Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Czeeeeść!

Wiem, że wczoraj miał być rozdział, ale musiałam wstawić go dzisiaj...

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania!

Ja już nie przeszkadzam i miłego czytania <33

---------------------------------------------------------

Czuli każdą możliwą złą emocje. To było niezaprzeczalne i najbardziej widoczne na ich twarzach. Jeden siedział skulony w swojej jakże miękkiej kanapie, a drugi szedł przez ulice, na które teraz zaczynały spadać krople deszczu. Zaczął padać tak nagle jak ich kłótnia się zaczęła. Nadszedł tak niespodziewanie jak ona. Wystarczyło parę słów i się pokłócili o osobę, która nie była tego tak naprawdę warta.

Over patrzył przed siebie, obejmując swoje nogi ramionami, przyciskając je jak najbliżej swojej klatki piersiowej. Po jego policzkach spływały łzy, a dolna warga drgała, zwiastując atak płaczu, do którego nie chciał dopuścić. Zamknął swoje oczy i zaczął myśleć.

Czemu ta sprzeczka zabolała go aż tak mocno? Cały czas odtwarzał wszystkie słowa, które padły dobijając się jeszcze bardziej.

Poczuł, jakby ktoś przebił mu serce. Jakby ściskał je, żeby szybciej się wykrwawiło i przestało bić. Żeby szkarłatny płyn nie przepływał przez nie. Oddech utknął mu w gardle, a ramiona zadrżały. Szloch wyrwał się z jego ust i zażenowany schował twarz w swoje kolana.

Czuł się obserwowany, nie czuł się bezpiecznie. A w tym momencie tak bardzo chciał być sam, żeby móc płakać bez przerwy i wylewać z siebie słowa żalu jak z karabinu. Żeby narzekać na to czemu ich przyjaźń taka była. A później zadał sobie pytanie.

Czemu gdy pokłóci się z Capelą albo kimś innym, tak bardzo go to nie boli? Dziwiło go to, że czuł się bardziej skrzywdzony. Że gdy czarnowłosy go zrani, nie czuję tego rozrywania jego duszy. Że nie czuję tego krztuszenia się łzami i że oczy nie zalewają mu się łzami niczym wodospady. Bo w najbliższym czasie, gdy ktoś go skrzywdził i wylewał z siebie słoną ciecz, były tylko dwie osoby. Effy i w tym momencie Gregory.

Szatyn za to szedł, czując uderzanie zimnych kropel o jego włosy, ramiona, twarz. Jego ubrania przemakały z każdą chwilą coraz bardziej, jednak on nie zwracał na to uwagi.

Miał serdecznie dosyć dzisiejszego dnia. Nie chciał kłócić się z Hankiem, wręcz przeciwnie, chciał się jeszcze bardziej zbliżyć, jednak nie udało mu się to. Wszystko przez to, że podburzył się tematem o jego związku, o którym nie chciał słyszeć. Zamknął oczy, zatrzymał się na moment i uniósł głowę, by jego twarz była jeszcze bardziej zalana łzami z nieba. Niesamowite było to, jak czasami pogoda potrafi dostosować się do naszego samopoczucia.

Ruszył dalej przed siebie, chcąc dotrzeć do swojego mieszkania w miarę szybko. Mimo że nie chciał widzieć tam swojej dziewczyny, w tym momencie miał to gdzieś. Po prostu ją zignoruję. Jedyne, na co miał w tej chwili ochotę, to zamknąć się w łazience na kilka godzin i wziąć najdłuższy prysznic w życiu, żeby nie myśleć, o tym co czuł i czemu tak cierpiał. Przeczesał włosy dłonią, zaczesując pasma włosów, które wpadały mu do oczu.

Gdy myślał o tym, że dzisiaj jeszcze będzie musiał najpewniej użerać się z blondynką, miał ochotę zatrzymać się w jakimś barze i tam zatrzymać się na najbliższe kilka godzin. Lub dni.

Gdy w końcu przekroczył próg mieszkania, od razu powlókł się w stronę łazienki, ignorując krzyki blondynki. Po prostu zakluczył drzwi i zatrzymał się przed lustrem, opierając się o umywalkę. Spojrzał w swoje brązowe oczy i miał ochotę uderzyć w obraz przed sobą. Jestem taki żałosny.

Cała jego twarz była pokryta kropelkami wody. Każdy człowiek pomyślałby, że po prostu padało i dlatego jest mokry, on jednak widział mokre ślady, które były spowodowane jego łzami. Słonymi kroplami pełnymi rozpaczy i rozgoryczenia. Jego oczy były zaczerwienione, włosy mokre, zmierzwione i poplątane, a jednak najbardziej z tego wszystkiego był widoczny malujący się na jego twarzy smutek.

Rozebrał się do naga i wszedł pod prysznic. Kolejny raz tego dnia czuł uderzanie wody o jego ciało, jednak tym razem czuł, jak się rozluźnia. Zimna woda orzeźwiała jego ciało, zmywając z niego całe dzisiejsze spięcie spowodowane szukaniem mordercy. Spędził nad tym sporo godzin, gdy wrócił z krótkiego patrolu. Nic jednak nie umiało zmyć z niego wstydu i złości. Tych wszystkich uczuć towarzyszących mu podczas kłótni, które w nikłym stopniu wciąż w nim siedziały. Nikt cię nie kocha. Nawet twoja dziewczyna ma cię dość i cię zdradza.

Oparł czoło o chłodną ścianę i otworzył zamknięte dotąd oczy. Nie widział przed oczami niczego innego jak jego oczu. Nie widział nic, prócz bólu w nich, gdy mówił mu te bolesne słowa. Nie słyszał uderzającej o kafelki, ani spadającej z jego ciała na brodzik wody. Słyszał tylko jego słowa, które przeszywały jego duszę. Zależy mi na tobie. Czemu więc on nie potrafił przestać się kłócić i zgarnąć go w swoje ramiona, skoro od tak dawna tego pragnął? Wyjdź.

Zacisnął powieki, a z jego ust uszedł cichy jęk zapowiadający najgorsze. Mocniej odkręcił wodę i zaczął szlochać, okazując to, jak bardzo był słaby. Słaby przez Over'a, bo darzył go uczuciami silniejszymi, niż kiedykolwiek czuł. Słaby, bo tylko ten człowiek potrafił go tak mocno zranić.

Nie masz w sobie nic wartościowego.

Nie wiedział, ile spędził, opierając się o ścianę, płacząc i cały czas odtwarzając w głowie ostatnie momenty kłótni. Wyjdź. To słowo zyskało dla niego nowe znaczenie i stało się najboleśniejszym ze wszystkich. Ostatni raz przetarł twarz dłonią, zmywając kropelki wody i zakręcił wodę. Odetchnął i wyszedł z kabiny cały mokry. Nie obchodziło go to, że kafelki będą mokre. Później je wytrze.

Powoli wycierał swoje ciało, cały czas tylko pusto wpatrując się w przedmioty przed nim. Mechanicznie owinął ręcznik na biodrach i otworzył szafkę, wyciągając pudełko z tabletkami. Otworzył opakowanie i wycisnął dwie kapsułki, od razu biorąc je do buzi i połykając. Musiał je wziąć, bo czuł, że dłużej nie wytrzyma z pulsującym bólem głowy, spowodowanym płaczem.

Wyszedł z łazienki i zastał go... Niespodziewany widok. Blondynka stała przed nim z założonymi rękami i czekała na niego. A obok niej stała walizka.

- Posłuchaj mnie Gregory. Zbyt długo to ciągnęłam. Ten związek nie ma sensu już od wielu miesięcy, a ja sama nie umiem już wytrzymać z tobą pod jednym dachem. Nie czuję już tego uczucia, które było między nami na początku. Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś lepszego.

Czekała chwilę na jego reakcje, on jednak wpatrywał się w jej oczy z obojętnością. Nie było w nich nic prócz zimna, którego ona nie chciała czuć. Złapała za rączkę walizki i obróciła się na pięcie, zmierzając do drzwi. Zatrzymała się jednak w połowie i obróciła głowę w jego stronę.

- Żegnaj Gregory. - szepnęła, on jednak milczał. Po prostu stał i widział, jak kolejna osoba od niego odchodzi. Nie miał nawet po co walczyć. Nie chciał.

Kolejna rzecz tego dnia, która się zjebała. - Pomyślał i ruszył w stronę sypialni. Otworzył okno, żeby świeże powietrze mogło wywietrzyć chociaż trochę zapach jego już byłej dziewczyny. Założył na siebie bokserki, a ręcznik rzucił na krzesło obok. Nie miał siły go odnosić.

Położył się w łóżku i zamknął oczy, jednak nie mógł zasnąć przez całą noc, dokładnie tak samo jak Hank. Oboje myśleli o kłótni, w kółko ją odtwarzając i myśląc "Co by było gdybym wtedy tego nie powiedział?"

Obydwoje czuli się tak samo. Skrzywdzeni. Wylewali z siebie łzy, myśląc o tym co ich łączy, a jednak nie chcieli przyznać tego, że z czasem zaczęli czuć to coś silniejszego niż przyjaźń. Bo gdy patrzeli sobie w oczy, tonęli w nich. Częściej jeździli na patrole i dogryzali sobie w sprawach związku. Flirtowali ze sobą, jednak udawali, że to tylko niewinne i głupie żarty. Czuli się przy sobie swobodnie, mogli być naprawdę sobą. Nie udawali.

A mimo tego wszystkiego nie chcieli przyznać, że to, co zawładnęło ich sercami to miłość. Tylko czy zorientują się, nim będzie za późno?

Czy zdążą poczuć tego pięknego uczucia uniesienia, które niosą za sobą pocałunki, czułość i bliskość drugiej połówki? Czy doświadczą tej szczęśliwej miłości?

*

Stresował się. Serce galopowało mu w piersi, gdy jechał windą na jedno z wyższych pięter budynku. Przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Próbował sobie wmówić, że wcale nie może być tak źle, jadąc do mieszkania swojego szefa.

Zwłaszcza po tym co się działo w łazience. I pod przykrywką, że ten potrzebuję jego pomocy. A co jeżeli naprawdę jej potrzebuję, a ja tylko się nakręcam?

Zapukał niepewnie, nie usłyszał jednak odzewu z drugiej strony. Zapukał drugi raz - dokładnie taki sam efekt. Czuł, jak zdenerwowanie i stres w nim wrzą. Zapukał trzeci i ostatni raz, wręcz waląc w drzwi, jakby miał je wyważyć. Pukam ostatni raz, później idę do domu.

Tym razem jednak usłyszał kroki, tak więc czekał. Siwowłosy mężczyzna otworzył mu drzwi z nikłym uśmiechem.

- Co tak walisz w te drzwi? Aż tak niecierpliwy jesteś Nunuś?

- Nie nazywaj mnie tak - wycedził przez zęby i bez zaproszenia wszedł do mieszkania, mijając właściciela. Im szybciej to załatwi, tym szybciej sobie stąd pójdzie. - To z czym masz problem?

- Tak właściwie nie po to cię zaprosiłem - powiedział i zamknął drzwi. Obrócił się w stronę młodszego. Ten jednak nie potrafił wywnioskować, o co mogło chodzić, albo nie chciał, żeby to o czym myślał, było rzeczywistym powodem spotkania.

- To po co ja się targałem przez pół miasta? - Był zły. To chyba było dość oczywiste, patrząc na to, że w tym momencie przyjechał tak naprawdę po nic. Bo ten miał taką zachciankę.

- Chcę, żebyśmy dokończyli naszą ostatnią rozmowę.

- Jaką rozmowę?

- Masz pamięć złotej rybki? - zapytał retorycznie, delikatnie się śmiejąc, a Dante poczuł przyjemne ciepło rozlewające się w jego piersi.

- Co?

Poczuł silną dłoń na swoim ramieniu i już sekundę później stracił orientację w tym co się działo. Jego plecy uderzyły o ścianę, na szyi poczuł oddech, który zamienił się na pocałunki. Momentalnie przymknął oczy i odchylił głowę, wzdychając. Nogi się pod nim uginały, a myśli były jednocześnie pełne i puste. Co tu się –

- Zapomniałeś już o tym co działo się w łazience? Może mam ci przypomnieć? - Jego policzki spłonęły rumieńcem, a w umyśle pojawiły się wspomnienia z tamtych wydarzeń. Czyli jednak po to mnie tu ściągnął... A czego ja tak naprawdę oczekiwałem? Że nagle magicznie o wszystkim zapomni?

Zacisnął oczy z zażenowania, gdy poczuł, jak endorfiny w jego ciele wzrastają, a nagle jego spodnie zaczęły nagle jakby go uwierać. Zacisnął usta w cienką linie próbując nie nakręcać się myślami co mogłoby się stać, a jednak nie był w stanie. Było za późno.

A wszystko, co było potem, wydarzyło się tak szybko, że Dante nawet nie zorientował się, w którym momencie był bez swoich spodni. Poczuł gorące usta na swoim podbrzuszu, które zjeżdżały coraz niżej, aż dotarły do jego członka. Z jego ust uchodziły jęki, nogi były jak z waty, a w jego głowie mieszało się od najróżniejszych myśli. Kłębiły się w nim i zagnieżdżały, jakby miały tam zostać na zawsze, a czarnowłosy nie wiedział, jak je wypędzić.

- Chętnie zobaczyłbym więcej - powiedział i przetarł kciukiem miejsce, w którym jego ślina spływała w dół. Dante jeżeli było to możliwe, poczerwieniał jeszcze bardziej. Naciągnął spodnie i zacisnął pasek. Uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć i przez chwilę naprawdę zamierzał. Jednak gdy z jego ust nie uszedł żaden dźwięk poddał się.

Co miałby powiedzieć? Że też? Że było to niewłaściwe? Japierdole...

Przetarł twarz dłonią i ruszył do wyjścia na wciąż drżących nogach. Otworzył drzwi i wszedł bez słowa, trzaskając drewnianym włóknem. Wsiadł do windy, wciąż czując delikatny szok. Gdy tylko metalowe drzwi się za nim zamknęły, uderzył plecami w szkło za nim i zaczął trzymać się barierki, by nie upaść na ziemię.

Czy przed chwilą szef policji nie opierdolił mi laski?

To było coś, czego na pewno się nie spodziewał, ale na pewno skrycie marzył. Przymknął swoje powieki i westchnął ciężko, próbując stanąć prosto. To nie może się powtórzyć, to nie jest właściwe...

Tylko czy rzeczywiście takie było?

Obydwoje są dorośli, posady nie mają znaczenia, a jeżeli obydwoje tego chcą...?

Dante jednak nie mógł znieść myśli, że jeżeli pozwoli sobie na coś więcej niż skrytą sympatię, zniszczy coś, co miał chronić bardziej niż czegokolwiek w życiu. Swojego serca. A jeżeli dopuści do siebie starszego, nie zniszczy tylko skrawka swojego serca. Zniszczy całego siebie, a to mogłoby mieć opłakane skutki.

Bo co jeżeli później już nie będzie chciał i umiał się zakochać? Jeżeli będzie odrzucać wszystko, co dobre? Całe szczęście?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro