Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kto jest kim

Od tamtego spotkania z Herą, bogini jeszcze kilka razy objawiała mi się we śnie. Zwracała się do mnie z taką jakby wyniosłością i, choć tego nie jestem pewna, w jej głosie kilkukrotnie słyszałam żal, skutek i nutkę nadziei. Zesłała mi Hera Nike - boginię zwycięstwa. I wtedy zdobyłam przyjaciółkę. Choć moja wiara niezaprzeczalnie zabraniała mi wierzyć w istnienie istot mitologicznych, byłam pewna, że Nike istnieje i jest ze mną. W końcu ze mną rozmawiała!

Wróciłam do miejsca rozstaju dróg. Tym razem za radą Nike wybrałam tą najbardziej na prawo. Moja przyjaciółka jednak nie mogła iść tam za mną. Jakaś siła stawiała jej barierę.

-Wrócisz do mnie, prawda Grace?
-Oczywiście Nike.
-Przysięgnij.
-Przysięgam, że wrócę.
-Więc będę czekała bez względu na wszystko, aż nie przyjdziesz.
-Żegnaj.
-Do zobaczenia.

Szłam przynajmniej dziesięć kilometrów! Jaka ta droga była męcząca! A miałam się nie męczyć... Przypomniały mi się słowa Hery, że jeszcze dużo mam wycierpieć. Westchnęłam. Bardzo trudno jest żyć i wiedzieć, że tak wiele trudności cię czeka. Ale najgorsze jest to, że nie wiadomo co dokładnie! Zmagając się ze strachem, szłam dalej. Nagle, gdzieś daleko, ujrzałam smugę dymu. Co dziwne, miała ona kolor niebieski. Niebieski Dom też taki wytwarzał... Ale czy to możliwe, że jestem tak blisko domu, w którym mieszkałam ostatnimi czasy? Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam taka szczęśliwa! Wreszcie znalazłam miejsce, które nie było mi zupełnie obce! Przyspieszyłam. Po kilkunastu minutach ujrzałam znany mi ogród porośnięty niebieskimi kwiatkami i niebieskie ściany domu porywaczy. Nie mogłam wyrazić słowami mojego szczęścia! Znalazłam wyjście z labiryntu! Ale szybko przypomniałam sobie przysięgę daną Nike. Nie mogłam jej przecież zostawić. Ale nie chciałam też wracać do przyjaciółki. Wtedy doszło do mnie, że bogini zwycięstwa nie stała się moją przyjaciółką. Gdyby nią była, nie czułabym oporu przed powrotem.

Jednak Allan wielokrotnie powtarzał mi, że jeśli się coś obieca, należy przyłożyć się by to wykonać. A jeżeli przysięgniesz, to choćbyś miał zginąć, musisz dokonać tego, co przysięgałeś. Tak więc podjęłam decyzję. Zawróciłam. Biegłam, póki się nie zmęczyłam. No a przecież miałam się nie męczyć! Dlaczego teraz nie działa to co napisano mi w liście? Szłam szybko, aż ujrzałam Nike.

Już z daleka zawołałam:
-Nike! Nike! Nie uwierzysz! Odnalazłam Niebieski Dom! Chodź! Chodź ze mną! Nike? - dziewczyna nie reagowała na moje nawoływanie. Stała wpatrzona we mnie, ale chyba mnie nie widziała - Nike?
-Nie sądziłam, że wrócisz po mnie, Gree. Wiesz, byłam z tobą cały czas.
-Jak to? Nike, czy ty się dobrze czujesz?
-Byłam z tobą duchem. Czy wiesz ile to ciało tu czekało? Miesiąc! Tyle cię nie było! - Nike wstała.
-Nie. To niemożliwe! Nike! Ty żyjesz, nie mów, że nie! Jesteś silna. Nie umieraj. - dziewczyna się przewróciła.
-Nie umieram. Już dawno jestem nieżywa. Wiesz, moje imię brzmi Rita. Choć znasz mnie pod innym.
-A... Ale... Nike...
-Chciałam wiedzieć jak mocno zaufasz nieznajomej osobie. Znasz mnie jako Wendie, ale też Herę... No i listownie jako Ritę. Ach! No i jeszcze Billy.
-Czekaj, czekaj! To Billy nie był moim bratem?
-Nie. On nigdy nie istniał! Tak jak nie pamiętasz naprawdę swojej matki. To ja wysłałam do ciebie te wspomnienia. Żeby było mi łatwiej. Ale ty nie jesteś głupia. Zorientowałaś się, że z Billym coś jest nie tak. Jak obiecywałam - wróciłam, Grace. Grace Luck...

-Dziękuje Wendie.
-Nie tym imieniem powinnaś mnie zwać. Prawda?
-Rita. To jest twoje prawdziwe imię.
-Tak. Wiele oddałam, by spędzić z tobą te kilka godzin.
-Godzin? Mówiłaś, że miesiąc!
-Ale to nieważne!
-Wendie? Czy coś się stało? - zauważyłam, że moja przyjaciółka upadła na kolana.
-Oddałam niebo! Zamieniłam je na piekło! Dla ciebie! A ty nawet nie pomyślałaś, że przydałoby się podziękować! Nienawidzę cię! Jesteś nikim!

-Przepraszam... - szepnęłam niepewnie.
-Teraz!? Przepraszasz TERAZ!? Ha ha ha!
-Ale...
-Wiesz co? - Rita uspokoiła się - To dlatego Allan mnie wtedy zabił. On wiedział, jaka jesteś na prawdę. Powiedział mi to, wiesz? Ale ja byłam głupia! Zapytałam co zrobić, żeby wrócić do ciebie, a Ali powiedział, że tylko Nieliczne, takie jak ja, mogą to zrobić. Ale zastrzegł, że cena jest wysoka.

-Dziękuję Wendie i Herze, Nice i Ricie. I każdej postaci, którą przyjęłaś, by być ze mną, za Billy'ego też. Przepraszam za całą krzywdę wyrządzoną tobie. I proszę o wybaczenie...
-Szczere są twe słowa, więc ja ci wybaczam, ale Ten Co Panuje nie zrobi tego tak łatwo, czekaj na śmierć. Inaczej ona cię zaskoczy, a z zaskoczenia nie obronisz się.
-Będę.
-A teraz idź skąd przyszłaś. Żegnaj Grace. Żegnaj na zawsze.
-Ale... czy to znaczy, że już nie wrócisz?
-Nie mogę, nie mam już czego poświęcić. Mój czas na ziemi dobiegł końca. Ale nie martw się! Przecież ty też wierzysz w życie po śmierci. Prawda?
-Wierze Wendie.

To były ostatnie słowa, które wypowiedziałam do przyjaciółki i wybawicielki. Widziałam jak jej ciało wysusza się i rozsypuje powoli. Płakałam. Nie tak miała się zakończyć nasza znajomość. Pokochałam ją. Obojętnie jak wiele razy mnie okłamywała. Nigdy jej nie zapomnę.

Opłakiwałam jej śmierć, już drugą, co najmniej kilka godzin. Płacz mnie zmęczył i zasnęłam z myślą, że nie to obiecywano mi w pierwszym liście. Teraz bez notatnika zaczynałam zapominać, nie pamiętałam już kto był autorem tamtego listu...

Gdy się obudziłam wszędzie zalegał śnieg i było bardzo zimno. Miałam na sobie tylko skórzaną kurtkę, a to niewiele pomagało. Wstałam i drżąc ruszyłam drogą, która pomogła mi wybrać Nike, miałam nadzieję, że Niebieski Dom dalej tam stoi i przyjmie mnie. Teraz droga wydawała się być dłuższa. Szłam, choć co kilka kroków przewracałam się i wstawałam znowu. Byłam przemarznięta, a mimo to nie traciłam nadziei. I w końcu ujrzałam dym. Niebieski dym Niebieskiego Domu. Przyspieszyłam. Biegłam najszybciej jak tylko się dało w zaspach śniegu. Niemal czołgając się zapukałam do drzwi. Ale one się nie otworzyły. Nikt na mnie nie czekał. Moje ciało zaczynało odmarzać. Nie wiem ile czasu leżałam na progu aż zemdlałam. Ale wiem, że gdy się obudziłam było jeszcze zimniej. Ale tylko przez chwilę. Zaraz potem ciepło rozlało się po moim ciele niczym wrzątek. Wstałam, ku mojemu przerażeniu odkryłam, że jestem całkiem biała, a moje serce... NIE BIJE! Przełknęłam głośno ślinę. Z całej siły uderzyłam w drzwi. Udało się. Wreszcie byłam bezpieczna.

...

1002 słowa
Komentujcie i gwiazdkujcie!
Shiba573

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro