Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Talk me down

Dziękuję za każdy komentarz i gwiazdkę.

Miłego czytania xx

--------------

"Chcę spać obok Ciebie,
I to wszystko, co chcę teraz robić,
I chcę wrócić do Ciebie do domu.
Ale dom to tylko pokój wypełniony moimi najbezpieczniejszymi dźwiękami.
Więc wpadnij i zagadaj mnie"

Zimny wiaterek muska moje ciało, gdy mocno zaciskam dłonie na poręczy balkonu, należącego do mojego psychologa. Sprowadzam na nie cały swój ciężar. Czuje się taki lekki. Jak piórko. Pragnę polecieć. Dotknąć szklanych kawałków nieba, które rozpadło się po jego odejściu. Pragnę móc je połączyć znów w jedną spójną całość. Abym mógł sięgnąć gwiazd. Ale teraz są tak daleko. Poza moim zasięgiem. Nie mogę być szczęśliwy. Jeszcze nie teraz. Nie potrafię dotknąć tych świecących punkcików. To jeszcze nie ten czas. Czekam.

-Niall, już ochłonąłeś?

Odwracam głowę w stronę Courtney, która patrzy na mnie ze spokojem w oczach. Zupełnie jak kiedyś Zayn. To te same spojrzenia. Ale wiem, że Courtney martwi się o mnie. On wtedy nic nie czuł. Pustka. Była tylko ona. Miażdżyła mocno inne uczucia. Tamte były zduszone. Nie mogły oddychać. Zupełnie jak ja od długiego czasu. Duszę się. Nie czuję nic prócz smutku i złości.
Wzdycham cicho i kiwam głową, dając znak kobiecie, że już po wszystkim. Mój wybuch ulotnił się. Wysoko. Wtapiając w powietrze.
Wchodzę do środka ciepłego pomieszczenia. Gabinetu.
Zajmuję po raz kolejny tego dnia skórzaną kanapę. Rozsiadam się wygodnie i kładę nogi na szklanym stoliku. Leżą na nim jakieś stare czasopisma i czyste, białe kartki razem z długopisem. Na wypadek gdyby jakiś z pacjentów miał ochotę coś napisać. Tak nagle.
Zaciskam dwa palce na nosie wzdychając ciężko z zamkniętymi oczami.
Słyszę jak Courtney siada na swoim obrotowym fotelu. Patrzy na mnie. Ciągle. Czasem jej baczne spojrzenie mnie przytłacza. Jednak nie dziś. Potrzebuję teraz czyjejś uwagi.

-Chciałabym wiedzieć dlaczego nie chcesz założyć pamiętnika, by tam zapisywać...

-Piszę-odpowiadam szybko wcinając się jej w zdanie. Mruga zaskoczona.

-Och...To dobrze. Cieszę się, że decydujesz się na coś takiego skoro nie potrafisz jeszcze o tym wszystkim mówić. Pisanie w pamiętniku powinno ci pomóc w oswojeniu się z całą sytuacją-uśmiechnęła się przyjaźnie.
Nie odwzajemniłem gestu. Czuję się z tym źle. Jestem teraz tak bardzo podobny do Zayna. Nie chcę. Pragnę znów się uśmiechać. Tak jak kiedyś. Dlaczego to musi być takie trudne?

-Niall-zaczęła po długiej ciszy, biorąc głęboki wdech-Jak się dziś czujesz?

Znów to samo. Dzisiaj zadała to pytanie po raz trzeci, bo nie chciałem odpowiedzieć.

-Głupie pytanie-mamroczę.

-Niall...

Otwieram zezłoszczony oczy i unoszę spojrzenie na jej twarz, która jest taka łagodna. Nie wydaje się zirytowana.

-Czuję się do dupy! Jak ostatnie gówno, rozumiesz?!-wykrzykuję, wstając z miejsca z mocno zaciśniętą szczęką. Krzywię się i przecieram twarz dłońmi- Kurwa-bełkoczę. 
Kobieta wzdycha cicho. Widzę w jej oczach zaniepokojenie.

-Niall...

Nie słucham, co mówi. Patrzę chwilę na jej usta. Potem rzucam się na kartki i długopis. Zaczynam pisać. Muszę.

~2 lipiec 2015 rok~

Pamiętam swój pierwszy pocałunek. Zawsze myślałem, że będzie on z dziewczyną. Wyobrażałem sobie ją jako wysoką, szczupłą kobietę o długich czarnych włosach, mnóstwem rzęs i pełnymi ustami.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy pocałowałem Zayna nad jeziorem przy wierzbie. Osłaniała nas swoimi gałęziami przed światem. Rzeczywistością. Wszystko zdawało się ucichnąć wokół nas. Zupełnie jakbyśmy byli sami. Tylko my. Nas dwoje. I pocałunek.
Jedynym dźwiękiem, który słyszałem, było walenie mojego serca w piersi. Szumiało mi w uszach, kręciło się w głowie. Byłem oczarowany tą sytuacją. Jego usta...takie delikatne. Pragnąłem czuć je na swoich częściej. O wiele częściej. Zakochiwałem się w nim. Przerażało mnie to trochę. Ale nie mogłem nic z tym zrobić. Nie chciałem. Czułem się magicznie. Taki lekki. Latałem wysoko na wysokości chmur. Wszystko wydawało się piękniejsze z góry. Nie chciałem tego tracić.
Pamiętam jak Zayn uśmiechnął się w moje usta. Czułem to tak wyraźnie. Myślałem wtedy, że zaraz zemdleję z wrażenia. Ciepło rozlewało się po całym moim ciele. To było takie piękne.
Mój Zayn uśmiechał się. Ponieważ czuł się szczęśliwy. Ja również.
Teraz prawdę mówiąc nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego pierwszego pocałunku. Ten zapadł w mojej pamięci aż do teraz. Z najmniejszymi szczególikami.
Zayn był pierwszym, który się odsunął. Patrzyliśmy sobie w oczy. Chciałem odwrócić wzrok zawstydzony, ale nie zrobiłem tego. Jakim byłbym głupcem, gdybym wtedy to uczynił.
Pierwszy raz od czterech lat widziałem jak pojawiły się iskierki szczęścia w jego oczach. Uciekły z pustego pomieszczenia, przepełnionego ciemnością i zimnem. Nie były już przygniecione ciężarem smutku. Czuły się wolne. Cieszyły się tym. Tak samo jak ja.
Zayn uważnie mi się przyglądał z niepewnością. Zdałem sobie sprawę z tego, że płakałem. Tak bardzo płakałem. Ale to nie było spowodowane smutkiem. Byłem szczęśliwy.
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo tęskniłem za tamtym dziesięcioletnim Zaynem.
Potem uśmiechnąłem się uspokajająco do swojego przyjaciela. Bo wciąż nim był. Chciałem więcej, ale nie ośmieliłbym się o to prosić.
Ulżyło mu. Po chwili zaśmiał się cicho ścierając moje łzy z policzka. Podpierał się wtedy łokciem, patrząc na mnie z góry. Płakałem jeszcze bardziej. Dopóki nie uciszył mnie pocałunkiem. Kolejny raz czułem się niesamowicie. Każde pozytywne uczucie buzowało we mnie..cholera, to brzmi tak jakbym się naćpał.
Mniejsza o to.
Mija już sześć lat. Aż pragnę wyrwać sobie serce, by nie czuć tego okropnego bólu, kiedy pomyślę jak było wspaniale pomiędzy nami.
Byliśmy niewinnymi dzieciakami, które dopiero co poznały kawałeczek życia. Pragnę wrócić do tych czasów. Było tak łatwo. Tęsknię za tym. Tęsknię za Zaynem. I za tym co nas łączyło. To było takie piękne.

Kartka niespodziewanie zostaje mi odebrana przez Courtney. Wtedy uświadamiam sobie, że zanoszę się szlochem, siedząc w kącie gabinetu. Moje ciało trzęsie się okropnie. Podkulam nogi, a wtedy chowam twarz w kolanach. Courtney obejmuje mnie i przyciąga do siebie, tuląc mocno. Nie próbuje mnie uspokajać. Wie, że to nic nie da.
Zdaje mi się, że moje niebo pęka na więcej drobnych kawałków. Ale gdy tylko myślę o dobrych, nadal jeszcze bolesnych wspomnieniach, z którymi muszę się oswoić, nagle regeneruje się odrobinę. Mam wrażenie, że jest bliżej mnie, jednak wciąż za daleko, abym mógł dosięgnąć gwiazd. Potrzebuję pomocy. Niech mi ktoś ją da. Błagam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro