Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szpital

★Nate★

Po pół godzinie siedzieliśmy pod salą, gdzie Melody miała robione badania. Tata ciągle chodził w kółko, a ja zdenerwowany całą sytuacją siedziałem na krześle i nerwowo ruszałem nogą. Pozostali też przyjechali, bo tak samo jak ja i tata, martwią się o moją siostrę.

— Nate... — Złapała mnie za rękę Beth.

— Oby to nie było nic poważnego... — Wypamrotała pod nosem Alex.

Oliver tak samo jak ja, odchodził od zmysłów. Stoi pod ścianą z założonymi rękoma, z całej siły zaciska pięści, a także szczękę. Przeczesałem swoje włosy lewą ręką i z trudem powstrzymywałem łzy, które ciągle cisnęły mi się do oczu.

Poczułem jak Beth podnosi moją rękę, a następnie delikatnie ją całuje. Spojrzałem na nią z przerażeniem w oczach, a ona oparła głowę o moje ramię. Chciała mi w ten sposób dodać otuchy, bo domyśliła się pewnie, że jakiekolwiek słowa mogą tylko pogorszyć sytuację.

Siedzieliśmy pod tą salą jakieś dwie godziny i nadal nic nam nie powiedzieli. Jestem kłębkiem nerwów, bo cały czas przed oczami przelatuje mi obraz, mojej leżącej na ziemi siostry, która zamienia się miejscami z mamą. Błagam, tylko nie to. To wszystko zaczyna się w ten sam sposób, jak wtedy.

Mama też zemdlała tamtego dnia i miała krwotok z nosa. Po przyjeździe do szpitala po trzech dniach, które spędziła w szpitalu, okazało się, że był to rak. I to nie byle jaki, bo miała raka serca. Błagam, błagam! Tylko nie to. Nie przeżyję, jeśli stracę jeszcze siostrę.

W tym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś wychodzi z sali. Odrazu podniosłem się z krzesła, a wszyscy się wyprostowali. Tata natychmiast znalazł się przy lekarzu, który przeglądał bodajże wyniki.

— Więcej strachu, niż było trzeba... — Zaczął lekarz.

— Co z moją córką? — Zapytał tata, który był tak samo jak ja zaniepokojony.

— Odrazu pana uspokoję, bo sprawdziłem historię chorób w pańskiej rodzinie i nie jest to rak serca, którego miała pana żona... — Zarówno ja, jak i tata odetchnęliśmy z ulgą, a u pozostałych zauważyłem zaskoczenie.

No tak. Nigdy nie wspominaliśmy na co zmarła mama. Tylko Beth i... Oliver nie byli zaskoczeni? Melody mu powiedziała?

— W takim razie, co to takiego? — Dopytywał tata.

— Anemia niedoborowa... Poziom żelaza w jej organizmie bardzo mocno spadł i to dlatego zemdlała... Jakąś godzinę temu musiałem z nią przeprowadzić wywiad lekarski... Wspominała wcześniej, że od rana źle się czuła, było jej słabo, miała silne duszności, kołatanie serca,  zawroty głowy, albo, że nie może się na niczym skupić? — Zapytał.

— Nie... — Odpowiedział mój ojciec.

— Rozumiem... W każdym razie, wszystkie te objawy powiedziała mi, że miała przez cały dzisiejszy dzień, a złe samopoczucie towarzyszyło jej już od jakiegoś czasu... — Oboje się zdziwiliśmy. — Przepiszę jej leki, aby uzupełnić poziom żelaza, a narazie możecie do niej wejść... Jak tylko skończy przyjmować witaminy, poprzez kroplówkę, będziecie mogli zabrać ją do domu... — Kiwnęliśmy głowami, a następnie wszyscy minęliśmy lekarza i weszliśmy do sali.

Melody leżała na łóżku szpitalnym, z wenflonem wbitym w rękę. Drugą ręką zakrywała sobie oczy. Ona też się wystraszyła. Podszedłem do niej, a ona lekko odwróciła głowę. Poczucie winy, że jednak nas nie posłuchała, gdy mówiliśmy, że źle wygląda? No teraz to tak trochę na to za późno.

— Przepraszam... — Powiedziała, a ja, jak i wszyscy byliśmy zaskoczeni. — Lekarz napewno powiedział, że mu mówiłam, że źle się czułam... — Zdjęła rękę z oczu i na nas spojrzała, z lekko opuchniętymi oczami.

— Jak znowu nas tak nastraszysz, to nigdy więcej nie kupię ci nic słodkiego... — Pstryknąłem ją w nos.

— Jak się czujesz? — Zapytał Ashton.

— Ujdzie... Napewno lepiej, niż wcześniej... — Odpowiedziała.

— Dlaczego nie powiedziałaś, że źle się czujesz? — Rzuciła z wyrzutem Alex.

— Miałam nadzieję, że do jutra mi przejdzie... — Odwróciła wzrok, a następnie spróbowała się podnieść, ale odrazu ją zatrzymaliśmy.

— Leż! — Powiedzieliśmy wszyscy, a ona szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.

— Nie umieram... — Zmarszczyła brwi.

Podniosła się mimo naszych sprzeciwów. W tej samej chwili do sali wszedł lekarz, który w ręce niósł chyba wypis, receptę na leki i jeszcze jedną kartkę. Podszedł do Melody, a my wszyscy się odsunęliśmy.

— Następnym razem, gdy będziesz się źle czuła powiadom o tym kogoś... — Melody kiwnęła głową zmieszana, gdy lekarz wyjmował wenflon z jej ręki. — Możecie zabrać ją do domu, ale do końca tego tygodnia powinna w nim zostać... Leki musisz przyjmować dwa razy dziennie... Najlepiej rano i wieczorem... — Powiedział, gdy przyklejał jej kawałek gazy do ręki.

Zeszła z łóżka, a po chwili już wszyscy szliśmy w kierunku wyjścia. Pod szpitalem każdy rozszedł się w swoim kierunku. Oliver zabrał się z nami, bo i tak mieszkamy w tym samym miejscu. Oczywiście przez całą drogę powrotną opieprzałem swoją młodszą siostrę. Po drodze zatrzymaliśmy się pod apteką, aby odrazu kupić leki, które przepisał jej lekarz.

⭐Melody⭐

Naprawdę w wystraszyłam się, kiedy obudziłam się w szpitalu. Przez cały czas modliłam się, aby to tylko nie był rak, czy inna cholera. Przez praktycznie całe badania płakałam ze strachu, a gdy lekarz powiedział, że to nie żaden nowotwór, kamień spadł mi z serca. Oparłam głowę o ramię Olivera, a on ścisnął moją dłoń. On też się wystraszył.

Po jakichś dwudziestu minutach znaleźliśmy się u nas pod domem. Pożegnałam się z Oliverem, a następnie wróciłam do domu. Odrazu, gdy zdjęłam buty oraz kurtkę poszłam do swojego pokoju. Weszłam na łóżko i przykryłam się kocem. Założyłam na głowę kaptur bluzy, zdjęłam okulary, po czym walnęłam się głową w poduszkę.

Wolałam oszczędzić tacie i Nate'owi widoku moich łez. Tak, znowu ryczałam. Głównie ze strachu. Nadal pamiętałam to uczucie, kiedy otworzyłam oczy i ukazała mi się sala szpitalna. Po trzech godzinach do mojego pokoju zapukał Nate.

— Ej, siostra... Chcesz coś zjeść? — Pokręciłam głową, że nie, a on wszedł do pokoju. — Zostawiam ci te leki na szafce... — Kiwnęłam głową. — Co się stało? — Znowu pokręciłam głową w odpowiedzi.

Nie chce teraz niczego mówić. Mój głos naprawdę będzie źle brzmiał, jeśli się odezwę. Nate usiadł po drugiej stronie łóżka, a następnie pogłaskał po plecach. Słyszałam jak westchnął, po czym się podniósł.

— Jak nabierzesz ochoty na jedzenie, to będzie w lodówce... — Po tych słowach wyszedł z pokoju, a ja podniosłam się do sądu i spojrzałam na drzwi, które w tym momencie całkowicie były rozmazane.

Naciągnęłam rękawy na dłonie, po czym wytarłam oczy. Spojrzałam na swoją poduszkę, która na samym środku miała wielką, mokrą plamę. Zwróciłam uwagę na Cat. Leżała w moich nogach. Przysunęłam się do niej, a następnie zaczęłam ją głaskać. Tylko to potrafi mnie w miarę uspokoić. Cicho miałknęła, ponieważ ją obudziłam.

Przestałam ją głaskać, gdy zaczęła się odpychać łapami. Oparłam się o zagłówek, a następnie spojrzałam na okna. Padał śnieg. Za trzy tygodnie święta, a ja nadal nie wykombinowałam o co wtedy chodziło Oliverowi. Ale zaraz. Czy on mówił, że to co chce dostać to rzecz? Spróbowałam sobie przypomnieć tą rozmowę.

   ~To co chcę...kończy się na literę „m”, a drugie słowo na literę „ ę”... ~

Co to może być?

— Słowo... On chce coś ode mnie usłyszeć... — Odezwałam się swoim bardzo zachrypnietym głosem. — Ale co takiego? — Zaczesałam palcami swoje włosy do tyłu, myśląc nad tą sprawą.

Dzisiaj króciutki, i wiem, dość późno, ale wcześniej nie mogłam. Głównie przez to, że przyjaciółka mi do domu wbiła i średnio miałam czas aby dokończyć.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie.😅😅😅😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro