Szpital
★Nate★
Po pół godzinie siedzieliśmy pod salą, gdzie Melody miała robione badania. Tata ciągle chodził w kółko, a ja zdenerwowany całą sytuacją siedziałem na krześle i nerwowo ruszałem nogą. Pozostali też przyjechali, bo tak samo jak ja i tata, martwią się o moją siostrę.
— Nate... — Złapała mnie za rękę Beth.
— Oby to nie było nic poważnego... — Wypamrotała pod nosem Alex.
Oliver tak samo jak ja, odchodził od zmysłów. Stoi pod ścianą z założonymi rękoma, z całej siły zaciska pięści, a także szczękę. Przeczesałem swoje włosy lewą ręką i z trudem powstrzymywałem łzy, które ciągle cisnęły mi się do oczu.
Poczułem jak Beth podnosi moją rękę, a następnie delikatnie ją całuje. Spojrzałem na nią z przerażeniem w oczach, a ona oparła głowę o moje ramię. Chciała mi w ten sposób dodać otuchy, bo domyśliła się pewnie, że jakiekolwiek słowa mogą tylko pogorszyć sytuację.
Siedzieliśmy pod tą salą jakieś dwie godziny i nadal nic nam nie powiedzieli. Jestem kłębkiem nerwów, bo cały czas przed oczami przelatuje mi obraz, mojej leżącej na ziemi siostry, która zamienia się miejscami z mamą. Błagam, tylko nie to. To wszystko zaczyna się w ten sam sposób, jak wtedy.
Mama też zemdlała tamtego dnia i miała krwotok z nosa. Po przyjeździe do szpitala po trzech dniach, które spędziła w szpitalu, okazało się, że był to rak. I to nie byle jaki, bo miała raka serca. Błagam, błagam! Tylko nie to. Nie przeżyję, jeśli stracę jeszcze siostrę.
W tym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś wychodzi z sali. Odrazu podniosłem się z krzesła, a wszyscy się wyprostowali. Tata natychmiast znalazł się przy lekarzu, który przeglądał bodajże wyniki.
— Więcej strachu, niż było trzeba... — Zaczął lekarz.
— Co z moją córką? — Zapytał tata, który był tak samo jak ja zaniepokojony.
— Odrazu pana uspokoję, bo sprawdziłem historię chorób w pańskiej rodzinie i nie jest to rak serca, którego miała pana żona... — Zarówno ja, jak i tata odetchnęliśmy z ulgą, a u pozostałych zauważyłem zaskoczenie.
No tak. Nigdy nie wspominaliśmy na co zmarła mama. Tylko Beth i... Oliver nie byli zaskoczeni? Melody mu powiedziała?
— W takim razie, co to takiego? — Dopytywał tata.
— Anemia niedoborowa... Poziom żelaza w jej organizmie bardzo mocno spadł i to dlatego zemdlała... Jakąś godzinę temu musiałem z nią przeprowadzić wywiad lekarski... Wspominała wcześniej, że od rana źle się czuła, było jej słabo, miała silne duszności, kołatanie serca, zawroty głowy, albo, że nie może się na niczym skupić? — Zapytał.
— Nie... — Odpowiedział mój ojciec.
— Rozumiem... W każdym razie, wszystkie te objawy powiedziała mi, że miała przez cały dzisiejszy dzień, a złe samopoczucie towarzyszyło jej już od jakiegoś czasu... — Oboje się zdziwiliśmy. — Przepiszę jej leki, aby uzupełnić poziom żelaza, a narazie możecie do niej wejść... Jak tylko skończy przyjmować witaminy, poprzez kroplówkę, będziecie mogli zabrać ją do domu... — Kiwnęliśmy głowami, a następnie wszyscy minęliśmy lekarza i weszliśmy do sali.
Melody leżała na łóżku szpitalnym, z wenflonem wbitym w rękę. Drugą ręką zakrywała sobie oczy. Ona też się wystraszyła. Podszedłem do niej, a ona lekko odwróciła głowę. Poczucie winy, że jednak nas nie posłuchała, gdy mówiliśmy, że źle wygląda? No teraz to tak trochę na to za późno.
— Przepraszam... — Powiedziała, a ja, jak i wszyscy byliśmy zaskoczeni. — Lekarz napewno powiedział, że mu mówiłam, że źle się czułam... — Zdjęła rękę z oczu i na nas spojrzała, z lekko opuchniętymi oczami.
— Jak znowu nas tak nastraszysz, to nigdy więcej nie kupię ci nic słodkiego... — Pstryknąłem ją w nos.
— Jak się czujesz? — Zapytał Ashton.
— Ujdzie... Napewno lepiej, niż wcześniej... — Odpowiedziała.
— Dlaczego nie powiedziałaś, że źle się czujesz? — Rzuciła z wyrzutem Alex.
— Miałam nadzieję, że do jutra mi przejdzie... — Odwróciła wzrok, a następnie spróbowała się podnieść, ale odrazu ją zatrzymaliśmy.
— Leż! — Powiedzieliśmy wszyscy, a ona szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
— Nie umieram... — Zmarszczyła brwi.
Podniosła się mimo naszych sprzeciwów. W tej samej chwili do sali wszedł lekarz, który w ręce niósł chyba wypis, receptę na leki i jeszcze jedną kartkę. Podszedł do Melody, a my wszyscy się odsunęliśmy.
— Następnym razem, gdy będziesz się źle czuła powiadom o tym kogoś... — Melody kiwnęła głową zmieszana, gdy lekarz wyjmował wenflon z jej ręki. — Możecie zabrać ją do domu, ale do końca tego tygodnia powinna w nim zostać... Leki musisz przyjmować dwa razy dziennie... Najlepiej rano i wieczorem... — Powiedział, gdy przyklejał jej kawałek gazy do ręki.
Zeszła z łóżka, a po chwili już wszyscy szliśmy w kierunku wyjścia. Pod szpitalem każdy rozszedł się w swoim kierunku. Oliver zabrał się z nami, bo i tak mieszkamy w tym samym miejscu. Oczywiście przez całą drogę powrotną opieprzałem swoją młodszą siostrę. Po drodze zatrzymaliśmy się pod apteką, aby odrazu kupić leki, które przepisał jej lekarz.
⭐Melody⭐
Naprawdę w wystraszyłam się, kiedy obudziłam się w szpitalu. Przez cały czas modliłam się, aby to tylko nie był rak, czy inna cholera. Przez praktycznie całe badania płakałam ze strachu, a gdy lekarz powiedział, że to nie żaden nowotwór, kamień spadł mi z serca. Oparłam głowę o ramię Olivera, a on ścisnął moją dłoń. On też się wystraszył.
Po jakichś dwudziestu minutach znaleźliśmy się u nas pod domem. Pożegnałam się z Oliverem, a następnie wróciłam do domu. Odrazu, gdy zdjęłam buty oraz kurtkę poszłam do swojego pokoju. Weszłam na łóżko i przykryłam się kocem. Założyłam na głowę kaptur bluzy, zdjęłam okulary, po czym walnęłam się głową w poduszkę.
Wolałam oszczędzić tacie i Nate'owi widoku moich łez. Tak, znowu ryczałam. Głównie ze strachu. Nadal pamiętałam to uczucie, kiedy otworzyłam oczy i ukazała mi się sala szpitalna. Po trzech godzinach do mojego pokoju zapukał Nate.
— Ej, siostra... Chcesz coś zjeść? — Pokręciłam głową, że nie, a on wszedł do pokoju. — Zostawiam ci te leki na szafce... — Kiwnęłam głową. — Co się stało? — Znowu pokręciłam głową w odpowiedzi.
Nie chce teraz niczego mówić. Mój głos naprawdę będzie źle brzmiał, jeśli się odezwę. Nate usiadł po drugiej stronie łóżka, a następnie pogłaskał po plecach. Słyszałam jak westchnął, po czym się podniósł.
— Jak nabierzesz ochoty na jedzenie, to będzie w lodówce... — Po tych słowach wyszedł z pokoju, a ja podniosłam się do sądu i spojrzałam na drzwi, które w tym momencie całkowicie były rozmazane.
Naciągnęłam rękawy na dłonie, po czym wytarłam oczy. Spojrzałam na swoją poduszkę, która na samym środku miała wielką, mokrą plamę. Zwróciłam uwagę na Cat. Leżała w moich nogach. Przysunęłam się do niej, a następnie zaczęłam ją głaskać. Tylko to potrafi mnie w miarę uspokoić. Cicho miałknęła, ponieważ ją obudziłam.
Przestałam ją głaskać, gdy zaczęła się odpychać łapami. Oparłam się o zagłówek, a następnie spojrzałam na okna. Padał śnieg. Za trzy tygodnie święta, a ja nadal nie wykombinowałam o co wtedy chodziło Oliverowi. Ale zaraz. Czy on mówił, że to co chce dostać to rzecz? Spróbowałam sobie przypomnieć tą rozmowę.
~To co chcę...kończy się na literę „m”, a drugie słowo na literę „ ę”... ~
Co to może być?
— Słowo... On chce coś ode mnie usłyszeć... — Odezwałam się swoim bardzo zachrypnietym głosem. — Ale co takiego? — Zaczesałam palcami swoje włosy do tyłu, myśląc nad tą sprawą.
Dzisiaj króciutki, i wiem, dość późno, ale wcześniej nie mogłam. Głównie przez to, że przyjaciółka mi do domu wbiła i średnio miałam czas aby dokończyć.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie.😅😅😅😅
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro