Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Uczucia

Powiedziałam to. Naprawdę to powiedziałam. Oliver stał tak przez chwilę, gdy nagle bez ostrzeżenia przytulił mnie. Objęłam go rękoma, a on wplątał prawą dłoń w moje włosy. 

— A ja kocham ciebie... — Wzdrygnęłam się, gdy mi to powiedział. 

Powiedział to takim głosem, jakby miał za moment się rozpłakać. Mocniej go objęłam, a Oliver delikatnie się odsunął. Położył dłonie na moich policzkach, po czym pocałował. Dobrze, że ta pomadka była zastygająca, bo już bym z pięć razy ją rozmazała. 

Całował powoli. Tak jakby chciał pokazać mi wszystkie uczucia, które do mnie żywi. Oddawałam każdy pocałunek, którym mnie w tym momencie obdarowywał. Po chwili, gdy lekko zaczynało nam brakować powietrza, odsunęliśmy się od siebie. 

Objęłam kark Olivera, a następnie przytuliłam z całej siły. Nagle poczułam, jak uniósł mnie delikatnie w powietrze i zaczął się ze mną kręcić wokół własnej osi. Zaśmiałam się, co również powtórzył chłopak. 

— Zaraz zgubię buta, jak mnie nie postawisz... — Dalej się śmiałam. 

Odłożył mnie, a ja poprawiłam swój prawy obcas. Gdy tylko się wyprostowałam, ponownie usta Olivera wylądowały na moich. Po chwili odsunął mi włosy, a następnie spojrzał w oczy. 

— Chyba jestem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie... — Uśmiechnęłam się na jego słowa. 

W tym momencie zauważyliśmy, że znowu zaczął padać śnieg. Rozejrzałam się, gdy nagle nad nami, na gałęzi drzewa dostrzegłam wielki pęk jemioły. Zaśmiałam się cicho, a Oliver powędrował za moim wzrokiem. 

— Jemioła... — Kiwnęłam głową, po czym przysunęłam się. 

Położyłam mu dłonie na policzkach i sama go pocałowałam. Natychmiast oddał pocałunek. Delikatnie rozchyliłam usta, a jego język odrazu wkradł się do środka. Wplątałam palce w jego włosy, a po chwili się od siebie odsunęliśmy. 

Przyłożył czoło do mojego, a następnie oboje się zaśmialiśmy. Lepszych świąt wymarzyć sobie nie mogłam. 

***

Jutro moje urodziny. Jest 31 grudnia. Minutę po północy będę starsza od Alex, Ashtona, Ian'a, a przedewszystkim Olivera. Przewróciłam się na drugi bok. Nadal leżę w łóżku. Nie chce mi się wstawać. Jest już 15. Nagle do mojego pokoju wparowała ciocia. 

— Wstajemy, śpiochu! Jedziemy na zakupy! — Uwaliła się na mnie. 

— Już wstaje... — Jęknęłam, a ona ze mnie zeszła. 

Wyszła z pokoju, a ja w tym czasie podniosłam się do siadu. Wyszłam z wyrka, po czym podeszłam do szafy. Wzięłam czystą bieliznę, a także jakieś cieplejsze ubrania. Zamknęłam szafę, po czym ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, żeby choć trochę wyglądać jak człowiek. 

Wytarłam się ręcznikiem, wysuszyłam włosy, po czym zaczęłam się ubierać bieliznę. W szafie wynalazłam gruby, różowo-brązowy sweter z naprawdę grubym golfem. O, no świetnie. Rękawy są za długie. O tyle dobrze, że są ściągacze na nadgarstkach. 

Na nogi założyłam jasne, gładkie jeansy typu Boyfriend, w które wpuściłam sweter i lekko go poluzowałam. Spojrzałem na siebie w lustrze. Włosy mi się puszą. Podeszłam do umywalki, a następnie umyłam zęby. Rozczesałam swoje włosy, ale w końcu się na nie wkurzyłam i związałam w niechlujnego koka. 

Na oczy założyłam jeszcze soczewki, które uwaga, uwaga, nauczyłam się zdejmować. Brawo, ja! Wzięłam wodoodporny tusz do rzęs, a następnie delikatnie przeleciałam nim po swoich rzęsach. Wyszłam z łazienki, wróciłam do swojego pokoju, skąd zabrałam swoim telefon, po czym poszłam na dół. 

Włożyłam komórkę do tylnej kieszeni i weszłam do kuchni. Odrazu na wejściu dostałam kawę, a następnie zostałam posadzona przy stole. 

— Wszystkiego najlepszego, moja siedemnastolatko! — Przytuliła mnie babcia, a ja zaśmiałam się zrezygnowana. 

— Eee... Babciu, siedemnaście lat kończę za parę godzin... Jak narazie, nadal mam szesnaście... — Uświadomiłam jej to. 

— Pij kawę i jedziemy... Zjemy na mieście... — Powiedziała ciocia, która akurat weszła do kuchni. 

Kiwnęłam głową, po czym zaczęłam pić kawę. Po chwili do kuchni wszedł tata. 

— O, wstała moja śpiąca królewna... — Spojrzałam na niego z mordem w oczach. 

— Nie jestem królewną... — Tata się zaśmiał, a następnie do mnie podszedł i dał całusa w czubek głowy. 

— Dla mnie zawsze nią będziesz... — Po tych słowach stanął przy swoim laptopie, który stał na wyspie kuchennej. 

Gdy tylko skończyłam pić kawę, zamierzałam odnieść kubek do zlewu, ale Nate, który właśnie wszedł do kuchni zabrał mi go i sam odniósł. Mrugnęłam kilka razy, bo naprawdę nie rozumiem o co im wszystkim dzisiaj chodzi. 

— Wy coś planujecie, prawda? — Założyłam ręce pod biustem. 

— Gdzie tam! — Machnął ręką Nate, a mnie ciocia zaczęła pchać w kierunku drzwi. 

Ubrałyśmy się, po czym wyszłyśmy z domu. Ciocia pożyczyła samochód od taty, dlatego to właśnie nim jedziemy. Wyjechałyśmy z podjazdu, a następnie ruszyłyśmy jak to ciocia ujęła na podbój galerii handlowej. 

★Nate★

Oj, niedobrze. Melody coś podejrzewa. Wyjąłem telefon, po czym zadzwoniłem do pozostałych wtajemniczonych. 

— Ciocia zabrała Melody na zakupy, więc można rozpoczynać akcję „Przyjęcie urodzinowe” — Powiedziałem, gdy wszyscy odebrali. 

Następnie się rozłączyliśmy, a po niecałych pięciu minutach ktoś zadzwonił do domu. Odrazu podleciałem do drzwi, które oczywiście otworzyłem. Za nimi stali Austin i Sebastian, Beth, Alex, Ashton, Oliver i Ian. Wszystkich wpuściłem, a następnie wzięliśmy się za przygotowanie imprezy niespodziankowej dla mojej siostry. 

Bliźniacy zajęli się dmuchaniem balonów, ale po trzech nadmuchanych mieli już dość. Dziewczyny pomogły babci przy pieczeniu tortu, a my całą resztą. 

Mam tylko nadzieję, że Melody po jednym sklepie nie będzie miała dość. 

⭐Melody⭐

Mam dość. Wystarczył mi jeden sklep. A już tym bardziej, kiedy są to sklepy z bielizną. 

— Może ten komplecik? — Zapytała się mnie ciocia, która pokazała mi komplet bielizny z czerwonej koronki. 

— Czy ty mnie próbujesz zachęcić do kopulowania z własnym chłopakiem? — Mój znudzony wyraz twarzy właśnie się załączył. 

— Ja chce ci tylko trochę urozmaicić wybór w szafie... Ale twój chłopak też napewno będzie zadowolony... — Na jej słowa się zarumieniłam. 

— Ciociu... — Powiedziałam ostrzegawczo, a ona się zaśmiała. 

— Tylko się z tobą droczę... Przymierz to... A, tylko czekaj... Jaki masz rozmiar? — Jeszcze bardziej się zarumieniłam. 

— ... 65...A... — Spaliłam buraka. 

— Akurat jest... Co się tak czerwienisz? — Zapytała, a ja nie podniosłam wzroku. 

Jak to jest, że każda kobieta w mojej rodzinie ma miseczkę C, a ja jestem jedyną, która ma A? Nawet moja kuzynka, która jest młodsza ma już C! Gdzie tu jest sprawiedliwość?! 

— Nieważne... Niech to zostanie w mojej głowie... — Odebrałam komplet, po czym obie poszłyśmy do przymierzalni. 

Zamknęłam się w drewnianej przebieralni, a następnie przymierzyłam komplet, który był we wzorek z kalejdoskopu. Dobra, nawet jest ładny. Zdjęłam płaszcz, sweter oraz spodnie, a następnie wszystko przymierzyłam. Po chwili ubrałam się spowrotem i wyszłam. 

— I jak? — Zapytała ciocia, która na ustach miała bardzo podejrzany uśmieszek. 

— Możemy go kupić? — Odwróciłam wzrok. 

— Wiedziałam, że ci się spodoba! — Ucieszyła się, po czym poszła do kasy, zostawiając mnie samą. 

Poszłam się jeszcze rozejrzeć. Po chwili dołączyła do mnie, a ja zauważyłam nieco większą siatkę, niż starczyłaby na jeden komplet. Spojrzałam na nią podejrzanie, a ona się tylko uśmiechnęła. Nie ma opcji, nie rozszyfruję prawnika. 

— Chodźmy dalej... — Złapała mnie pod ramię, a następnie poszłyśmy do kolejnych sklepów. 

Po jakichś trzech godzinach łażenia po sklepach, usiadłyśmy w jednej restauracji. Obkupiłyśmy się jak głupie. Dwa, cztery, sześć, osiem... Dwanaście toreb. O boże. Tata nas zabije. 

— Co to za mina? — Zagaiła ciocia, kiedy już złożyłyśmy zamówienie. 

— Nie uważasz, że trochę przesadziłyśmy z zakupami? — Uśmiechnęłam się nerwowo. 

— Nie przesadzasz trochę? Dziewczyno, za siedem godzin są twoje urodziny... — Zauważyła.

— Ale to nie jest powód, aby wydawać zaraz prawie 800 dolarów... — Odpowiedziałam, a błękitnooka podrapała się po głowie. 

Po zjedzonym posiłku, przyszła pora, aby w końcu wrócić do domu. Oczywiście po drodze był całkiem sporych rozmiarów korek. Kilka samochodów miało zderzenie. Półtorej godziny stałyśmy w tym zatorze, gdy w końcu ruszył on z miejsca. 

— No nareszcie... — Odezwała się ciocia, gdy w końcu mogłyśmy ruszyć. 

— Jak to jest, że zawsze jesteś tak spokojna? — Zapytałam, bo zawsze mnie to zastanawiało. 

Ciocia nigdy się nie denerwowała. Zawsze jest oazą spokoju, jeśli można tak to ująć. 

— Jestem prawnikiem... Nie mogę okazywać zbyt wielu emocji, bo przez to mogłabym okazać jakąś słabość, przez co byłabym mniej przekonująca podczas rozpraw... Ale tak mi to już weszło w nawyk, że bez względu na wszystko taka jestem... — Ok, rozumiem. 

Kiwnęłam głową w odpowiedzi. 

— Jakie to uczucie, kiedy stoisz i śpiewasz przed publicznością? — Teraz to ona zadała pytanie, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. — Myślisz, że twoja ciotka nie ogląda waszych filmików na Youtubie? — Niedowierzała, a ja się zaśmiałam z jej reakcji. 

— Hmmm... Ciężko jest to opisać... To trochę tak, jakbyś jechała na motorze... Adrenalina, która następnie zmienia się w świetną zabawę... Masz wtedy wrażenie, jakby twoje serce, biło w rytm muzyki... Zatracasz się w tym wszystkim... — Utkwiłam wzrok, na desce rozdzielczej. 

— To niesamowite, że mówisz o tym z tak wielką pasją... Hmmm... — Zaczęła nad czymś myśleć. — Moja znajoma jest wykładowcą w Juilliard School... Jak skończysz szkołę, to daj mi znać... Napiszę do niej, może uda jej się załatwić ci wpisowe... — Powiedziała, a ja spojrzałem na nią zaskoczona. 

— Co? — Tylko tyle byłam w stanie wydusić. — Ale...ale ta szkoła jest przecież w Nowym Yorku... — Zauważyłam, gdy w końcu się otrząsnełam. 

— Melody... Ja i twoja mama chodziłyśmy na uniwersytety, które były praktycznie po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych... Ja w Seattle, a Kimberley w San Diego... Twój ojciec ukończył Yele, które jest w New Heven... Życie nie kręci się tylko tutaj... Poza tym... Tutaj w Nowej Wielkiej Brytanii, nie ma strikte uniwersytetów, na których mogłaby studiować tak mądra dziewczyna jak ty... Zastanów się nad tym, a do tego czasu, czerp z życia to co najlepsze... — Oznajmiła, kiedy zatrzymałyśmy się pod domem.

Kiwnęłam głową, po czym wysiadłyśmy z auta. Wzięłyśmy wszystko, a następnie ruszyłyśmy do domu, w którym było ciemno. Oni na serio coś zaplanowali. Oj, jak ja nienawidzę niespodzianek! Weszłyśmy do środka, a ciocia odrazu na wejściu zakryła mi oczy przepaską. 

— Wiedziałam! Jednak coś zaplanowaliście! — Powiedziałam nieco głośniej, a ciocia się zaśmiała. 

Zdjęła mi płaszcz, kazała zdjąć buty, zabrała wszystkie siatki, po czym wprowadziła do bodajże salonu, bo zanim ruszyłyśmy, to obróciła mnie jeszcze kilka razy, żebym straciła jakąkolwiek orientację. Usłyszałam jak ode mnie odchodzi, a po paru sekundach rozległ się huk. 

Odkryłam oczy, a moim oczy ukazało się opadające konfetti i wszyscy moi przyjaciele. 

— Niespodzianka! — Krzyknęli wszyscy, a ja zaniemówiłam. 

Pomimo, że coś tam podejrzewałam, to i tak udało im się mnie zaskoczyć. Spowrotem zakryłam oczy, aby ponownie je odkryć i sprawdzić, czy przypadkiem nie mam przywidzeń. 

— Czy wy coś planujecie? Gdzie tam! Ta jasne! Za dobrze cię znam, Nate! — Warknęłam, a wszyscy się zaśmiali. 

Następnie każdy do mnie podchodził i kolejno składali mi życzenia. Nie wierzę w nich. Kilka godzin spędziliśmy razem. Dokładnie o północy ciocia przyniosła tort, na którym ustawione były dwie świeczki. Czyli już jestem starsza o rok, co? 

— Pomyśl życzenie... — Powiedziała, gdy dokładnie wybiła minuta po. 

Za oknem dało się usłyszeć pierwsze fajerwerki. Życzenie. Chciałabym...chciałabym, móc w końcu pokazać się światu jako prawdziwa ja. Nie jako Nova, tylko Melody Sparks. Wzięłam wdech, po czym zdmuchnęłam świeczki. 

— Czego sobie zażyczyłaś? — Zapytał Nate. 

— Nie powiem, bo się nie spełni... — Pokazałam mu język. 

Po kilku minutach, wszyscy oglądaliśmy jak tata i Nate strzelają fajerwerki. Złapałam Olivera za rękę, ale on objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego, po czym oboje patrzyliśmy w niebo, na wielkie kwiaty kolorowych iskier. 

— Chyba udała się niespodzianka...— Powiedział, a ja kiwnęłam głową. 

Po skończonym spektaklu sztucznych ogni, wróciliśmy do domu, gdzie następnie wszyscy zajadaliśmy się tortem. W pewnym momencie, gdy tak siedzieliśmy, Nate gdzieś zniknął. Nagle Olivera zakryła mi oczy. 

— Dobra, co tym razem? — Oblizałam swoje zęby, a następnie cmoknęłam, zanim wypowiedziałam tamte słowa. 

Słyszałam jak Alex zaśmiała się z mojego komentarza, a po chwili na swoich nogach poczułam lekki ciężar. Zmarszczyłam brwi. 

— Olivera, już... — Usłyszałam Nate'a, a mój chłopak zabrał ręce z moich oczu. 

Spojrzałam co takiego leży na moich udach, a tam zobaczyłam pokrowiec od gitary. Zwróciłam wzrok na Nate'a. 

— Ostatnio zaczęłaś chętniej grać, więc... Teraz nie będziesz musiała pożyczać mojej gitary... — Zauważył, a ja spowrotem spojrzałem na instrument. 

Odpięłam zamek, aby następnie wyjąć gitarę z pokrowca. Zmarszczyłam brwi. 

— Czy ty przypadkiem nie masz... — Zaczęłam, ale Nate skończył za mnie. 

— ...Tego samego modelu gitary? Tak... To ten sam... — Usiadł na kanapie, zaraz obok Beth. 

— Kiedy testujesz? — Zapytał Austin, a ja zaczęłam ją chować. 

— Napewno nie teraz, bo dziadkowie już poszli spać... — Zauważyłam, a reszta przyznała mi rację. 

Dziadkowie, ciocia i tata stwierdzili, że są już zmęczeni, dlatego idą spać. Tylko my tu jeszcze siedzimy. 

— No to chyba przyjęcie można uznać za udane... — Powiedziała Alex, która stała za kanapą, zaraz obok Ashtona. 

— Najwyraźniej... — Szturchnął ją w żebra. 

— Miałeś mnie nie szturchać... — Trzasnęła go w ramię. 

— Akurat wkurzanie cię, nigdy mi się nie znudzi... — Znowu ją szturchnął, po czym Alex wzięła poduszkę. 

— Pożałujesz... — Po tych słowach zaczęła go gonić z poduszką w rękach. 

Zaśmialiśmy się, kiedy oberwał tak, że upadł na podłogę. Alex usiadła na nim okrakiem i dalej go biła poduszką. Ogólnie, to my mieliśmy kabaret, aż w pewnym momencie zauważyłam, co wisi nad głowami tego dueciku. 

— Ej, nie żeby coś, ale spójrzcie nad swoje głowy... — Wszyscy na mnie spojrzeli, a następnie nad ich głowy. 

Każdy musiał ugryźć się w język, żeby teraz przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem. Miałam w tym momencie wrażenie, jakby Alex i Ashton lekko pobledli na twarzach. 

— Je... —Jęknął Ashton. 

—...mioła... — Dokończyła afroamerykanka, po czym spojrzała na błękitnookiego. 

— Nie ma nawet takiej opcji... — Wyplątał się spod Alex szarowłosy. 

— Ani mi się śni... Napewno nie jego... — Założyła ręce pod biustem. 

— Sory, ale zbytnio wyboru nie macie... Taka tradycja... — Zauważył Nate.

— Całus, całus, całus... — Zaczęła klaskać w dłonie Beth. 

Do niej dołączyli się bliźniacy. Alex i Ashton na siebie spojrzeli, a następnie się skrzywili. 

— Może być w policzek? — Zapytała Alex, a my spojrzeliśmy na siebie, po czym kiwnęliśmy głowami. 

Po chwili czarnoskóra się pochyliła, a następnie dała Ashtonowi całusa w policzek. Na jej poczynanie, chłopak szeroko otworzył oczy. Po chwili oboje na twarzach mieli soczysty rumieniec. 

— Alex się rumieni... — Wyśpiewałam, a dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła. 

— A odczep się... — Odwróciła wzrok, a wszyscy zaśmiali się z jej reakcji. 

★Alex★ 

Po udanej imprezie urodzinowej Melody, wszyscy zaczęli się rozchodzić do domów. Ja i Ashton odwieźliśmy Ian'a pod mieszkanie, gdzie mieszka razem z mamą, po czym chłopak odwiózł do domu i mnie. Przez całą drogę jechaliśmy w pełnej ciszy, bo byliśmy zbyt zażenowani sytuacją jaka miała miejsce jakiś czas wcześniej. 

Samochód skręcił w Maple Streat, a następnie zatrzymał się pod moim domem. Spojrzałam na chłopaka kątem oka, przez co nakryłam go, że mi się przygląda. Opuściłam głowę, po czym zaczęłam się zbierać do wyjścia. Odpięłam pas i już miałam wychodzić, gdy nagle Ashton mnie zatrzymał. 

— Alex... — Spojrzałam w jego kierunku, a on w tym samym momencie się do mnie przysunął i pocałował. 

Szeroko otworzyłam oczy, bo nie wiedziałam co właśnie ma miejsce. Po chwili jego ręka wylądowała na moim policzku, a ja zamknęłam oczy i zaczęłam oddawać pocałunek. Odsunęliśmy się od siebie dopiero, gdy zaczęło nam brakować powietrza. Przez chwilę patrzył na moje usta, a następnie spojrzał mi w oczy. 

— Podobasz mi się od pierwszej klasy, Alex... — Powiedział, a na z zaskoczenia szerzej otworzyłam oczy.


He he he.
Ktoś się tego spodziewał?
Napewno moja przyjaciółka, która w pewnym stopniu podsunęła mi taki pomysł.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro