1.3
Rozdział z okazji moich 16 urodzin💙
Wyszłam z bloku i ruszyłam w świat. Jak najdalej od śmierci. Daję głowę, że tata przez tą debilkę, zapomni o mnie. Nie wytrzymałabym dłuższej rozmowy z nim. Nie miałoby to sensu. Szłam ulicami, które prowadziły w różne miejsca w Nowym Yorku. Szłam dosyć długo. Po chwili usłyszałam jakieś strzały z pistoletów. Przestraszyłam się i znów czerwieniło mi się czoło. Czułam jak blask latarni ogrzewa mi ciało. Zamieniłam się ponownie w potwora i zaczęłam biec. Pędziłam jak nie wiem co. Nie zdawałam sobie sprawy gdzie jestem.
Kiedy się zatrzymałam, powoli patrzyłam na bloki mieszkalne. Przeczytałam tabliczkę ulicy. Po chwili zauważyłam jak coś przeleciało mi przed nosem. Nie wiedziałam co jest. Nagle, sytuacja się powtórzyła. Usiadłam na ławce, położyłam rzeczy i szukałam czegoś, co mnie tak przed chwilą odrobinkę wystraszyło. Po chwili z góry, na jakiejś nici zwisał do góry nogami chłopak w jakimś dziwnym stroju.
-Hej. Co tam? Jestem Spiderman. A ty?
Nic nie odpowiedziałam. Wstałam i już chciałam dać mu w pysk, ale zasłonił się rękoma.
-Spokojnie. Nie chcę Cię skrzywdzić.
Zrobiłam dwa, spokojne wdechy i wydechy i stałam się sobą. Miałam okropnie potargane włosy. Pewnie po tym biegu.
-Woow.
-Co?
-Czoło Ci krwawi.
-Wiem. Niestety tak to już jest.
Stanął na ziemi i popatrzył na mnie z bliska.
-Mi jakoś się tak nie dzieje.
-Może nie masz przyszłej Macochy, która chciała Cię zabić, wstrzykując Ci sztuczną krew do ciała.
-Serio? Przykro mi. Nie wiedziałem, że sztuczną krew może takie coś!
-Ja też nie. Ha.
Staliśmy na przeciw siebie. Zapomniałam chusteczek. Chciałam wytrzeć jakoś czoło.
-Poczekaj.
Spiderman skoczył na dach i wrócił z paczką serwetek.
-Skąt Ty je masz?
-Mam swoje sposoby.
Wzięłam od niego dwie i wytarłam się.
-Jestem Veronica. Veronica Hills.
-Ładne imię. Moja kuzynka tak miała.
-Przykro mi.
-Spoko. Już dawno o niej zapomniałem. Jak się tu znalazłaś i skąd jesteś?
-Jestem z Bronx. Uciekłam od taty. Moja mama zmarła na raka, a moja najbliższa przyjaciółka zginęła przeze mnie. O tym jednak nie chcę gadać.
Co Ciebie tak interesuje moje życie?
-Lubię poznawać ludzi. Nigdy nie miałem wielu znajomych. W szkole jestem takim trochę pośmiewiskiem. Mam jednego kumpla i to mi wystarczy. Cieszę się jednak, że poznałem Ciebie.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Muszę już lecieć. Zobaczylibyśmy się może jutro w tym samym miejscu?
-Chętnie.
Otworzył torbę i chciał mi do środka wsadzić serwetki, ale po chwili znieruchomiał i wyciągnoł mi z niej książkę.
-Serio? Czytasz "Deleen"?
-A co?
-Kocham tą książkę! Najlepszy mój fragment jest jak Dave szpera w szafie nocnej Sugar i znajduje stringi. Patrzy na jej fotografie i mdleje. Wyobraziłem sobie wtedy taką grubą Sugar w stringach i małym staniku. Padłem ze śmiechu.
-Naprawdę? Ten fragment jest najlepszy. Mój tata wtedy myślał, że się dusze. Nie mogłam przestać się śmiać. Hahaha. I jeszcze jej ten celulit. Nie mogłam z tego.
-Hahahaha. Teraz to sobie wyobraziłem.
Oboje długo się śmialiśmy. Była godzina 23.00. Spider siedział obok mnie na ławce I gadał ze mną o innych śmiesznych rzeczach. Po godzinie oboje zasneliśmy na ławce.
Kiedy wstałam, zauważyłam, że przez całą noc opierałam się głową o jego ramię, a on trzymał mnie za biodro. Szybko od niego się odsunęłam. On też po chwili wstał.
-Która jest godzina?
Spytał mnie ziewając. Również ziewnęłam i wyjęłam telefon z torby.
-7.44.
Szybko wstał z ławki.
-O kurde! Ciocia będzie się martwić jak do domu nie wrócę!
-Oooo. No to leć do cioci. Może potem się jeszcze zobaczymy. O 20.00?
-Pewnie.
Odsłonił swoje usta z pod maski i ucałował mi dłoń. Pierwszy raz chłopak zrobił mi coś takiego. Uśmiechnął się do mnie, zaciągnął maskę na twarz i ruszył w stronę centrum. Zrobiłam się lekko czerwona na policzkach. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę głównej ulicy. Po jakimś czasie zaszłam do małej kawiarenki, odłożyłam rzeczy przy małym dwuosobowym stoliku i stojąc w kolejce, jednocześnie patrzyłam na tablicę z ofertami śniadaniowymi i zastanawiałam się, co by tu zamówić.
Kawy nie pijam, jestem uczulona na migdały. Co by tu zamówić. Powtórzyłam sobie w myślach. Po chwili jakąś kobietą obok mnie stojąca, oblała mnie gorącą kawą. Okropnie gorącą.
-Ojej. Bardzo Cię przepraszam. To było niechcący.
-Nie szkodzi. Każdemu mogło się zdażyć
Nie mogłam za bardzo wytrzymać. Z oka zaczęła lecieć mi krew.
-Chwila. Pomogę.
Chłopak w kolejce przede mną stojący szybko wytarł mi serwetkami oblaną bluzkę.
-Już będzie dobrze. Gorąc przejdzie.
-Bardzo Ci dziękuję.
Zwróciłam się do mojego bohatera.
-Jeszcze raz przepraszam.
Powtórzyła kobieta.
-Naprawdę nie szkodzi.
Odpowiedziałam. Chłopak skończył i wywalił serwetki do kosza. Popatrzył się na mnie i od razu zareagował na krew w oku.
-Hej. Krew Ci leci z oka.
-Wiem. Już tak mam.
Chłopak nic nie odpowiedział i tylko na mnie patrzył. Nic się przez chwilę nie ruszał.
-Żyjesz?
Spytałam po chwili. Obudził się i uśmiechnął.
-Tak. Jest spoko.
-Hallo?
Powiedziała jedną z dwóch kasierek. Były dwie kasy obok siebie. On poszedł do drugiej, a ja do pierwszej.
-Ja poproszę rogalika z jabłkiem i kakao.
Powiedzieliśmy to w tym samym czasie. Kasjerki się zaśmiały, a ja zarumieniłam się.
-Widzę, że twoja dziewczyna czyta Ci w myślach Peter.
Druga z pań, zwróciła się do chłopaka.
-Ja nie jestem jego dziewczyną.
Odparłam.
-Szkoda. Uroczo razem wyglądacie. Za to wszystko będzie 10$ Moja droga.
Wyciągnęłam z kieszeni 20$ i położyłam na blacie. Pani już chciała wydać mi resztę, ale ja przytrzymałam jej rękę.
-Reszty nie trzeba. Dla Pań napiwek.
Uśmiechnęłam się miło. Obie również się uśmiechnęła do mnie. Podała mi rachunek i poprosiła, bym poczekała na zamówienie. Po chwili dostałam śniadanie i ruszyłam w stronę mojego stolika, przy którym siedział i jadł rogalika, nowo poznany Peter. Oglądał moją torbę. Usiadłam na przeciwko niego.
-Hej. Ładna torba? Haha
-Nie. Tak tylko. Róg obrazka wystaję Ci z torby.
Tłumaczył się z pełnymi ustami. Wyjęłam go i pokazałam mu w całości.
-Ten obrazek?
-Tak. Jesteś tu z siostrą?
-Nie, z przyjaciółką. Tydzień temu zginęła w pożarze. Z mojej winy. Nie chcę o tym mówić. Zbyt przygnębiające. Tak zmieniając temat. Jestem Veronica Hills.
Podałam mu rękę na poznanie się.
-A ja Peter Parker. Miło poznać.
Podał mi swoją.
-Tak spytam się z ciekawości. Dlaczego usiadłeś przy moim stoliku?
-Chciałem bardziej poznać, swoją damę w opałach. Haha.
-Miło mój bohaterze. Haha.
Gadaliśmy ze sobą dobrą godzinę. Peterowi nie schodził uśmiech z ust przy rozmowie. Opowiedziałam o tych wszystkich rzeczach, które wczoraj mówiłam Spiderkowi. Po chwili zauważyłam jak ktoś robi mi zdjęcie. Rozejżałam się dookoła siebie. Okazało się, że to była jedna zklientek. Nie wiem o co jej chodziło, ale okropnie mi radziła fleszem po oczach. Normalnie bez powodu mnie nim zaatakowała. Okropnie się wkurzyłam. Znów krew wylewała mi się z czoła. Ledwo co widziałam. Zaczęłam rosnąć. Chcudłam z każdą chwilą. Peter był przerażony. Ktoś zadzwonił po policję. Ja wyszłam z kawiarenki zabierając rzeczy. Na zewnątrz stała już policja z Piratem na czele. Po chwili padłam na twarz na ulicy. Już nic więcej nie pamiętałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro