Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Loki

Zapukałem do drzwi przed sobą. Niestety, za nimi nie usłyszałem nawet najcichszego szmeru, zerknąłem więc porozumiewawczo na Viv i nacisnąłem klamkę.

Wnętrze pokoju nie wydawało się jakieś specjalne, choć na pewno różniło się od innych sypialni, jakie widziałem w Stark Tower. Młodzieżowe, przyozdobione dywanem, półkami zastawionymi figurkami, pospolitymi przyrządami i pamiątkami, nawet gitara oparta o ścianę i lampki wywieszone nad łóżkiem sprawiały wrażenie, jakby lokatorka była ciepłą, sympatyczną nastolatką.

Jednak zamiast roześmianej dziewczyny, natknąłem się na skuloną w łóżku Wandę, wciąż zdezorientowaną i zrozpaczoną po rozjątrzonej żałobie.

- Hej. Mogę wejść?- zacząłem łagodnie.

Brunetka jednak nie podniosła na mnie wzroku, zamiast tego, bardziej zakryła się kwiecistą kołdrą.

- Wiem, że ci trudno. Ale nie chcę, żebyś była sama. Nie zasługujesz na to.

Manipulowanie nigdy nie sprawiało mi trudności, w tym jednak wypadku musiałem i tak rozważenie dobierać słowa, bo nie byłem pewien poczytalności dziewczyny.

- Nic nie wiesz - uzyskałem najbardziej schematyczną odpowiedź.

- Na temat twojego cierpienia, fakt, nikt nie wie. Ale o cierpieniu samym w sobie wiem dość dużo.

- Tak, bo je sprawiasz, huh?- wyzywający ton tylko wzmocnił przekaz.

Uśmiechnąłem się jednak, trochę rozbawiony słowami Wandy. A widząc, że ta powoli coraz chętniej podejmuje ze mną konwersację, sięgnąłem po krzesło stojące przy biurku i ustawiłem je obok łóżka.

- Chyba najlepiej wiesz, że pozory potrafią mylić - przyznałem, opierając łokcie o kolana, by trochę zbliżyć się do brunetki, jednocześnie ukazując swoje dłonie, tak, jak uczyła mnie Viv.

- Wiem, co widziałam.

- W mojej głowie?

- Tak. Chaos. Ból i cierpienie. To samo, co widziałam u Ultrona - jasne było, że Wanda nie pałała do mnie sympatią. Ale wszystko da się zmienić.

- Fakt, czasem sam jestem zaskoczony chaotycznością swoich myśli - zaśmiałem się.- Ale nie wydaje mi się, by był to powód, dla którego mnie zaatakowałaś, zgadza się?

Chwila ciszy i nagła utrata całej pewności siebie były dobrą reakcją.

- Dlaczego widziałam tam Pietro?- Wanda w końcu zadała właściwe pytanie, choć zrobiła to tak cicho, jakby sama wolała nie słyszeć tych słów.

- Bo mi i tej fioletowej piękności stojącej przy drzwiach, Viv, przypadło dość niechlubne zadanie, jakim jest władanie Erebos, czyli miejscem, do którego trafiają dusze większości istnień z dziewięciu światów. Twój brat po prostu był na jednej z list, jakie przeglądałem. A wasza więź najpewniej automatycznie wyłapała wszelkie powiązania, jakie z nim miałem.

Wanda wodziła nieco niepewnym spojrzeniem między mną a Viv, co raz bardziej marszcząc brwi z zaskoczenia.

- Ok, po poznaniu stulatka, który wygląda na trzydziestolatka i zobaczeniu, jak jakiś nordycki półbóg lata mi nad głową myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, ale...

- Też na to liczyłem. Ale nie spiesz się, mamy czas - zapewniłem, dając brunetce jasno do zrozumienia, że ma tyle czasu na zrozumienie sytuacji, ile tylko potrzebuje.

- Czekaj. Skoro Pietro trafił...tam do was...możesz go tu sprowadzić? Bym znów go zobaczyła?- na moje szczęście, Wanda nie mówiła tego z nadzieją ani oczekiwaniami, a raczej niepewnością spowodowaną niewiedzą.

- Przykro mi, nie mam władzy nad śmiercią. Pilnuje tylko, by ten, kto trafia do mojej krainy, już w niej pozostał. Nie mogę komuś odebrać, ani tym bardziej podarować życia.

Tym razem Wanda uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był pełen politowania i spodziewanego zawodu. Jakby przeszła już tyle cierpienia, że nic nie mogło jej zranić.

- Tak czy siak, przepraszam za ten atak. Nie wiem, co we mnie wstąpiło - odbiegła od tematu, jednocześnie siadając i opierając się o zagłówek łóżka, po czym przyciągając kolana do klatki piersiowej.- Swoją drogą cieszę się, że też to umiesz, bo naprawdę nie chciałam zrobić ci krzywdy.

- Masz na myśli..- rzuciłem i pozwoliłem zielonej wiązce opleść moją dłoń.

- Mhm - Wanda skinęła głową i uśmiechnęła się lekko w moim kierunku.- Przez chwilę nawet myślałam, że też miałeś kontakt z kamieniem, ale skoro jesteś jakimś władcą pradawnej krainy to raczej mało prawdopodobne. Urodziłeś się taki, prawda?

Z łatwością zauważyłem, że Wandzie przestało podobać się ciągłe zadawanie pytań o jej myśli i uczucia, więc wolała przejąć rozmowę. Jeśli miało to pozwolić jej przez chwilę mieć pewność, że to ona prowadzi sytuację, byłem skłonny grać w tę grę.

- Prawda. Pewnie już to wiesz, Thor jest moim bratem - nienawidziłem tego zdania, ani faktu, że gdy tylko powiedziałem te słowa, w oczach brunetki pojawił się lekki błysk.

- Ach, faktycznie, Loki - powiedziała nieco żywiej.- Może to dziwnie zabrzmi, ale nie wyglądasz na niego - zaśmiała się pod nosem.

- Co masz na myśli?

- Wszędzie przedstawiono cię jako psychopatę i narcyza. Aż dziwnie mi ze świadomością, że teraz tak sobie spokojnie rozmawiamy. Ale z tym atakiem na Nowy York to już trochę przesadziłeś.

- Gdyby nie ten atak, nigdy bym jej nie poznał, więc i tak warto było - mówiąc to, wskazałem palcem na Viv, która tylko cicho prychnęła.- Poza tym, również dzięki tej bitwie miałem styczność z kamieniem umysłu.

- A jednak - Wanda sama potwierdziła swoją poprzednią myśl.

- A jednak. Według Visiona to dlatego mamy ułatwioną więź psioniczną. I to najpewniej tylko dlatego udało ci się złamać moją barierę.

- Nie wiedziałam, że jakąś masz - kpina w słowach dziewczyny nie zgadzała się z jej prawdziwie zaskoczonym tonem.

- Mam, nawet działa - zaśmiałem się.- Spróbuj teraz.

Wanda z lekką konsternacją przechyliła głowę, a gdy nic się nie stało, dziewczyna wystawiła w moim kierunku dłoń, wysyłając jakąś wiązkę energii, która szybko przeniknęła przez moją skórę. I faktycznie po chwili poczułem minimalny nacisk w okolicy skroni. Był on jednak na tyle nieznaczny, że gdybym nie wiedział, że dziewczyna właśnie próbuje użyć na mnie swoich magicznych zdolności, najpewniej uznałbym to za zwykłe przeczulenie.

- Ciekawe. Wcześniej przyszło mi to tak naturalnie. Byłeś jak otwarta księga - mruknęła brunetka z nutą uznania w głosie.

- Kwestia wyuczenia. Jesteś gdzieś tak na poziomie mojego syna, więc jeśli chcesz, mogę udzielić ci kilku wskazówek z zagadnienia ogólnopojętej telepatii. Ale uprzedzam, nie będzie łatwo. Potrzeba dużo skupienia i jeszcze więcej dyscypliny.

Tym razem to Wanda prychnęła.

- Już gdzieś to słyszałam i chyba podziękuję - zaśmiała się bez krzty rozbawienia.

- Tak? A gdzie?

- W Hydrze - uparła z przekąsem.- Tam też liczy się tylko ład. 

- A ten uzyskuje się poprzez ból. Nie ma innej drogi - po raz pierwszy do rozmowy włączyła się Viv. Nie wiedziałem, dlaczego, dopóki nie zobaczyłem pełnego zaskoczenia wzroku, który Wanda utkwiła w bogini.- Też kiedyś wierzyłam w te brednie. Aż poznałam jego - luźnym gestem wskazała na mnie dłonią. 

- Skąd to wiesz?- pomimo starań Viv, Wanda wciąż podchodziła do rozmowy z dystansem.

- Bo też wychowałam się w Hydrze - sposób, w jaki dziewczyna to powiedziała był miękki, ciepły i wyjątkowo naturalny, jakby za tym zdaniem nie kryły się lata prób, tortur i cierpienia. I najpewniej właśnie to sprawiło, że w oczach brunetki pojawiły się dziwne iskry.- Dużo mi odebrała. Też starszego brata, Chrisa. Czułam się wygnana, niechciana i wykorzystywana. Z każdym dniem spędzonym w bazie czułam, że tracę część siebie. Aż w końcu trafiłam tutaj - rozejrzała się wokół siebie, bardziej po przestrzeni, niż po samym pokoju Wandy.- Nie sądziłam, że gdzieś jeszcze mogę poczuć się, jak w domu. Nie wierzyłam, że gdzieś jeszcze są ludzie skłonni do bezinteresownej pomocy i zrozumienia, którzy zaakceptują mnie taką, jaką jestem, z całym złem i całym zniszczeniem, jakie ze sobą zabrałam - Viv spojrzała w oczy nastolatki.- Wiem, że trochę to potrwa, ale tu naprawdę jesteś bezpieczna i chciana i jeśli tylko dasz nam szansę, Avengers i my, wszyscy, będziemy twoją rodziną. Nie twierdzę, że będzie to wymarzone, bajkowe życie, jakie być może widziałaś kiedyś w telewizji. Ale w moim przypadku? Było nawet lepsze. I życzę ci, byś też mogła to kiedyś powiedzieć. 

Sam pokręciłem lekko głową, nie mogąc przestać uśmiechać się. Zaskakujące było to, jak podobne były Viv i Wanda i najpewniej dlatego bogini tak łatwo udało się dotrzeć do zbuntowanej nastolatki. A matczyny uśmiech, którym obdarzyła brunetkę po skończonym monologu tylko przypieczętował wszelkie emocje i odniesienia, jakich użyła.

- Chodź - dodała po chwili.- Tony zamówił obiad i będzie nam bardzo miło, jak zjesz z nami przy stole. 

- A co zamówił?- Wanda starała się brzmieć jak najbardziej naturalnie, choć jej głos lekko zadrżał.

- Wszystko. Przyzwyczaj się. Jest miliarderem i lubi sprawiać tym, którym kocha, przyjemność. Choć rzadko kiedy robi to w sposób choćby akceptowalny, ale to akurat da się znieść - zażartowała, po czym otworzyła drzwi. 

~*~

Viv nie żartowała, gdy mówiła "wszystko". Anthony faktycznie chyba zamówił choć jedną potrawę z każdej możliwej restauracji w Nowym Yorku, przez co cały stół w jadalni był zastawiony plastikowymi torebkami i pudełkami roztaczającymi taki mix zapachów, że odróżnienie czegokolwiek od siebie było praktycznie niemożliwe. Ale nikomu to nie przeszkadzało. Jadalnię szybko wypełniły rozmowy urozmaicone szelestem torebek i trzeszczeniem pudełek. Gdzieś w międzyczasie dołączył do nas też Clint, który - jak się okazało - pomagał w organizacji jakichś spraw pogrzebowych. Na chwilę nawet usiadł i zjadł z nami, ale niedługo potem musiał zabrać Viv na spotkanie z Furym. 

Więc gdy tylko wszyscy zjedli, a stół został uprzątnięty, dzieciaki przybiegły do mnie.

- Gdzie mama?- zapytała Hel.

- Na spotkaniu z dyrektorem tej organizacji, o której kiedyś wam opowiadała - odpowiedziałem, powoli idąc w kierunku byłej sypialni Viv. 

- Hydry?- upewnił się Narvi.

- Tej drugiej organizacji - zaznaczyłem.- S.H.I.E.L.D.

- A kiedy wróci? 

- Nie wiem.

- Dlaczego nie zabrała nas ze sobą? Chciałabym zobaczyć jej pracę.

- Hel, zapytasz jej, gdy wróci. Naprawdę nie znam każdej myśli i wszystkich motywów waszej matki.

- A co będziemy teraz robić? 

- Planowałem zaszyć się w jej sypialni.

- Miała tu sypialnię?- ożywiła się Hel. 

- Tak, właśnie do niej idziemy.

- Super!- nie znając kierunku, bliźniaki pobiegły do windy i gdy tylko wsiadły do jej wnętrza, pośpieszyły mnie gestem ręki, wciąż trzymając mi drzwi.

- Które piętro?- zapytała Hel stojąca obok konsoli.

- Czterdzieste trzecie. 

- Wysoko, pewnie ma ładny widok - skomentowała dziewczynka.

- Stąd wszędzie jest ładny widok. 

Bliźniaki jak zwykle prowadziły między sobą luźną konwersację, której chcąc nie chcąc przysłuchiwałem się i uśmiechałem pod nosem, gdy tylko któreś z rodzeństwa wpadało na genialny pomysł, który postanowili zrealizować później. 

- Czyj to pokój?- zapytał Narvi, gdy wysiadając na odpowiednim piętrze, przeszliśmy obok pierwszych drzwi.

- Friday?- rzuciłem, wiedząc, że tylko SI może odpowiedzieć na to pytanie. 

- Niczyj. To pomieszczenie techniczne.

- A ten? 

- Siłownik windy.

- A ten? 

- Thora. 

Bliźniaki zatrzymały się niemalże w tej samej chwili. Doskonale wiedziałem, co to oznacza, więc z lekkim uśmiechem majaczącym na ustach, zwróciłem się w ich kierunku.

- Jesteście pewni?- zapytałem.

- Absolutnie - zaśmiało się rodzeństwo. 

Nie pozostało mi więc nic innego, jak pokręcenie głową i wskazanie na drzwi prowadzące do sypialni Thora. Nie wiedziałem, czy blondyn nadal tu sypiał, ale będąc na Ziemi, gdzie indziej miałby pójść? 

Dzieciaki grzecznie zapukały do pokoju, a gdy nie usłyszały odpowiedzi, śmiało weszły do środka, wciągając mnie za sobą i zamykając drzwi. 

- Tylko Friday, to ma zostać między nami, jasne?- rozkazała Hel, grożąc w powietrzu palcem. 

- Jeśli nie zrobicie mu krzywdy, jasne, nie pisnę nawet słowem - potwierdził system.

- To jakiego zaklęcia powinienem użyć?- Narvi zwrócił się w moim kierunku. 

Jeszcze w windzie bliźniaki utwierdziły się w przekonaniu, że chcą powtórzyć żart widziany w internecie, mianowicie planowały zapełnić czyjś pokój balonami, plastikowymi kulkami lub oblepienie go karteczkami samoprzylepnymi. Nie wiedziałem jednak, jaki efekt chcą uzyskać?

- A co chcesz zrobić?

- Chyba jednak te piłeczki, co?- chłopak spojrzał znacząco na siostrę, a gdy ta przytaknęła, znów skupił uwagę na mnie.

- To musicie znaleźć coś, co będzie dało się przeobrazić w te piłeczki. Najlepiej dużo identycznych, drobnych elementów. 

Więc dzieciaki zaczęły przeszukiwać szafki Thora. Choć sam zabroniłem im sprawdzania szafy z ubraniami i szafek ustawionych obok łóżka. Wiedziałem, że jeśli gdzieś bliźniaki miały znaleźć naprawdę personalne rzeczy blondyna, będą to właśnie te meble. Wolałem oszczędzić im pewnych widoków.

- A to się nada?- Hel wskazała na sztuczną roślinkę ustawioną przy oknie. Jej doniczka była wypełniona małymi, białymi kamyczkami ozdobnymi. 

- Powinno - potwierdziłem z uśmiechem, a gdy tylko kamyczki znalazły się w dłoniach Narviego, zaczęliśmy zajęcia z transmutacji. 

Dzięki temu już niedługo potem pokój wypełniły plastikowe, kolorowe piłeczki. Gdy Narvi stał w nich po pas, uznałem, że żart można uznać za gotowy. Niestety, dzieci chciały wypełnić faktycznie cały-cały pokój, tym samym uniemożliwiając wejście do jego wnętrza. Z tego też powodu, cała zabawa zajęła nam dobrą godzinę, a na sam koniec Narvi musiał transmutować spoza pomieszczenia, podczas gdy ja i Hel blokowaliśmy piłki, by te nie wypadły za drzwi. 

- Gdzie jest Thor?- rzuciła Hel, gdy staraliśmy się zamknąć sypialnię blondyna, zachowując w jej wnętrzu jak najwięcej kolorowego plastiku.

- Poza miastem, odwiedza Jane. Ale zapewnił Nat, że wróci przed zmierzchem, więc gdy tylko pojawi się w wieży, powiadomię was - Friday odpowiedziała tonem, jakby sama uśmiechała się pod nosem.

- No i super. Nagrasz nam to?- dodał Narvi.

- Oczywiście. 

Słysząc potwierdzenie, zadowolone z siebie bliźniaki przybiły sobie piątkę i roześmiane poszły dalej. Ale oczywiście zatrzymały się przy kolejnych drzwiach. 

- A tutaj kto mieszka?- zapytała Hel.

- Vision.

- Możemy mu też zrobić pranka?- Narvi popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. 

- A jaka jest pierwsza zasada udanego żartu?- rzuciłem, idąc dalej. 

- Jaka?- Hel nawet nie wysiliła się na odpowiedź.

- To, że ofiara niczego się nie spodziewa. Jeśli Vision zobaczy, jak z pokoju obok wysypuje się kilkaset plastikowych piłek, będzie spodziewał się, że w jego pokoju też coś będzie. Więc osobiście odradzam robienia tego samego żartu kilkukrotnie - pouczyłem i uśmiechnąłem się do siebie, gdy bliźniaki popatrzyły na siebie z lekkim uznaniem i zgodą, rozumiejąc, że mam rację.- Mamy pokój lepiej też zostawcie w spokoju. W jej przypadku taki żart raczej się nie uda - dodałem, otwierając przed dziećmi drzwi prowadzące do pokoju Viv. 

- To tu mieszkała mama?- upewniła się Hel, gdy tylko przekroczyła próg naturalnie oświetlonej sypialni. 

- Zgadza się - przyznałem, samemu powoli wchodząc w głąb pomieszczenia. 

Musiałem to przyznać, niewiele się zmieniło. Komoda z książkami nadal stała na swoim miejscu, łóżko było ładnie zaścielone i przykryte fioletową kapą. Lustra z szafy z ubraniami tylko powiększały pomieszczenie, a odsłonięte, duże okno zapewniało widok na serce Manhattanu. 

Bliźniaki znowu nie poczuły się skrępowane, grzebiąc w prywatnych rzeczach Viv, tym razem jednak pozwoliłem im zajrzeć wszędzie, gdzie tylko chciały. Nie miałem serca zabraniać im otwierania na przykład szafy z ubraniami, gdy właśnie to sprawiło Hel najwięcej radości. Co chwila przeglądała ubrania matki, po części się z nich śmiejąc, po części chcąc je przymierzyć. I nie dziwiłem jej się. Większość ubrań z szafy była niespotykana w Helheimie i dzieciaki nigdy nie widziały ich mamy ubranej w coś pokroju różowej bluzki z motywem pluszowego misia na środku czy szarego, obcisłego golfa z dziwnym wycięciem jedynie w okolicy dekoltu. 

- A to co to?- zaśmiał się Narvi, wyciągając z pudła pod łóżkiem czarny, lekko połyskujący materiał. Skonsternowany przejąłem go od syna, rozprostowując przed sobą. Gdy tylko zorientowałem się, co trzymam, prychnąłem z dziwnym sentymentem. 

- To kostium, w którym wasza mama walczyła z takimi bandziorami, jak na przykład ja - wyjaśniłem, przeciągając kciukami po dwóch złotych paskach naramiennych. 

- Potrzebowała specjalnego stroju?- zdziwiła się Hel.

- Cóż, najwidoczniej. Przypominam, że wasza mama nie regeneruje się tak szybko, jak wy, a na tych ziemiach używa się zazwyczaj broni palnej, którą bardzo trudno powstrzymać z odległości. Ten kostium jest kuloodporny, więc chociaż pod tym względem przydawał się waszej mamie - sprostowałem. 

- Myślisz, że po tylu latach mama by się w niego jeszcze zmieściła?

Niesamowicie rozbawiony popatrzyłem na Hel, która najwidoczniej żartowała, ale zrobiła to z takim przekąsem, jakby próbowała dogryźć własnej matce. 

- Jasne, że tak, nie wydaje mi się, by przez te lata jakoś specjalnie przytyła. Ćwiczy więcej od ciebie.

- Czy to była jakaś aluzja? 

- Tak i dobrze, że załapałaś ją od razu, bo nie chciało mi się jej powtarzać - droczyłem się, znosząc nieco rozzłoszczone spojrzenie córki. I chyba już miała odpowiedzieć, bo założyła ręce na piersi i uniosła wysoko brodę, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, gdy nagle do rozmowy wciął się Narvi. 

- Wow, a to co to?

Popatrzyłem na chłopaka, po którego głosie dało się wyczuć dużą ekscytację. I nie dziwiłem się jej, gdy zauważyłem, że ten trzyma w dłoniach pistolet. 

- To ta broń palna, o której przed chwilą mówiłem. 

- I jak to działa?- dopytywał, zaglądając do wnętrza lufy. Podejrzewałem, że pistolet był zabezpieczony i najpewniej niesprawny, bo wątpiłem, by przez te wszystkie lata ktokolwiek w jakikolwiek sposób czyścił lub konserwował broń dziewczyny, ale mimo wszystko wolałem zabrać Colta z rąk Narviego. 

- Tutaj masz język spustowy...- skazałem na właściwą część broni -...pociągasz, stąd...- wskazałem na  lufę -...z dużą prędkością wylatuje nabój i tyle. Tylko uważaj, bo możesz tym zabić mnie, siebie i Hel na dokładkę.

- Wow, aż tak?- dziewczynka też zainteresowała się metalowym urządzeniem spoczywającym w moich dłoniach. 

- Tak, broń palna wyrzuca z siebie nabój...- próbowałem wyjąć magazynek, ale jakoś nie wiedziałem, jak to zrobić, dlatego też poddałem się już po chwili -...z bardzo dużą prędkością, więc mógłby przejść przez nasze ciała jedno po drugim, a nawet, jakbym celował gdziekolwiek indziej, ale nie w nas, to kula mogłaby odbić się od ścian i i tak w nas trafić. To się nazywa trafienie rykoszetem. 

- Włącz na YouTubie jakiś filmik z obsługą tego czegoś - poleciła Hel, siadając obok brata. 

Ten, zgodnie z poleceniem wyjął swój telefon i zaczął coś wyszukiwać w internecie. Dwójka rodzeństwa ze skupieniem patrzyła w ekran, podczas gdy ja dalej próbowałem wyjąć magazynek. Gdy w końcu mi się to udało, wpadłem na pewien pomysł. 

- Ej - mruknąłem, zwracając na siebie uwagę dzieci.- Chcecie może postrzelać na strzelnicy?

__________________________________

Hej,

Przepraszam, że tyle mi to zajęło, miałam pracowity tydzień haha Ale dziś jestem nieco wolniejsza, więc przeredaguję kilka rozdziałów na zapas, by więcej nie opóźniać publikacji.

Dlatego next będzie jutro ;)

A. J. Hallen

Ps.

Media:

Obraz pochodzi z platformy Pinterest

Video: Larkin Poe - Mad as a hatter

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro