Pierwsza walka
...
Minęły trzy miesiące od tamtego dnia, gdy wróciliśmy razem ze szkoły. Coraz gorzej się czułam. Sky próbowała się dowiedzieć, co jest ze mną nie tak, ale nie mogę jej przecież powiedzieć! Nie teraz, gdy sprawy tak się pokomplikowały!
Gdzieś we Francji urodziła się jakaś dziewczynka, która ma DNA niemal identyczne jak ja. Wiedziałam to dzięki umiejętności, którą odziedziczyłam chyba po matce, bo babcia (mama mamy) też się nią wykazywała. Była to umiejętność jasnowidzenia. Bałam się. Kiedyś czytałam historię o takim chłopcu, gdy on zginął, urodził się drugi o identycznym DNA. Teraz obawiałam się, że to oznacza koniec mojego życia. A może to była dla mnie nadzieja?
Wystarczyło tylko, że ta mała oddałaby mi przez przeszczep jedną nerkę. Na wymianę za moją. W tym wypadku chodziło o to, że moja choroba właśnie tam się rozwija, a w innym ciele prawie napewno by wyzdrowiała. Tylko raczej wątpiłam, by rodzice Marcy tego chcieli. Po co utrudniać życie własnemu dziecku? My sami niewiele możemy im za to zapłacić. Na koncie mamy jedynie niewielkie oszczędności, a nie chcemy mieszać w to babci.
Rodzice... Nawet nie wiem gdzie mieszkają! Nie było mowy o pomocy. Odkąd pamiętałam Allan pracował dorywczo, przy okazji ucząc się w liceum. Brakowało jednak na to czasu. Opieka nade mną i robienie zakupów dla babci, szkoła, nauka, praca... Za dużo jak na nastolatka. Wszyscy chłopcy w jego klasie mieli dziewczyny, tylko Al nie miał na to czasu... Wolał poświęcić go mi. Póki żyłam.
...
Siedziałam w pokoju i nieudolnie robiłam zadanie.
-Grace! Grace! - usłyszałam wołanie zza okna. To Sky.
-Hej! Co tam?
-Idziemy razem na spacer?
-Dobra. Za pięć minut zejdę.
Zamknęłam okno i ubrałam białe rurki, do tego zielona koszulka i kurtka dżinsowa. Wystarczy...
Wyszłam z pokoju.
-Gdzie idziesz, kochanie?
-Ze Sky na spacer, babciu.
-Z jaką Sky?
-Pamiętasz tą blondynkę z mojej klasy? To ona.
-Dobrze, tylko wróć przed zmrokiem.
Kiwnęłam jeszcze głową i wybiegłam z miszkania.
-Hej, Grace!
-Och, Sky. - przytuliłam przyjaciółkę.
-Chodź, mam plan.
Podąrzyłam za nią - ufałam jej. Nagle zza rogu wyskoczył zamaskowany mężczyzna i złapał mnie z całej siły. Zemdlałam... Pamiętam, że miałam nadzieję, że Sky da radę uciec.
...
Gdy się ocknęłam, jechaliśmy samochodem, byłam zakneblowana i związana, z przodu słyszałam rozmowę dwóch mężczyzn. Jeden nazywał drugiego Nix, a drugi pierwszego Olix. Kiedy dojechaliśmy rozwiązali mnie, ale za to mocno złapali i zaprowadzili do jakiejś sali.
-Zostaw mnie! Póść! - krzyknęłam. Nie chciałam, żeby Nix i Olix zrobili mi krzywdę.
-Cicho, mała!
-No właśnie - poparł kolegę Nix.
-Zostawcie mnie!
-Zamknij się szmato, bo mam ciebie dość. Rano zadzwonisz do tej staruchy, co zgłosiła twoje zaginięcie i wytłumaczysz jej, że musiałaś niezwłocznie wyjechać do USA z przyjaciółką - Sky King. Rozumiesz? Mam powtórzyć po chińsku, włosku, rumuńsku...
-Nie nakręcaj się. - skarcił go Olix.
-Nie! - krzyknęłam i zaczęłam piszczeć.
Nix na chwilę opuścił pokój, lecz po chwili wrócił z nożem. Podniósł moją bluzkę odałaniając niewielki kawałek stanika i przejechał narzędziem po mojej nagiej skórze. Skrzywiłam się. Nie byłam nauczona bólu fizycznego ran, bo bijatyki to była codzinność w tamtej szkole. Czułam jak krew spływa po moim brzuchu i wsiąka w dawniej białe spodnie. Tym razem Olix wziął ostry przedmiot i nieznacznie mocniej powtórzył czynność. Do moich oczu napłynęły łzy.
-Przestań, proszę. Zadzwonię do Allana i do Babci! Tylko przestań! Zrobię co tylko zechcesz - miałam nadzieję, że nie będę tego żałowała.
Na te słowa chłopak delikatnie wbił końcówkę noża około centyment nad moim pępkiem i przkręcając wyjął go z mojego ciała. W tym samym czasie Nix podał mi jakieś ubranie i kazał się przebrać. Wykonałam polecenie. Teraz byłam w niebieskiej sukience przed kolana.
Wiedziałam, że takich stroi używają tancerki i gimnastyczki. Tylko dlaczego kazano mi się w taki ubrać, skoro nawet nie potrafiłam wykonać najprostszych figur? Znaczy kiedyś dałabym radę, ale teraz? Szybko jednak dostałam odpowiedź. Do pokoju wszedł obcy facet:
-Mała, idziesz na trening.
-Nie potrafię tańczyć.
-Oh, to nie taniec - gimnastyka to piękno z perspektywy innych i niewyobrażalny ból dla ciebie. Taniec nic by tutaj nie zdziałał.
-Nie zachęciłeś mnie.
-Jaka bezczelna! Jaka arogancka! Jaka niezależna! To może pójdziemy na ring bokserski i tam pokażesz co potrafisz!?
-Zgoda. Tylko dajcie mi inny strój. - takiej odpowiedzi zdecydowanie żaden z nich się nie spodziewał, ale przynieśli mi krótkie spodenki i stanik sportowy. Na ręce kazali założyć rękawice.
Dlaczego wszystko musi być tutaj niebieskie?
Dopiero teraz zorientowałam się, że ściany, sufit, podłoga, meble i ubrania zawsze są tego samego koloru. Wszystko takie było oprócz ich vana i masek, które zresztą mieli do teraz na sobie. Ten trzeci nie miał maski. Miał czarne włosy i oczy tego samego koloru. Niezwykle męskie rysy mówiły mi, że jest starszy od reszty, mimo tego, że ich twarzy jeszcze nie widziałam.
Weszłam na ring i rozgrzałam się szybko. Bałam się. Nigdy nie walczyłam ze starszym chłopakiem. Tylko z rówieśnikami. Ale co mogłam zrobić?
Przez chwilę pomyślałam, że może mnie zabije i nie będę musiała tego dłużej znosić, ale szybko o tym zapomniałam. Chciałam żyć. Chiałam założyć rodzinę. Chciałam skończyć szkołę. Chciałam spełniać marzenia.
Zaczęło się. Pierwszy cios - pudło. Poczułam ból pod okiem. Potknęłam się i upadłam. Słyszałam jak Nix i Olix ze mnie szydzą. I chyba właśnie dlatego się nie poddałam...
Prześlizgnęłam się pod jego nogami i walnęłam go w plecy. Zachwiał się. Jupi! Jednak moja euforia nie trwała długo. Jego kolejny cios minął mnie o cal. Zaczęłam przeszukiwać moją głowę w poszukiwaniu jakiś umiejętności.
Znów się przewróciłam. Nie dałam rady utrzymać się na nogach po jego ciosie w twarz. Chciał kopnąć mnie w brzuch, ja liczyłam sekundy do porażki*.
-Zostaw ją Dox. Już się nie podniesie. Wygrałeś.
I wtedy sobie przypomniałam jak w pierwszej klasie podstawówki Gotfryd z 7b zarządał "solówy" ze mną.Wtedy wygrałam dzięki...
Gdy tylko Dox się odwrócił odliczyłam jeszcze do dwóch. Teraz nie leżałam więc czas do porażki się nie liczył. Podparłam się dłońmi pod barki i przygotowałam nogi do odbicia. Bałam się, że źle wymierzę. To skończyłoby się katastrofą. Wybiłam się i idealnie dopasowywując w locie nogi do jego barków i teraz siedziałam mu "na barana". Wiedziałam, że jest zdezorientowany. Nie spodziewał się tego po mnie. Zresztą ja też nie wierzyłam że mi się uda.
Chłopak otrząsnął się i zrzucił mnie. A mi przecież o to chodziło! Upadłam na dłonie i odpowiednio przenosząc ciężar ciała na obie ręce, owszem bolało, ale mogło być znacznie gorzej, kopnęłam mojego przeciwnika w głowę. Byłam silna, ale to nie była ta siła co kiedyś. Czułam to.
Teraz stałam normalnie i okładałam pięściami leżacego no ziemi chłopaka.
-Mała! Zabijesz nam go!
-Spoko Nix. Nadal myślisz że jestem słaba? - zapytałam z napływem dziwnej energii i odwagi.
-Eee...
-Jesteś silna, ale brak ci logicznego myślenia.
-Olix! Zamknij się kretynie!
Teraz oboje ściągnęli maski.
-Moje imię to Paul - powiedział blondyn o zielonych tęczówkach, był o kilka lat młodszy od mojego przeciwnika, może nawet ode mnie.
-Jestem Colin - ten był starszy od Paula, ale nie wiele. Miał brązowe włosy i złote oczy. Był najprzystojniejszy z ich trójki.
-Należą ci się wyjaśnienia Mała.
-Jestem Grace.
-Brzydkie imię. Nie wolisz go zmienić?
-Zastanowie się.
Wróciła mi odwaga sprzed śmierci Sophie - mojej siostry, wtedy byłam naprawdę zdolna powiedzieć i zrobić wszystko. Jednak, gdy byłam w trzeciej klasie, Sophie wpadła pod samochód. Miałam trzy próby samobójcze i mocną depresję. Wyszłam z tego za pomocą Allana. I wtedy trafiliśmy do złej rodziny która miała się nami zająć, ale po roku babcia wróciła z Hiszpanii i uratowała nas z piekła...
...
*Nie znam zasad boksu więc założyłam, że przegrywa się po ośmiu sekundach leżenia na ziemi.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro