Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

OO; EPILOGUE

OO—BLUE BOY—OO


Szesnasty lipiec był datą urodzin Jaspera Skavinsky'ego. Zwykle o tej porze roku wychodził na kawę ze swoimi znajomymi z Olympii, a wieczorem robiąc zakupy online za pieniądze otrzymane od rodziców. Tego roku było jednak nieco inaczej - do południa pojechał odebrać prawo jazdy, odwiedził Ellie w jej letniej pracy w Ruby's, omawiając jeszcze szczegóły oficjalnej imprezy z ich przyjaciółmi planowanej na najbliższą sobotę tak, by wszyscy mieli wolne. Normalnie on też tam pracował, jednak we wtorki miał wolne. Blondynka postawiła mu shake'a truskawkowego mówiąc, że w weekend da mu konkretniejszy prezent. Posiedział w jej towarzystwie kilka godzin, jednak nieważne, jak świetnie bawił się tańcząc z nią do piosenek z szafy grającej między stolikami lokalu musiał wrócić do domu. W końcu wieczorem miał swoją pierwszą randkę z Jake'iem.

W najbliższy piątek miały wybić trzy tygodnie ich związku, najlepsze trzy tygodnie w życiu ich obojga. Kiedy tylko Coleman nie wyprowadzał psów z sąsiedztwa, a Skavinsky nie podawał shake'ów w Ruby's spotykali się to u jednego, to u drugiego w domu. Dzięki ciepłej pogodzie uwielbiali spędzać wieczory na hamaku w ogródku Jake'a, wtuleni w siebie z ewentualnie narzuconym na nich cienkim kocem przez panią Coleman, lub któregoś z młodszych Colemanów. Mogli leżeć tak godzinami jedynie ze szklankami lemoniady pod ręką, tak naprawdę nic innego nie było im potrzebne. W końcu mieli siebie.

Jake był cholernie dobrym chłopakiem. Troszczył się o Jaspera i nie było dnia, żeby nie napisał do niego "dzień dobry" od razu po wstaniu, czy "dobranoc" udając się do snu. No chyba, że wtedy, gdy nocowali u któregoś z nich. Wtedy Coleman, który miał w zwyczaju budzić się odrobinę wcześniej głaskał jeszcze śpiącego Jaspera wierzchem dłoni po policzku, by łagodnie go wybudzić. Wieczorem natomiast Jasper przytulał do siebie leżącego na brzuchu z głową na jego torsie Jake'a, głaszcząc jego gęste, ciemnobrązowe włosy. Był to jeden z prostszych sposobów na uśpienie zielonookiego.

Jasper, mimo że sytuacja była dla niego dość nowa też starał się, jak tylko mógł. Za każdym razem okazywał mu tyle czułości, ile tylko mógł. Zawsze trzymał za rękę Jake'a i gładził jego dłoń kciukiem. Tak naprawdę, to zauważył, jak Ellie robi tak z Jaedenem i on zawsze się wtedy uśmiechał, więc zdecydował się spróbować. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo niespełna szesnastolatek to uwielbiał. Mimo, że nie było po nim tego widać, to ciągle myślał o tym, czy jest dobrym chłopakiem.

Usłyszał dzwonek do drzwi. Zgarnął czarną, jeansową katanę z wieszaka w przedpokoju. Z szafki wziął portfel i telefon, który wylądował w tylnej kieszeni spodni. Po chwili jednak wyciągnął go z powrotem i przejrzał się w ekranie, przeczesując włosy opadające na jego czoło. Wziął głęboki wdech i otworzył drzwi wejściowe.

U progu stał Jake uśmiechnięty od ucha do ucha. Opierał się jedną z dłoni o drewnianą kolumnę, a na drugiej kręcił kluczykami od samochodu. 

— No dzień dobry, Jasy Boo — powiedział, patrząc w jego szare oczy. — Wszystkiego najlepszego.

Skavinsky zmierzył go wzrokiem. Miał na sobie jedynie prostą koszulę z rękawem 3/4 w zielone, różowe, białe i żółte paski w połączeniu z beżowymi spodniami i czarnym paskiem. Był to z pozoru tak prosty strój, jednak na nim wyglądał wprost idealnie.

— Hej. . . — wymamrotał po chwili i spojrzał mu w oczy. — Dzięki.

Coleman wyszczerzył się i objął chłopaka w pasie, muskając łagodnie jego policzek. Ten także uśmiechnął się i przytulił ciemnowłosego, głaszcząc go po ramieniu.

Nagle, na podjeździe swojego domu spostrzegł czarnego Range Rovera. Nie miał pojęcia, co to za model, ani z którego roku, gdyż motoryzacja go praktycznie w ogóle nie interesowała. I tak zadziwiające było to, że wiedział, że to Range Rover.

— Jake — zaczął — przecież ty nie masz prawka, kończysz szesnastkę dopiero w październiku.

— Czepiasz się! — odparł młodszy, obejmując go nieco szczelniej. — Umiem dobrze jeździć! Chodzę przecież na prawko, a poza tym rodzice mnie uczyli i nieskromnie powiem, że jeżdżę zajebiście

— Tak? — Jasper odsunął się lekko tak, by móc spojrzeć na twarz swojego chłopaka.

— No! — odrzekł lekko zbulwersowany. — Ale oto pan maruda, który dziś odebrał prawko będzie prowadził, skoro we mnie nie wierzy — mówiąc to, próbował się nie zaśmiać i wypuścił chłopaka z objęć. 

— No już, maluchu — Skavinsky parsknął śmiechem i zamknął za sobą drzwi. — Po prostu nie chcę, żebyś pieniądze, na które mógłbym Cię naciągnąć tracił na mandat za jazdę bez prawka. — Chwycił dłoń Colemana i ucałował ją delikatnie, by poprawić mu humor.

— Dobra, powiedzmy, że myślisz rozsądnie. — Policzki zielonookiego przybrały różowawy kolor, gdy zbliżali się do pojazdu. — Ale jednak jechałem do Ciebie jakieś pięć kilometrów i mnie nie zgarnęli. To dobry znak.

Jasper zaśmiał się i okrążył samochód, decydując się jednak zaufać chłopakowi i temu "dobremu znakowi", by usiąść na miejscu pasażera.

— Jechałeś okrężną drogą, prawda? Tam z dala od komisariatu i domu Pana Bailey.

— Okej, może. . . — Coleman szybko dobiegł do chłopaka i otworzył dla niego drzwi samochodu. — Ale Pan Bailey jest okej! Zna mnie i nie dałby mi mandatu! Wie, że dobrze jeżdżę!

— Skoro tak mówisz. . . — Jasper uniósł jeden kącik ust i usiadł na siedzeniu, zapinając się.

Jake wywrócił oczami i zamknął drzwi, po czym poszedł ze swojej strony i także wsiadł do pojazdu. Tam zapiął pas i włożył kluczyki do stacyjki, odpalając go.

— To słodkie, że się poświęcasz — stwierdził Skavinsky, opierając się głową o szybę i patrząc na niego.

— Dla Ciebie jestem gotowy — odparł Jake, szczerząc się.



— Czy to. . . — Skavinsky poderwał się z miejsca i począł rozglądać się naokoło. Przed sobą mógł ujrzeć olbrzymi ekran, niczym w kinie, a przed nim kilkadziesiąt samochodów — Czy to jest pieprzone kino samochodowe?! 

Coleman zaśmiał się, słysząc reakcję szesnastolatka.

— Tak, słońce — odparł, przeczesując powoli włosy i przejeżdżając pod znakiem "Skyline Drive-in"  nad ich głowami.

— I to dlatego jechaliśmy tak długo, tak? — Jasper wpatrywał się w swojego chłopaka niczym w obrazek. — Bo w Seattle takich zajebistych bajerów nie ma. . . 

— Dokładnie, jesteśmy w Shelton.

Serce Jaspera zabiło szybciej z podekscytowania. Nigdy nie był w kinie samochodowym, ale zawsze o tym marzył. Aktualnie więc był w takowym i to ze swoim chłopakiem. Chłopakiem, który zmienił jego szare życie na zdecydowanie lepsze. Nie mógł być szczęśliwszy.

Gdy tylko stanęli w miejscu i młodszy z chłopaków zaciągnął ręczny, a następnie wyłączył silnik Skavinsky rozpiął się, przyciągnął go do siebie i złączył ich wargi. Coleman nieco zaskoczony jego reakcją, jednak zdecydowanie pozytywnie oddał jego pocałunek oparłszy dłonie na jego policzkach. 

Po krótkiej chwili oderwali się od siebie. Wzięli po wdechu, patrząc sobie w oczy. Jasper uśmiechnął się, na co jego chłopak odpowiedział mu tym samym.

— Jesteś cudowny. — Szarooki musnął jeszcze krótko wargi brązowowłosego. — Kocham Cię.

— Ja Ciebie też. . . — Coleman zarumienił się delikatnie. 

Chłopak uniósł kąciki ust i odsunął się od niego, rozsiadając się na miejscu wygodniej.

— Chce Ci się iść po jedzenie? — Zapytał, patrząc na niego.

— Nie, ale byłem na to przygotowany — zaśmiał się. — Jedzonko w schowku, misiek.



Szesnastolatek opierał się kolanami o tylne siedzenie samochodu zaparkowanego w garażu państwa Coleman, jedną z dłoni opierając na rozgrzanych plecach półleżącego pod nim Jake'a. Sunął pocałunkami na jego szyi, jednak niezbyt spiesznie. Chciał delektować się tą idealną chwilą z nim i smakiem jego idealnych ust, jak i delikatnej skóry. Zdawało się, że lepiej być nie mogło, a jednak było.

Ciche pomruki zadowolenia Colemana rozbrzmiewające w pojeździe były melodią dla jego uszu. Były czymś, przez co chciał dać z siebie jeszcze więcej chłopakowi. Dodatkowo to, jak błądził dłonią gdzieś w jego włosach nakręcało go jeszcze bardziej, by dać mu więcej powodów do zachwytu. Zasługiwał na to.

— Jaspy. . . — wymamrotał Jake, gdy Jasper był w trakcie zostawiania kolejnego sinego śladu na jego skórze.

— Hm? — Spytał, odrywając się jedynie na chwilę.

— Nie jesteś już śpiący, miśku? — Jake pogładził go po włoskach. — Jakby. . . Jest mi mega miło, ale jest już po trzeciej. Nie wolałbyś się przebrać i się przytulać, a potem iść spać? W sensie. . . Nie musimy, możemy iść do mojego pokoju i robić to, co teraz. . . 

Skavinsky wyprostował się. Spojrzał na szyję chłopaka i zmierzył ją wzorkiem. Dość zadowolony z ilości malinek ją pokrywającą wykrzywił wargi z uśmiechu i zabrał głos.

— Coś się wymyśli, a tam na pewno będzie wygodniej.

Coleman skinął głową, czując ciepło na swojej twarzy, jak i w brzuchu. Podparł się powoli na łokciach, patrząc w oczy szesnastolatka.

— No już, przylepo. — Skavinsky nachylił się i musnął jego kącik ust. — Przypominam, że jeszcze jako Red obiecałeś mnie zaprosić do siebie i całować po szyi, masz idealną okazję. . .

Młodszy zawstydził się jeszcze bardziej. Ukrył twarz w dłoniach, patrząc przez palce na Jaspera.

— Ale nie będziesz się śmiał? — Zapytał. — Nie mam takiego skilla jak ty. . .

— Nie pierdol, idziemy się lizać bardziej ekskluzywnie.



no i mamy koniec naszego blue boy aniołki! dziękuję wam bardzo za wszystkie gwiazdki, komentarze, a przede wszystkim cierpliwość co do mojej nieregularności, bo prawie rok to ciągnęłam. naprawdę motywowaliście mnie tym do działania, mega was za to kocham moje buby! <3

do zobaczenia w "kids in america", najbliższej książce, gdzie zobaczymy na studiach bubusie z tego fanfika i ich przyjaciół, albo w innej pracy, którą opublikuję pewnie mniej więcej równolegle z nią.

18. 04. 2020r.

Adrianna.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro