Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1


Wyszłam z gabinetu lekarza, czując się tak, jakby wszystko miało się zaraz rozpaść. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zaczęłam się śmiać. Dosłownie. Śmiałam się przez bite dziesięć minut, a gdy się uspokoiłam, wzięłam głęboki wdech i się rozpłakałam. A potem zwymiotowałam na buty Christiny. Ciąża była niczym abstrakcja. Nigdy nie myślałam o dzieciach, nie wiedziałam nawet, czy w przyszłości chciałabym mieć rodzinę. Oddalałam te myśli od siebie, aż w końcu dopadły mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Stałam z masą ulotek i recept, nie wiedząc dokąd tak właściwie mam pójść. Czułam się tutaj dziwnie. Nie znałam języka, a ku mojemu zaskoczeniu, w niewielu miejscach mogłam się dogadać po angielsku. Gdy kupowałam test ciążowy, dosłownie wyglądałam jak Bridget Jones, która za pomocą gestów próbowała przekazać, co chce kupić. Ja zrobiłam coś podobnego, a sekundę później Chris swoim perfekcyjnym niemieckim kupiła to, czego potrzebowałam. Przeprowadzka do nowego otoczenia miała być lekarstwem, a okazało się, że tego nie można wyleczyć. Bowiem, co ja właściwie mam teraz zrobić? Za pięć miesięcy urodzę dziecko i nie wiem, gdzie to zrobię. Nie wiem, co zrobię z dzieckiem. Nie wiem, co zrobię sama z sobą. Jest coraz to więcej pytań, a żadnych odpowiedzi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to lekarz sprowadził mnie na ziemię. Zadawał pytania o stan mojego zdrowia, co jeszcze było do przewidzenia, ale później, zaczął wypytywać o ojca dziecka, a ja poczułam się jak idiotka. Bo co mogłam powiedzieć, o ojcu mojego dziecka? Skoro ja sama niewiele o nim wiem. Raczej stwierdzenie, że jest przystojnym skurwysynem, nie usatysfakcjonowałoby lekarza, ale co ja tam wiem. Szłam przed siebie, ignorując to, że mogę się zgubić. Usiadłam na ławce, na placu zabaw i uważnie przyglądałam się ludziom tam zgromadzonym. Były tam matki z dziećmi, które radośnie biegały jedno za drugim, zjeżdżały ze zjeżdżalni, a ich matki miały chwilę dla siebie. Były też kobiety, które podobnie jak ja, dopiero były w ciąży, z tym że w przeciwieństwie do mnie, trzymały się za brzuch i wyglądały, jakby zaraz miały się popłakać z radości, bo chciały, by ich dziecko też już hasało po piaskownicy. Ja nie czułam nic. Kompletnie nic. Cała ta ciąża, ta sytuacja, jest jak sen, bądź coś, co mogłam obejrzeć w Z archiwum X. Może mnie też uprowadzili kosmici i wprowadzili do mojego ciała obcego, który wykiełkuje, wyssie ze mnie siły i później podbije świat, zakładając tutaj swoją kolonię. Było coś, czego bałam się przyznać, nawet przed sama sobą. Wiem, że gdybym wypowiedziała na głos te słowa, to spotkałyby się z ciszą, a później zapewnianiem, że mi przejdzie. Ale wiedziałam, że to nie przejdzie, bo od trzech miesięcy nie przechodzi. Nie chcę tego dziecka. I to nie tak, że nie chcę konkretnie tego dziecka, które zrobił mi Schistad, ale nie chcę dziecka w ogóle. Wiem, że trochę za późno na takie przemyślenia, ale właśnie taka jest prawda. Nie widzę siebie w roli matki i wiem, że to nie będzie coś, w czym będę dobra. Nawet teraz nie myślę o swoim dziecku, o tym, czy to chłopczyk, czy może dziewczynka. Gdzie urządzę pokoik, czy wrócę do Oslo, by tam urodzić. Nic. Kompletnie nic. Wypieram tę ciążę najbardziej, jak tylko się da. Chris i Sana są bardziej przejęte tym wszystkim niż ja. Boli mnie to, że Noora i William o niczym nie wiedzą. Nienawidzę mieć tajemnic przed Noorą, ale wiem, że gdybym im powiedziała, to Schistad by się o wszystkim dowiedział, a tego nie chcę. Wstałam powoli z ławki i o dziwo wiedziałam, gdzie jestem. Dziesięć minut później wspinałam się po schodach do naszego mieszkania, dysząc jak stary pies. Przekręciłam zamek w cholernie ciężkich drzwiach i weszłam do pomieszczenia. Bez użycia rąk ściągnęłam buty i skierowałam się do salonu, gdzie opadałam na kanapę. Rozejrzałam się po pokoju i dotarło do mnie, że Chris musiała tutaj posprzątać. Chyba nigdy nasz szklany stół tak nie lśnił.

- Christina? - Krzyknęłam, bo coś mi tu nie pasowało.

- O, już wróciłaś – moja współlokatorka i przyjaciółka w jednym weszła do pokoju, ściągając z siebie fartuszek z roznegliżowanym, męskim ciałem. - I co powiedział lekarz? - Uśmiechnęła się do mnie.

- Dlaczego jest tak czysto? - Zignorowałam jej pytanie.

Dziewczyna się skrzywiła i wiedziałam, że to, co za chwilę usłyszę, nie przypadnie mi do gustu.

- Będziemy miały gości – zaśmiała się nerwowo.

- To znaczy kogo?

- Sana i Yousef wpadną – uśmiechnęła się do mnie.

- Okej, stęskniłam się za nimi – wyciągnęłam przed siebie nogi i zaczęłam się rozciągać.

- Noora i William też przyjadą – rzuciła szybko, a ja zamarłam.

- Co? - Spojrzałam na nią, a ona unikała mojego wzroku.

- Eva – pokręciła głową. - Zostałam postawiona przed faktem dokonanym – westchnęła. - Sana zadzwoniła i powiedziała, że strasznie za nami tęskni i że chciałaby nas zobaczyć, powiedziała, że dziecko już kopie i chciałaby, żebyśmy też to poczuły – uśmiechnęła się. - Więc nie mogłam jej odmówić, to w końcu Sana! I gdy się zgodziłam, powiedziała, że Noora i William też przyjadą, bo dawno nas nie widzieli i William chciałby się napić z tobą niemieckiego piwa.

- To się raczej nie napije – rzuciłam pod nosem, chowając twarz w dłoniach.

- I tak kiedyś musiałabyś im powiedzieć. Będziesz miała to z głowy, będzie ci lżej.

- Lżej? - Powtórzyłam po niej. - Niby jak może mi być lżej ze świadomością, że w każdej chwili William może się wygadać przed Schistadem? - Spojrzałam na nią.

- On też musi wiedzieć Eva. Bo wybacz, ale co ty właściwie chcesz zrobić, co? Masz zamiar ukrywać przed światem to, że jesteś w ciąży? - Uniosła do góry brew. - On ma prawo wiedzieć, to też jego dziecko. I chociaż między wami się nie układa, nie możesz go od wszystkiego odsuwać.

- Niech sobie zrobi dziecko z Astrid, to będzie miał do niego prawa – zadrwiłam.

- Przestań być taką upartą zołzą! - Chris podniosła głos, po czym gwałtownie wstała.

- O czym ty mówisz?

- Wiesz co? Nie znam kolesia – pokręciła głową. - Widziałam go dwa razy na oczy. Raz na ślubie, gdzie przez całą ceremonię wpatrywał się w ciebie jak w obraz, by później wygłosić toast o tobie. A drugi raz, gdy wykrzykiwał na lotnisku, że cię kocha i masz nie wyjeżdżać. Kompletnie go nie znam, ale wiem, że musi mieć jaja i niezły tupet, bo od trzech miesięcy zawraca mi głowę. Pisze do mnie na facebooku, próbując wyciągnąć cokolwiek na twój temat. Mam już go dość, bo o ile na początku był zabawny, gdy nie potrafił uwierzyć, że też nazywam się Chris i próbował dociec, od jakiego imienia to skrót, tak później zaczął być cholernie monotematyczny i jeszcze chwila i go zablokuję. Powstrzymuje mnie tylko to, że dodaje gorące selfie i wstawia świetne memy – spojrzała na mnie z uśmiechem.

- To nic nie zmienia, wiesz? - Parsknęłam. - Bo cholernie ważną rzeczą dla mnie, jest zaufanie. A on je stracił i nie sądzę, by kiedykolwiek je odzyskał. Bo nie wiem, kim trzeba być, by w jednej sekundzie wyznawać mi miłość i planować ze mną przyszłość, by w następnej pieprzyć inną, mimo że wciąż kurwa pachniał mną. Rozumiesz? Nawet nie wziął pierdolonego prysznica. Pieprzył mnie w każdy możliwy sposób, by później robić to samo z inną. I teraz co? Mam mu powiedzieć, hej Chris, pamiętasz, jak na weselu naszych przyjaciół się rżnęliśmy? Jestem w ciąży, niespodzianka!

- Właśnie to powinnaś zrobić! - Chris spojrzała na mnie z politowaniem. - Może nie w dokładnie taki sposób, ale powinnaś mu powiedzieć.

- Nie zrobię tego – pokręciłam głową.

- Niby dlaczego?

- Są dwa powody – spojrzałam na swoje palce, którymi się bawiłam.

- Jakie? - Christina usiadła obok mnie.

- Nie chcę usłyszeć, że to nie jego dziecko – mój głos jest cichy. - Astrid powiedziała, że Chris uważa mnie za zwykłą dziwkę i że nie wie, ilu facetów już miałam. Nie chcę stać przed nim i usłyszeć tych słów, że pewnie pieprzyłam się z kimś jeszcze, a to jego próbuję wrobić w dziecko.

- Nie zrobiłby tego – pokręciła głową. - A jeśli by to zrobił, to kopnęłabym go w jaja, już mu i tak nie będą potrzebne, skoro spłodził dzieciaka – zaśmiała się. - A ten drugi powód?

- Oddam dziecko do adopcji – powiedziałam, po czym poszłam do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro