Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Fools

" Jestem znudzony tym miejscem, mam nadzieję, że ludzie się zmienią. Potrzebuję czasu, żeby zastąpić sobie to, co rozdałem. I moje nadzieje, one są wysokie, ale muszę trzymać je nisko. Mimo, że staram się zaprzeczać, wciąż tego pragnę "


~ 1 lipiec 2015 rok ~

Ignorujemy minuty naszego życia, nie wiedząc ile jedna tak naprawdę potrafi zmienić. W ciągu 60 sekund możemy rozpętać wojnę, stracić najbliższe nam osoby lub wykonać czynność, która wywróci całe nasze życie do góry nogami. W ciągu jednej z pozoru nic niewinnej minuty moje piękne życie uległo zmianie. Zawsze było ono proste, wszystko łatwo mi przychodziło. Miałem rodzinę, dom, wspaniałego przyjaciela. Byłem lubiany, ludzie uwielbiali mój charakter, poczucie humoru. Nie mogłem o nic więcej prosić, to wszystko było takie wspaniałe. Jak z bajki. Ale to jest życie. Ono zawsze coś zepsuje. Początkowo jest miłe i piękne choć nie w każdej chwili, ale jednak.
A później, kiedy już doroślejesz i zostawiając dzieciństwo za sobą zawsze coś musi się zepsuć.
Pamiętam bardzo dobrze czas gdy byłem niewinnym dzieckiem. Pamiętam swoich rodziców. Moja mama nie pracowała. Zajmowała się mną i Gregiem, moim starszym bratem. Tata był architektem, z reszta wciąż nim jest. Zawsze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu śmiejąc się i wygłupiając. Ale nie sami. Zawsze dołączali do nas państwo z domu z naprzeciwka. Mieli syna. Zayna. Od razu się polubiliśmy. Stał się moim ulubionym i jedynym najlepszym przyjacielem. "Najlepsiejsi przyjaciele na całym bożym świecie i kreskówkach"- tak mówiliśmy.
Każdy dzień spędzaliśmy razem. Nawet kiedy było to trudne do wykonania.
Pamiętam jak co każdą sobotę chodziliśmy z rodzinami nad morze. Ja i Zayn uwielbialiśmy chodzić po piasku w lato. Był taki ciepły, miły w dotyku.
Często biegaliśmy po plaży z drewnianymi mieczami udając rycerzy. Lubiliśmy nimi walczyć. Czułem się wtedy taki dojrzały i dzielny. Zayn wiedział o tym, wykorzystywał to, żeby się ze mną droczyć. Wtedy zawsze na jego twarzy pojawiał się łobuzerki uśmiech, który tak lubiłem. Panowało we mnie szczęście za każdym razem, gdy go widziałem. To było niesamowite.
Rodzice podczas naszej zabawy rozsiadali się za każdym razem przy skałach, by nie wiało na nich. Zawsze byli skierowani twarzami do wody.
Nasi rodzice świetnie się dogadywali. Lubili się. Szanowali.
W zimie kontynuowaliśmy naszą sobotnią tradycje, mimo że było zimno jak diabli. Jednak mnie i Zayna nie obchodziło to. Za każdym razem biegaliśmy bawiąc się w różnych bohaterów. Raz weszliśmy na skały, mimo zakazu rodziców. Było naprawdę ślisko, a to nam się podobało. Skakaliśmy ze skały na skałę ślizgając się i kilka razy prawie spadając do lodowatej wody.
To było wtedy takie fajne utrudnienie zabawy.
Rodzice siedzieli na zamarzniętej trawie rozmawiając i śmiejąc się. Nie zwracali na nas uwagi, dlatego nie krzyczeli. Ale w końcu mama Zayna zobaczyła mnie, kiedy poślizgnąłem się i poleciałem do przodu w stronę morza. Krzyknęła coś niezrozumiałego, a wszyscy zerwali się ze swoich miejsc. Szybko biegli w naszą stronę. Mama Zayna, mimo że nie mogła, bo była w ciąży, robiła to. Chciała mi też pomóc.
Zayn szybko mnie złapał i oboje runęliśmy na lodowate głazy. Zaczęliśmy się śmiać. Głośno. Pamiętam, że gdy słyszałem jego melodyjny, uroczy śmiech, moje serce szybciej biło, a coś ciepłego i miłego rozlewało się w moim brzuchu. To było takie cudowne uczucie. Nie można czegoś takiego zapomnieć, nawet mimo szczerych chęci.
Kiedy brakowało mi powietrza w płucach zamilkłem. Zayn wtedy mnie przytulił. Wtulałem się w niego z uśmiechem i zamkniętymi oczami.
Potem usłyszeliśmy krzyk. To była mama Zayna.
Ja usiadłem pierwszy, on był następny. Rozglądaliśmy się, ale nigdzie nie mogliśmy dojrzeć jego mamy. Widziałem jak Zayn się denerwuje. Jego oczy zachodziły łzami. Objąłem go, a on tym razem wtulił się w moją kurtkę. Nie spuszczał wzroku z moich krzyczących i zdenerwowanych rodziców oraz jego ojca. Ja też.
Wszyscy dorośli szukali ciężarnej kobiety. Ale nigdzie nie mogli jej dostrzec.
Później dowiedziałem się, że już jej nie ma. Ani przy mężu. Ani przy moim małym Zaynie. Umarła. Była teraz w niebie z Bogiem i aniołkami. Tak mówił mój tata, gdy płakałem za każdym razem z jej nieobecności. Bolało mnie to, że nie ma już mamy mojego przyjaciela. Nie wyobrażałem sobie jak on się czuje. Bałem się.
Od tamtej pory szczególnie wspierałem Zayna. Broniłem go, gdy nasi rówieśnicy mówili coś złego czy przykrego. Zawsze go pocieszałem, chciałem sprawić, by był znów szczęśliwy tak jak kiedyś. Aby się uśmiechał i śmiał.
To było trudne, gdy jego ojciec zdziwaczał i zaczął pić. Pamiętam, że czasem padały z jego ust okropne słowa, kierowane do jego syna. Widziałem na własne oczy jak Zayn coraz bardziej marnieje. A każda mała iskierka ujawniająca szczęście po prostu znikała. Znienawidziłem tego człowieka. Krzywdził i niszczył mojego najlepszego przyjaciela. A ja nie mogłem nic zrobić. Musiałem na to patrzeć.
Kiedy mieliśmy po 14 lat wciąż miałem wrażenie, że Zayn żyje przeszłością. Nie mógł przez nią ruszyć dalej. Trzymała go w swoich mackach. Był jej więźniem. Tak bardzo pragnąłem dać mu szczęście. Nigdy jeszcze nie chciałem tak mocno ujrzeć jego pięknego uśmiechu. Minęły cztery lata odkąd ostatni raz to robił. Zabijało mnie to od środka, czułem duży smutek. Nie wiedziałem wtedy, co robić.
Było okropnie gorące lato. Pomyślałem, że zabiorę go w swoje ulubione miejsce. Tak też zrobiłem.
Pojechaliśmy autobusem za miasto. Wysiedliśmy dopiero na ostatnim przystanku. Stamtąd szliśmy na południe. W stronę lasu. Minęła godzina zanim dotarliśmy tam, gdzie często przebywałem. Ściemniało się. Chmury przybierały kolor różu i fioletu. Te barwy mieszały się z coraz ciemniejszym odcieniem błękitu nieba. Słońce chowało się za drzewami lasu, a coraz więcej gwiazd ukazywało się nad nami. Błyszczały. Tak pięknie. Kochałem na nie patrzeć. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, więc nie próbowałem tego robić. Czułem jak spojrzenie Zayna co chwilę ląduje na mojej twarzy. Policzki mocno mnie piekły. Rumieniłem się. Dobrze, że nie było tego widać tak bardzo.
Weszliśmy do lasu. Pomiędzy nami panowała cisza. Zayn nie pytał dlaczego tutaj przyjechaliśmy. Nie martwił się tym. Dozgonnie mi ufał. Było mi miło na sercu z tego powodu. Cieszyłem się jak małe dzieciątko.
Po dość długiej wędrówce dotarliśmy na miejsce. Przed nami rozpościerało się płytkie jezioro. Było otoczone drzewami iglastymi, które odbijały się w jego tafli. Tak samo jak wschodzący księżyc. Znajdował się on już po środku jeziora, wyglądającego jak sowie oko.
Widziałem jak oczy mojego przyjaciela zabłyszczały, gdy skanował wzrokiem krajobraz przed nami. Zauważyłem, że zaczął się w coś nagle zawzięcie wpatrywać. Spojrzałem w tamto miejsce. Przy brzegu, niedaleko nad, rosło jedyne drzewo, różniące się od tych pozostałych. Było do płacząca wierzba. Jej długie gałęzie zanurzały się w wodzie.
Złapałem niepewnie dłoń Zayna. Pamiętam jak popatrzył na mnie ze spokojem, nic nie mówiąc. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Nie odwzajemnił tego gestu. Nic nowego.
Zaprowadziłem go do tego drzewa, które mu się spodobało. Wolną rekom odgarniałem gałęzie wierzby, wchodząc w ich głąb. Zayn robił to samo. Słyszałem.
Dochodząc do konaru patrzyłem w dół na różowe kwiaty porastające glebę. Puściłem dłoń przyjaciela. Chwilę później leżałem na miękkim podłożu, patrząc na połyskującą wodę przede mną.
Zayn chwilę później naśladował moje czynności. Jednak potem patrzył na moją twarz w skupieniu. Przeniosłem wzrok z odbijających się w jeziorze gwiazd na chłopaka leżącego blisko mnie. Nawet bardzo.
Znów obdarzyłem go uśmiechem. A potem uczyniłem coś, przez co on także to zrobił.

XX

Hej! Oto pierwszy rozdział mojego pierwszego ff o Ziallu.
Chciałam Was spytać czy ten rozdział się podobał i czy chcecie dalej to czytać?
Bo bez sensu jest pisać gdy nie ma się czytelników x





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro