1.9
Znalazłam go w laboratorium. Zapukałam w drzwi i gdy tylko się odwrócił to popatrzył na mnie.
-Dzień Dobry.
-Cześć Veronka. Co tam?
-Chciałam się spytać czy mogłabym wieczorem gdzieś wyskoczyć z Peterem.
-Mogłabyś, ale przed wyjściem, musiałbym Ci daś specjalistyczne, dodatkowe leki.
-Jakie?
-Takie specjalne na twoją "czerwoną" przypadłość.
-Dobrze. Dziękuję.
Poszłam do pokoju. Po chwili dostałam Sms'a od... Taty? Dopiero teraz sobie o mnie przypomniał?
Tata: Nniechgnieewham siew zche nashwahwas mhojaaaa dziewhszyne potworchem. Pla.
Co to jest? O co mu chodzi? No masz. Znów jest pijany. Pewnie ta dziwka go upiła. Ja już nie mam do tego siły, ani nerwów. Wystarszy, że o tym zapomnę. Znów po chwili dostałam jakąś wiadomość. Myślałam, że to znów Tata. Napisał do mnie Peter.
Peter: Hej. Możesz wyjść?
Ja: Tak. O której i gdzie mamy się spotkać?
Peter: Ja po Ciebie przyjadę.
Ja: Masz prawko?
Peter: Nie. Ciocia nas zawiezie.
Ja: Spoko. A jaki masz plan na dzisiaj?
Peter: Zobaczysz.
Ja: Spoko.
O godzinie 15.00 zostałam zawołana na obiad. Tym razem gotował Steve. Przygotował pieczone warzywa na ostro, które były bardzo dobre. Po jedzeniu, wszyscy poszliśmy obejrzeć jakiś film. Podczas filmu, zauważyłam, jak ktoś zakrywa mi oczy.
-No nie. Jane znów weszła do piwnicy, że jest tak ciemno?
Zażartowałam sobie. Za sobą usłyszałam lekki śmieszek. Od razu poznałam Petera.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Idziemy?
Spytał.
-Tak. Tylko wezmę torebkę z pokoju.
Szybko wstałam z kanapy i pobiegłam do pokoju. Kiedy wróciłam, zaczepił mnie Bruce. Trzymał w jednej ręce 2 tabletki i szklankę wody. Szybko zażyłam leki i wyszłam z Peterem na dwór. Tam czekała w samochodzie ciocia May. Wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do miasta.
-Dobry wieczór Pani.
-Witaj Veronca. Ty też studiujesz u Pana Starka?
-Nie. Bardziej u Dr. Bannera.
-Znam go. Ten, który z Tobą przyszedł do nas po rzeczy. On jest fizykiem kwantowym.
-Od kiedy Ciociu jesteś taka rozmówna?
Spytał Peter.
-Od kąd zaczęłam liczyć na małe dzieci.
Bardzo się zdziwiłam. Peter się zaczerwienił, a Pani May się zaśmiała. Dalszą drogę przesiedzieliśmy w ciszy. Po 15 minutach byliśmy już w mieście. Wysiedliśmy przed małą przydrożną knajpką w stylu lat 80tych.
Ładnie wyglądała z zewnątrz.
-Zapraszam.
Otworzył mi drzwi Peter.
-Dziękuję.
Odparłam i weszłam do środka. Usiedliśmy przy małym stoliku i czekaliśmy na karty.
-Miło tu nawet.
-Cieszę się, że Ci się podoba.
Uśmiechnęłam się do niego. Po chwili przyszła kelnerka. Poprosiliśmy o duże frytki i dwa waniliowe koktajle. Od odejścia kelnerki kiszki zaczęły tańczyć mi walca. Brzuch mnie bolał.
-Co Ci jest?
-Nie wiem. Jakoś mi nie dobrze.
Chyba zwrócę mój dzisiejszy obiad. Szybko pobiegłam do toalety, a kiedy z niej wyszłam, ktoś siedział na moim miejscu. Był to czarnoskóry grubasek z czarnymi włosami.
Gadał z Peterem.
-Hej.
-O cześć. Jestem Ned. Przyjaciel Petera.
Podaliśmy sobie ręce.
-Ja jestem Veronica. Co tu robisz?
-Ja...
Peter nie dał mi skończyć.
-...właśnie wychodził. Ma parę spraw na głowie, które musi koniecznie zrobić. Prawda?
-T-Tak. Właśnie. Nie chciałbym wam przeszkadzać. Pa. Miło było.
Ned szybko wyszedł z restauracji.
-Kumple!
Powiedzał Parker dziwnie się uśmiechając.
-Moja macocha też tak spławia swoich byłych.
-Oł.
-Nie szkodzi. Hahaha.
Po chwili kelnerka przyniosła nam przekąskę. Koktajle wygladały bardzo apetycznie. Zajadając frytki, gadaliśmy o przeróżnych rzeczach.
-Tak się zapytam z ciekawości. Jak długo znacie się ze Spidermanem.
-Od nie całego roku bodajrze. Poznaliśmy się na ulicy. Fajny jest. Raz nawet pokazał mi jak uwolnić się z jego sieci.
-Fajnie.
-Nie fajnie. Haha. Byłem cały w białym czymś i musiałem czekać parę godzin, aby się z niej uwolnić.
Również się zaśmiałam.
-Przyznaj się. Kiedy pierwszy raz się zakochałeś?
Chłopak zaczerwienił się.
-To chyba było w dzieciństwie. Zakochałem się wtedy pierwszy raz w Gwiazdce z Młodych Tytanów. Bardzo ją lubiłem.
-Uwielbiam tą kreskówkę! Najbardziej to Raven i Bestię.
-Tak jak ja!
Zaczęliśmy się oboje śmiać w tym samym momęcie.
-A co takiego też dobrze wspominasz z dzieciństwa?
-Najbardziej to jak zawsze z mamą, tatą i moją przyjaciółką jeździliśmy nad jezioro. Wtedy Tata zawsze ze sobą brał taki wielki głośnik i tańczyliśmy do przeróżnych piosenek nad wodą. Jedliśmy lody, pływaliśmy w wodzie, robiliśmy grilla. Fajnie było.
Łza krwi lekko spływała mi po policzku.
-A Ty Peter?
-Ja... Nie pamiętam dokładnie swojego dzieciństwa. Rodziców prawie nie znałem. Jedynie z Ciocią zawsze w lato spacerowaliśmy po parku i jedliśmy wtedy zawsze, jeszcze ciepłe ciastka cynamonki.
Peter też się wzruszył. Złapałam go za rękę i popatrzyłam na niego.
-Nie płacz, bo potem ja też zacznę ryczeć.
-Już ryczysz. Hahaha.
-Śmieszne!
Przyciągnął moją dłoń w stronę jego ust i ucałował ją.
-Dzięki.... Za wszystko Verka. Super jesteś.
Gdzieś to już dzisiaj słyszałam. Dziwne.
Po chwili przytuliłam się do niego. Trzeba łącząc się z ludźmi w bólu. On również mnie objął. Był taki miły i ciepły. Przyłożyłam nasze policzki do siebie.
-Zawsze możesz na mnie liczyć Peter. Zawsze.
-Ja też bym chciał, żebyś na mnie liczyła.
Szepnął. Odsunęłam się od niego.
-Nie rozumiem. Peter co się stało?
Chłopak był zakłopotany.
-Nie mogę Ci powiedzieć. Nikomu nie mogę powiedzieć. Przykro mi.
-Nie szkodzi.
Przez kolejne paredziesiąt minut gadaliśmy że sobą. Po wypicie koktajli i zjedzeniu frytek, poszliśmy się przejść. Po chwili zobaczyliśmy sportowe auto, w którym siedział czarnoskóry chłopak.
-Hej Parker. Skąd wytrzasnołeś taką laskę?
-Odwal się Flash!
Chłopak chwilę później zaparkował centralnie przed nami. Wysiadł z auta i stanął nam na drodzę.
-Wiesz mała. Nie wiedziałem, że taka panna spotyka się z Parkerem. Strata czasu.
-Peter jest jeszcze bardziej interesujący niż Ty. Weź swoje cztery litery i spadaj.
Wkurzyłam się. Krew leciała mi z nosa.
-On jest bezużyteczny. Nie wiem co Ty w nim widzisz.
Poczułam jak rosnę. Nie czułam się najedzona, całe gorącej krwi krążyły po całym moim ciele. Kiedy urosłam parę cm i schudłam, Flash zrobił się od razu przerażony. Ja tylko na niego ryknęłam, a on ze wrzaskiem uciekł, zapominając o swoim samochodzie. Po chwili poczułam delikatny dotyk czyjejś ręki, który głaskał mnie po plecach.
-Wdech i wydech, wdech i wydech. Powoli i spokojnie Vercia. Już sobie poszedł.
Wdech i wydech. Wdech i wydech. Najlepsze rozwiązanie na nagły atak krwotoku z ciała.
Udało mi się powrócić do normalności i nie ubrudzić się krwią. Magia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro