Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Siemanko!

Mam nadzieje, że rozdział się spodoba!

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania!

Miłego czytania <33

-------------------------

Gabinet szefa policji był przepełniony różnymi personami. Sam szef próbował przetłumaczyć obywatelom, że każdy poniesie odpowiednie co do swoich czynów konsekwencję, jednak nie może on powiedzieć im jakiej wagi one będą. Często musiał się kłócić, bądź wyjść w połowie dyskusji, by ochłonąć, ale nie mógł nic zrobić. Przyjmowanie skarg nie było przyjemnym spędzaniem czasu. Zwłaszcza że każdy człowiek, który takową złożył, chciał, by funkcjonariusz wypłacił im odszkodowanie i poniósł odpowiednie konsekwencje, którymi według nich było najczęściej wydalenie z jednostki, bądź degrad na jak najmniejszą rangę. Hank miał szczerze dość, ale nie mógł zrobić sobie wolnego. Miał za wiele do zrobienia.

Musiał pilnować wszystkiego, co się działo, a odpoczynek w tym momencie nie wchodził jakkolwiek w rachubę. Miał jeszcze morderstwo do wyjaśnienia i złapanie przestępcy, który dokonał się tego nikczemnego aktu. Jednak to nie było wszystko, papiery, donosy, sprawdzanie informacji, sprawdzanie, czy wszystko ma się dobrze w jednostce, akceptowanie szkoleń. Musiał przeczytać dokładnie i rzetelnie każde zdanie złożone w prośbie, by niczego nie przeoczyć.

Miał dość, a jednak mimo tego, że inni się starali i próbowali go odciążyć, on sam często zbyt wiele na siebie nakładał. Chciał mieć pewność, że niektóre rzeczy będą przeprowadzone nienagannie, bo w niektórych kwestiach większość rzeczy musiała być idealna. A on nie chciał pozwolić sobie na błąd i zostać okrzykniętym najgorszym szefem jednostki w historii. Chciał być, chociaż jakkolwiek zapamiętany, albo żeby ludzie kojarzyli go z tymi dobrymi rzeczami.

- Niech pan coś z nim zrobi! Przecież to jakiś skandal! - krzyczała kobieta, a jego głowa zaczynała niemiłosiernie boleć od jej piskliwego tonu. Zdecydowanie miał dość dzisiejszego dnia, a było dopiero południe.

- Wyciągnę konsekwencję z tego zachowania, jednak jeżeli to wszystko, to prosiłbym o wyjście i uspokojenie swoich nerwów. Pani skarga została przyjęta, a konsekwencję w stronę tego funkcjonariusza będą sprawiedliwe w stosunku do SOP. Dziękujemy i do widzenia. - powiedział stanowczo, a kobieta tylko prychnęła i wyszła z gabinetu.

- Co zrobisz? - Usłyszał pytanie, więc obrócił się w stronę Gregory'ego, który stał przy jego biurku.

- A co mogę zrobić? Muszę dać mu zawias, postrzelił zakładnika na napadzie, nie mogę mu odpuścić, wiesz o tym. - westchnął i przeczesał swoje włosy dłonią.

- Tak, ale wiesz, że nie mówię tylko o Dashcamie prawda? Chodziło mi też o Shelbiego, Bazyla i Nelsona. - Hank tylko jęknął cierpiętniczo na wymienione nazwiska.

- Nienawidzę przyjmowania skarg. A co ja mogę zrobić? Wezwę ich do biura, zapytam ich, jak to wyglądało i dam zawiasy albo ostrzeżenia, co więcej mogę zrobić?

- Nie uważasz, że się przemęczasz? Wyglądasz, jakbyś potrzebował snu. - mruknął szatyn, a Over w odpowiedzi tylko pokiwał głową w zaprzeczeniu.

To prawda. Dzisiaj dostał wiele narzekań na działania swoich funkcjonariuszy. Na samym początku obywatel pokrzywdzony przez Shelbiego w sprawie z niesprawiedliwym wyrokiem, który tak naprawdę nie powinien mieć miejsca. Później Bazyl za niesprawiedliwe postrzelenie, bo przecież obywatel nie miał przy sobie nawet broni. Nelson za wklepanie większego mandatu niż powinien. Potem znowu Shelby wraz ze źle przeprowadzonym zatrzymaniem drogowym. Din za złe zajęcie się zatrzymanym, a teraz Dashcam i postrzelenie zakładnika.

- Nie, jest w porządku. Radzę sobie. - Uśmiechnął się. - Jedź na patrol, ja zajmę się tymi papierami. - powiedział, wskazując na dwie kupki papierów położonych na skraju jego biurka. - A Grzesiu! - zawołał, gdy ten już zamierzał wychodzić. - Później jadę do domu. Będziesz chciał wpaść? Wiesz jakaś pizza, jakieś whisky i może film? - zapytał nieśmiale, delikatnie szczypiąc swój nadgarstek, by nie odwrócić wzroku od oczu Gregory'ego, bo miał na to bardzo dużą ochotę.

- Jasne. - Szatyn rozpromienił się i w o wiele lepszym humorze ruszył na patrol.

*

- Żartujesz sobie ze mnie?! Naprawdę chcesz zaczynać ten temat?! - zapytał i parsknął śmiechem, patrząc w niebieskie oczy.

- Tak, bo niszczysz sobie życie!

- Nic nie wiesz! - krzyknął i wskazał na niego palcem, w agresji. Naprawdę nie chciał zaczynać tej kłótni, ale wybuchł. Nie mógł tego słuchać, bo prawda bolała zbyt mocno. Za mocno uderzyła w jego serce.

- Wiem nawet za dużo! Ale ty chyba za to żyjesz w pięknej bańce, którą ci stworzyła! Myślałeś, że co?! Że jest ci wierna?! Pieprzy się na prawo i lewo z każdym, kogo napotka!

- Przestań! - Wiedział. Wiedział o wszystkim, a jednak słowa jego przyjaciela tak bardzo go bolały. Bo jego słowa docierały głębiej, do samej świadomości i tam się zawsze zakorzeniały. Żeby mu o sobie przypominać.

- Nie do kurwy! Zrozum, że ona cię kurwa oszukuje, mami swoimi zagrywkami. Jest z tobą tylko po to, że może dojść i poczuć piekielnie dobry orgazm, ale nic więcej dla niej nie znaczysz!

Nie zwrócił uwagi na to, że powiedział coś, co tak bardzo chciał przeżyć. Czego naprawdę pragnął. Bo w głębi serca zazdrościł blondynce, jednak jak zwykle, nie umiał się do tego przyznać.

- Jesteś tylko pierdoloną zabawką w jej rękach, którą odrzuca w kąt gdy się znudzi, a później znowu wykorzystuje, gdy sobie o tobie przypomni! - dokończył i zamachnął się, uderzając Gregory'ego, jednak nie tak by go skrzywdzić. Tak by się otrząsnął. - Otrząśnij się! - Szatyn był na początku zdziwiony, jednak po dłuższej chwili, gdy czuć ból w szczęce, poczuł niewyobrażalną złość.

- Myślisz, że nie wiem?! Od miesięcy mnie zdradza! - krzyknął brązowooki i wziął wdech, by chociaż odrobinę się uspokoić. Hank za to patrzył na niego w czystym szoku. - Jestem tego świadomy. Wiedziałem o tym od dawna. - dopowiedział normalnym tonem, przecierając twarz dłonią.

Zignorował to, że jego przyjaciel go uderzył. Czuł złość przez jego słowa, nie czyny. Nie uważał tego za jakiś wielki i haniebny czyn. Po prostu ciemnowłosy chciał, żeby przestał patrzeć na kobietę jak na boginię i dał ponieść się emocjom. Montanha to rozumiał, sam wiele razy uderzył kogoś, chociaż nie powinien.

- To po chuj dalej z nią jesteś?!

- Myślisz, że tak łatwo jest mi z niej zrezygnować po kilku latach związku?! Że jej nie kocham?!

- Nie chcę, żebyś cierpiał! Zależy mi na tobie Gregory i nie chce, żeby ta szmata cię wykorzystywała! - Prawda, która tak bardzo nie chciała mu wiele razy przejść przez usta, uderzyła w nich jak torpeda. Jednak żaden nie dał po sobie tego poznać.

- Może w tym jest problem, że ci zależy i nie mogę robić nic, jak chce, bo wielki Hank mi wszystkiego zabroni! Wiem, co robię, wiem, jak grać w jej gry!

- Tak? To, czemu dzwonisz do mnie z płaczem gdy znowu cię wykorzysta?! Czemu wylewasz pierdolone łzy nad suką, która tylko bawi się twoimi uczuciami?! Staram się ciebie chronić!

- Bo ją kurwa kocham!

- Sama miłość nie wystarczy! - Wykrzyczał i obydwoje zamilkli. Żaden z nich nie wiedział, co mają powiedzieć, co zrobić, jak przeprosić. Jednak w obydwóch buzowały emocje, który przelały szale całego dzisiejszego wieczoru. Bo w związku miłość to nie wszystko, potrzeba też zaufania, wsparcia i wielu innych rzeczy. A jednak tyle związków ich nie ma, więc po co istnieją?

Te słowa były tak prawdziwe, że przez długi czas żadne z nich nie mogło się po nich pozbierać, aż w końcu Gregory przemówił swoim ochrypłym głosem. Nie krzyczał. Nie miał po co. Bo same słowa wystarczyły, żeby uderzyć prosto w serce. Wysoki ton nie był potrzebny. Bo to, co powiedział parę chwil później w taki spokojny sposób, utwierdzało Hanka, że mówił prawdę, jednak Montanha tak nauczył się kłamstw, że sam zaczynał w nie wierzyć.

- Bo dobrze wiemy, że miłość to tylko zdradzieckie uczucie, przez które się cierpi co? Pieprz się ze swoimi mądrościami Hank. Zrobię, jak będę chciał i nie posłucham się ciebie, bo mam w dupie twoje zdanie. - Kłamstwo. Zawsze się nim bronił, gdy chciał zostać sam. Zawsze gdy jego serce zostało zranione, a on miał dosyć wszystkiego wokół niego. - Zwłaszcza wtedy gdy TY doradzasz mi w związku. - Wycedził przez zęby ostatnie zdanie i obserwował, jak niebieskooki unosił swoją dłoń, wskazując na drzwi. Nie spojrzał mu nawet w oczy i powiedział zbolałym tonem:

- Wyjdź - To jedno słowo, ugrzęzło na dnie w ich sercach. Szatyn bez słowa, kiwając tylko niemo głową w zgodzie, obrócił się na pięcie. A Hank pomyślał tylko jedno - że jest dla Gregory'ego nikim.

Nic nie znaczysz.

Over stał, patrząc na jego odchodzącą sylwetkę, czując porażający ból w sercu. Nie spodziewał się takich słów z jego ust i nie mógł powiedzieć, że go nie zabolały. Bo cholernie krzywdziły jego serce, nie dając mu spokoju. Czuł tylko mętlik w swoich emocjach i umyśle.

Usłyszał trzask drzwi, a wraz z nim pierwsza łza tego wieczora spłynęła po jego policzku. A potem polał się wodospad. Woda pełna zawiedzenia, rozpaczy, żalu, zdradzenia. Tonął w tym wszystkim i nie było szans, żeby ktoś go z tego wyciągnął. Po prostu stał i starał się nie utonąć. Bo tracił oddech.

A wszystko przez to, że zaczął rozmowę na temat Mii. Że chciał porozmawiać szczerze z przyjacielem, ostrzec go o tym. Bo już nie mógł patrzeć i słuchać jego bólu. A on usłyszał coś takiego. Zburzyło to wszystko, nad czym pracowali, nad tym co przeżyli i czuli. Bo teraz pozostała tylko zdrada.

Upadł na kolana i opatulił swoją twarz dłońmi, by zasłonić widok przed nim. Mieszkanie, które pomógł mu wybierać. W którym przeżyli tyle chwil. Mieszkanie, w którym właśnie zrozumiał, że jego przyjaciel jest kimś więcej niż zwykłą osobą w jego życiu.

Był jedyną osobą, która mogła go naprawdę zniszczyć. I teraz właśnie Hank czuł się zniszczony, złamany.

*

Siedział pod gołym niebem. Było jasno ze względu tylko i wyłącznie na porę roku, ale ta strasznie szybko się zmieniała. Było coraz bliżej jesieni. Wakacyjnych dni było coraz mniej, a dzieciaki ubolewały nad tym faktem, bo nie chciały znów budzić się o poranku i iść do budynku, który nazywany jest szkołą.

On za to cieszył się niezmiernie, bo w lecie o wiele ciężej było skryć się, tak by nie zostać zauważonym. Gdy było ciemno, było to niezmiernie proste, ale gdy niebo wciąż było rozświetlane przez słońce, nie miał zbyt wielu kryjówek.

Teraz jednak nie za bardzo się tym przejmował, bo mógł spoglądać na posturę ciemnowłosego mężczyzny, który był dla niego strasznie pociągający. Nie spodziewał się, że kiedyś poczuję coś takiego. Że z każdym dniem będzie chciał być jeszcze bliżej, ale nie mógł. Musiał się powstrzymywać.

Czuł, jak gałązki coraz bardziej wbijały się w jego zasłoniętą ubraniami skórę. Nawet najmniejszy skrawek jego karnacji nie był możliwy do zauważenia. Musiał być bardzo ostrożny, by jego plan wyszedł tak, jak pragnął. A to iż jego ukochany spotykał się z kimś innym w czasie, w którym to on by mógł być przy nim, napędzało go tylko do działania. Krzak, w którym siedział skryty, był niedaleko okna, przez które próbował dojrzeć, co się dzieje w środku mieszkania. Był zazdrosny.

Jego uczucia były bardzo szalone, a działania nieprzewidywalne. Pragnął posiąść mężczyznę, którego pokochał za wszelką cenę. Choćby miał zabić połowę miasta i postawić ultimatum w postaci przetrzymywania, zrobi to. Wszystko, żeby tylko uchronić go od świata i toksycznych ludzi, którzy go otaczali. Jego przyjaciel, z którym prowadził zawziętą rozmowę, też miał swoje za uszami. Obserwatora bolała świadomość, że nie może już w tym momencie zacząć go chronić, ale musiał poczekać na odpowiedni moment. Musiał być niezwykle ostrożny.

Wiatr wzmocnił swoją siłę, zrywając kilka liści z drzew i krzewów wokół niego. Jeden nawet przyczepił się do jego policzka skrytego za czarną maską, lecz on ignorował ten fakt. Teraz był zbyt skupiony na swoim celu. Na obserwowaniu osoby, na której mu zależało.

Uśmiechnął się nieznacznie, gdyż zauważył, jak mimika twarzy jego ukochanego zmienia się z szokowanej na złą, wręcz wściekłą. Doskonale widział każdą rysę jego twarzy, nie był bardzo oddalony od lekko zabrudzonego okna, tak samo jak jego obiekt westchnień. Obrócony w stronę okna, patrzył, prawie że na niego, a jednak nie zauważył jego osoby. Skryty mężczyzna miał tę przewagę, że go dokładnie obserwował. Wiedział, że tu będzie, a mężczyzna, który zawładnął jego sercem, nie spodziewał się jego obecności. Ledwo co wiedział o jego istnieniu.

Gdy ciemno włosy z powrotem obrócił się do swojego towarzysza, nerwowo unosząc dłonie w różnych gestach, obserwator zaśmiał się pod nosem. Lubił ich kłótnie, bo wtedy nie musiał bać się, że jego ukochany jest zagrożony, bo on nie chcę z nim rozmawiać. Jego towarzysz kłótni najpewniej zaczynał krzyczeć, tak samo jak niebieskooki. Dwoje najbliższych przyjaciół kłóciło się najpewniej o jakąś głupotę, a jego napawało to spokojem. Uwielbiał chaos, odnajdywał się w nim.

Później każdy ruch mężczyzn w mieszkaniu był impulsem. Uderzenie w twarz, łzy w oczach, wskazanie na drzwi i wyjście przyjaciela.

Tak, kochał robić wszystkim pod górkę. Czuł się wtedy jak ryba w wodzie. W swoim żywiole. I już niedługo jego ukochany miał dołączyć do niego. Bo bał się, że jeszcze ktoś skrzywdzi osobę, która zawładnęła jego sercem.

A ono krzyczało tylko jedno - Wszystko dla niego. Wszystko dla Hanka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro