Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.

Zanim Camila trafiła do szpitala, starałam się spędzać z nią jak najwięcej czasu, jak to tylko było możliwe. Wychodziłyśmy na spacery, gdy robiło się zimniej siedziałyśmy w domu skulone i wtulone w siebie pod miękkim kocem i poduszkami. Starałam się, by atmosfera między nami nie była zła, nerwowa, czy przygnębiająca. Uśmiechałam się do niej za każdym razem, gdy tylko na mnie spojrzała, chociaż tak naprawdę jej widok sprawiał mi ból. Jedno spojrzenie na piękną twarz Camili wystarczyło, by w moim gardle tworzyła się gula.

- Nie chcę tam jechać, Lo - powiedziała. To był jej ostatni dzień w domu. Głowę położoną miała na moich kolanach.

- Wiem, kochanie. Ale oni ci pomogą, okej? Musisz być dzielna - pogłaskałam ją po głowie i rzuciłam smutne spojrzenie na spakowane walizki leżące w rogu pokoju.

- Będę.

- Pamiętaj, że cię kocham, dobrze? Nieważne, co się stanie, czy będzie źle, czy dobrze, czy będziesz szczęśliwa, czy smutna - wypowiedziałam te słowa łamiącym się głosem. Usilnie próbowałam opanować moją drżącą dolną wargę.

Byłyśmy zrozpaczone. Rozdarte.

- Ja ciebie też, Lauren.

Dałyśmy upust naszym łzom. Po pewnym czasie nie rozróżniałam już, czyje krople skapują z mojej koszulki ani czy to ja wydaję z siebie te żałosne szlochania, czy Camila. A może obie je wydawałyśmy. Wszystko złączyło się w jedno i nie miało dla nas najmniejszego znaczenia.

***

Następnego dnia, wraz z rodzicami Camili, pojechaliśmy do oddalonego o niecałe sto kilometrów szpitala. Siedziałyśmy razem na tylnym siedzeniu samochodu, dzięki czemu mogłam przez całą drogę być blisko mojego największego skarbu.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, pomogłam Camili wysiąść z auta, po czym ze złączonymi palcami weszłyśmy do budynku. Najpierw czekaliśmy w kolejce, by się zarejestrować. Czułam, że dziewczyna bardzo się denerwowała, jej ręce były spocone, a oczy niespokojne.

- Spokojnie, skarbie, nie martw się - powiedziałam łagodnym tonem, na co jedynie pokiwała głową i odwróciła wzrok.

Gdy w końcu załatwione zostały już wszystkie formalności, pielęgniarka o imieniu Sarah oprowadziła nas po oddziale i pokazała Camili pokój, w którym od teraz miała mieszkać. Wydawała się być naprawdę miła, zresztą, jak wszyscy tutaj.

Sterylne białe ściany i ogromne przeszklone okna to pierwsze, co rzuciło mi się w oczy. Później zwróciłam uwagę na duże, również białe łóżko, które za pomocą pilota podnosiło się lub opadało. Była tam też niewielka szafka, a w zasadzie dwie.

- To miejsce przypomina mi pokój w psychiatryku - wyrwało mi się. Od razu pożałowałam swoich słów, gdy zobaczyłam zrozpaczony wzrok Camili, siedzącej lekko przygarbionej na łóżku.

- Ale może być tu całkiem miło - próbowałam ratować sytuację. Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

- Jeśli ty tutaj będziesz - odpowiedziała krótko.

- Może kogoś poznasz. Zaprzyjaźnisz się z kimś - próbowałam znaleźć pozytywne strony.

- Po co mi nowi przyjaciele, skoro mam ciebie i Dinah?

Westchnęłam.

- Przywiozę jeszcze parę rzeczy z domu, dobrze? Twoją gitarę. Wiem, jak bardzo cię uspokaja.

- Dziękuję, Lo - szepnęła.

- Dla ciebie wszystko, Camz.

Przytuliłyśmy się, później pocałowałyśmy, po czym wyznałam, jak bardzo ją kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro