Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

- I jak było?- gdy tylko pojawiliśmy się w salonie Starka, przywitał nas siedzący na kanapie Clint. 

- Nudno. Jak zawsze - odparła Nat, ściągając szpilki. 

Rzuciła je pod ścianę i roztrzepując dłońmi włosy, przeszła do dalszej części pomieszczenia, w końcu siadając obok przyjaciela i kładąc mu nogi na kolana. Łucznik, który właśnie czyścił broń, spojrzał tylko wymownie na Rosjankę. 

- A gdzie reszta?- dodał Steve, gdy poszliśmy w ślady agentki.

- Nie wiem, nie pilnuje ich - westchnął Barton.- Wanda chyba u siebie, Vision chyba z Tonym w pracowni informatycznej. Thora już nawet nie szukałem.

- A Fury się odzywał?

- Mało masz pracy?- głos Nat brzmiał łagodnie, choć jasno dała do zrozumienia, że ledwo co zaczęty temat należy uciąć w tej chwili. 

- No nie, ale..

- No właśnie - uśmiech rudowłosej był jednoznaczny.- Viv, skoro zostajecie w wieży na noc...- dodała, od razu zmieniając temat -...to zabieram cię na babski wieczór. Bez Pep, nim pojawiła się Wanda, byłam jedyną dziewczyną w składzie i naprawdę brakuje mi kobiecego pierwiastka. 

Viv spojrzała na mnie, jakby szukała pozwolenia. Uśmiechnąłem się więc jedynie i wzruszyłem ramionami. Nie miałem zamiaru jej ograniczać. 

- A mogę iść z wami?- podłapała od razu Hel, wysuwając się przed szereg.

- Jutro wracacie do domu, a potem do szkoły. Jesteś pewna, że chcesz zmarnować ten czas siedząc ze mną i słuchając zwykłych, babskich rozmów?- wiedziałem, że Viv celowo użyła słowa "zmarnować czas", by negatywnie nastawić dziewczynkę do jej pomysłu. 

- Nie, chodź z nami - odpowiedziała Natasha, jednak w jej spojrzeniu czaiło się coś niebezpiecznego, choć twarz wciąż miała wykrzywioną w uśmiechu.- Czarna Wdowa cię wychowa - dodała, ale użyła takiego tonu, że mi zachciało się śmiać, tylko nie wiedziałem, z czego bardziej? Miny Hel czy wyraźnego podtekstu Rosjanki? 

- Dziękuję, ale w zasadzie mama ma rację - Hel szybko wycofała się z propozycji i coś czułem, że agentce też o to chodziło. 

- A dlaczego jutro wracają?- zapytał Clint, jednocześnie spuszczając zamek w pistolecie. 

- Podczas balu odwiedził nas ten dziwny facet, który śledził Lokiego i Hekate w Asgardzie..

- Surt, mój zastępca - wciąłem się w słowa Steve'a, który nie wiedzieć czemu zabrał głos w temacie, który go w ogóle nie dotyczył.- Poleciłem mu pilnowanie czasu, by bliźniaki nie spóźniły się na rozpoczęcie drugiego cyklu nauki w Akademii. Więc pilnował. I dziś powiadomił nas, że Narvi i Hel muszą wrócić jutro do krainy, by zdążyć przygotować się do zajęć. 

- W sumie szkoda - zauważył szczerze zasmucony łucznik.- A wy chociaż zostaniecie chwilę dłużej?

- Trochę tak, ale pewnie tylko dzień, dwa - odpowiedziała Viv.- Nie chce mi się wracać.

- Ale kiedyś będzie trzeba - wysłałem Viv dosadne spojrzenie.

Nie podobało mi się przesiadywanie na Midgardzie. Jasne, wakacje czasem każdemu są potrzebne, ale przedłużanie ich tylko po to, by uciec od odpowiedzialności było złym pomysłem. Tym bardziej, że nie chciałem dłużej obciążać Surta i Hekate, którzy, wierząc zeznaniom mężczyzny, musieli znosić humorki nie uznającego ich panowania Hadesa.

- E tam - Viv nie przejęła się moimi słowami. 

Jak zwykle. 

- Dobra, to my się zbieramy, a wam życzę dobrej zabawy - zarządziła Natasha, wstając z kanapy.

- A co w ogóle planujecie?- zaczepiłem Viv, gdy przechodziła obok mnie.

- Nie wiem - odparła uśmiechnięta i poszła za Rosjanką.

A potem słyszałem tylko, jak bogini pyta, czy pójdą do klubu, na co ruda odpowiedziała "wiadomo".

"Nie wiem"- powtórzyłem sarkastycznie w myślach.- Tak, jasne

- A my co będziemy robić?- Hel pociągnęła mnie za rękę, by zwrócić moją uwagę.

- Ja to bym poszedł spać. Jest późno - zauważył Steve, przeciągając się.

- Nie chcę spać - negował Narvi.

- Więc na co macie ochotę?- zapytałem.

- Te eksperymenty na dachu były super - stwierdziła Hel, na co tylko wykrzywiłem niezadowolony twarz.

- Jest późno w nocy, musicie wymyślić coś bardziej dostępnego.

Tony

- Nie płacz, wiem, że nie boli - mruknąłem, na chwilę wyjmując lizaka z ust. Choć wzrok miałem wlepiony w trójwymiarowy obraz przed sobą, kątem oka widziałem ruch leżącego na stole badawczym Visiona.

- Nie mam receptorów ani kanalików łzowych, więc to..

- Zanim skończysz odpowiadać, wygogluj sobie wyjaśnienie sarkazmu. Przyda ci się na przyszłość - przerwałem, kompletnie znudzony paplaniną robota. Powoli zaczynały nudzić mnie jego filozoficzno-logiczne wywody. Nie, żeby często nie miał racji. Ale sposób jego wypowiedzi doprowadzał mnie do szału, dlatego próbowałem zmienić mu ustawienia fabryczne lub chociaż wgrać inną matrycę językową.

Z tego powodu ściągnąłem go pod pretekstem analizy pierwiastkowej jego struktury kodowej na "badania". Niestety, faktem było, że chwilowo Vision był zbyt złożonym androidem, bym mógł zmieniać cokolwiek w jego istocie bez jednoczesnego uszkodzenia jego ciała jamistego.

A szkoda.

- Szefie, jeśli mogę..- nagle przestrzeń wypełnił głos Friday.

- Jasne, co tam trzeba słonko?- mruknąłem, chwytając tablet, by wyczulić bioskanery.

- Z rozmowy toczonej w salonie wywnioskowałam, że dzisiejsza noc będzie ostatnią nocą Narviego i Hel spędzoną w Nowym Yorku. Jutro mają wracać do domu.

- Co?- nie potrafiłem nawet ukryć zaskoczenia spowodowanego tym oznajmieniem.

Jasne, wiedziałem, że moje dzieci kiedyś wrócą do domu. Ale nie jutro.

- Niestety - tylko tyle odpowiedziała Friday.

- To niefajnie. Mogli mnie chociaż ostrzec wcześniej. Tak ze dwa lata wcześniej - rzuciłem, szybko odsuwając się od biurka i maszerując w kierunku windy.

- Tony...!- zawołał za mną Vision.

- Tatuś musi na chwilę wyjść, ale ty się nie ruszaj. Trwa badanie - nie miałem czasu, by dłużej rozmawiać z czerwonoskórym.

Miałem do pogadania z tymi na górze i tym razem nie zamierzałem dać im spokoju. W końcu, hej, byłem w zasadzie współojcem bliźniaków! A te parszywe wiewiórki pozwalają mi widywać je tylko przez trzy dni w roku? No chyba są jacyś niepoważni.

Tym bardziej, że ci, zamiast pokazać dzieciakom prawdziwy świat, zabierali je na bankiety i inne duperele. Wielcy mi rodzice.

I strach przed zapomnieniem przez te wspaniałe szkodniki i ogólną samotnością nie grał tu żadnej roli, nie.

- Co planujesz?- tym razem głos Friday zastał mnie w windzie.

- Pokażę Hel i Narviemu, co to znaczy prawdziwa zabawa. A co?

- Viveka idzie na babski wieczór z Natashą, więc raczej nie pomoże ci przekonać Lokiego, by pozwolił ci zabrać jego dzieci.

- A kto będzie pytał go o pozwolenie?

- To też jakiś pomysł, ale jeśli mogę...- spojrzałem w stronę głośnika, ciesząc się, że aktualizacja systemu zbierania i filtracji dźwięków w końcu zaczęła działać tak, jak należy -..Loki proponował Wandzie pomoc w nauce i zrozumieniu jej mocy. Może to dobry pomysł, by poprosić Wandę o drobną przysługę?

Poprosić Wandę, by zajęła Lokiego, by ten nie pilnował bliźniaków? Brzmi spoko.

- No dobra, to jedziemy do Wandy - wzruszyłem ramionami.

Dzięki temu już po chwili stałem przed drzwiami do sypialni nowej bohaterki, niesubtelnie pukając w powierzchnię przed sobą.

Nie otworzyła.

Co było oczywiste, w końcu był środek nocy. Na pewno spała.

Ale każdy wiedział, że sen jest dla słabych, dlatego po prostu wszedłem do sypialni dziewczyny i zapaliłem światło. W przeciwieństwie do mnie, już samo rozjaśnienie pomieszczenia zdołało wyrwać Wandę ze snu.

- Dzień doberek! Jak się ma moja ulubiona mutantka?- zacząłem, podchodząc do jej łóżka.

- Tony, Chryste, daj mi spokój - zaspana i zdecydowanie zirytowana Wanda zasłoniła oczy ręką.

- Jasne, ale nie teraz, dobra? Sprawę mam - kontynuowałem, siadając na krześle obok materaca.- Loki zaoferował ci pomoc w ogarnięciu mocy, nie?

- Która godzina?- dziewczyna dalej zasłaniała oczy przedramieniem, tylko lekko odchylając rękę, by móc spojrzeć na zegarek stojący obok łóżka.

- Zależy, w jakiej części globu. A teraz posłuchaj mnie uważnie. To naprawdę bardzo ważne.

- Co jest ważniejsze w nocy od spania?

- Narvi i Hel - dopiero po wypowiedzeniu tych słów, Wanda spojrzała na mnie. Dalej niezadowolona, ale chociaż skupiła się na mnie.

- Co z nimi?

- Jutro wracają do domu. A ja chciałbym spędzić z nimi choć chwilę. Więc mam plan.

- Jaki?

- Sprytny.

- Tony, cholera..

- Dobra, dobra, już tłumaczę - złożyłem dłonie w piramidkę.- Powiesz Lokiemu, że chciałabyś zacząć trenować swoją moc. Że w końcu jesteś na to gotowa i chcesz się od niego uczyć. A gdy on będzie zajęty tobą, ja będę mógł pobawić się z bliźniakami. Co ty na to?

- Brzmisz jak pedofil.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, ale dobra.

- Nie wiem, co to ma do sprawy, ale jak rozumiem, zgadzasz się?

- Nie.

- No weeeeź.

- Tony, jest praktycznie druga w nocy, wpadasz do mnie jak huragan, budzisz mnie i mówisz, że mam iść potrenować z Lokim, by go czymś zająć? Czy ty się dobrze czujesz?

- Wiem, jak to brzmi - zapewniłem, stopując jej potok nieprzychylnych dla mojego planu słów.- Ale naprawdę zależy mi na tych bliźniakach, a to jedyna szansa, by pokazać im prawdziwy Nowy York. Spędzić z nimi trochę czasu. Proszę, naprawdę proszę...- nachyliłem się w jej kierunku -.. pomóż mi. Zapłacę.

- Snu nie odkupię.

- Ale tę wycieczkę do Chin już tak - doskonale wiedziałem, czego pragnęła Wanda. I mogłem jej to zapewnić.- Za małą, naprawdę malutką przysługę.

Szatynka przez chwilę patrzyła na mnie spode łba, co przy rozczochranych włosach i opuchniętych oczach naprawdę zabawnie wyglądało. W końcu jednak, Wanda westchnęła, odsuwając pościel.

- No dobra - mruknęła, jakby sama nie wierzyła, że się na to zgodziła.

~*~

- Teraz?- Loki zdawał się równie zaskoczony pytaniem Wandy, co ona moim.

- Wiem, że jest późno, ale nie wiedziałam, że niedługo wyjeżdżacie, więc po prostu nie chcę marnować czasu. I tak w przeciągu jednej nocy wiele się nie dowiem..- westchnęła, wkładając dłonie głęboko w kieszenie bluzy -..ale lepsze to, niż nic.

Loki jeszcze przez chwilę wpatrywał się w szatynkę, jakby liczył, że ta powie coś jeszcze, ale rozumiejąc, że to wszystko, odłożył trzymanego Makarowa na blat za sobą. Zakładając ręce na piersi, oparł się o kant stołu i spojrzał na nas tym samym wzrokiem, który widywałem u Viv, gdy kłamałem.

Przedziwne uczucie.

- Niestety, akurat teraz jestem zajęty. Gdy bliźniaki pójdą spać lub wróci Viv, wtedy może znajdę chwilę - odparł niezobowiązująco, po czym spojrzał na stojące dwa stanowiska celownicze dalej dzieciaki.- Narvi, zabroniłem ci celować w siostrę - dodał spokojnym tonem, następnie wracając do nas spojrzeniem.- Poza tym widzę, że jesteś zmęczona. Wyśpij się, musisz być skupiona na pracy, a nie chęci wrócenia do łóżka.

- Chyba masz rację..- Wanda od razu dała za wygraną, więc musiałem ją pokrzepić do walki dosadnym chrząknięciem.- Ale już i tak nie zasnę. Zbudził mnie koszmar. O Pietro.

- O Pietro - powtórzył.

- Niestety.

- Mhm - nie wyglądał na przekonanego.

Ale czy Loki kiedykolwiek wyglądał na przekonanego czyimś pomysłem? Raczej nie.

- A ty tu stoisz, bo..?- znacząco zawiesił głos, patrząc mi prosto w oczy.

- Bo to mój dom. I pilnuje, czy mi nie kradniesz broni. Nie jest tania - wymyśliłem na poczekaniu.

- Mhm - znów tylko mruknął nieprzekonany.

Mierzył mnie mocnym spojrzeniem, przez które już miałem zapytać go, czy się we mnie zakochał lub czy nie ma udaru, ale Loki nagle uśmiechnął się. Nie był to w pełni zdrowy uśmiech, ale zawsze coś.

- No dobrze - zgodził się, co w zasadzie zaskoczyło nawet mnie.- Koniec zabawy na dziś, dzieciaki - dodał, zwracając się do bliźniaków.- Czas do łóżek.

- Ale nam się nie chce spać - negowała Hel.

- Nie musicie iść spać, ale macie zakaz rozrabiania, jasne? Możecie poczytać, obejrzeć jakiś film, byle na spokojnie, zrozumiano?

- A możemy popatrzeć na wasz trening?- podsunął Narvi.

Czy z tymi ludźmi wszystko musi iść pod górkę?

Wyciągnąłem telefon i szybko wysłałem Hel SMSa. Przyglądałem się, jak dziewczynka wyciąga zbyt duży jak na jej ręce telefon, czyta wiadomość, po czym szturcha brata w bok, przekrzywiając ekran w jego kierunku.

- Albo w zasadzie Hel właśnie znalazła ciekawy serial, więc może faktycznie wrócimy już do pokoju - podjął ponownie Narvi.

- Czyli ustalone. Zmykajcie do siebie..- Loki wskazał bliźniakom drzwi wyjściowe strzelnicy, po czym spojrzał na Wandę.-...a my idziemy na salę. Chyba, że potrzebujesz się przebrać?- zapytał, samemu ruszając w kierunku wyjścia.

- A powinnam? Będziemy biegać albo coś?- upewniła się szatynka.

- Nie, niezbyt. Ma być ci po prostu komfortowo.

- Nie ma nic bardziej komfortowego niż dresy.

- Jak wolisz - wzruszył ramionami, przepuszczając dziewczynę w drzwiach, następnie patrząc na mnie.- Dalej będziesz mnie pilnował, bym nie zadrapał ci ściany lub nie zużył za dużo prądu?

- Nie, znudziło mi się oglądanie twego królewskiego lica. Wracam do siebie.

- Mhm.

~*~

Loki

Wanda nieco smętnym krokiem weszła do mocno oświetlonej sali treningowej, stając na jej środku i okręcając się w moim kierunku. W jakby zdenerwowanym geście podwinęła rękawy za dużej bluzy i założyła luźno opadając włosy za uszy.

- Friday, da się nieco przyciemnić te światła? Zależy mi na bardziej przytulnej atmosferze - rzuciłem w powietrze, stając niedaleko dziewczyny.

- Już się robi - zapewnił komputer i faktycznie, po chwili wnętrze sali zrobiło się bardziej klimatyczne.

- I daj mi znać, gdy przez pomysły Starka moim dzieciom będzie coś zagrażało. Obojętne, czy na terenie wieży, czy poza nią - dodałem, bacznie przyglądając się reakcji Wandy, która nagle podniosła na mnie nieco zaskoczony wzrok.

Jakby dziwiło ją, że doskonale wiedziałem o wybitnie idiotycznym pomyśle Anthonego.

- Jak sobie życzysz - odpowiedziała Friday.

- Co ci za to zaoferował?- zapytałem, lekko przechylając głowę.

- On... Co?

- Co ci zaoferował za pomoc w oderwaniu mnie od moich dzieci, proste pytanie. Ciekawi mnie, jak bardzo mu na tym zależało i czy łatwo cię zmotywować do wstania w środku nocy? Bo nawet wyglądasz, jakbyś wstała trzy minuty temu.

- Dzięki - Wanda uśmiechnęła się nieśmiało, po czym usiadła po turecku na ziemi, jakby była naprawdę zmęczona.

Poszedłem w jej ślady, w końcu, stojąc nad nią raczej nie zbuduję poczucia bezpieczeństwa.

- Obiecał mi wycieczkę do Chin. Jako dziecko marzyłam o odwiedzeniu dwóch miejsc, Stanów Zjednoczonych i Chin. Stany właśnie zwiedzam, więc...- zawiesiła głos, w końcu wzruszając ramionami.- Aż tak było widać? Że to jakiś podstęp?

- W skali od 'ślepy by się zorientował 'do 'możesz startować na Boga kłamstw'...- uśmiechnąłem się -...ślepy by się zorientował. Zdajesz sobie sprawę z tego, że dodatkowo czasem zdarza mi się czytać w myślach?

- Cóż...- spuściła wzrok -...teraz już wiem.

- Nie będę cię dłużej trzymać. Faktycznie powinnaś się wyspać - mruknąłem w końcu, wskazując głową drzwi niedaleko nas. Wnioskowałem, że dziewczyna przyszła tu tylko dla wymarzonej wycieczki, nie, by się czegoś nauczyć. Więc nie miałem zamiaru marnować czasu, ani jej, ani tym bardziej swojego.

Jednak ku mojemu zaskoczeniu, Wanda tylko spojrzała pod nogi, nieco poważniejąc.

- Myślisz, że faktycznie mogę się czegoś nauczyć?- zapytała, wyciągając rękę przed siebie i przesuwając wiązkę energii między palcami.- O tym? 

- Jeśli chcesz, oczywiście.

- A jak będą wyglądały te twoje.. ćwiczenia? Nie mam zbyt dobrych doświadczeń po Hydrze - zaśmiała się nerwowo.

- To zależy, czy zależy ci na szybkich efektach czy faktycznym zrozumieniu, z czym masz do czynienia?

- A czym to się różni?

- Kiedy czujesz się najsilniejsza? Kiedy masz wrażenie, że moc wypełnia całe twoje ciało? Albo kiedy używanie magii przychodzi ci z największą łatwością?- zapytałem.

Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się we mnie, następnie przenosząc wzrok gdzieś w przestrzeń. Nie wydawało mi się, by rozumiała, o co zapytałem.

- Różnie - odmruknęła w końcu, jakby niezadowolona ze swojej odpowiedzi.

- W takim razie inaczej. Jak bardzo emocje wpływają na twoją moc?

- Dość mocno, to fakt - zaśmiała się pod nosem.

- I właśnie taka jest różnica. Jeśli chcesz mieć spektakularny efekt w krótkim czasie, po prostu musisz przywołać jak najwięcej emocji. Ale jeśli chcesz faktycznie panować nad mocą, bo chwilowo oczywiście moc panuje nad tobą, musisz te emocje odsunąć. Wtedy stabilność twoich zdolności będzie zależała od twoich chęci, nie aktualnego stanu emocjonalnego. 

- I to wszystko?- upewniła się.- Brzmi dość prosto.

- Brzmiało by prosto, gdybyś umiała nad sobą panować. A jak obydwoje dobrze wiemy, nie umiesz - zaśmiałem się lekko.

- Dzięki - Wanda, choć jej twarz zdobił powściągliwy uśmiech, spuściła głowę. 

- A nie jest tak? 

- Czasem..- przyznała nieśmiało.- Ale już jest naprawdę lepiej, jak tak patrzę na siebie. Widziałam już tyle zła, że chyba już nic mnie nie zdziwi. Poza tym, straciłam już wszystko, na czym mi zależało. Co gorszego może się stać? Nawet gdyby znów spotkało mnie to samo...- mówiła śmielej, by w końcu westchnąć i wzruszyć ramionami -...to będzie to po prostu kolejny dzień jak co dzień.

- Mhm - mruknąłem, bacznie przyglądając się dziewczynie. 

Z każdą chwilą naszej rozmowy odnosiłem wrażenie, że coraz bardziej rozumiałem, co w niej siedziało. I jak bardzo okłamywała samą siebie. Więc pozostało tylko jedno pytanie. Jak bardzo ją uświadomić? 

- No dobrze, dobrze, że tak uważasz - skłamałem, wieńcząc wypowiedź ciepłym uśmiechem.- Dasz mi chwilę?- dodałem, wskazując drzwi za sobą.- Albo mi się wydaje, albo Anthony właśnie wsadza moje dzieciaki do zdecydowanie zbyt szybkiego jak na jego stan auta. 

Nie czekając na pozwolenie Wandy, sprawnie wstałem i pokierowałem się do wyjścia, następnie obierając drogę prowadzącą do garażu miliardera. Bez problemu wszedłem do środka, a słysząc ryk odpalanego silnika, kazałem Friday powiadomić Anthonego, że czekam na niego przy drzwiach. 

Oczywiście śmiertelnik miał mój nakaz w poważaniu i po prostu ruszył w kierunku rampy wjazdowej. Nie zdziwiło mnie to ani trochę. Stark nigdy nie słynął z odpowiedzialności, a tym bardziej z umiejętności posługiwania się rozumem. 

Wywróciłem więc jedynie oczyma i teleportowałem się na wjazd do garażu, stając centralnie na środku drogi. Moje włosy od razu rozwiał powiew jesiennego wiatru, nie zrobiło to na mnie jednak większego wrażenia. Zamiast tego skupiłem wzrok na samochodzie wyjeżdzającym z dolnego piętra. Światła oślepiały mnie na tyle, że nie widziałem kierowcy, mimo to, gdy auto zatrzymało się, ruchem dłoni nakazałem Anthonemu wyjście z samochodu. 

Oczywiście nie zrobił tego. Ruszył powoli, wymijając mnie. Na jego szczęście, w końcu jednak zatrzymał się tuż obok mnie, opuszczając szybę. Jasne okulary zasłaniały jego oczy, żuł gumę i klasycznie był zadowolony z siebie, jakby przyłapanie na łamaniu zasad sprawiało mu przyjemność. 

- Ooo, Loki, dawno cię nie widziałem. Już się stęskniłeś? Nie martw się, tatuś niedługo wróci - zaczął, wystawiając łokieć poza karoserię. 

- Wybierasz się gdzieś?- zapytałem tylko. 

- Tak, do sklepu, po tampony, bo chyba właśnie zaczął ci się okres, słonko. 

Wywróciłem oczyma z zażenowania. Czy naprawdę poziom jego wypowiedzi zawsze musi sięgać dna? 

- Narvi, Hel?- rzuciłem jedynie, bo choć za ciemnymi szybami nie widziałem bliźniaków, wiedziałem, że siedzą z tyłu. 

- Co ty, duchy wywołujesz?- Anthony nie dawał za wygraną, więc nie tracąc więcej czasu, sięgnąłem po klamkę, otwierając tylne drzwi. W międzyczasie Stark próbował mnie przed tym powstrzymać, nawet samemu opuszczając pojazd. 

Brunet pchnął tylne drzwi, jakby to miało powstrzymać mnie przed zobaczeniem chowających się pod fotelami dzieci. 

- Jeny, jak ty potrafisz wszystko zepsuć..- westchnął Iron Man.- Po prostu jedziemy po pizzę, weź wyluzuj. Toż nic im nie robię - pomimo mojego mocnego spojrzenia, brunet kontynuował swój monolog, dawno mijając moment, w którym powinien się zamknąć. 

- Wsiadaj do środka - rzuciłem tylko.

- Nie, właśnie nie będę...- jakby naturalnie zaprzeczył, dopiero po chwili rozumiejąc, co powiedziałem.- Czekaj, co ty powiedziałeś?

Albo i nie rozumiejąc.

- Wsiadaj do środka - powtórzyłem.- A wy usiądźcie normalnie i przypnijcie się pasami - dodałem, patrząc na dzieciaki. Te, dotychczas zdecydowanie zasmucone, spojrzały na siebie z iskrami w oczach i w nienaturalnej dla nich ciszy usiadły na tylnej kanapie, szybko zapinając się w pasy bezpieczeństwa. 

- Czy ty właśnie pozwalasz nam jechać?- dodał Anthony, wciąż stojąc obok mnie. 

- Jeśli odezwiesz się jeszcze słowem to się rozmyślę - ostrzegłem, czując się przedziwnie, widząc tak wielką radość w oczach mężczyzny spowodowaną właśnie moimi słowami.

Nie chcąc dłużej nad tym myśleć, zwróciłem się z powrotem do bliźniaków. 

- Dajcie mi swoje telefony - poleciłem. 

Dzieci bez wahania przekazały mi swoje smartfony, dzięki czemu mogłem skontrolować stan ich baterii. Ta w telefonie Hel, oczywiście, była zdecydowanie zbyt bliska zera. 

- Nie powinnaś wychodzić z domu z rozładowanym telefonem - przypomniałem, oddając córce urządzenie.- Więc to od ciebie oczekuję, że powiadomisz mnie, gdy coś się stanie - dodałem, patrząc na Narviego.- I gdyby coś się faktycznie stało, macie pod żadnym pozorem nie słuchać wujka, zrozumiano? Anthony zdecydowanie nie jest odpowiednim opiekunem i na pewno nie pomoże wam, gdy będziecie tego potrzebować.

- Ej!- obruszył się kierowca.

- Używajcie głowy. I uważajcie na siebie, zrozumiano?- zignorowałem Anthonego.

- Jasne tato - zapewniły bliźniaki, uśmiechając się do mnie w ten czysto dziecięcy sposób. 

- I więcej nie wmawiajcie mi, że idziecie oglądać jakiś serial, bo i tak dowiem się, że to kłamstwo - dodałem z lekkim uśmiechem.

- Jasne - ponownie potwierdziły rozbawione dzieciaki. Ostatni raz wysłałem im delikatny uśmiech, starając się ukryć, że ani trochę nie podoba mi się ich wycieczka, po czym zamknąłem drzwi. 

- A co do ciebie..- nachyliłem się nad opuszczoną szybą Anthonego -..wiesz, co będzie, jeśli coś im się stanie.

- Moim dzieciom? Absolutnie - nie oczekiwałem od bruneta innej odpowiedzi. Dlatego też po raz ostatni pogroziłem mu palcem, w końcu odsuwając się od samochodu. 

______________________________

Next 7.06 ;)

A. J. Hallen


Ps.

Media:

Obraz pochodzi z paltfory Pinterest

Video: POV: You're dancing with your enemy but you're slowly falling in love/ a playlist

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro