Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Viv

Nie dałam rady zasnąć tej nocy. Podobnie jak bliźniaki, choć im akurat się nie dziwiłam. Po takiej ilości cukru, jaką przyjęli, nikt by nie spał. I choć normalnie zabroniłabym im jeść tyle słodyczy, uznałam, że należy im się trochę laby.

Dlatego też czas upłynął nam na przeróżnych grach, oglądaniu filmów, bajek i różnorodnemu poznawaniu ziemskiej kultury. Nawet nie zauważyłam, kiedy za oknem zaczęło świtać.

- Mamo, a co to Top Model?- zapytał Narvi, siedząc w zrobionej z poduszek i koców bazie.

- To taki teleturniej, do którego zgłaszają się młodzi ludzie, którzy w pewien sposób wpasowują się w kanony midgardzkiego piękna - wyjaśniłam, popijając czwartą tej nocy herbatę.

- To jakie mają tu kanony piękna?- dodała Hel, kładąc się na brzuchu i przytulając poduszkę. 

- A jak myślisz?- Loki odbił pytanie, lekko uśmiechając się do dziecka.

- Pewnie jakieś długie włosy, jasna karnacja, może upodobanie do ubierania butów na obcasie - myślała na głos dziewczynka.

- W zasadzie, nawet trafiłaś - przyznałam.- Choć, by zostać modelem, trzeba spełnić kilka dodatkowych warunków, takich jak odpowiedni wzrost, szczupła lub umięśniona sylwetka, to akurat zależne jest od płci. W cenie są też charakterystyczne rysy twarzy, na przykład duże oczy, wystające kości policzkowe, pełne usta, proporcjonalna twarz, fotogeniczność, równe, białe zęby, proporcjonalne wymiary ciała i inne takie - dodałam.

- Mają dziwny kanon piękna. Biorą pod uwagę bardzo dużo rzeczy - Narvi nieco zmarszczył nos w geście niezrozumienia. 

- Ale tata się w nie wpasowuje - zmarszczyłam brwi, słysząc komentarz Hel i po samej jej minie wiedziałam, że dziewczynka powiedziała to tylko w geście jakiegoś przytyku.

- Słucham?- Psotnik zaśmiał się lekko.

- W internecie wiele osób twierdzi, że jesteś bardzo przystojny - wyjaśniła, na co mężczyzna z rozbawieniem wywrócił oczyma.

- Przecież mieliście zakaz wyszukiwania naszych danych w internecie - przypomniał, nie tracąc dobrego humoru.

- To nie my..

- Hel - Narvi cicho przerwał siostrze, wyraźnie starając się odwieźć ją od pomysłu wsypania ich informatora.

- Śmiało, chciałbym wiedzieć, kto wprowadza moje dzieci w mroczny odłam sieci - Loki nakazał dzieciom kontynuować, składając przy tym palce w piramidkę. 

- Friday czasem podrzuca nam to i owo - skłamała. 

- Czyli Tony - stwierdziłam. 

- Skąd wiedziałaś?- zaśmiała się Hel.

- A któżby inny?- potwierdził Psotnik, rzucając mi krótkie, porozumiewawcze spojrzenie.- Chyba będę musiał z nim...

Loki nie skończył myśli, bo w jego słowa bezczelnie wciął się dzwonek do drzwi. Wszyscy zamilkliśmy i praktycznie jednocześnie spojrzeliśmy w kierunku wejścia. 

- Spodziewasz się kogoś?- spytał bóg kłamstw.

- Nie, randkę z kochankiem przełożyłam na jutro - zacytowałam w żartach tekst z jakiegoś filmu i wstałam, spokojnie podchodząc do drzwi. 

- Idę!- krzyknęłam jeszcze po drodze, by - ktokolwiek tam stał - nie niecierpliwił się zbytnio. 

Szybko pokonałam ostatni metr i dla pewności zerknęłam przez wizjer. 

- To Steve - powiedziałam zaskoczona, po czym zgarniając klucze z komody obok, wsadziłam jeden do zamka i przekręcając dwukrotnie, pociągnęłam za klamkę. 

- Hej - zaczęłam, uśmiechem witając gościa.

- Cześć, przepraszam za najście o szóstej rano. Obudziłem?- zapytał grzecznie. 

- Nie, spokojnie - machnęłam ręką.- Mieliśmy dzisiaj taki trochę wieczorek zapoznawczy. Wejdziesz?- zaproponowałam, przesuwając się i otwierając szerzej drzwi. 

- Dzięki - mruknął, po przywitaniu się z resztą mojej rodziny i stojąc już w środku.- Byłem akurat w pobliżu i pomyślałem, że może chcielibyście ze mną poćwiczyć? 

Szczerze uśmiechnęłam się, słysząc propozycję blondyna. To było naprawdę miłe, że zechciał zaprosić nas na swój codzienny trening. 

- Tak, jasne!- dzieciaki praktycznie od razu wstały, wykopując się z zawiłych koców.- Możemy, możemy, możemy?- pytały w biegu.

- Raczej podziękuję, ale pytajcie mamy - Loki spokojnie podniósł dłoń w geście rezygnacji, wygodniej układając się na kanapie. 

- Jeśli chcesz, mogę sam je zabrać, będziecie mieli trochę czasu dla siebie - zaproponował Steve.

I choć naprawdę chciałam faktycznie chwilę posiedzieć w domu, (jeśli trzeba) sam na sam z Lokim, ale wiedziałam, że ryzykownym byłoby zostawienie blondyna samego razem z moimi potworkami. 

- Obydwoje chcecie iść?- upewniłam się, spoglądając na już stojące przede mną dzieciaki.

- Tak!- znów spotkałam się z jednoczesną odpowiedzią bliźniaków. 

- No dobrze. Lećcie się przebrać, a gdy będziecie gotowi, wyjdziemy z wujkiem Steve'm trochę pobiegać - zarządziłam. 

- A w co mamy się ubrać?- Narvi, w przeciwieństwie do siostry, nie pobiegł od razu do garderoby.

- A w co ubrany jest wujek?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wskazując na stojącego w dresach i termoaktywnej koszulce Kapitana. 

Chłopak tylko rzucił na niego okiem, przytaknął i pobiegł za siostrą. 

- Ale wiesz, że będziemy cię spowalniać?- rzuciłam, ponownie zwracając się do blondyna i werbalnie prowadząc go w głąb salonu. 

- Żaden kłopot. I tak już jestem po zasadniczej części treningu - machnął dłonią.- Poza tym jeśli mam ufać twoim opowieściom to ganianie za nimi też może okazać się niezłymi ćwiczeniami.

Zaśmiałam się, słysząc nawiązanie Steve'a. Nie mniej jednak mógł mieć trochę racji. Pomimo królewskiego wychowania, bliźniaki potrafiły naprawdę szybko znikać z mojego pola widzenia i już nie raz udało mi się na to ponarzekać w obecności niejednego bohatera. 

- No tak. Dobra, to ja też idę się przebrać i Loki..- zwróciłam się do czarnowłosego boga siedzącego przede mną, a zyskując jego uwagę, kontynuowałam -..jeśli nie masz nic przeciwko, będę miała dla ciebie bojowe zadanie.

- Jasne, o co chodzi?

Nie odpowiedziałam, tylko schyliłam się do stolika kawowego stojącego przed kanapą i tuż za jego nóżką przełożyłam jedną dźwignię. Dzięki temu bez przeszkód wysunęłam ukrytą pod blatem szufladę kryjącą mały zapas broni. 

- Tego towaru jest tu pełno. W górnym kartonie na szafie masz przenośny rentgen. Mógłbyś powyjmować broń z dostępnych dla dzieciaków miejsc i odesłać ją w ten swój eter?- wyjaśniłam, uśmiechając się pod wpływem zdziwionych min nie tylko Steve'a, ale i nawet Psotnika. 

- Nie takiego zadania się spodziewałem, ale jasne, zajmę się tym - zapewnił bóg, wzruszając przy tym ramionami. 


Loki

Gdy tylko Viv zamknęła za sobą drzwi, nie tracąc czasu wstałem i pomaszerowałem do sypialni. Wiedziałem, że miałem maksymalnie godzinę na zabezpieczenie zapasu broni, jaką dziewczyna chowała w domu, więc wyjątkowo odpuściłem sobie zabawę w zgadywanki i po prostu sięgnąłem po sprzęt. 

Jak się okazało, dobrze zrobiłem. 

Viveka kryła w domu niemały arsenał schowany w naprawdę najróżniejszych miejscach i wielu z nich nawet był nie sprawdzał, bo kto sprawdza z pozoru płaskie lustro w łazience pod kątem obecności jakiejś skrytki? Przynajmniej ja do dzisiaj nie należałem do tych osób. Choć naprawdę ciekawym doznaniem było uświadomienie sobie, że przez ten cały czas miałem nie raz dosłownie pod dłonią karabin maszynowy. 

Gdy po uprzątnięciu mieszkania chowałem dość ciężki ekran prześwietlający z powrotem do wskazanego przez Viv kartonu, dostałem od niej wiadomość, że wrócą za około dwadzieścia minut. Dlatego też nie spiesząc się, otrzepałem dłonie z kurzu i stanąłem na środku pokoju. 

Panująca wokół cisza wydawała się być dziwnie obca, ale i dziwnie przyciągająca. Patrząc po pustym pomieszczeniu, dopiero teraz zrozumiałem, że po raz pierwszy byłem w mieszkaniu sam.

Pierwszy raz byłem sam w mieszkaniu kobiety, z którą mam dzieci. 

I choć nie lubowałem się w przeglądaniu cudzych rzeczy, stojące niedaleko mnie biurko wydawało się emanować zaproszeniem, szansą na odkrycie nieznanego. Dlatego też powoli podszedłem do mebla i ostrożnie otworzyłem pierwszą szufladę. 

Nie znalazłem w niej nic nadzwyczajnego, tylko trochę kabli, jakieś przybory papiernicze, dwie złożone kartki z zanotowanymi nazwami i adresem. Nie dziwiło mnie to ani trochę. Wiedziałem, że jakby dziewczyna chciała coś przed kimś ukryć, na pewno nie trzymałaby tego w tak oczywistym miejscu jak biurko. 

Dlatego też nie czułem się jakoś specjalnie źle ze świadomością, że grzebię w jej rzeczach. Nie spodziewałem się znaleźć niczego, czego bym już nie wiedział. 

Jedynym przedmiotem, który choć trochę mnie zainteresował było złożone czarno-białe zdjęcie dwójki dzieci schowane w jednym z kartonów stojących na tej samej szafie, co rentgen. Uśmiechnięty chłopiec z chustą pod szyją obejmował równie roześmianą dziewczynkę stojącą w luźnej sukience. Nie wiedziałem, czy była to fotografia przedstawiająca Viv i jej brata, dzieci któregoś z jej poprzednich celów, kolegów czy po prostu znalezione i zatrzymane na pamiątkę? Nie czułem jednak specjalnej potrzeby, by to wiedzieć. Podobnie było z dwoma dziennikami znalezionymi w tym samym kartonie. Od dawna wiedziałem, że Viv pisała pamiętniki, ale nigdy nie potrzebowałem wiedzieć, co jest w ich treści. 

Gdy usłyszałem dźwięk wkładanego do zamka klucza, przeglądałem akurat jedną z szuflad w salonie. Zamknąłem ją dopiero, gdy dziewczyna weszła do środka. 

- I jak było?- zapytałem, wstając z klęczek. 

- Męcząco - sapnęła Hel, kładąc się na podłogę. 

- Próbowałem wyprzedzić wujka z milion razy, ale nie udało mi się ani razu - przeżywał Narvi, ociężałym krokiem idąc w kierunku kuchni. Gdy do niej dotarł, od razu nalał sobie szklankę wody. 

- Czy Tony powiedział ci wczoraj coś jeszcze, o czym zapomniałeś mi powiedzieć?

To właśnie wypowiedź Viv zdziwiła mnie najbardziej. Wciąż stała w przedpokoju i zdejmowała sportowe buty, ale wzrok miała utkwiony we mnie. 

- Nie, nie wydaje mi się - odparłem, marszcząc lekko brwi.- A co? 

- Dzisiaj wielki bal!- Hel od razu ożywiła się, mogąc powiedzieć to zdanie. 

- Bal?- mruknąłem zaskoczony. 

- Tak, na cześć Avengers i wszystkich poległych w Sokovii - uzupełniła bogini, przechodząc do salonu i opierając się o kanapę.- Oczywiście jesteśmy zaproszeni jako goście honorowi. Tony już wpisał nas na listę. I liczyłam, że chociaż ciebie o tym powiadomił.

- Jesteś pewna, że nas nie wkręca?

- O imprezie powiedział mi dopiero Steve, więc jestem praktycznie pewna, że to prawda. Ale zawsze możesz sprawdzić w internecie. 

- Jakoś nie czuję potrzeby.

- Pójdziemy, prawda? Prooooszę - błagała Hel, patrząc to na mnie, to na matkę.- Bardzo chciałabym zobaczyć bale śmiertelników. Wujek Tony opowiadał, że są epickie - entuzjazm wręcz wylewał się z jej małego ciała. 

- A dlaczego mielibyśmy iść? Nie mamy nic wspólnego z tą walką - zauważyłem.

- Mów za siebie - wtrąciła z przekąsem Viv.

- A masz lepsze plany na wieczór?- tym razem to Narvi nie dał mi spokoju. 

- Coś by się znalazło.

- Na przykład?

- Wypad na lody?- improwizowałem, ale doskonale wiedziałem, czym najłatwiej przekupić dzieci. 

- Tego już próbowaliśmy. A balu nie. Więc chyba przegłosowane.

Uniosłem z zaskoczenia brwi. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale skoro Narvi był tak pewny swoich słów, mogło to oznaczać tylko jedno.

- Aha. Czyli już powiedziałaś, że będziemy?- bardziej stwierdziłem, niż spytałem, patrząc na Viv. 

Oczywiście przytaknęła.

- Czyli jedziemy na zakupy - dodała.

- Znowu? Po co?- Hel ze zdziwieniem popatrzyła na mamę.

- Po suknie wieczorowe. I garnitury.

Pisk, jaki wydała z siebie Hel prawie przyprawił mnie o ból głowy. Nie skomentowałem go jednak, doskonale wiedząc, jak bardzo Hel lubiła przebierać się w piękne suknie. I najwidoczniej z tym powiązała wypad na zakupy. 

- Czyli ustalone. Ale najpierw wszystkim przyda się prysznic i porządne śniadanie - zarządziła Viv.

- Ale mamy tylko jedną łazienkę - zauważyła Hel.

- Więc trzeba ustalić kolejkę - odparła bogini, po czym zrobiła wielkie oczy i dziwne gesty rękoma, jakby chciała zatrzymać czas.- Ja pierwsza!- krzyknęła, po czym pobiegła do łazienki. 

- Ej, to nie fair!- bliźniaki od razu pobiegły za nią. 

Uznałem, że nie będę gorszy. I jeśli Viv chce grać nie fair, proszę bardzo.

Teleportowałem się do łazienki w tej samej chwili, w której dziewczyna sięgała za klamkę od otwartych na zewnątrz drzwi.

- Zajęte - uśmiechnąłem się, opierając się o framugę.

- Ej! Widzieliście to?- Viv, która ledwo co wyhamowała, zwróciła się do wciąż pozostających w tyle dzieci. 

- To dopiero było nie fair!- zaśmiał się Narvi.

- Zgadza się. Co nie zmienia faktu, że to ja jako pierwszy zająłem łazienkę. Więc pozwolicie..- sięgnąłem w kierunku klamki, zdejmując z niej dłoń Viv i zaczynając zamykać drzwi -..postaram się pospieszyć.

- No ja myślę - zaśmiała się. 

~*~

Nigdy nie byłem szczególnym fanem przymiarek, a tym bardziej zakupów. Ale z Narvim, Hel i Viv okazało się to zabawniejsze, niż przypuszczałem. 

Znając koncepcję "Top Model" bliźniaki uznały, że konieczny będzie mini pokaz mody organizowany przy każdej możliwej okazji. Tak więc, co pewien czas miałem okazję, albo być sędzią dla bliźniaków, którym stroi wieczorowych szukaliśmy w sklepach dziecięcych, albo modelem, gdy w towarzystwie Viv przymierzałem coraz to bardziej wymyślne garnitury, koszule i płaszcze. 

Zajęło nam prawie pół dnia znalezienie odpowiednich kreacji i problem nie leżał w niezdecydowaniu dzieci czy po prostu brzydkich ubraniach, ale fakcie, że naprawdę dobrze się bawiliśmy. Więc w pewnej chwili zaczęliśmy przemierzać coraz to kolejne galerie jedynie dla zasady.

W końcu jednak trzeba było się zdecydować. Więc systematycznie wracaliśmy do odpowiednich sklepów po konkretne produkty, a przed nami został już tylko sklep obuwniczy. Viv szybko wybrała odpowiedni karton i poszła ze mną do kasy.

- Jesteś pewna, że zostawienie dzieci samych na parkingu było dobrym rozwiązaniem?- mruknąłem, stojąc w małej kolejce. 

- Nie do końca, ale zobaczymy. Muszą powoli przyzwyczajać się do samodzielności i odpowiedzialności, jaka wiąże się z ich postępowaniem. Poza tym, wierzę, że w trzy minuty nie zrobią sobie krzywdy. W zamkniętym aucie o to trudno, ale kto wie?- mówiła, rozglądając się po sklepie. 

- Zobaczymy, gdy wrócimy - mruknąłem, po czym uśmiechnąłem się do ekspedientki, która właśnie witała nas przy kasie. 

Kobieta w średnim wieku, firmowej garsonce i niepasujących do twarzy okularach szybko obsłużyła nas, używając po drodze wszystkich możliwych zwrotów grzecznościowych i każdej sztuczki marketingowej, o jakiej słyszałem. 

- Należy się siedemdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt dziewięć dolarów - powiedziała, kończąc zdanie wypracowanym, choć dziwnie szczerym uśmiechem. 

- Ja zapłacę - Viv nie dała mi wyciągnąć portfela, kładąc dłoń na moim ramieniu. 

- Absolutnie. Poza tym, jak to by wyglądało?- mruknąłem, patrząc w rozbawione oczy bogini. 

- I tak już zapłaciłeś mi za sukienkę, torebkę, rajstopy i kawę, więc pozwól mi kupić sobie chociaż szpilki - naciskała, wyjmując swoją kartę. 

- Najdroższa..- zaśmiałem się lekko, naprawdę czując się dziwnie stojąc przy kasie ze swoją kobietą i patrząc, jak ta płaci za swój prezent. 

- Taki mężczyzna to prawdziwy skarb - wtrąciła ekspedientka, przyjmując płatność w terminalu. 

- Zdecydowanie - przyznała fioletowowłosa.- Dlatego jest mój - dodała, po czym pocałowała mój policzek. 

Pożegnała się jeszcze z pracownicą butiku i splatając swoje palce z moimi, sprężystym krokiem wyszła ze sklepu. 

- Nie sądziłem, że jesteś aż tak terytorialna - zagadnąłem po chwili, doskonale zdając sobie sprawę z tego, skąd wzięło się zachowanie dziewczyny. Spodobałem się kasjerce, jednak nie sądziłem, że Viv przejęłaby się kimś takim. 

- Cóż..- wzruszyła ramionami -..bo nie jestem. Ale czy to oznacza, że już nie mogę pokazać światu, że cię kocham?- zapytała, a jej oczy błyszczały jaśniej od gwiazd na niebie. 

- Jasne, że możesz - potwierdziłem, skradając z jej warg drobny pocałunek. 

- Poza tym..- zamilkła na chwilę, oblizując usta - ..pewnie nie zauważyłeś, że gdy tylko weszliśmy do sklepu za pierwszym razem to ta dziewczyna zawsze była gdzieś w pobliżu, a gdy wróciliśmy i od razu skierowaliśmy się do kas, zamieniła swoją koleżankę. Która też, zamiast zejść ze stanowiska, robiła nie wiadomo co na stanowisku obok. Więc po prostu wolałam upewnić się, że te małolaty wiedzą, gdzie ich miejsce. 

Nie mogłem powstrzymać gardłowego śmiechu. Oczywiście, że zauważyłem. Nie mniej jednak usłyszeć to z ust Viv było zdecydowanie lepszym doświadczeniem.

- A ty zauważyłaś, że nawet zrobiła mi zdjęcie?- dopytałem, patrząc na dziewczynę. 

Ku mojemu zaskoczeniu, ta, zamiast odpowiedzieć, wyciągnęła z kieszeni jakiś telefon. Od razu skojarzyłem fakty.

- Może i zrobiła. Ale na pewno go nie wykorzysta.

- Uuu, a więc to tak. Chciałaś zapłacić, by móc niepostrzeżenie schować jej telefon do kieszeni - droczyłem się. 

- Może - przytaknęła.- Ale..

Nagły dźwięk klaksonu i zgniatanej stali przerwał naszą rozmowę. Od razu zorientowałem się, że najprawdopodobniej gdzieś niedaleko nas zderzyły się dwa samochody. A, że niedaleko nas były także bliźniaki...

- Obydwoje wiemy, że to dzieci - podsumowałem z niezadowoleniem.

- Zdecydowanie. 

Bez zbędnych słów nieco żwawszym krokiem ruszyliśmy w labirynt ustawionych na parkingu aut, szukając tego należącego do Viv. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że na jezdni nie będzie ani śladu jakiejkolwiek stłuczki, a samochód będzie stał tak, jak stał. Zmarszczyłem więc lekko brwi, ale bez komentarza podszedłem do przednich drzwi pasażera. Kolejną nieprawidłowością był fakt, że roześmiane bliźniaki siedziały z przodu. Choć powinny z tyłu. 

- Co wy tu robicie?- zapytałem z lekkim uśmiechem, otwierając drzwi. 

- Szybko, wsiadajcie i patrzcie - zarządziła Hel, po czym wraz z bratem przeszła na tylną kanapę dzięki przerwie między przednimi siedzeniami. 

Nie do końca wiedząc, o co chodzi, wsiedliśmy do środka. Przez chwilę nic się nie działo i w zasadzie nie wiedzieliśmy nawet, na co mamy patrzeć? 

- A o co chodzi? 

- Pasy - dziewczynka najwidoczniej kazała nam patrzeć na przejście dla pieszych nieopodal nas.- I nie zamykaj okna!- dodała, gdy tylko spróbowałem je zamknąć.

- No dobrze - westchnąłem i zakładając ręce na piersi, sceptycznym wzrokiem spojrzałem na zebrę.

Nie minęła dłuższa chwila, gdy zaczął się do niej zbliżać jakich chłopak wgapiony w ekran telefonu. Nie wydało mi się to, ani dziwne, ani interesujące, ale najwidoczniej dzieci widziały w tym głębszy sens. Jak się okazało, nie bez powodu. Gdy tylko chłopak zrobił krok na jezdni, z głośników w naszym samochodzie wybrzmiało bardzo głośne nagranie wypadku. Na tyle głośne, że zwróciło uwagę chłopaka na przejściu, który - najwidoczniej - sądząc, że właśnie spowodował kolizję, w panice odskoczył od tyłu, następnie potykając się o krawężnik, przez co upadł i praktycznie od razu zaczął rozglądać się to w prawo, to w lewo w poszukiwaniu zagrożenia. 

A dzieciaki zaczęły śmiać się z jego reakcji, jakby oglądały najzabawniejszą komedię. 

- Doprawdy, żarty z polotem są waszą specjalnością - zakpiłem, choć sam wraz z Viv nie kryłem rozbawienia. 

- Skąd wy bierzecie takie pomysły?- dodała dziewczyna, odpalając silnik i zapinając pasy bezpieczeństwa, więc machinalnie zrobiliśmy to samo. 

- A tak jakoś - Narvi wzruszył ramionami.- I fajnie, że macie tu Bluetooth, bez tego nie udałoby się tak wkręcać midgardczyków.

- Bluetooth?- zapytałem, nie do końca wiedząc, o czym mówił mój syn. 

- Bezprzewodowe łącze z każdym urządzeniem, które ma tę funkcję - wyjaśniła szybko Viv.- Dobra, a teraz na poważnie. Wszystko już mamy, więc gdzie teraz? 

- Ja to bym coś zjadł.

- No, też jestem głodna - Hel zgodziła się ze słowami brata. 

- No dobrze. Ale tak poza tym, to pomyślałam..- bogini odwróciła się do dzieci -..Hel, może chciałabyś pójść ze mną na taki kobiecy wypad przedwieczorowy? Wiesz, fryzjer, kosmetyczka, makijażystka i tym podobne. 

Nie musiałem patrzeć na córkę, by wiedzieć, że zaświeciły jej się oczy.

- Tak, poproszę!- zachwyciła się. 

- Dobra. To wy, panowie, podrzucicie nas do kosmetyczki i będziecie potem wolni. Wrócimy taksówką - oznajmiła, wrzucając odpowiedni bieg. 

- Jesteśmy w zasadzie niedaleko domu, więc możesz śmiało wziąć samochód, a my z Narvim wrócimy spacerkiem. A jak będziesz wjeżdżać do garażu to napisz, zejdę pomóc ci z zakupami - zaproponowałem. 

- Jesteś pewny? To żaden kłopot.

- Właśnie. To żaden kłopot - celowo powtórzyłem słowa bogini, uśmiechając się, po czym zwróciłem się do syna siedzącego z tyłu.- Skoro one mają babski wieczór, to my zrobimy sobie męski wieczór.

- Tak!- ucieszył się chłopak. 

- Więc miłej zabawy, moje panie - mruknąłem, po czym odpiąłem pas i ucałowałem Viv, by w końcu wysiąść z samochodu. 

Narvi po chwili pojawił się obok mnie, więc razem pomachaliśmy odjeżdżającym dziewczynom i powoli ruszyliśmy w stronę głównej ulicy. 

- A co będziemy robić?- zapytał od razu chłopak. 

- Mam kilka pomysłów, ale najpierw...- zerknąłem na syna -...na co masz ochotę? Zabawa z pustym żołądkiem to chyba słaba opcja, co? 

- Zdecydowanie - potwierdził Narvi, po czym zamyślił się na chwilę.- W sumie to spróbowałbym kebaba. 

- Kebaba? - powtórzyłem rozbawiony. 

- Tak.

- No dobrze - nie mając innego wyboru, zgodziłem się na propozycję syna i wyszukałem w internecie najbliższą restaurację. Czy raczej - jak się później okazało - prostacką budkę. 

___________________________________________________

Chciałabym zobaczyć Lokiego jedzącego kebaba XDDDD Bo jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić 

Next 31.05

A. J. Hallen


Ps.

Media:

Video: Groovy songs to boost your mood :D - an upbeat playlist

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro