Kolejna śmierć
Nie wierzyłam, że cyfry mogą oznaczać litery alfabetu. Przecież to rozwiązanie byłoby zbyt łatwe. A może właśnie tak ma być? Ja głowiłam się nad tym tyle czasu, a odpowiedź była bardzo łatwa. Pamiętałam jak zrobiłam kiedyś z Allanem zawody, kto wymyśli lepszy szyfr. Ja używałam wyrazów od końca mówionych, Allan postawił na antonimy. Dlatego cyfry niewiele mi mówiły, ale teraz już rozumiałam.
-Jak ma na imię twój syn.
-Odpowiem ci zagadką. Jego prawdziwe imię brzmi 10,23,7,10.
-Nie rozumiem.
-Wszystkie odpowiedzi będą do odgadnięcia. Więc zanotuj te cyfry póki pamiętasz.
Wykonałam polecenie. I zadałam kolejne pytanie:
-Kim jest dla ciebie Paul?
-18,12,14,12,17.
-Ok. Czyim bratem jest Colin?
-17,21,13,17.
-Nie mam więcej pytań.
Rozpisałam alfabet i dopisałam liczby porządkowe, co ostatecznie wyglądało tak:
A1
Ą2
B3
C4
Ć5
D6
E7
Ę8
F9
G10
H11
I12
J13
K14
L15
Ł16
M17
N18
Ń19
O20
Ó21
P22
R23
S24
Ś25
T26
U27
W28
Y29
Z30
Ź31
Ż32
Szybko doszłam do wniosku, że syn Jacka to Greg, Paul był dla niego nikim, jak wynikało z odpowiedzi, a Colin jest jego bratem. Zdziwiło mnie to. Dlaczego kłamali? Jaki mieli w tym cel, skoro ja i tak poznałam prawdę. Szybko to rozwiązałam, zbyt szybko. Miałam złe przeczucia. I to uzasadnione, bo po chwili znów zemdlałam. Jednak zanim to się stało pomyślałam, że zdecydowanie za często mdleję. To przez chorobę, czy to wina labiryntu?
...
Po raz pierwszy poczułam się całkowicie bezurzyteczna i zbyteczna. W tej chwili chciałam znaleźć chociażby kawałek sznura albo żyletkę, by wszystko skończyć. Była tylko jedna myśl, która pozwoliła mi żyć, bo ja wciąż chciałam poznać prawdę.
Obok mojej stopy upadła karteczka, której treść szybko odczytałam :
"Zapomniałaś, że ja ciągle jestem z Tobą, prawda? Nie bój się, ja wciąż pamiętam o obietnicy. Nie zawiodę Cię, w każdym razie nie dziś, nie teraz... Idź siedemset czterdzieści pięć kroków i skręć w prawo. Potem powtórz czynność, a znajdziesz coś co Ci pomoże
Wendi"
Ta dziewczyna miała rację. Już dawno zapomniałam o tamtej przygodzie. Otworzyłam notatnik i odczytałam ostatni zapis. Znów wiedziałam co i jak, ale wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że coś przeoczyłam. Dziwny jest ten labirynt i jego reguły. Zbyt dziwny...
Pamiętając co pisała Wendi zaczęłam iść. Po przejściu odpowiedniej liczby kroków skręciłam w prawy korytarz i następnie w jeszcze jeden. To co znalazłam na końcu mogło być nadzieją na wyjście z labiryntu, a stało się najgorszym koszmarem...
Przede mną jakby nigdy nic siedziała Wendi i ozdabiała pisanki. Czy to znaczy, że nadchodzi Wielkanoc? Choć z Allanem od wielu lat nie chodziliśmy do kościoła to jako chrześcijanie obchodziliśmy Wielkanoc i Boże Narodzenie.
-Wendi?
-Ooo, Grace! Wreszcie się zjawiłaś.
-Zbliżają się święta?
-Tak, robie pisanki. Pomożesz mi?
Zawsze to lubiłam, więc z uśmiechem zasiadłam do stołu i już po chwili na blacie leżało kilka ślicznych jajek. I nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Wystarczyło, że mrugnęłam raz a obok mnie siedziało ciało Wendi...
Zamknęłam oczy, żeby nie musieć na to patrzeć, bo obok rzeczywiście było CIAŁO dziewczyny, ale nie całe! Głowa Wendi odturlała się gdzieś za stół, a w jej miejscu tkwił wbity po rękojeść nuż. Po moich policzkaczkach popłynęły łzy. Ja uwierzyłam, że Wendi pomoże mi się stąd wydostać, a teraz moja jedyna nadzieja nie żyje! Na stół opadła kartka:
"Nie bój się o mnie, śmierć to tylko tymczasowa nicość. Ty wiesz, że już nie żyję, mój napastnik wiedział jak i kiedy zaatakować, by zabić ducha, prawda? To ostatni list ode mnie do Ciebie, więc chciałam podziękować, bo dzięki Tobie zrozumiałam co to znaczy kochać. Może dziś tego nie rozumiesz, ale obiecuję, że jeszcze znajdę sposób, by się z Tobą spotkać i wtedy wszystko Ci wytłumaczę. Pisanka w zajączki kryje w sobie tabletkę, która przedłuży twe życie, ale uwarzaj na nią. Ona Cię zabije, gdy tylko na dłużej niż kilka minut odechce Ci się żyć. Nie musisz jej brać, to Twoja decyzja
Dziękuję i przepraszam
Na zawsze Twoja
Wendi"
Teraz zaczęłam szlochać jeszcze mocniej. Polubiłam tego duszka... Wendi mimo, że już nie żyje zrobiła wszystko, bym nie musiała się martwić. Wypełniła obietnicę. Czułam , że teraz wszystko zależy ode mnie. Wzięłam więc wyznaczone jajko i delikatnie rozbijając skorupkę wyciągnęłam niewielką fioletową fiolkę z tabletką w środku. Bez wachania otworzyłam ją i połknęła kapsułkę. Teraz nie było odwrotu. Mogłam żyć, lub umrzeć z własnej woli.
Gdy skończyłam pisać w notesie pojawiło się pytanie:
Czy jeśli nie będę chciała umrzeć nigdy, to będę nieśmiertelna?
...
Kolejne zadanie przyszło szybciej niż się spodziewałam. Tuż przed moimi nogami leżał list.
"Widzę, że zakolegowałaś się z Ritą. Ta mała oszustka nie dopełniła obowiązków zostając z tobą. To ja ją zabiłem, nie miej mi tego za złe, bo ona znała zasady. Wiedz też, że w tym świecie mało jest istot, które przedstawią się swoim imieniem. Mało jest też istot, które nie potrafią kłamać, wiedz więc, że wszystko czego się dowiedziałaś, było perfidnym kłamstwem. A właściwie tym, co chciałaś usłyszeć. Możesz mi nie wierzyć, ale ja nie kłamię, nie tym razem. Śmieszne jest to, że pewnie więcej osób ci to mówiło. Mam rację?
Ja ciebie kochałem, ty mnie okłamywałaś
Allan"
Ten list namieszał mi w głowie. Czyżby Allan żył? Ale skąd ten chłopak wiedział, co się ze mną dzieje? Odkąd zostałam porwana pytania pojawiały się codziennie, a odpowiedzi było zbyt mało, by zaspokoić moje pragnienie poznania prawdy. Kim była Rita? O co chodzi z... Z tym wszystkim!?
Po moich policzkach poleciały łzy. Próbowałam sama sobie wytłumaczyć, że wciąż chcę żyć. Wciąż pamiętałam co by było, gdyby mi się odechciało. Nie miałam ochoty żyć dla siebie, ale dla Allana było warto!
I nagle, gdy po raz kolejny przeczytałam list, coś do mnie dotarło.
To ja ją zabiłem.
To zdanie nie pozwoliło mi myśleć o niczym innym. Nawet nie byłam zła na brata, nie za śmierć Wendi. Zdałam sobie sprawę z tego, że Allan nie jest zwykłym chłopcem. Nie miałam pewności, czy on wciąż żyje, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że jakimś cudem potrafił sięgnąć aż tu, w sam środek mrocznego labiryntu...
Moje rozmyślania przerwał świst. Po chwili się powtórzył i zaraz potem zabrzmiał po raz trzeci. Rozpoznałam owy dźwięk. Był to umówiony sygnał, którym Allan miał ogłaszać, bym uciekała. Może i używaliśmy tego dawno temu, ale ja wiedziałam, że ten sygnał jest trudny do naśladowania i nikt normalny bez potrzeby się go nie uczył. Więc owy dźwięk spowodował natychmiastową reakcję. Nieważne gdzie - musiałam uciekać.
Nogi niosły mnie daleko, a kroki były duże jak jeszcze nigdy. Wtedy to usłyszałam. Ktoś mnie gonił. Nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. Przyspieszyłam. Stało się coś, czego nie przewidziałam. Nie czuła zmęczenia - poprostu zaczęłam zwalniać. Stopniowo... aż w końcu, kiedy jeszcze szłam szybkim krokiem nastała ciemność. I już więcej nie pamiętam...
...
Następne co zarejestrowałam to ryk. Rozwścieczona bestia była gdzieś niedaleko. Szybko otworzyłam oczy. To Al nauczył mnie walczyć, to jemu zawdzięczałam w tej chwili swoje życie. Gdyby nie szybka reakcja - już leżałabym martwa. Ale udało się. Podniosłam się szybciej niż wróg się spodziewał. Dopiero teraz zobaczyłam z czym muszę się zmieżyć.
Przede mną stał lekko zgarbiony wilkołak. "Podobny do tych z filmów" pomyślałan. Teraz zrozumiałam dlaczego brat z taką dokładnością opowiadał mi o istotach magicznych. On coś wiedział, ale teraz było za późno by o to zapytać. W tym momencie musiałam walczyć, a nie myśleć o Allanie, który właściwie może już nie żyć...
Te rozmyślania były moją zgubą. On zaatakował. Padłam i wstałam. Z torebki wyciągnęła jedyną broń jaką miałam - scyzoryk. Stałam i czekałam na ruch bestii, ale potwór zdawał się robić to samo. Wreszcie nie wytrzymał i zaatakował. Podczas gdy wilkołak biegł w moją stronę, ja szykowałam broń. Mini nożykiem w ręce celowałam prosto z lewe oko przeciwnika. Udało się! Trafiłam! Potwór zdawał się tym nie przejmować. I wtedy ogarnął mnie strach. Teraz przede mną stała bestia, która chciała mnie zabić, ale kim wilkołak był na prawdę? Podczas przemiany te stworzenia nie panują nad potrzebą krwi...
Owe przemyślenia nie pozwoliły mi walczyć dalej. On atakował, ale ja się poddałam. Ugryzł mnie raz, drugi i trzeci. Bardzo bolało, ale nie miałam siły stawiać oporu. Coś mi nie dało wygrać, choć wiedziałam, że oślepionego wilkołaka bym pokonała. Możliwe, że stwór zabiłby mnie tamtej nocy, lecz szczęście i tym razem mi dopisało. Usłyszałam ponownie potrójny świst i bestia zaczęła wracać do ludzkiej postaci. Teraz przede mną leżała kobieta, prawie naga. Rany na moim ciele nie pozwoliły mi na reakcję, powoli i w bólu zaczęłam tracić przytomność, choć od teraz miało się to dziać żadziej. Zadbała o to dziewczyna - wilkołak...
...
Zapadłam w sen i długo o niczym nie myślałam... Aż w końcu nieznajoma nie wytrzymała. Delikatnie dotknęła mojego ramienia w ten sposób budząc mnie.
-Grace Luck! Pobutka, skarbie!
Głos kobiety był przyjemny i pozbawiony złości, czy czegokolwiek innego. Właściwie były w nim tylko dwie emocje - lekka pewność siebie i cierpliwość.
Otworzyłam oczy, obok mojego twardego łoża siedziała kobieta - blondynka o pięknym zielonym oku, miłym wyrazie twarzy. Uśmiechała się, ale lewe oko obwiązała chustką.
-Wszystko dobrze?
-Tak, proszę pani.
-Jestem Tina. Przepraszam.
-Za co?
-Napadłam cię, może i nieświadomie, ale jednak. Teraz już się nie wywiniesz... Ty również jesteś taka jak ja...
-Czy chcesz powiedzieć...?
-Że jesteś teraz wilkołakiem i za każdym razem gdy usłyszysz świst to zmieniasz się w potwora? Tak. Jeszcze raz przepraszam. Jednego tylko nie rozumiem. Dlaczego nie walczyłaś? I skąd, u licha, wiedziałaś że trzeba celować najpierw w lewe oko!? To nasza najskrytsza tajemnica, inaczej nie da się pokonać wilkołaka...
-Brat mi powiedział. On wie wszystko. Nie walczyłam, bo zdałam sobie sprawę z tego, że w tej chwili jesteś bestią, a za chwilę staniesz się człowiekiem... Nie chciałam Cię skrzywdzić.
-Wilkołaki mają moc regeneracji, jeśli nie zabijesz od razu to tylko nas wzmocnisz. Z tobą już wszystko ok. Żegnaj.
-Ale...
Chciałam jeszcze coś dodać, ale Tina zniknęła bez śladu, choć nie - ślad został. Teraz będę się przemieniała w bestię jak wszystkie wilkołaki...
...
...
Shiba573
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro