8
Ósmy miesiąc
- Podasz mi żelki? - Spojrzałam błagalnie na Noorę, która niechętnie wstała ze swojego miejsca. - Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej. - Ała – jęknęłam, gdy Eskild boleśnie nacisnął na moją stopę – masz mnie masować, a nie łamać kości – zaśmiałam się, gdy chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Ale się urządziłaś – Sana pokręciła głową, wybuchając śmiechem. - Że też mi nikt nie masował stóp – zadrwiła.
- Uważaj, bo ci uwierzę – zaśmiałam się. - Yousef był jak twój chłopiec na posyłki, więc na pewno cię masował – puściłam do niej oko. - Nie wspominając już o spełnianiu twoich zachcianek z drugiego trymestru, o których tak ochoczo opowiadał Chrisowi i Williamowi – wybuchnęłam śmiechem, jak nienormalna.
- A ty nie jesteś lepsza, wiesz? - Wtrąciła się Noora. - Chcesz nam powiedzieć, gdzie przypadkowo zniknęłaś z Chrisem, na urodzinach Yousefa? - Uniosła do góry brwi, upijając z kieliszka łyk soku pomarańczowego.
- Spełniał moje zachcianki z drugiego trymestru – parsknęłam, bo i tak dobrze wiedziałam, że wszyscy o tym wiedzieli. Przed tymi ludźmi, nic nie mogło pozostać tajemnicą, dosłownie nic.
- Więc tak, poznałem w Berlinie pewnego Niemca – zaczął Eskild – cholernie przystojny a jego kutas? - Przewrócił oczyma – no normalnie nie mieścił mi się w ustach – zaśmiał się. - Ale nie o tym, poszliśmy do tego sklepu, niedaleko kamienicy – spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, że wiem, o czym mówię – i Bastian chyba przez godzinę wybierał ogórki, a że był kucharzem, to mnie to nie dziwiło, ale strasznie wkurwiło, bo ileż można macać warzywa. W końcu wybrał kilka i wróciliśmy do domu.
- Błagam, przestań mówić – wtrąciła Chris, chowając twarz w dłoniach.
- Nie przerywaj – uciszył ją palcem. - Więc wróciliśmy do domu i Bastian zaczął wypakowywać zakupy, ale ku mojemu zdziwieniu, ogórki zabrał do sypialni.
- Nie kończ, błagam – rzuciłam, bojąc się tego, co mogę zaraz usłyszeć.
- Chciał mnie przerżnąć cholernym, niemieckim ogórkiem, chociaż miał metrowego kutasa! - Krzyknął. - Rozumiecie to? Chciał mi wsadzić ogórek do tyłka i liczył, że co się stanie? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem – że go kurwa obiorę i zrobię pierdoloną mizerię? Pieprzony, niemiecki zboczeniec!
- Eskild – Noora pokręciła głową, chowając twarz w dłoniach. - Nie możesz mówić takich rzeczy.
- Niby dlaczego? - Podniósł do góry brew. - Każda z was widziała kutasa i miała go w sobie, o czym może świadczyć to, że Sana ma dziecko, a Eva nosi małą Schistadową panienkę – puścił do mnie oko. - A Chris? Ta to mała norweska zdzira na niemieckim lądzie – parsknął. - Co noc ma innego faceta i tylko słyszę zza ściany: „Schneller, Schneller, oh ja schneller Hans". No i jest jeszcze mała, słodka Noora, która udaje, że jej przystojny mąż William wcale nie ma metrowego penisa.
- Co? - Krzyknęła Chris, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Widziałem go pod prysznicem moje drogie, mówię wam, do kolan – poruszył brwiami, po czym spojrzał na Noorę – gdzie ty go w sobie mieścisz – zaśmiał się. - Ja na twoim miejscu, nie potrafiłbym chodzić.
- Eskild przestań! - Wykrzyczała, czerwona jak burak Noora.
- Wilhelm zdobywca – rzuciła Chris, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- A ty co Mohn? - Eskild spojrzał na mnie. - Jakieś ploteczki o Schistadzie? - Uniósł do góry brew. - Musisz mu nieziemsko ufać, skoro pozwalałaś mu się pieprzyć w ciąży – wybuchnął śmiechem.
- Tylko raz – wzruszyłam ramionami. - A potem wyjechał do rodziców do Szwecji i tyle go widziałam – spojrzałam na swoje dłonie, które były wyjątkowo opuchnięte.
- I co masz zamiar zrobić z tym, że nie spał z Astrid? - Sana w końcu zadała pytanie, na które ja sama nie znałam odpowiedzi.
- Nie wiem. Po prostu nie rozumiem, dlaczego mi tego nie powiedział.
- Bo byś mu nie uwierzyła idiotko – zadrwił Eskild. - Jesteś tak uparta, że to aż boli Mohn, aż dziwnie, że seksownemu tatuśkowi wciąż chce się za tobą uganiać.
- Bo ją kocha – westchnęła rozmarzona Noora. - Wiesz, że powinnaś z nim pogadać, prawda? - Spojrzała na mnie uważnie.
- Gadamy – wzruszyłam ramionami. - Dzwoni do mnie i pisze.
- W cztery oczy – przewróciła oczyma. - To wszystko zmienia Eva i dobrze o tym wiesz.
- Dokładnie – Sana pociągnęła łyk soku, po czym wpakowała do ust kilka chipsów.
- Myślałaś nad imieniem? - Zapytała Chris, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Mogłabyś przestać? - W swoim głosie usłyszałam irytację. - To, że Chris nie spał z Astrid, niczego nie zmienia, bo wciąż nie potrafimy ze sobą rozmawiać – pokręciłam głową. - Podjęliśmy decyzję i tyle.
- Czyli przez dziewięć miesięcy chodzisz z brzuchem, robisz za cholerny inkubator, a potem oddasz dziecko i zapomnisz, że je miałaś? - Eskild zmrużył oczy. - To kompletnie do ciebie nie podobne, wiesz?
- Nie zapomnę o tym, że mam dziecko – rzuciłam, czując, że za chwilę przyjemny wieczór z przyjaciółmi zmieni się w krwawe gody z Gry o tron.
- Więc jak sobie to wszystko wyobrażasz, co? - Chris stanęła po stronie Eskilda, co wcale mnie nie zdziwiło. - Urodzisz ją i oddasz obcym ludziom. A co jak, za kilka lat spotkasz ją na ulicy i nawet nie będziesz wiedziała, że to twoja córka?
- To nie będę wiedziała! - Podnoszę głos. - Chryste, dlaczego wy wszyscy jesteście przeciwko mnie, co? Dlaczego nie potraficie mnie zrozumieć i mnie wspierać? Dlaczego nikt z was nie powie, słuchaj Eva, będzie ciężko, ale jesteśmy przy tobie? - Rozejrzałam się po pokoju. - Nie, wy wolicie robić ze mnie potwora, który ma cholerny kaprys i pozbywa się swojego dziecka, jakbyście nie wiedzieli, ile mnie to tak naprawdę kosztuje. Czy wy na serio myślicie, że z uśmiechem na ustach oddam swoje dziecko? - Spojrzałam na każdego z nich z osobna. - Bo jeżeli tak, to wy wcale nie jesteście moimi przyjaciółmi i wcale mnie nie znacie! - Wykrzyczałam. - Na początku owszem, chciałam usunąć ciążę, ale nie potrafiłam. Wiedziałam, że nie dam sobie rady, więc podjęłam decyzję o oddaniu dziecka do adopcji. Jednak z każdym, cholernym dniem coraz bardziej zakochiwałam się w tym szkrabie, który się we mnie rozwija. I nawet dzisiaj, gdybym miała robić za i przeciw adopcji, to za wciąż wygra. Bo starałabym się być najlepszą matką pod słońcem, ale wiem, że to okazałoby się katastrofą. Bo moja cholerna rodzina to jedna wielka katastrofa, gdzie małżeństwa się rozpadają i jest pełno samotnych matek, które nie potrafią zająć się dzieckiem i zakładają, że ono sobie samo poradzi. Dlatego zostawiają je same, a te biedne dzieci głupieją, bo najpierw cieszą się, że mają dla siebie dom, że mogą robić, co tylko chcą, ale potem dociera do nich, że są cholernie samotne i nikomu na nich nie zależy. I to nie jest przyjemne uczucie. To chujowe uczucie – ścieram z policzka zbłąkaną łzę.
- Nikt nie powiedział, że byłabyś jak swoja matka Eva – usłyszałam spokojny głos Noory. - Miałabyś Chrisa, a Chris ma dobre kontakty ze swoją rodziną, więc na pewno by dbał o ciebie i małą.
- Dlatego teraz jest w Szwecji, a przez większość ciąży zmieniał dziewczyny, twierdząc, że mnie kocha – zadrwiłam. - On strasznie dziwnie okazuje miłość, nie wydaje się wam? - Zaśmiałam się.
- Jesteście obydwoje tak samo pieprznięci, wiesz o tym? - Eskild na mnie spojrzał. - On nie ma na tyle jaj i odwagi, by chwycić cię za włosy i zaciągnąć do jaskini, a ty wiecznie żyjesz przeszłością i jakimiś chorymi przekonaniami, że wszyscy cię zostawią i że najlepiej od siebie odpychać ludzi. Kiedy w końcu pojmiesz, że to, co robisz, jest głupotą, a ty nie jesteś dzieckiem? Obudź się, nim będzie za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro