Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

- Żadnych głupich komentarzy. Najlepiej w ogóle się nie odzywaj. Zrozumiałaś?

- Boże, Lauren, uspokój się - moja siostra z irytacją pokręciła głową. - Jak ma mnie poznać, skoro nie będę się odzywać?

- Po prostu siedź cicho i się nie wtrącaj - warknęłam, po czym wróciłam do kuchni, gdzie mama kończyła przygotowywać kolację. Usiadłam na jednym z czterech krzeseł w pokoju i zaczęłam przyglądać się jej staraniom, od czasu do czasu nerwowo sprawdzając godzinę na zegarze w telefonie. Założyłam czarne, poszarpane spodnie z dziurami i zbyt dużą, prawdopodobnie męską koszulkę z czarno-białym nadrukiem.

- Cieszę się, że ją poznam - odezwała się moja matka po długiej chwili ciszy.

- Ta.

- Naprawdę mi miło, że pomyślałaś o tym, by nam ją przedstawić.

- Nie robię tego dla was, tylko dla niej - odparłam chłodnym tonem. - Skończyłaś? - zastanawiała się przez moment, czy pytam o jedzenie, czy rozmowę.

- Lauren, wiem, że jesteś zła. Ale minęło już dużo czasu i nie ma sensu wciąż rozdrapywać starych ran. Możemy o tym zapomnieć? - posłała mi błagalne spojrzenie.

Patrzyłam na nią przez chwilę spod przymrużonych powiek, a potem z zaciśniętymi zębami wysyczałam:

- Nie, nie możemy. Aż do swojej usranej śmierci będę pamiętać, co zrobiłaś.

Zanim wyszłam z pokoju, usłyszałam jeszcze jej ciche westchnienie.

***

Pół godziny później, do drzwi zadzwoniła Camila, uśmiechnięta i śliczna, ubrana w spódniczkę i jasną, pasującą do niej koszulkę. Przywitałam ją pocałunkiem w usta.

Zaprowadziłam moją dziewczynę do pokoju, w którym czekała na nas mama, Taylor i mój brat, Chris. Starając się być romantyczna, dosunęłam za nią krzesło, na co cicho zachichotała.

- Dobry wieczór.

- Hej - moja siostra uścisnęła jej dłoń. - Jestem Taylor.

- Camila.

- Chris.

Każdy z nas nałożył sobie porcję jedzenia i w niezręcznym milczeniu zaczął jeść.

- Więc Camilo - dziewczyna uniosła głowę znad talerza w kierunku mojej mamy. - Mieszkasz tutaj od urodzenia?

- Nie. Razem z mamą przeprowadziłyśmy się tutaj, gdy miałam sześć lat - odpowiedziała posłusznie. Swoją wolną rękę położyłam na jej udzie i zaczęłam kreślić po nim kciukiem niewielkie kółeczka.

- Aha.

Matka zapytała ją o jeszcze parę innych, niezbyt istotnych rzeczy. Widziałam, jak Camila się denerwowała, tak bardzo zależało jej, by dobrze przed nią wypaść. Starałam się być spokojna, mimo że w moim wnętrzu gotowało się z gniewu. To nie była kolacja, tylko przesłuchanie.

- Miałaś już kiedyś dziewczynę? - prawie zakrztusiłam się jedzeniem.

Camila odpowiedziała niepewnym głosem:

- Lauren jest moją pierwszą dziewczyną i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

- A chłopaka?

Pokiwała głową.

- Dlaczego zerwaliście?

Spuściła wzrok w dół, dostrzegłam łzy w kącikach jej oczu.

- Mamo - warknęłam i posłałam jej mordercze spojrzenie.

- Po prostu jestem ciekawa - broniła się. Jedna łza wypłynęła na zewnątrz, za nią popłynęły następne.

- Kurwa, mamo, przestań - przytuliłam Camilę do siebie, podczas gdy ona próbowała się uspokoić. - To nie twoja sprawa.

- Wszystko dobrze, skarbie? - zwróciłam się do niej i pogładziłam ją po włosach.

- Przepraszam, Lo...

- Chcesz wrócić do domu?

Kolejny raz pokiwała głową.

***

- Co to miało, kurwa, znaczyć?! - wrzasnęłam. Odprowadziłam Camilę do drzwi, protestowała, gdy chciałam pójść z nią chociażby o parę metrów dalej.

- Nie wiedziałam, że tak zareaguje. Widocznie jest bardzo wrażliwa.

- Wrażliwa? To jakiś jebany żart. On ją zranił, a ty jak zwykle wtrącasz się w nieswoje sprawy! - nie potrafiłam uspokoić oddechu. Dyszałam jak po biegu długodystansowym, dłonie miałam zaciśnięte w pięść tak mocno, że paznokcie wbiły się w jej wewnętrzną część aż do krwi.

- Nawet nie mogę na ciebie patrzeć. Jesteś, kurwa, obleśna.

- Uważaj, jak zwracasz się do swojej matki - ostrzegła.

- Nic mi nie zrobisz - syknęłam. - Nie będziesz mnie kontrolować. Przez ciebie straciłam ojca.

Zamilkła.

- Nagle nie masz nic do powiedzenia? Dobrze się bawiłaś, gdy go zdradzałaś?

- Idź do swojego pokoju - mruknęła, a twarz miała zwróconą ku podłodze.

- Tak bardzo cię znienawidził, że teraz nawet nie chce znać swoich własnych dzieci. Myślisz, że mi, Taylor i Chrisowi jest łatwo? Nie ma dnia, w którym nie pomyślałabym o tym, jak bardzo pragnę stąd wyjechać. Zapomnieć o tobie.

- Proszę cię, Lauren, idź na górę - ton jej głosu wskazywał na to, że była u szczytu cierpliwości.

Wzięłam talerz ze stołu i rzuciłam nim o ziemię. Rozbił się na drobne kawałeczki. Pobiegłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami.

***

Płakałam.

I robiłabym to dalej, gdyby do mojego pokoju nie weszła Taylor.

- Czego chcesz? - chciałam zabrzmieć groźnie, ale głos załamał mi się w połowie i wyszłam jedynie jeszcze bardziej żałośnie, zasmarkana, z opuchniętymi oczami.

- Słyszałam waszą rozmowę z mamą.

- Wyjdź - warknęłam.

- Ona się stara, Laur. Wiem, że zachowała się chujowo, ale teraz naprawdę tego żałuje.

- Mogła pomyśleć o tym wcześniej.

- Każdy z nas popełnia błędy.

- Ale nie każdy zdradza swojego męża z praktycznie obcym facetem.

Westchnęła.

- Chodź do mnie.

- Co?

- Chodź i mnie przytul.

Podeszłam do niej i spełniłam jej prośbę. Poczułam, że moje ramię robi się mokre. Pogładziłam Taylor po plecach.

- Hej, będzie dobrze, okej?

- Wiem. W końcu mam najwspanialszą siostrę na świecie - zaśmiała się przez łzy.

- Ja też, Tay - uśmiechnęłam się lekko.

***

Było już bardzo późno, mniej więcej po północy, gdy napisałam do Camili.

Śpisz?

Odpisała ledwie minutę później.

Nie. Nie mogę zasnąć

Ja też

Przepraszam za dzisiaj.

Nic się nie stało, Lo

Po prostu jak o nim myślę...

Nie rób tego. Pomyśl o nas

O tym jak bardzo cię kocham, Camz

Ja też cię tak bardzo kocham, Lolo

Jak banany

CO?

Umm, nic...

Mam konkurentów, hm...

Przestań, głuptasie

Pf, jasne

Idź spać

Ty też, kochanie

Dobrze... Więc dobranoc, Lo

Branoc, Camz

Prawie natychmiast zasnęłam, a na twarzy malował mi się ogromny uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro