Rozdział X
Lodowate powietrze wypełniło korytarz i schłodziło atmosferę niemal do zera. Na rękach Jina od razu pojawiła się gęsia skórka. Chłopak nadal klękał przed zwłokami Jeon Jungkooka i wypłakiwał cały stres dzisiejszych wydarzeń. Nie zauważył szerokiego, psychicznego uśmiechu Tae, który kucnął tuż obok szatyna.
Duch został zwabiony zapachem krwi i krzykiem starca. Szaro-włosy oblizał spierzchnięte wargi, a przynajmniej ich pozostałości. Od dawna nie czuł takiego pragnienia zjedzenia duszy jak w tym momencie. Niewinna i czysta była wręcz najlepsza.
Dopiero kiedy ohydny oddech Tae dotarł do nosa Jina, chłopak ocknął się z transu w jaki wpadł. Spojrzał w lewo i krzyknął niekontrolowanie. Paskudna twarz ducha z tej pespektywy była jeszcze bardziej nie do zniesienia. Widać było każdy pęcherz powietrza ulokowany po tej bez skórnej stronie. Dodatkowo każdy nawet najmniejszy mięsień policzka drgał wywołując tym samym odruch wymiotny u Jina.
Chłopak odskoczył od ducha i zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu choćby najmniejszego krzyża. Co raz bardziej odsuwał się od ciała leżącego u podnóża schodów i od Taehyunga. Jednak im dalej się tym posuwał tym bardziej pochłaniała go ciemność. Nie było tu ani odrobiny zachodzącego światła. Szarość z góry nie przenikała tak daleko.
Kim po raz kolejny dzisiejszego popołudnia zaczął mamrotać wszystkie znane mu modlitwy. Miał nadzieję, że tym razem Yoongi znów go uratuje. Da mu szanse na pozbieranie się i poprowadzi do pokoju numer trzysta piętnaście.
Mimo takich wspaniałych marzeń, musiał zmierzyć się z rzeczywistością, a to co nią było w zupełności przerażało chłopaka. Podchodząca do niego straszna zjawa nie ułatwiała mu niczego. Jego umysł na powrót zamknął się w sobie i z wcześniejszego logicznego myślenia nic nie pozostało. Znów strach obezwładnił go i nie pozwalał uciec.
Kim wpatrywał się w czarne niczym smoła oczy Tae i nadal cofał się do tyłu. To spojrzenie hipnotyzowało w jakiś sposób Jina jednocześnie nie pozwalając przerwać mu kontaktu wzrokowego. Chłopak chciał uciec od tego nieprzyjemnego uczucia kontroli nad nim.
Dusił się tą ciężką i niemalże zamarzającą atmosferą. Było mu tak zimno. Opatulił się ciaśniej bluzą, która wcale do tych cienkich nie należała. Jednak to wcale mu nie pomagało. Nadal odczuwał przeraźliwy chłód. Nie mógł się wyzbyć uczucia, że to Taehyung zamrażał go swoim spojrzeniem.
Nagle Jin natrafił plecami na ścianę. Spanikowany odwracał się w prawo i lewo szukając dalszej drogi ucieczki. Niestety przez otaczającą go ciemność nie mógł dostrzec niczego co znajdowało się dalej niż pięć centymetrów dalej niż jego nos. Mimo to Tae widział doskonale. Duch emanował lekką poświatą, która w mroku była niemalże biała.
SeokJina przeżegnał się i zaczął odmawiać ostatnią litanie prosząc jednocześnie o jakiś cud. Czuł, że to były jego ostatnie chwile życia. Zaszedł tak daleko by przetrwać, a na niemal samym końcu tej dziwnej gry miał stracić życie, o które walczył przez te ostatnie cztery godziny.
Zamknął oczy i przypomniał sobie o wszystkich bliskich, których kochał. Babcia nadal majaczyła w jego umyśle i była teraz nim niezwykle rozczarowana. Przecież obiecał jej nigdy tu nie wchodzić. Hoseok i jego wieczny uśmiech, który gaśnie na wieść o jego śmierci. Mama, która mimo wszystko stara się powstrzymać łzy bo wie, że Jin nigdy nie lubił kiedy płakała. Te trzy najważniejsze dla niego osoby były jedynymi ludźmi, których pragnął zobaczyć jeszcze raz.
Cuchnący i lodowaty aż do szpiku kości oddech owiał jego twarz. Kim był niemalże przygotowany do tego co za chwilę miało nastąpić. Śmierć i nieograniczona pustka i ciemność. Nigdy nie był zbyt religijny i nie miał pojęcia co jest po drugiej stronie, ale spodziewał się właśnie nicości.
Jednak nie dane było mu poznanie odpowiedzi na swoje pytania odnośnie tego co było po śmierci, gdyż chłód zniknął. Zamiast niego pojawił się delikatny zapach wanilii i brzoskwini. Ciepło rozlało się po jego ciele, ogrzewając tym samym jego zmarznięte kończyny. Po chwili, która dla niego mogła trwać wiecznie wszystko zniknęło. Zapach i ciepło opuściło Jina pozostawiając jedynie przyjemne mrowienie na skórze chłopaka.
Kim otworzył oczy i zobaczył jak Yoongi stoi naprzeciwko Tae z swoim ukochanym nożem. Kąciki ust szatyna mimowolnie podniosły się delikatnie do góry. Jednak jego prośby zostały spełnione. Mógł cieszyć się życiem jeszcze przez chwilę.
Nie popełniając tego samego błędu drugi raz Jin wstał i na chwiejnych nogach po prostu ruszył do przodu. Zostawił walkę Minowi. On sam przecież nie mógł nic zrobić. Spojrzał na swój telefon, który nadal znajdował się w jego prawej dłoni i z jękiem niezadowolenia stwierdził, że jego szybka jest rozbita. Pajęczynka, która się pojawiła przysłaniała całą lewą stronę ekranu. Mimo to dotyk jak i wyświetlacz nadal działał.
Dziękując niebiosom za niezwykły cud Jin odblokował telefon niezbyt skomplikowanym wzorem i ponownie włączył latarkę. Bał się iść dalej po ciemku. Nie wiedział w końcu co mógł dalej spotkać. Lewą ręką sprawdził czy rzeczy Parka w jego kieszeni nadal bezpiecznie tam leżą. Po szybkim sprawdzeniu tego odetchnął z ulgą. Wszystko było na swoim miejscu. Nawet notes nie wypadł mu z kieszeni bluzy.
Wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem Jin zatrzymał się w połowie drogi i wyjął czarny zeszyt. Usiadł po turecku pod ścianą i położył trzymany przedmiot na kolana. Otworzył na losowej stronie i zaczął czytać z wstrzymanym, z niepewności co może tam znaleźć, powietrzem.
Kim Namjoon obchodzi właśnie swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Będzie od tego dnia pełnoletnim obywatelem kraju. Szkoda, że tylko w teorii.
Moje wczorajsze badania podsunęły mi niezwykły pomysł na jego prezent. Napis Świr będzie najlepszy na ten wspaniały dzień. Przez te wszystkie lata zaobserwowałem, że pod wpływem innych jak i moim u Namjoona rozwinęło się podwojenie osobowości.
Na osobności jest niezwykle cichym i małomównym młodym mężczyzną. Zachowuje się też tak przy innych, jednak w mojej obecności jest niezwykle agresywny i wraz z Jungkookiem musimy go przywiązywać najmocniejszymi linami jakie posiadamy.
Reasumując, słodki i grzeczny przy innych, a przy mnie istny diabeł.
Jin zamknął zamaszyście notes i odchylił głowę do tyłu. Zastanawiał się czy cały ten dziennik poświęcony został opisowi przeżyć Kim Namjoona. Jeśli okazałoby się to prawdą, szatyn nie miałby już żadnych wątpliwości co do tego by spalić ten przeklęty przedmiot. Chłopak postanowił przeczytać jeszcze kawałek czegokolwiek. Miał nadzieję, że zrozumie to co przeżywał Nam.
Wspaniale! Mój ukochany obiekt badań wytrzymał niemalże dziesięć minut podtapiania z małymi przerwami co dwie minuty. W takim tempie będę niedługo wiedział ile czasu zajmie całkowite zanurzenie zdrowego człowieka przed utonięciem. To dopiero początek tej kwestii, a ja mam już niemalże gotową teorię.
Zaiste Kim Namjoon jest niebywale niezwykłym obiektem. Nie wyobrażam sobie innego królika doświadczalnego.
Dzisiaj dałem też wolną rękę młodemu Jeon Jungkookowi. Chłopak jest niezwykle przydatny. Czasami ma zbyt wielkie ambicje jak na mojego podwładnego, ale nie można mu niczego zarzucić. Świetnie wykonuje moje polecenia i co najważniejsze nie kwestionuje ich. Zrobi wszystko o co go poproszę.
W tymmomencie Jin przypomniał sobie wzrok staruszka przed jego śmiercią. Wyglądał nazdeterminowanego. Umysł szatyna szybko połączył fakty i przedstawił mu pełenobraz starszego pana. Istotnie był to Jeon Jungkook w własnej osobie. Kimwzdrygnął się na myśl o tym przerażającym człowieku i po raz drugi szybkozamknął notes. Miał dość myślenia nad przeszłością. Chciał jedynie odnaleźćpokój numer trzysta piętnaście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro