłam się w kierunku siedzącego obok Chrisa Lokiego. Już po samej jego minie wiedziałam, o co chodziło.

Najwidoczniej naszemu gościowi zaczęła wracać świadomość.

Zalałam ostatni z kubków do pełna wrzątkiem, by w końcu wziąć trzy naczynia i ruszyć w kierunku kanapy. Już wcześniej uzgodniliśmy z Lokim, że zdecydowanie najlepiej będzie grać niczego nieświadomych i z dozą dystansu po prostu przesłuchać blondyna. Dlatego też, ustawiłam kubki na stole, jednocześnie siadając tuż obok nich. Psotnik po chwili dołączył się do mnie, opierając się o kant mebla. I z tej pozycji, popijając herbaty, przyglądaliśmy się, jak na twarzy Chrisa pojawiają się pierwsze grymasy, a oddech przyspiesza.

W końcu otworzył oczy.

Usłyszałam, jak Loki wzdycha.

A mi samej znowu zabrakło słów. Co w ogóle powinnam powiedzieć w tej sytuacji?

- Nie zrobisz mi krzywdy, prawda?- na szczęście to Chris odezwał się pierwszy. Miał ochrypły, niski głos, jakby zdarty od krzyku. Jednak nie brzmiał na przestraszonego. Raczej zrezygnowanego.

- Zależy - odpowiedział Loki, do którego wyraźnie były zaadresowane słowa.- Jeśli będziesz grzecznie odpowiadał na pytania i nie będziesz kłamał, raczej obejdzie się bez dalszych problemów.

Blondyn tylko przytaknął i powoli zaczął podnosić się. Gdy usiadł, jakby samozachowawczo oparł się o poduszki, z identyczną rezygnacją obejrzał też swoją zabandażowaną dłoń, którą opatrzyłam mu raptem kilka minut wcześniej.

- Brzmi rozsądnie - przyznał.- W ogóle, przepraszam, że po tylu latach...- zwrócił wzrok ku mnie -...nasze spotkanie wygląda właśnie tak.

- Kim jesteś?- wyrzuciłam z siebie, nim zdążyłam o tym pomyśleć. Mimo to, brzmiałam chłodno i pewnie.

Jednak to właśnie to zdanie sprawiło, że w oczach mężczyzny zobaczyłam żywe emocje. Niestety, nie do końca te pozytywne. Jego postać nagle straciła ten nieuchwytny blask, jakby opuściła go cała nadzieja. Chris spojrzał pod nogi, w końcu cicho, praktycznie niesłyszalnie zaśmiał się sam do siebie.

- Kiedyś...- podjął, patrząc gdzieś w bok. Całym sobą mówił, że miał dosyć życia, jednocześnie próbując chwycić się tej ostatniej szansy, ostatniego promienia nadziei.-...kiedyś byłem twoim bratem, Viv.

Moje imię w jego ustach brzmiało dziwnie znajomo, jakbym miała deja vu. Wciąż jednak nie mogłam zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło?

- A skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

- Szukałem cię tyle lat...- mruknął, patrząc głęboko w moje oczy, jakby próbował oddać cały ciężar drogi, którą przeszedł, przez co jego twarz znów przybrała ten żywo skrzywdzony wyraz.

- Więc może opowiedz o wszystkim, od początku - zaproponował Loki, wyciągając w kierunku blondyna ostatni kubek z herbatą.- Bo pewnie przyszedłeś tu w jakimś celu, prawda?

Nim Christopher przejął naczynie, lekko przytaknął. A mi jedyne, co pozostało, to w pełnym napięcia oczekiwaniu skubać wystający szew swoich jeansów.

- Chcę cię ostrzec, Viv. Jak wygląda twoja współpraca z Hadesem?- zamiast zacząć opowiadać, Chris spojrzał na mnie pytająco, następnie upijając trochę herbaty. A ja znowu odniosłam wrażenie, że coś mi tu nie pasuje.

- Nie wiem, dlaczego, ale nie podoba mi się to pytanie - wysłałam mu ostrzegawcze spojrzenie.

- Kwestionuje twoje zdanie?- blondyn nie przejął się moją odpowiedzią.

- Może.

- Stara się możliwie często wracać na tron?

- Może.

- Próbuje przekonać cię, że to on ma rację i wie lepiej?

- Może.

Na moją kolejną zdawkową odpowiedź Chris zaśmiał się, dziwnie szczerze, a na jego twarzy pojawił się ten ciepły wyraz.

- Nic się nie zmieniłaś - przyznał po chwili, wpatrując się we mnie.

- Do rzeczy - popędziłam, czując nagłe wyrzuty sumienia. Pomimo tej zwariowanej sytuacji, blondyn faktycznie zdawał się czerpać przyjemność z każdej chwili, jaką spędzał na wspólnej rozmowie, a ja, choć coraz bardziej czułam, że faktycznie przede mną siedział mój brat, nie mogłam opanować emocji.

I nie pomagał fakt, że coraz bardziej nie chciałam kontynuować tej rozmowy. Nie chciałam usłyszeć, co blondyn miał do powiedzenia. Bo wiedziałam, że w większym lub mniejszym stopniu zaburzy cały spokój w moim życiu. Znów sprowadzi na mnie problemy. Nie miałam dobrych stosunków z ojcem. I czułam, że po tej rozmowie wcale lepsze nie będą. Z tego też powodu starałam się dokładnie przyglądać mowie ciała blondyna. Musiałam mieć pewność, że to, co miał mi do przekazania, było prawdą.

- Hades cię okłamuje. Oszukuje od chwili, gdy tylko pojawił się w twoim życiu. To on nas zamknął w Hydrze. Nigdy nie chciał mieć dzieci, więc się ich pozbył. Tak samo, jak naszej mamy.

- To nasza matka sprzedała nas Hydrze - zauważyłam.

- Hades chciał, byśmy tak myśleli. W ogóle, to on stworzył menokrofil. Tę substancję, którą karmili nas w agencji. Specjalnie ją nam podawał, by pozbawić nas zdolności regeneracji. I ty, i ja, obydwoje byliśmy normalnymi bogami, byliśmy wiecznymi i dlatego Hades musiał nas truć, by móc nas zabić. A po tym, gdy zniszczył naszą odporność, mógł manewrować do woli naszymi wspomnieniami. Co pamiętasz z dzieciństwa?

Już dawno zauważyłam, że dziwnie mało. Miałam wspomnienia tylko za czasów Hydry i jakieś szczątkowe związane tylko z oddaniem do niej. A to, o czym wspominał Hades? Jakieś nauki magii? Jego odwiedziny na Ziemi? W ogóle tego nie pamiętałam.

- Z tego, co wiem, mam około stu osiemdziesięciu lat. Naprawdę uważasz, że pamiętałabym cokolwiek z czasów, gdy miałam pięć lat? Nikt by tego nie pamiętał.

- To inaczej. Też miewasz sny o wybuchu? O szklanej szybie raniącej twoją twarz i mamie mówiącej, że wszystko będzie dobrze?

Cholera.

Cholera, cholera, cholera!

W ogóle nie chciałam tego słyszeć.

- To on nam je wgrał - dokończył myśl.

- Ale skoro chciał nas zabić, dlaczego wciąż żyjemy? Dlaczego zaprosił mnie do Podziemia? I skąd w ogóle o tym wiesz?- broniłam się. Nie zgadzało mi się zbyt wiele rzeczy.

- I tu pojawia się ciekawa część historii - Chris nachylił się lekko w naszym kierunku, mocniej oplatając kubek dłonią- Przez lata byłem przetrzymywany przez Hadesa. Nawet nie wiem, ile lat, dekad, stuleci spędziłem w jego komorze. A mnie również ściągnął do Podziemia pod pretekstem oddania władzy. Zaczęło się klasycznie, nauczył mnie zasad panujących w królestwie, a potem oddał koronę. To ja byłem panem krainy umarłych. Ale i tak to było za mało. Hades potrzebował kozła ofiarnego. Bo widzicie, władanie Erebos wcale nie jest takie łatwe, jak się wydaje. By zapanować nad tymi wszystkimi demonami potrzeba ogromnej mocy. I tę moc zapewnia berło. Ale, jak każdy magiczny artefakt, musi skądś czerpać te siłę. W końcu, berło Hadesu jedynie magazynuje energię. Ale jej nie wytwarza. Więc, by panować nad krainą umarłych, trzeba coś poświęcić, by berło mogło zaczerpnąć swą moc. Hades potrzebował duszy, której cierpienie mogłoby ładować energię artefaktu. Ale gdy się o tym zorientowałem, było już za późno. Zamknął mnie w komorze i dzień w dzień torturował, by samemu móc dalej władać krainą.

- Czekaj, czekaj - przerwałam, jakoś nie mogąc przemóc się, by wziąć jego opowieść na serio.- Dlaczego niby miałby użyć ciebie? Mało w Hadesie cierpiących dusz? Tym się w zasadzie zajmujemy - nie ukrywałam zażenowania w głosie.

Bo jego wyjaśnienia były naprawdę... bajkowe.

- By władać krainą, trzeba coś poświęcić. Podziemie, by przyjąć przelaną przez ciebie krew, żąda, by mogło przelać twoją. Więc w grę wchodzą tylko członkowie jego rodu. Sam Hades...- Chris skinął minimalnie głową -...albo jego potomkowie. I to jedyny powód, dla którego jeszcze żyjemy. Potrzebuje naszej ofiary.

Spojrzeliśmy po sobie z Lokim. W jego oczach widziałam ten sam pesymizm, który sama czułam. Poświęcenie krwi? Ładowanie naszego królewskiego berła? Do tej pory wiedliśmy z Lokim spokojne życie w Erebos. Wychowaliśmy tam dzieci.

I nagle nasze piekło miałoby odwrócić się przeciwko nam?

- No dobrze - westchnął Loki.- Załóżmy, że ci wierzymy. Znamy Podziemie od podszewki. Każdy centymetr tej krainy. Ale nie przypominam sobie nigdzie komory, w której mógłby być przechowywany męczennik Hadesa. Możesz mi więc powiedzieć, pamiętasz może, gdzie byłeś przetrzymywany?

Chris uśmiechnął się kącikiem ust, ale był to tak pyszny uśmiech... Jakby przejrzał nas na wylot. Jakby na każde nasze pytanie miał trzy gotowe odpowiedzi.

- Nie każdy centymetr - prychnął.- Ile razy byliście w prywatnym pałacu Hadesa?

Kątem oka dostrzegłam, jak Psotnik prostuje się trochę bardziej. Bo, do cholery, Chris znów miał rację. Nigdy w nim nie byliśmy. Hades faktycznie nigdy nikogo nie wpuszczał do swojego prywatnego pałacu. Nawet Persefony. Zawsze tłumaczył to zwykłą potrzebą prywatności. A my to szanowaliśmy.

Głupcy.

- Chcesz powiedzieć, że to tam spędziłeś ostatnie stulecia?- Loki tylko potwierdzał naszą tezę.

A Chris tylko przytaknął.

- Jak myślisz...- zwróciłam na siebie uwagę blondyna -...dlaczego w takim razie teraz to ja jestem królową? Dlaczego udało mi się znaleźć sobie męża i założyć rodzinę? Dlaczego nigdy niczego nie zauważyłam?

- Jesteście małżeństwem?- Chris zrobił niesamowicie zaskoczoną minę, ale wydawał się być zadowolony.- I macie dziecko?

- Sam widzisz - wróciłam do tematu.- Jakoś trudno jest mi porównać swoje doświadczenia z Erebos z twoimi.

- W ogóle...- blondyn znów stracił zainteresowanie moimi słowami, zamiast tego wyciągnął rękę w kierunku Psotnika -...wypadałoby poznać męża swojej siostry.

- Loki - przedstawił się bóg kłamstw, ściskając dłoń Chrisa.

- Christopher - odpowiedział blondyn, jednak zamiast puścić rękę Kłamcy, zmrużył lekko oczy.- Naprawdę jesteś Lodowym Olbrzymem?

- Aż tak to widać?

- Da się wyczuć tę specyficzną aurę - dopiero po tym zdaniu blondyn puścił rękę Lokiego i z powrotem przywarł plecami do kanapy.- Choć to zawsze Viv była lepsza w magii. Przynajmniej zdaniem Hadesa.

Wciąż przyglądałam się Chrisowi z dużą dozą dystansu. Bo nie wiedziałam, czy nie wierzyłam mu, bo miałam ku temu podstawy, czy nie chciałam mu wierzyć?

- A jak udało ci się uciec?- zapytałam.

- Dzięki tobie - uniosłam w niedowierzaniu brwi.- Wezwałaś go. Wściekł się. Niesamowicie. Pół komnaty podpalił. W tym i moją komorę. A w zasadzie, wyryte w niej runy. Od temperatury straciły swój kształt, przez co i właściwości. Więc gdy tylko zostałem sam, wykorzystałem to i uciekłem. Wróciłem portalem do ostatniego miejsca, w którym cię widziałem, na Ziemię, wierząc, że cię znajdę. Ale nie znalazłem. Więc szukałem dalej. I szukałem. I szukałem. W końcu znów wyczułem twoją obecność w Nowym Yorku. Bo wiedziałem, że skoro to tu masz mieszkanie i przyjaciół, to kiedyś tu wrócisz. I wróciłaś. Ale wraz z tobą, demony, które najwidoczniej miały pilnować, by nikt nie zakłócał twojej wizyty, czymkolwiek by nie była ona spowodowana.

- Jakie demony?- przerwałam.

- Twoje, Viv. Trzy demony. Nie pilnują cię, gdy opuszczasz krainę?

- Nie - zaprzeczyłam jedynie, choć byłam święcie przekonana, że obecność kogokolwiek, kto miał mnie pilnować, to sprawka Hadesa.- To one cię tak załatwiły?- powiedziałam zamiast to, wskazując na liczne rany na ciele Chrisa.

- Silne są, diabły przeklęte - warknął tylko.

Patrzyłam ze zrezygnowaniem na blondyna.

- Kiedy się uwolniłeś?

- Jakieś dziesięć lat temu. Na wolności każdy dzień liczy się inaczej.

Czyli wtedy, kiedy Hades, ni stąd, ni zowąd pojawił się w moim życiu, zmusił do przejęcia tronu i zamążpójścia. Niesamowite, jak wszystkie układanki nagle zaczęły się łączyć w jeden, niezaciekawy obraz.

Kątem oka znów zobaczyłam, jak Loki z uświadamiającym wyrazem twarzy wpatruje się w mój profil.

- Wiem - odmruknęłam tylko na jego nieme pytanie, dalej patrząc na Chrisa, bo i doskonale wiedziałam, co bóg miał na myśli.

Za bardzo to wszystko bliskie wydarzeń, które faktycznie miały miejsce.

Westchnęłam ciężko.

- Pewnie jesteś zmęczony - zauważyłam w końcu.- Powinieneś wziąć ciepły prysznic, potem możesz pójść spać w naszej sypialni. Zaraz zmienię ci pościel. I jadłeś coś?- pytałam nieco zmęczonym, zrezygnowanym tonem. Blondyn na moje słowa uśmiechnął się ciepło.

- Jedyne, o czym marzę, to szczera rozmowa z tobą. Ominęło mnie całe twoje życie. Chciałbym jakoś to nadrobić - wyznał rozmarzony.- Ale faktycznie, w moim stanie jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to sen - podsumował, przesuwając dłonią po karku.

- Jakbyś tylko czegoś potrzebował, to śmiało dawaj znać - zapewniłam, w końcu lekko uśmiechając się do brata.

I jeszcze nie widziałam, by ktokolwiek kiedykolwiek uśmiechnął się tak szeroko, jak on teraz, odpowiadając na mój uśmiech.

- Dziękuję.

Skinęłam jedynie głową na jego słowa i wskazałam kierunek sypialni. Nie miałam siły, by dalej kontynuować tę rozmowę. Obserwowałam więc, jak Chris powoli wstaje z kanapy, praktycznie od razu zaczynając dziwnie chwiać się na nogach. Odruchowo stanęłam tuż przy nim, podtrzymując go, by nie upadł.

- Jest dobrze - mruknął, pocierając wierzchem dłoni czoło. Potem puścił mnie, powoli kierując się w stronę sypialni, kulejąc na prawą nogę i podpierając się ściany.

Przez cały czas, aż blondyn nie zniknął za drzwiami, obserwowaliśmy z Lokim, jak Chris walczy, by w ogóle dojść gdzieś dalej. Gdy tylko drzwi pokoju zamknęły się za nim, głęboko z Lokim westchnęliśmy i spojrzeliśmy na siebie.

- Mogłam nie otwierać tych drzwi.
_________________________________________________

No.

Ktoś z Was napisał, że nudzi go brak akcji. I nie dziwię się, bo właściwa akcja zaczyna się z tym rozdziałem.

Dziękuję za uwagę.

Next 15.06

A. J. Hallen

Ps.
Media:
Obraz pochodzi z platformy Pinterest
Video: grandson - blood//water

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro