Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24; MY TALENT WOULD OVERSHADOW YOU ALL

O24—BLUE BOY—O24


Dwójka szesnastolatków w przerwie między próbami do musicalu zajmowała miejsce tuż pod sceną sali teatralnej, opierając się o nią. Przed nimi leżał otwarty karton z prawie dojedzoną pizzą z pieczarkami, którą zamówili na pół. Jasper ubrany w białą koszulkę opierał się głową o scenę z nogami okrytymi czarnymi jeansami wyprostowanymi. Między nimi w dłoniach trzymał otwartą butelkę wody, śmiejąc się z sytuacji opowiedzianej przed chwilą przez siedzącego obok Jake'a. Ten nieco drobniejszy chłopak, ubrany w czarne spodnie w białą kratkę, w połączeniu z czarnym paskiem do nich i oversize'owej koszulce w tym samym kolorze jedną nogę miał wyprostowaną, a drugą zgiętą i opierał na niej rękę, patrząc na twarz Skavinsky'ego.

— Nieźle się bawicie w tym kółku teatralnym. . . — stwierdził Jasper, kręcąc głową. — Doprawdy zajebiście.

— Mało powiedziane. — Wyszczerzył się dumnie Coleman. — Powinieneś dołączyć, to wiele zabawy.

— Obawiam się, że jestem już wystarczającą drama queen. . . — Skavinsky oparł się beztrosko głową o scenę odchyliwszy ją lekko do tyłu. — Mój talent by was wszystkich przyćmił.

Dwójka wybuchnęła wesołym, szczerym śmiechem, jak to zawsze w swoim towarzystwie. Choć nie znali się szmat czasu, to tak właśnie się czuli. Zawsze wszystko, co robili razem i mówili między sobą wydawało się o wiele, wiele zabawniejsze niż zwykle, nie wiedzieć czemu.

— Oczywiście, Lady Skavinsky — zaśmiał się Jake, wbijając wzrok w bruneta.

— I to mi się podoba — Skavinsky uniósł kąciki ust, odpychając się od sceny. Mógł wyczuć na sobie wzrok chłopaka, jednakże nie zamierzał niczego z tym robić. Z jakiegoś powodu lubił gdy ten na niego patrzył.

Ten drugi natomiast wpatrywał się w niego, niczym w obrazek. Jego czarne, pofarbowane włosy mimo lekkich przebijających się odrostów w kolorze ciemnego brązu wyglądały naprawdę zjawiskowo, pasując do jeansów chłopaka. Jego szare tęczówki mogły się wydawać wręcz srebrne w słońcu, jak żadne, które widział wcześniej. I Boże, jego ubranie. Skavinsky zdawał się mieć idealne wyczucie stylu, nigdy nie wychodził poza czerń i biel, ale jednak w jego strojach zawsze było coś z efektem wow, coś, co sprawiało, że wyglądało dobrze jak na nikim innym.

— Cholera jasna. . . — wymamrotał Jasper, patrząc na pozostały jeden kawałek pizzy w pudełku. — Zjesz?

— Nie, nie! — odpowiedział szybko Jake, jakby wybudzając się z transu. — Ty sobie zjedz, na luzie.

— Będę grubą kurwą, tego chcesz? — Spytał szarooki poważnym tonem, patrząc na chłopaka i przeczesując sobie włosy.

Coleman zamrugał kilka razy czując, jak oblewa się rumieńcem. Mimo, że należał on do strasznie przekonujących ludzi z silną opinią, to gdy Skavinsky patrzył na niego w ten sposób mógł przysiąc, że zrobiłby i zgodziłby się na wszystko. Nawet na brutalne morderstwo.

— Jasne. . . — odpowiedział mu, starając się trzymać nerwy na wodzy. — No to. . . Może się podzielimy? Ale wiesz, ja naprawdę już się najadłem.

— A zjesz tą obrzydliwą kromkę na końcu? — Zapytał szesnastolatek, patrząc lekko skrzywiony na kawałek pizzy. — Nie chce mi się znowu Els wołać.

— Dobra — zaśmiał się młodszy. — Zjem tą obrzydliwą kromkę.

— No i zajebiście. — Skavinsky obdarzył go ciepłym uśmiechem i sięgnął po pizzę, po chwili się w nią wgryzając.

Jake po prostu patrzył na niego z uśmiechem. Kogo obchodziło to, że mógł z łatwością wcisnąć jeszcze ten kawałek? Na pewno nie jego samego.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro