Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.3

Nikogo jeszcze nie było obok statku, więc mogłam szybko się przebrać. Lekki, elastyczny i miły od wewnątrz w dotyku. Wsadziłam kasę znów do kieszeni i czekałam na resztę. Po 10 minutach prawie wszyscy Avengersi się pojawili. Thor, Tony, Steve, Sam, Clint i Natasha. Bruce przyszedł pod sam koniec. Peter pojechał do cioci. Oby nic mu się nie stało. Wsiedliśmy do środka i polecieliśmy do Japoni. Ja cały lot patrzyłam przez okno i obserwowałam małych ludzi na dole. Ekscytuję się, a zarazem boję. Pierwsza taka misja z atakiem na złoczyńców. Kiedy zbliżaliśmy się do londowania, poczułam zimny dreszcz. Dobra. Chce mieć to za sobą. Wylądowaliśmy w lesie kwitnącej wiśni. Wszędzie rosły drzewa z pięknymi, różowymi kwiatkami. Niesamowite. Wszyscy wychodziliśmy ze śmigłowca, prócz Bruce'a.

-Banner. Czemu nie wychodzisz z nami?

Spytałam.

-Popilnuje statku. Nie chcę, żeby znów Hulk zniszczył połowę miasta.

-Szkoda. Chciałam zobaczyć Cię w akcji.

Byłam już na dworzu, gdzie Avengersi ustawiali plan ataku. Kiedy do nich podeszłam, wszyscy się rozeszły prócz Kapitana.

-A co ja mam robić?

-Ty odwracasz uwagę, przywódcy Hydry. Najpierw udawaj dziewczynkę, która się zgubiła, a potem zamienisz się w Bloody, żeby zaatakować od środka.

Kapitan Ameryka pobiegł w głąb lasu, a ja zostałam sama. Słysząc strzały, odbiegające ze wschodu, mogłam się domyślić, że tam jest ta zła armia. Pobiegłam w tę stronę. Jeden łysy Pan z jednym okiem stał na czele. To chyba on. Podeszłam do niego, przestraszona. Mam udawać przestraszoną i zagubioną.

-Przepraszam Pana.

Mężczyzna się do mnie odwrócił i popatrzył na mnie.

-Dziewczynka. Czego tu chcesz?

-Nie wiem gdzie jest moja mama.

-Ile masz lat?

-13.

-Bardziej wyglądasz na 17.

-Jestem dużym dzieckiem. Gdzie jest mama?

Udawałam płacz dla lepszego efektu.

-Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Może leży z innymi zabitymi? Możesz poszukać jej tu.

Podeszłam do niego, by go "przytulić". Kiedy byłam niego bardzo blisko, zmieniłam się w Mie. Mężczyzna patrzył na mnie z lekkim strachem. Złapałam gościa po chwili za gardło i widziałam, jak powoli odpada mi skóra. Czułam jak jego żołnierze do mnie strzelali, ale nie odczuwałam za wielkiego bólu. Po jakiejś minucie, zauważyłam, że jego kości się sypią. Jego czaszka zniknęła. Ciało było całe w mojej, jak i jego krwi.

Usłyszałam grzmoty piorunów. Obok mnie pojawił się Thor. Swoim młotem wybił wszystkich, strzelających do mnie mężczyzn. Uśmiechnęłam się do niego lekko.

-Nie ma za co moja droga.

Rzekł Thor. Usłyszałam ponowne strzały zza pleców. Odwróciłam się i bardzo głośno i przerażająco ryknełam na wrogów. To było jak z jakiegoś horroru. Wszyscy uciekli bardzo daleko. Jednak nikt nie przeżył, ponieważ zostali następnie rozstrzelani przez Iron Mana i Natasze.

Po jakimś 2 godzinach walki, wygraliśmy. Kiedy wreszcie zmieniłam się w człowieka, było mi trochę słabo. Na placu bitwy zostałam ja i Thor. Reszta była pewnie już na statku.

-Verka. Wszystko dobrze?

-Tak. Jestem jedynie głodna.

-Może skoczymy na chwilkę do sklepu?

-Tak. Bardzo chętnie.

Mam kasę od Tonego. Mogę sobie kupić dużo Pocky. Gromowładny wziął mnie pod pachę i dzięki swojemu młotowi, polecieliśmy do miasta. Po chwili, byliśmy w wielkim sklepie ze słodyczami. W środku, była pełna półka z Pocky różnego dobrego rodzaju. Thor zaproponował, że mi kupi wszystkie. Oczywiście oddałam mu to, co dostałam od Starka. On też sobie kupił sporo słodkości. Wracając do statku, oboje mieliśmy po cztery siaty jedzenia. W czasie, kiedy szliśmy, Thor wchłoną 2 paczki chipsów. Kiedy członkowie Avengersów zobaczyli nas z tymi siatkami, nic nie powiedzieli. Wszystkim dałam po paczce słodkości i wsiadłem do samolotu.

Podczas lotu, spałam. Byłam dosyć zmęczona. W chwili, kiedy na chwilę otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą kartonik z sokiem i tabletkę. To pewnie od Bruca. Dba o mnie lepiej niż własny ojciec. Kiedy tylko zażyłam lek i wypiłam napój, od razu zasnełam. Po jakimś czasie, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie wiem kiedy znalazłam się w pokoju, ale pewnie ktoś mnie zaniusł. Siaty z Pocky, znajdowały się obok mojego łóżka.

Wstałam na równe nogi i podeszłam do drzwi. Było dosyć ciemno i nie widziałam do końca gdzie idę, ale jakimś cudem znalazłam klamkę.

-O. Nie śpisz już. Jest czas na kolację. Jesteś głodna?

Był to nie kto inny jak Banner.

-Tak. Dzięki.

Otarłam oczy i nie zakładając kapci, wyszłam z pomieszczenia. Szliśmy chwilkę przez korytarz.

-Widziałem Cię w akcji przez krótką chwilkę. Jestem dumny z Ciebie, jak na pierwszy raz.

-Dzięki. Za bardzo nie pamiętam szczegółów. Za to wiem, że jakiś facet się razpadł. Skóra mu odpadała.

Kiedy znaleźliśmy się w kuchni, przy stole siedziała Natasha i jakaś Pani, której nie znam. Blondynka.

-Jak się spało?

Zwróciła się do mnie rudowłosa.

-Dobrze. Dziękuję.

-Verka. To jest Pepper Pots....

-...moża żona.

Usłyszałam z daleka głos Starka.

-Miło mi Ciebie poznać Veronico.

Kobieta wstała i podała mi rękę. Ja zrobiłam to samo.

-Mi również.

Poczułam nagle ręce Tonego na moich barkach. Trochę się przestraszyłam.

-Jesteś całkiem dobra, młoda. Następnym razem damy Ci większy wycisk. A poza tym, dobre są te przekąski od Ciebie. Zjadłem całą paczkę. Masz jeszcze?

Pocałował swoją żonę w policzek i poszedł sobie. Ona też gdzieś poszła. Zostałam z Bruce'm i Natashą, którzy ze sobą rozmawiali. Byli siebie bardzo blisko. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok. Po chwili popatrzyli się na mnie.

-Spokojnie.

Zasłoniłam sobie oczy rękami.

-Nie patrzę.

Usłyszałam jedynie lekki śmiech Natashy. Przesunełam lekko palcami tak, żeby było coś widzieć jednym okiem. Szybko do nich podeszłam. Lewą rękę Bruce'a położyłam na biodrach kobiety, a prawą na jej policzku. Za to dłonie Romanoff znalazły się dzięki mojej pomocy na jego szyji. Ich twarze przesunełam blisko siebie.

-Teraz Pan młody, może powiedzieć to, co zawsze chciał wyznać swojej ukochanej.

-Teraz to chyba trochę przesadzasz.

Odezwał się Bruce.

-Nie. Masz szansę. Pewiedz to Romeo.

Poszłam szybko wziąść coś z lodówki i pobiegłam w stronę pokoju. Jednak ciekawiła mnie ta sytuacja i schowałam się za rogiem, żeby mnie nie widzieli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro