Rozdział 12
Loki
- Gdzie jest mama?
Podniosłem wzrok znad pisanego listu i spojrzałem na stojącą przede mną Hel. Dopiero po chwili zreflektowałem się, że moja ręka zawisła tuż nad kartką, przez co kropla atramentu spadła na jej powierzchnię, zostawiając po sobie okropny, czarny ślad. Westchnąłem lekko i wyprostowałem się, odkładając pióro na biurko, po czym ponownie skupiłem uwagę na dziecku.
- A co, ja ci już nie wystarczam?- zażartowałem.
- Nie za bardzo.
- Au. Ranisz me serce - odparłem sucho, przywierając łopatkami do oparcia fotela.
- Co tam piszesz?- Hel szybko zmieniła temat, podchodząc w moim kierunku, by w końcu bez jakiegokolwiek zapytania władować mi się na kolana.
- A wiesz, że to nie ładnie zaglądać innym w korespondencję bez ich zgody?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, zabierając kartkę sprzed nosa dziewczynki. Ta, na początku śledziła wzrokiem pergamin, w końcu jednak spojrzała w moje oczy.
- No nie bądź taki - mruknęła, wydymając policzki.
Uniosłem sugestywnie brew.
- No dobrze, przepraszam - westchnęła dziewczynka, w końcu uśmiechając się kącikiem ust.- Wiesz, że po prostu lubię wiedzieć wszystko. Ale rozumiem, skoro jest to tak intymne, nie będę dopytywać.
- W zasadzie masz racje, jest to dość intymne - przyznałem dopiero, gdy Hel zrozumiała błędy swojego zachowania. Poczekałem chwilę, aż dziewczynka znów podniesie na mnie zaciekawiony wzrok.- Pisałem list miłosny do twojej matki.
- Wooow, naprawdę?- jęknęła Hel z iskrami w oczach.
- Mhm. Wiem, że rzadko kiedy daję wam o tym znać, ale zarówno mama, jak i ty oraz Narvi jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. Takie listy choć trochę uciszają moje sumienie, bo wiem, że nie marnuję czasu, jaki mi dano - wyjaśniłem, z lekkim uśmiechem przypatrując się oczarowanej twarzy córki.
- Też cię kocham - zaśmiałem się lekko, słysząc taką odpowiedź.- A będę kochać cię jeszcze bardziej, gdy pozwolisz mi przeczytać ten list.
- Nie pozwalaj sobie - skarciłem żartobliwie dziecko, odsuwając się przy tym od biurka. Hel dobrze zrozumiała moje intencje, szybko stając na równych nogach.
- No weź, nie bądź taki. Wiesz, jakie to musi być romantyczne?- dziewczynka nie dawała za wygraną.
- Tak, wiem, nie musisz mi tego uświadamiać - westchnąłem, powoli wychodząc z gabinetu.
- Ale to znaczy, że jesteś takim super słodkim królem rodem z bajek, jakie kiedyś nam czytałeś przed snem! Jak dużo z nich było opieranych na tobie i mamie?
- To były bajki, Hel. Były zmyślone.
- Nie kłam, jestem pewna, że zmieniałeś ich treść pod siebie.
- Czy kiedykolwiek cię okłamałem?
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - wyszczerzyła się.
- Doprawdy?- mruknąłem, rzucając dziewczynce krótkie, ale ostrzegawcze spojrzenie.
- A nie jesteś bogiem kłamstw?
- Hel, jesteś dziś nad wyraz irytująca - westchnąłem wymownie, jasno dając jej do zrozumienia, że powinna jednak zająć się swoimi sprawami.
- Wiem. Ale mogę nie być. Wystarczy, że dasz mi przeczytać ten list - z ust dziewczynki nie schodził uśmiech.
- A mogę też po prostu rzucić na ciebie urok. Co ty na to?
- Niee, to byłoby słabe - przeciągnęła lekko dziewczynka.
- Więc lepiej wracaj na zajęcia ze sztuk walki, bo potem znów będziesz płakać, że Narvi jest lepszy od ciebie.
- Hej! Ja nie płacze!
- Tak? Wczoraj słyszałem co innego.
- Teraz to ty jesteś irytujący.
- O nie. I co ja teraz zrobię?- mruknąłem, patrząc na córkę z góry. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, jednak gdy tylko Hel zaśmiała się lekko, również prychnąłem rozbawiony naszą żartobliwą wymianą zdań i poczochrałem ją po włosach.- Dobra, a teraz na poważnie, wracaj na zajęcia i daj tatusiowi wrócić do pracy. Muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy.
- Tak, na przykład skończyć list?
- Hel.
- No już, dobra. Idę sobie - podsumowała dziewczynka i spowolniła lekko krok, zostając z tyłu.
Uwielbiałem swoje dzieci. Naprawdę. Ale kiedy Viv trzy dni temu uciekła sobie na Midgard i zostawiła mnie samemu sobie, skupiłem na sobie całą uwagę bliźniaków. A te były wyjątkowo męczące.
Wzdychając lekko, zgniotłem pobrudzoną atramentem kartkę i schowałem ją do kieszeni, wiedząc, że i tak będę musiał przepisać cały list od nowa. Zajmę się tym jednak później, bo priorytetem było znalezienie Hadesa. Musiałem z nim poważnie porozmawiać, a w zasadzie to dowiedzieć się, co takiego powiedział Viv, że nie wracała przez tak długi czas? Zdarzało im się pokłócić już nie raz, jednak jeszcze nigdy nie musiała interweniować straż pałacowa.
Zatrzymałem się przed komnatą ojca Viv i już uniosłem dłoń, by zapukać do drzwi, gdy moją uwagę zwrócił czyjś głos.
- Szukasz Hadesa?
Spojrzałem w kierunku jak zwykle pogodnej Persefony, właśnie zmierzającej do swojej sypialni.
- Niestety.
- Jest w swojej jamie - powiedziała kobieta, wskazując lekko głową bliżej nieokreśloną przestrzeń za sobą.
- Dziękuję.
- Nomi dalej nie wróciła?
- Niestety - powtórzyłem, ozdabiając wypowiedź nieporadnym uśmiechem.
To nie był ten dzień, w którym chciałem wspinać się na wyżyny swoich umiejętności społecznych.
- I dobrze. Niech odpocznie sobie dziewczyna.
- Szkoda tylko, że nie zabrała mnie ze sobą - zażartowałem, na co Kora prawidłowo zareagowała naturalnym, ciepłym śmiechem.
- Racja, wielka szkoda - potwierdziła, mijając mnie w drzwiach do komnaty.
Czasem zastanawiałem się, skąd w niej tyle pogody ducha? Kraina Cienia nie była zbyt pozytywnym miejscem, mimo to Persefona nie wydawała się odczuwać jakichkolwiek negatywnych skutków przebywania w niej.
Wzruszyłem lekko ramionami odpowiadając na swoje nieme pytanie i nie czekając, poszedłem w kierunku, jak to Persefona określała, jamy Hadesa. Tak naprawdę był to po prostu drugi pałac mężczyzny. Chociaż określenie pałac raczej też słabo pasowało.
Kanciasta twierdza zbudowana z czarnego, palonego drewna i matowych kamieni mogła sprawiać wrażenie opuszczonej, tym bardziej, że znajdowała się tuż przy granicy Tartaru. Nie posiadała okien, za to wejścia pilnowało stado Cerberów, które warczały i szykowały się do ataku widząc nawet mnie.
Nigdy nie wchodziłem do środka. Nie trzeba było być geniuszem, by widzieć, że mężczyzna traktował ten zamek wyjątkowo terytorialnie i przychodził tu tylko wtedy, kiedy chciał być sam.
Tym razem jednak musiał mi to jakoś wybaczyć.
Chwyciłem mosiężną kołatkę i uderzyłem trzy razy do grubych, stalowych drzwi o teksturze kolców. Odczekałem dłuższą chwilę, w końcu jednak wrota uchyliły się, a mnie przeskanował niezadowolony wzrok Hadesa.
- Co znowu?
- Wiem, że nie chcesz, ale musimy porozmawiać.
Bóg podziemia westchnął ciężko i wyszedł z budowli, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Za nimi widziałem tylko mrok.
- Mam nadzieję, że to nie tyczy Viv.
- Mogę zaprzeczyć, jeśli zadowoli cię taka odpowiedź - uśmiechnąłem się smutno, doskonale rozumiejąc mężczyznę.
Z jego gardła wydobył się złowrogi pomruk.
- Wróciła?
- Nie. Więc jeszcze trochę i obawiam się, że będę musiał zainterweniować. A, żeby to zrobić, muszę wiedzieć, co jej powiedziałeś? O co znowu się pokłóciliście, że obydwoje uciekacie?
- To nie ucieczka - burknął starzec, siadając na schodach prowadzących do twierdzy.
- Więc jak byś to nazwał?- dopytałem, schodząc na sam dół, by spotkać się z nim wzrokiem. Gdy tylko to zrobiłem, zorientowałem się, że Cerbery, cicho powarkując, podchodzą w moim kierunku, otaczając mnie z każdej strony.
- Spokój - Hades nawet nie wysilił się wypowiadając te słowo, ale to wystarczyło, by psy posłusznie uspokoiły się, odchodząc w swoim kierunku. Rozejrzałem się lekko, w końcu zaplatając ręce na piersi.
Też chciałbym kiedyś tak panować nad tą krainą i to bez specjalistycznego berła.
- Jest na Midgardzie, racja?- głos boga ponownie zwrócił moją uwagę.
- Tak.
- Czyli jest w pracy. Zajmuje się sprawą Hydry.
Uniosłem lekko brew.
- Czego?
- No tej swojej organizacji. Znów za bardzo nawymyślali i Ziemi grozi zagłada.
- To wiele wyjaśnia. Ale to o co wy się w końcu pokłóciliście?
- W zasadzie to właśnie o to - mruknął Hades.- Wiedziałem o poczynaniach Hydry na długo przed nią i chyba to ją zdenerwowało.
- Mów dalej - poleciłem, gdy Hades zakończył swoją myśl, a byłem pewny, że wcale nie był to koniec opowieści.
- Naprawdę muszę się przed tobą spowiadać?
- Jeśli chcesz, mogę przysłać Hel - rzuciłem, wskazując kciukiem przestrzeń za sobą.
- Słaby żart.
- Nie żartowałem. Bliźniaki bardzo chcą wiedzieć, gdzie jest i co robi ich mama, a Hel jest pod tym względem nieustępliwa. Szczerze? Już mam naprawdę dość odpowiadania "nie wiem", bo to ją wyraźnie nie satysfakcjonuje. Więc jeśli nie chcesz wyjaśnić mi, co się dzieje, powiedz chociaż jej.
Zamilkłem, wyczekując reakcji Hadesa, który tylko siedział ze spuszczoną głową i przyglądał się swoim splecionym dłoniom.
- Ale ja też nie wiem, o co jej chodziło - przyznał w końcu, wyraźnie odwołując się do zachowania Viv.- Najpierw oskarżyła mnie o jakieś zatajanie informacji, potem zaczęła na mnie krzyczeć, gdy tylko wspomniałem o jej pobłażliwości wobec Helgi...- zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał.- Co w ogóle znaczy zjebałeś?- zapytał, skupiając na mnie zirytowany wzrok.
- A co, Viv powiedziała tak do ciebie?- zaśmiałem się.
- Tak, dwa razy.
- Cóż, to słowo oznacza, że coś zepsułeś, zniszczyłeś. Ale tak dobitniej. To takie wyzwisko.
- A, w takim razie jeszcze zwyzywała moje poczynania. I naprawdę sam chciałbym wiedzieć, o co jej chodziło.
Westchnąłem lekko, słysząc wyjaśnienia mężczyzny. Słyszałem wycinek kłótni dwójki i nie wyglądała mi ona na "lekkie zatajanie" czy "delikatne wspominanie" ze strony Hadesa. Jednocześnie wiedziałem, że Viv miała ojcu wiele do zarzucenia i chyba wykorzystała pierwszą lepszą okazję do nazwania go "zjebanym". Więc i możliwe, że po prostu przesadziła.
- Najwidoczniej obydwoje mieliście gorsze dni. Niedługo Viv pewnie wróci i wszystko wróci do normy.
- Loki? Mógłbyś dopilnować, by nie zrobiła żadnych głupot?
Zmarszczyłem lekko brwi, słysząc pytanie mężczyzny.
- Co masz na myśli?
- Chcę, byś udał się na Midgard, odnalazł ją i po kryjomu pilnował, by po prostu nie zrobiła niczego głupiego.
- Nie wydaje mi się, by Viv potrzebowała takiej opieki. Ale skoro tak bardzo się tym przejmujesz, dlaczego nie poślesz tam demona czy skrytobójcy?
- Bo jeszcze zakochają się w wacie cukrowej i postanowią tam zostać - warknął sarkastycznie.- A jak myślisz? Doskonale wiesz, że Viv nienawidzi kontroli, tym bardziej z mojej strony. Wiesz, co zrobi, gdy dowie się, że kazałem ją śledzić?
- Dobra, nie musisz kończyć - przystopowałem potok słów boga gestem dłoni.
- Zajmę się królestwem przez ten dzień czy dwa.
- W to akurat nie wątpię - zapewniłem, ponownie opierając dłoń o przedramię drugiej ręki.- Zastanowię się nad tym, w porządku? Wciąż nie wydaje mi się, by Viv potrzebowała pomocy. Jest naprawdę niezłą królową - dodałem, starając się nieco uspokoić Hadesa. Ten jednak, słysząc moje słowa, wywrócił tylko oczyma i zbył moją wypowiedź machnięciem ręki.
- A rób, jak uważasz - mruknął niezadowolony, powoli wstając z podłoża i bez zbędnego komentarza wrócił przed wrota twierdzy. W ciszy przyglądałem się, jak posępny bóg znika za drzwiami budowli. Pokręciłem jeszcze głową i z dziwnym zażenowaniem wróciłem do pałacu.
Już nie raz zdarzało mi się być mediatorem, ale w przypadku Hadesa i Viv, którzy byli uparci do granic możliwości, zawsze było to niezwykle frustrujące. Każde z nich zdawało się wiedzieć wszystko lepiej od drugiego i każda próba pogodzenia ich wiązała się ze żmudnym poszukiwaniem jakiegokolwiek rozwiązania.
Nie miałem jednak na to najmniejszej ochoty, dlatego pójście na łatwiznę wydawało się być coraz bardziej kuszące. W końcu, jakbym wyruszył na Midgard, Hades miałby to, czego chciał, choć nie zamierzałem nawet pilnować Viv. Mężczyzna jednak nie musiał o tym wiedzieć. Bogini za to mogłaby wyżalić i wypłakać się w moje ramię, tylko po to, by kolejnego dnia wrócić ze mną do krainy, spokojniejsza i obojętniejsza. Może nawet uda mi się sprzedać gdzieś bliźniaki na ten czas? W ten sposób mógłbym pogodzić dwójkę, jednocześnie odpoczywając od dzieci.
Tak, to była dobra opcja.
Uśmiechając się lekko przez własny plan, pokierowałem się do gabinetu Surta. Bo skoro od dawna i ja, i Viv mieliśmy swoich zastępców, to oni mogli, a nawet powinni przejmować władzę nad krainą pod naszą nieobecność. I już chciałem przypomnieć mu o tym obowiązku, gdy zorientowałem się, że biuro mężczyzny było puste. Wywracając lekko oczyma, ruszyłem w dalszą drogę, szukając tego niereformowalnego błazna.
Znalazłem go dopiero w jego sypialni. Leżał na łóżku, plecami do drzwi, na szczęście wszystkich stworzycieli, bo dzięki temu świecił przede mną tylko gołym tyłkiem, a nie czymś więcej.
Westchnąłem lekko z zażenowaniem, opierając się o framugę. Co prawda już nie raz miałem okazję widzieć przyjaciela w jego pełnej krasie, nie oznaczało to jednak, że w którymkolwiek z tych przypadków tego chciałem. I tym razem nie było inaczej.
Wziąłem więc pierwszą lepszą książkę z półki nieopodal i rzuciłem nią w bruneta. Ten, nagle obudzony, zerwał się do siadu, skanując sypialnię czujnym spojrzeniem.
- Wstawaj baranie, miałeś być na służbie od kilku godzin - mruknąłem, gdy w końcu udało mi się nawiązać z Surtem kontakt wzrokowy.
- No i przecież jestem - odparł zaspany, po czym przetarł zmęczoną twarz i wychylił się, by sięgnąć po wiszący na ramie łóżka szlafrok.
- Jesteś to ty skończonym idiotą. Pospiesz się, bo mam do ciebie pilną sprawę. Za minutę chcę cię widzieć w swoim gabinecie - rzuciłem tylko, po czym pokierowałem się do wyjścia.
- Dobrze mamo - usłyszałem jeszcze w odpowiedzi mało entuzjastyczną wypowiedź Surta.
Nie byłem jakoś mocno zaskoczony brakiem obowiązkowości z jego strony. Od zawsze wiedziałem, że mężczyzna nie czując na sobie presji raczej nie jest produktywny, dlatego musiałem go tak pilnować. Bardziej zaskakiwał mnie fakt, że pomimo moich rozkazów, nasza przyjaźń nie ucierpiała jakoś na naszej współpracy.
Bo i Surt zupełnie inaczej podchodził do moich słów.
W gabinecie zjawił się dosłownie chwilę po mnie. Co prawda, nie wyglądał jak na zastępcę króla przystało, nie miałem jednak zamiaru wypominać mu braku stylu.
- Wiem, że nie powinienem spać w trakcie pracy, ale przyznaję, pilnowanie twojej trzydziestki trójki drugą gwiazdę pod rząd łatwe nie było - wytłumaczył się, siadając na fotelu przede mną.
- Przypominam, że sam chciałeś zastąpić mnie na ich szkoleniu.
- To wcale nie tak, że musiałem to zrobić, bo odkąd wyjechała Viv nie mogłeś skupić się na niczym innym poza królestwem - odmruknął, a ja w duchu przyznałem mu rację.
Nieobecność dziewczyny mocno wpłynęła na moje plany, przez co nie mogłem osobiście podręczyć swojego ulubionego oddziału. Na szczęście Surt godnie mnie zastąpił. A w zasadzie, jako syn kata, okazał się być bardziej skuteczny w tej roli.
- To teraz będziesz miał okazję odpocząć od poligonu, bo wyjeżdżam, więc ty i Hekate przejmujecie moje obowiązki - oznajmiłem bez jakiejkolwiek zwłoki.
- O proszę, ty też opuszczasz granicę Hadesu? Mogę już przywłaszczyć sobie koronę?
- Niezbyt, po prostu muszę jakoś ściągnąć Viv do domu. Ogarniecie królestwo przez dwa, może trzy dni, prawda?
- Pod warunkiem, że zabierzesz bliźniaki ze sobą.
- A jak to sobie wyobrażasz? Zaraz wracają do Akademii, nie mogę zabrać ich ze sobą - słysząc moją wypowiedź, Surt nagle ożywił się, a jego twarz spoważniała.
- Czekaj, ty naprawdę planowałeś zostawić te dwa pomioty szatana pod moją opieką?- upewnił się, nachylając się w moim kierunku.- Nie ma mowy - dodał, ponownie przywierając plecami do oparcia fotela.
- No już nie panikuj, to tylko dwa dni.
- Ale nie licz na to, że będę niańczył twoje dzieci.
- Za późno, składałeś przysięgi. Powinieneś czytać, co podpisujesz - zaśmiałem się.
- Loki, nie.
- W Asgardzie jakoś nie sprawiało ci to kłopotów.
- Bo tam musiałem podbić serce kobiety swoich marzeń. A tutaj już nie muszę.
- Próbujesz mi powiedzieć, że nie lubisz moich dzieci?- podsunąłem z lekkim uśmieszkiem.
- Loki, naprawdę, nie każ mi tego robić - tym razem w głosie mężczyzny pobrzmiewała błagalna nuta. Nie widząc więc innej opcji, zaśmiałem się.
A już miało być tak kolorowo.
- Dobra, niech ci będzie. Dzieciaki jadą ze mną. Mógłbyś tylko pilnować momentu, w którym musiałyby wrócić, by zdążyć przygotować się do powrotu do Akademii?
- Na to mogę przystać - mężczyzna skinął głową, po czym ziewną przeciągle, zasłaniając usta pięścią.- Ale co w takim razie z karą trzy trzy?- dodał po chwili.
- Zrób im przerwę. Ci, co dalej biorą udział w szkoleniu, zostaną powiadomieni, że następny etap odbędzie się wtedy, gdy nadejdzie czas. A gdy wrócę z Viv i przejmę kontynuację ćwiczeń, na pewno nie dam im odpocząć. Co do innych spraw królestwa, zostawię wam raport z odpowiednimi wytycznymi, tak na wszelki wypadek, bo naprawdę nie planuję dłuższych wakacji.
- Znając ciebie, zaczekasz, aż bliźniaki wrócą do szkoły, by poszaleć z Viv na osobności.
- Mówisz, jakby było w tym coś złego?
- Ale absolutnie - odparł z figlarnym uśmieszkiem.- Tylko przywieź mi jakieś dobre, midgardzkie piwo na pamiątkę, dobra?
Słysząc słowa Surta, zaśmiałem się lekko. Nie mogłem wyobrazić sobie bardziej pasującej do niego prośby.
- Na to mogę przystać.
_______________________________
Media:
Obraz pochodzi z platformy Pinterest
Kolejny rozdział 29.04 ;)
A. J. Hallen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro