Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

  

Droga do szpitala zajęła nam mniej czasu, niż się spodziewałam. Chris przez całą podróż zasypywał mnie pytaniami, twierdząc, że to mnie zrelaksuje. Jak ma zrelaksować mnie pieprzony teleturniej, kiedy lada chwila urodzę i dodatkowo nie znam żadnej odpowiedzi. Kurczowo trzymałam się torby, do której zapakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy.

- Trzymasz się? - Usłyszałam panikę w jego głosie.

- Tak, siedzenia – odpowiedziałam, próbując znaleźć wygodną pozycję.

- Nie o to mi chodziło Eva – pokręcił głową. - Jak się czujesz?

- Nie wiem – odparłam – a może ja się po prostu posikałam, co? - Spojrzałam na niego pytająco.

- Eva – chłopak wybuchnął śmiechem. - Trzymajmy się wersji, że odeszły ci wody, bo nie chcę nawet dopuścić do siebie myśli, że mnie obsikałaś – parsknął.

- Niektórych to kręci – wzruszyłam ramionami. - Czytałam w Cosmo, że.

- Powiesz mi kiedy indziej okej? Już dojechaliśmy do szpitala, a nie chcę, by ludzie słyszeli, jak opowiadasz mi o tym, że niektórych kręci sikanie na siebie. Dasz radę wstać? - Spojrzał na mnie uważnie.

- Tutaj mi wygodnie, w końcu znalazłam pozycję, możemy tu zostać?

- Nie urodzisz w moim aucie, zapomnij.

- Faceci i ich pieprzone auta! - Krzyknęłam, gwałtownie zrywając się z miejsca. - Wiesz co? Pieprz się Chris. Wsadź kutasa do rury wydechowej i pieprz je do woli, bo na pewno nie zapłodnisz swojego cholernego auta! - Uniosłam do góry ręce, po czym wysiadłam z przeklętego auta.

- Uspokój się, zaraz pójdę po jakiś wózek czy coś – spojrzał na mnie z pewną obawą.

- A co, wyglądam ci na cholerną kalekę? - Krzyknęłam, po czym coś niesamowicie mocno strzeliło w plecach, przez co zgięłam się w pół – wiesz, co? Ten wózek to dobry pomysł Chris, poczekam tutaj – uśmiechnęłam się słabo, patrząc na to, jak chłopak z przerażeniem do mnie podchodzi.

- Moja dziewczyna rodzi! - Krzyknął do pielęgniarza, który właśnie wyszedł ze szpitala, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzku. Nazwał mnie swoją dziewczyną, chociaż wcale nią nie jestem.

Nie wiem, kiedy znalazłam się w pokoju, gdzie oprócz mnie leżały dwie inne dziewczyny. Widziałam, jak patrzały się na Chrisa i miałam wielką ochotę wstać i dać każdej w twarz, ale nie miałam na to siły. Spojrzałam na chłopaka, który co chwilę do kogoś dzwonił.

- Zadzwoń do Noory – rzuciłam.

- Już zadzwoniłem.

- Zadzwoń do Sany – westchnęłam, czując, jak zaczyna boleć mnie brzuch.

- Zadzwoniłem.

- A do Chris i Eskilda? - Zapytałam, zwijają się na łóżku.

- Też, spokojnie.

- A do Bjergenów? - Spojrzałam na niego, a on się skrzywił.

- Do nich nie zadzwoniłem – rzucił jakby od niechcenia.

- To zadzwoń, chcieli być przy porodzie – jęknęłam, bo ból był okropny.

- Zaraz zadzwonię – powiedział, nawet na mnie nie patrząc.

Odnosiłam wrażenie, że mijały godziny, a ja wciąż nie urodziłam. Męczyłam się cholernie, ale jak widać, musiałam dostać po tyłku, za wszystko, co zrobiłam w swoim życiu.

- Też cię tak bolało? - Zapytałam Sanę, przy okazji miażdżąc jej rękę.

- Trochę – wzruszyła ramionami, jakby właśnie mi oznajmiła, że ugotowała rosół zamiast pomidorowej.

- To dlaczego mnie to tak boli? - Zawyłam, chwytając się za brzuch.

- Dziecko jest w złej pozycji – usłyszałam głos lekarza.

- Co to oznacza? - Chris usiadł na moim łóżku, chwytając mnie za rękę.

- To oznacza, że możemy jeszcze poczekać, aż się odwróci, ale na to są małe szans. Dlatego lepszym wyjściem będzie cesarskie cięcie.

- Cesarskie cięcie? - Chris powtórzył po lekarzu, a ja pokręciłam głową.

- Poczekamy, aż się odwróci – rzuciłam, opadając na poduszkę.

- To może być niebezpieczne dla dziecka – wtrącił się lekarz, a ja poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy.

- To niech będzie cesarskie cięcie – zamknęłam oczy, czując, jak Chris mnie do siebie przyciąga.

- W porządku, przyjdziemy po panią za pół godziny – oznajmił lekarz, po czym wyszedł z pokoju.

Ból był okropny, ale starałam się udawać, że wszystko jest w porządku.

- Czy Eva coś ci mówiła? - Usłyszałam, jak Chris cicho do kogoś mówi.

- Co mówiła? - Odpowiedziała mu Sana.

- Coś o dziecku, o mnie – mogę się założyć, że wzruszył rękoma.

- Nie, a powinna? Dlaczego pytasz?

- Bo powiedziała, że mnie kocha.

- Kobiety opowiadają różne głupoty, jak je coś boli – zaśmiała się.

- Powiedziała mi to przed tym wszystkim – westchnął. - Zrobiła kolację, ładnie się ubrała i w ogóle.

- Zaraz, czy wy się zeszliście? - Sana niemal podniosła głos.

- Nie – westchnął – bo nie dała mi nawet dojść do słowa.

- A co byś jej powiedział?

- Że też ją kocham, że kocham nasze dziecko.

- Więc dlaczego jej tego nie powiedziałeś?

- Bo zalała mi buty wodą, a potem się zastanawiała, czy po prostu się nie zsikała – zaśmiał się.

- Dzień dobry Evo, jak się czujesz? - Usłyszałam głos pani Bjergen i otworzyłam oczy.

- Będzie cesarskie cięcie – wtrąciła Sana.

- Coś nie tak z dzieckiem? - Wtrącił się pan Bjergen.

- Jest w złej pozycji, ale poza tym to wszystko w porządku – uśmiechnęłam się do nich.

- Evo, pora urodzić – usłyszałam głos lekarza, po czym spojrzałam na Chrisa, który uważnie się we mnie wpatrywał.

- Okej – nerwowo się zaśmiałam, po czym zostałam przewieziona na salę operacyjną, czy cholera jedna wie co. Wkłucie bolało, ale lekarz stwierdził, że będzie tylko lepiej.

Widziałam przed sobą parawan, który zagradzał mi widok na moje ciało. Pielęgniarki próbowały mnie zagadywać, ale nie byłam w nastroju na pogawędki.

- Skalpel – usłyszałam i dotarło do mnie, że to się dzieje. Za chwilę urodzę.

Kilka minut później po sali rozniósł się płacz dziecka, który sprawił, że przestałam oddychać.

- Ma pani piękną i zdrową córkę – usłyszałam, czując, jak po policzku spływają mi łzy. - Chce ją pani zobaczyć? - Czy chciałam? Oczywiście, że chciałam. Chciałam zobaczyć, jaki ma kolor włosów i jak wygląda. Wiedziałam, że nie będzie podobna ani do mnie, ani do Chrisa, bo każde małe dziecko wygląda niemal tak samo, ale mimo wszystko, zżerała mnie ciekawość. Chciałam przytulić ją do piersi i pozwolić, by chwyciła mnie za palec. Chciałam powąchać jej główkę, bo czytałam, że to najpiękniejszy zapach na świecie. Chciałam, by Chris tutaj przyszedł i usłyszał, jak jego córka płacze, bo chryste, płuca to na pewno ma po nim. Chciałam, by ją zobaczył i potrzymał w ramionach, bo właśnie tam było jej miejsce. Tam, powinna być. Ale wtedy przypomniałam sobie o Chrisie, Szwecji, jego Marie i o tym, że nie potrafimy się dogadać.

- Nie – odpowiedziałam, przełykając ślinę. - Proszę zawołać rodziców adopcyjnych – wyrzuciłam, po czym przygryzłam wargę.

Kilka chwil później znalazłam się w pokoju, tym razem innym. Nie było innych pacjentek, za co byłam wdzięczna. Wpatrywałam się w ścianę, czując się, jak potwór. Czułam się pusta. Usłyszałam, jak ktoś wszedł do pokoju i stanął obok mnie.

- Muszą państwo podpisać dokumenty – usłyszałam kobiecy głos i dopiero teraz się zorientowałam, że Chris stoi obok mnie, nawet na mnie nie patrząc. - Pani podpisuje tutaj – wskazała mi odpowiednie miejsce – a pan tutaj.

Czekałam na ruch Chrisa, który najwyraźniej czekał na mój. Czekałam na to, by coś powiedział, ale on milczał. Spojrzałam na niego, a on podziwiał ścianę, dlatego chwyciłam za długopis i niezgrabnie się podpisałam. Usłyszałam westchnienie i zobaczyłam, że Chris zrobił to samo. Kobieta coś mówiła, po czym zebrała dokumenty i poszła. Przez chwilę w pokoju panowała cisza, po czym Chris odwrócił się i wyszedł z pokoju. Czułam, jak po policzkach spływają mi łzy, a w głowie, niczym echo roznosił się płacz mojej córki. Moja ręka zawędrowała na mój brzuch, gdzie jeszcze niedawno była moja córka. Teraz nie było tam nic, oprócz rany, po której zostanie mi blizna. Ślad po tym, że Lotta tam była.



KONIEC 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro