W zamknięciu
-Grace! Kochana! Dlaczego się mnie boisz? Tyle lat...
-Zam... Zamknij się! Przez ciebie Al płakał! Przez ciebie musieliśmy uciec!
-Och, to nie moja wina że Alice was nie tolerowała! Ona chciała dobrze! Allan się jej postawił, a ja robiłem co musiałem. Teraz przyszedłem po ciebie, bo jego nie da się już uratować. Nie żyje!
-Kłamiesz! Wszyscy kłamiecie mam was dość. Nie ufam tobie, ani żadnemu z porywaczy!
-Czy ty nadal nic nie rozumiesz!? Oddzielasz mnie od nich, a ja sam jestem jednym z nich. Nie zdziwiło cię, że gdy ON przyszedł Jack nie wypowiedział ani słowa?
-Ty jesteś NIM! CIEBIE nigdy nie było w Niebieskim Domu! Dlaczego więc mówisz w 3. osobie?
-To co teraz powiem... O tym nie wie nawet mój syn... ani siostrzeniec...
-Powiedz! - rzuciłam zaintrygowana.
-Cześć Valentine.
-Skąd wiesz jak nazwał mnie Jack?
-Mała... Ja nim jestem. Moje imię to Jack, nazwisko brzmi...
-McCountry. - dokończyłam niepewnie.
-Wierzysz mi?
-Ja...nie wiem, co powiedzieć. Wtedy nosiłeś inne imię. Ale jak to możliwe, że nie zauważyłam tamtego stroju?
-Był bardzo dobrze uszyty. Nie była to maska, ale przebranie na całe ciało.
-Nadal coś mi nie pasuje.
-Pytaj o co chcesz.
-Odpowiesz zgodnie z prawdą?
-Tak.
-Jak ma na imię twój syn.
-Odpowiem ci zagadką. Jego prawdziwe imię brzmi 10,23,7,10.
-Nie rozumiem.
-Wszystkie odpowiedzi będą do odgadnięcia. Więc zanotuj te cyfry póki pamiętasz.
Wykonałam polecenie. Dziwne. I zadałam kolejne pytanie:
-Kim jest dla ciebie Paul?
-18,12,14,12,17.
-Ok. Czyim bratem jest Colin?
-17,21,13,17.
-Nie mam więcej pytań.
-To dobrze.
-Co teraz? Nadal jestem przywiązana.
Jack już nic nie powiedział, tylko rozwiązał sznury i przyłożył mi do twarzy szmatkę, która spowodowała, że natychmiast zasnęłam.
...
Siedziałam na bladoniebieskim materacu. Przez chwilę kręciło mi się w głowie, ale szybko mi przeszło. Rozejrzałam się. Przebywałam w jakimś ciemnym korytarzu, który był oświetlany przez latające świetliki. Ściany były żywopłotem o wysokości powyżej 60 metrów. Przynajmniej tak mi się wydawało. Korytarz ciągnął się w nieskończoność - przynajmniej ja nie widziałam końca.
Nadal niewiele rozumiałam, ale kartka którą znalazłam obok siebie trochę mi pomogła.
"Valentine Hood, lub Grace Luck - jak wolisz!
Zostałaś przetransportowana do tego labiryntu, abyś mogła rozwiązać zagadki i odpowiedzieć na wszystkie zadane pytania. Nie będzie to łatwe. Nie obiecuję, że przeżyjesz!
Labirynt ma 100 metrów wysokości i zajmuje około 1479 hektarów. Jest wielki! Na odwrocie narysowałem ci mapkę, jedynym problemem jest brak zaznaczenia w miejscu w którym się znajdujesz
Masz 5 lat, by wyjść na zewnątrz, jeśli ci się nie uda przyjdę do ciebie i osobiście dopilnuję, żebyś nie wyszła stamtąd żywa. I pamiętaj - tu czas leci inaczej, nie musisz spać, jeść, pić ani odpoczywać.
Jack McCountry (ON)"
Czyli jedynym rozwiązaniem było wstać i iść. Nie do końca wierzyłam słowom napisanym na kartce. Jak to możliwe, że nie będę musiała robić tylu oczywistych rzeczy?
Wstałam, zgiętą karteczkę włożyłam do kieszeni jeasnów i... Usiadłam z powrotem. Nie miałam siły iść, a to dopiero początek. Mam aż 5 lat...
Wtedy pod moje nogi spadł kolejny list.
"Kochana Grace! Napisałem to zanim zginąłem z rąk nijakiego Grega. Myślę, że zawaliłaś nigdy nie mówiąc o Twojej chorobie babci, łatwiej byłoby mi jej wytłumaczyć dlaczego Cię nie ma. Nie masz pięciu lat, masz góra półtora roku, by się wydostać. Widzę to. Twoja choroba się rozwija. Wybacz mi!
Kochałem Cię zawsze i zawsze z Tobą będę
śp. Allan Luck"
Najbardziej zdziwiłam się, gdy chłopak podpisał się jako ktoś już zmarły. Może on wiedział, że Greg na niego poluje? I znów powróciło pytanie kim jest owy Greg?
Wyciągnęłam kartkę z tajemniczymi liczbami podyktowanymi przez Jacka. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić, że Jack i On to ta sama osoba. Przecież Jack był milszy. W porównaniu z Nim Jack to święty aniołek. Wiedziałam, że On zanim pojawił się w życiu moim i Allana siedział kilka lat w więzieniu za pobicia i kradzierze. Alice jednak mu wybaczyła i oboje postanowili wziąć dzieci do rodziny zastępczej. Allan powiedział wtedy, że się boi i, że to wszystko wina Sophie. Przez co nie odzywałam się do niego kilka tygodni. Przecież Sophie nie chciała wpaść pod samochód, prawda?
Dopiero teraz zrozumiałam w jak wielkim mogłam być wtedy błędzie. Skoro ktoś zabił mi siostrę to raczej miał powód, a skoro ona wtedy wyszła z domu to, jak myślałam, z pewnością wiedziała, że wychodzi, by nie wrócić.
...
Może minął dzień, a może pięć. Dopiero wtedy zdecydowałam się wstać i zostawić materac. Postanowiłam iść przed siebie, nie zawracać bez potrzeby. Chwilę wcześniej przestudiowałam mapę i doszłam do wniosku, że muszę podąrzać na wyczucie. Nic nie rozumiałam z rysunku Jacka. Nie bałam się, że mogę nie wyjść z labirynty, że tu zginę. Chciałam tylko wiedzieć wszystko o porwaczach, zrozumieć tajemnicze cyfry i zweryfikować, czy Jego odpowiedzi były zgodne z prawdą. Miałam siłę walczyć i chciałam to wykorzystać...
-Mam około roku, może trochę więcej, nie muszę robić nic oprócz chodzenia, nie zmęczę się. Dam radę! - krzyknęłam i pokonałam kilkaset metrów truchtem, stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam pierwszą przeszkodę. Tuż przede mną leżał wielki wilk, który cicho powarkiwał przez sen.
-Kto śmie zakłócać mój stuletni spokój, który został mi obiecany przez ThomasaVI zwanego Cierpliwym w 1256 roku!?
-Panie Wilku, jest rok 2019... Jeśli spokój miał trwać sto lat to już się skończył. Chciałabym przejść, nic nie zrobię, będziesz mógł spać dalej...
-O nie! Nie ty mi będziesz mówiła, co mogę zrobić, a co nie! Ja oznajmiam ci : idź i pamiętaj twoim kluczem jest pierwsza i druga litera uporządkowania greckiego tych znaków.
Zwierzę zniknęło a ja dalej stałam bez ruchu. Dopiero po chwili zrozumiałam, że wilk już się nie pojawi. Nie wiedziałam o co chodzi, bo w sumoe to uporządkowanie można nazwać alfabetem, jeśli tak to wiedziałam, że owe litery to Alfa i Beta. Tylko co to ma do rzeczy? Jaki klucz? I kim jest ThomasVI Cierpliwy? Kolejne pytania się nasuwały, a odpowiedzi brak. Usiadłam, by wszystko przemyśleć. Pod moimi nogami pojawił się notatnik i długopis, oraz kolejna karteczka, na której widniał krótki tekst :
"Notuj co kto ci powie, bo wspomnienie jest zbyt ulotne, by przeżyć w tak magicznym miejscu jak to. Wszystko umiera, ale nie wszystko się kończy. Połącz klucz, już znasz takie słowo"
Odczytałam. Alfa, Beta. Przez chwilę próbowałam coś wymyślić i doszłam do wniosku, że chodzi o ALFABET! Zanotowałam wszystko, by tylko nie zapomnieć. Nie byłam zmęczona, nie musiałam tego robić, ale zasnęłam. Tak z nudów, bez konkretnego wyznaczonego celu...
...
Hej!
Dajcie znać w komentarzach jak wrażenia, narazie książka była dość przewidywalna teraz dodaje coś z czym jeszcze nie spotkałam się na Wattpadzie (wcześniej to nie był plagiat, ale były takie klasyczne, trochę nudne, podobieństwa np. porwanie, złe kontakty z rodziną itp. itd.)
Pozdrawiam i dziękuję, że jednak ktoś czyta
Shiba573
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro