Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6.

               Syriusz obserwował krzątającą się dookoła niego młodą lekarkę, z którą miał okazję już się poznać. Olivia Rowle była kobietą, na którą miło popatrzeć. Długie włosy, ładny uśmiech i świetne nogi. Black podejrzewał, że resztę figury też ma niczego sobie, jednak przez biały bezkształtny fartuch nie mógł stwierdzić tego na pewno.

- Zaraz dam panu zastrzyk przeciwbólowy. - powiedziała, nabierając przeźroczysty płyn z ampułki.

- Dlaczego medycyna? - zapytał, kiedy kobieta wkłuwała mu się do żyły.

- Chęć pomagania ludziom. - powiedziała, przygotowując zestaw narzędzi potrzebnych do wyjęcia kuli i zaszycia rany. 

- Pani pacjentom ból pewnie przechodzi od samego patrzenie na panią.

 Stojący przy drzwiach James udał, że kaszle, aby nie roześmiać się na głos.

- Cóż mogliśmy to sprawdzić, ale już podałam panu środek przeciwbólowy. - odparła Olivia, przysuwając krzesło do kozetki. - Proszę się położyć.

- Może najpierw wyprosimy mojego przyjaciela. - Syriusz uśmiechnął się zaczepnie. - Chyba, że woli pani publiczność.

Olivia uniosła brwi i zdezynfekowała ranę, na co Black lekko syknął.

- Mój widok nie uśmierzył bólu? - zapytała z udawanym smutkiem brunetka.

Rozbawiony Black pokręcił głową.

- To przez ten prąd, który przeszył moje ciało gdy pani mnie dotknęła.

James tym razem nie zdołał się powstrzymać i parsknął śmiechem. Jego najlepszy przyjaciel obrzucił go obrażonym spojrzeniem i ponownie spojrzał na lekarkę.

- To pewnie drętwienie ręki. - stwierdziła sięgając po dziwnie wyglądający, metalowy przyrząd. - Teraz proszę się nie odzywać, będę wyciągała kulę.


                Zdenerwowana Lily szukała pokoju zabiegowego numer 7, gdyż tam zostały wraz z mamą Jamesa pokierowane przez panią z recepcji. Kobieta nie zdążyła podejść do odpowiednich drzwi, ponieważ z jednego z pomieszczeń wyszedł James, a tuż za nim Syriusz w towarzystwie młodej kobiety w białym fartuchu.

Lily od razu podbiegła do kuzyna i spanikowanym głosem zapytała:

- Co się stało? Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?

Black nie za bardzo wiedział, na które pytanie najpierw ma odpowiedzieć. Podrapał się zdrową ręką w głowę i uśmiechnął się głupkowato

- Narzeczona? - zapytała Olivia, przyglądając się rudowłosej kobiecie. Syriusz i Lily spojrzeli na siebie, po czym w jednym momencie wybuchnęli śmiechem. Evans potrząsnęła głową.

- Nigdy w życiu. - odparła, gdy się uspokoiła. - Jestem jego kuzynką.

- James! - rozległ się z głębi korytarza krzyk Dorei Potter. Mężczyzna w okularach zrobił zdziwioną minę.

- Mama? Co ty tu robisz?

- Chciałam zrobić ci niespodziankę i oczywiście ląduję szukając cię w szpitalu! - oskarżyła syna kobieta. James wyglądał w tej chwili jak mały chłopiec, który coś nabroił. Wbił wzrok w podłogę, a ręce schował za plecami. - A mówiłam ci, żebyś poszukał spokojnej pracy!

- Przecież nic mi się nie stało. - mruknął, rzucając błagalne spojrzenie w stronę najlepszego przyjaciela.

- Dzień dobry pani Potter. - odezwał się natychmiast Black, robiąc krok w stronę kobiety. - Czy pani z każdym kolejnym rokiem wygląda coraz lepiej?

Lily pomyślała, że to beznadziejny i oklepany komplement, ale policzki Dorei zaróżowiły się lekko.

- Syriuszu Black, jak mogłeś zaproponować mojemu synowi tak niebezpieczną pracę!? Czy ty kompletnie zwariowałeś? Nie dość wylałam łez po jego wypadku w wojsku?

Syriusz i James spuścili wzrok.  Teraz obaj wyglądali jak dzieci, które coś przeskrobały. Widok był komiczny. Dwaj dorośli mężczyźni kulili się pod wpływem krzyku sięgającej im do ramion kobiety. Żaden z nich się nie odezwał.

Dorea odetchnęła głęboko aby się uspokoić i dopiero teraz zauważyła zabandażowaną rękę

Syriusza.

- Jak się czujesz? - zapytała z troską w głosie, zostawiając temat swojego syna i jego pracy.

Black spojrzał na cały czas stojącą niedaleko Olivię.

- Zajęła się mną niesamowita lekarka, więc czuje się wspaniale.

Doktor Rowle przewróciła oczami.

- Zapraszam za dwa tygodnie na zdjęcie szwów. Do tego proszę nie przeciążać ręki. - powiedziała i z uśmiechem na ustach odwróciła się w stronę oczekujących na zabieg osób i poprosiła następną.

- To co, wracamy do domu? - odezwał się w końcu James, na co wszyscy pokiwali głowami.


              Pani Potter rozglądała się po mieszkaniu swojego jedynego syna. Musiała przyznać, że jest pozytywnie zaskoczona panującym w nim porządkiem.

- Gdybyś uprzedziła, że przyjedziesz, wziąłbym wolne. - odezwał się mężczyzna, siadając na sofie.

- Chciałam ci zrobić niespodziankę. - usprawiedliwiła się kobieta.

- Ale musiałaś na mnie czekać.

Dorea machnęła tylko ręką.

- Lily to taka kochana dziewczyna, że zaprosiła mnie na herbatę. - wyjaśniła. - Urocza osoba, nie dość, że bardzo ładna to jeszcze lubi dzieci.

James wzruszył ramionami. Przyzwyczaił się do tego, że jego mama lubi wychwalać przed nim różne kobiety w nadziei, że się nimi zainteresuje. Nie wiedziała, że jego uwaga już została zwrócona na rudowłosą sąsiadkę.

- Kogoś takiego widziałabym u twojego boku. - kontynuowała kobieta. - Jesteś już w takim wieku...

- Mamo. - przerwał jej mężczyzna. - Wiem, ile mam lat.

- Może ugotuję coś dobrego i zaprosimy ją na kolację? - zaproponowała Dorea. James pokręcił głową.

- Nie musisz mnie swatać. - powiedział.

- Gdybyś nie miał z tym problemu, już dawno miałabym wnuki. - mruknęła kobieta. Potter westchnął. Nie miał zamiaru po raz kolejny tłumaczyć mamie tego, że będąc w wojsku, nie chciał wiązać się na stałe z żadną kobietą.

- Po prostu zostaw tą sprawę, tak jak jest i nie układaj mi mojego życia.

Kobieta przez chwilę patrzyła na swojego syna, po czym pokiwała głową na znak zgody.


                    Ubrana w krótkie spodenki w misie i za dużą koszulkę, Lily siedziała pod kocem z telefonem przyłożonym do ucha. Dopiero po powrocie do domu i długiej kąpieli zauważyła, że ma cztery nieodebrane połączenia od Severusa.

- Przepraszam. - powiedziała na wstępie, kiedy jej przyjaciel odebrał. - To był zakręcony dzień.

Usłyszała jak mężczyzna odetchnął z ulgą.

- Wiesz, jak się martwiłem? - zapytał. - Zawsze piszesz sms, że nie możesz odebrać albo oddzwaniasz. A dziś nie było z tobą kontaktu przez kilka godzin.

- Musiałam jechać do szpitala. Syriusz został postrzelony. - wyjaśniła. - Potem odtransportowałam go do domu i zrobiłam zakupy, żeby dziś nie musiał wychodzić.

- To już go wypuścili? - zdziwił się Severus. Lily pokiwała głową, ale zdała sobie sprawę, że jej rozmówca nie może tego zobaczyć.

- Tak. Lekarka wyciągnęła kulę i zaszyła ranę - powiedziała. - Znając Syriusza pewnie jutro wróci do pracy.

- A ty pewnie będziesz go niańczyła. - mruknął Snape. - Wiesz, że to dorosły facet?

Evans roześmiała się.

- Tylko w dowodzie. Jeżeli chodzi o stan jego umysłu, to bym polemizowała.

Usłyszała parsknięcie Severusa.

- Po co dzwoniłeś? - zapytała, przypominając sobie, że jej przyjaciel usiłował się z nią skontaktować.

- Chciałem iść na jakąś kawę, albo coś. - wyjaśnił.

- Następnym razem na pewno się uda. - zaśmiała się Lily, przeczesując palcami mokre włosy.

- Chyba, że twój kuzyn znowu będzie miał problemy. - zauważył nieco złośliwie Snape. - Czy on zawsze prosi cię o pomoc, gdy u niego coś się dzieje.

- Jestem jego jedyną rodziną w tym mieście.

W słuchawce zapadła cisza.

- Masz rację. - przyznał cicho.


                       - Jesteś pewny, że chcesz to dziś zrobić? - zapytał Potter, przyglądając się swojemu najlepszemu przyjacielowi. Syriusz stał oparty o maskę samochodu, a w zdrowej ręce trzymał czarną, skórzaną kurtkę. Na dziś zaplanowany mieli wyjazd do Zakładu Karnego, gdzie przebywał Lord Voldemort.

- Wczoraj mnie postrzelili w rękę, nie w głowę. - powiedział mężczyzna i zajął miejsce po stronie pasażera. To, że nie mógł prowadzić samochodu, było dla niego najgorszą karą po postrzale.

Przed budynkiem więzienia czekał na nich Naczelnik, który został powiadomiony, o której ma się ich spodziewać.

- Lord został już przetransportowany do pokoju przesłuchań. - poinformował ich na przywitanie.

Syriusz i James ruszyli za mężczyzną, który poprowadził ich krętymi korytarzami do niewielkiego pokoju, gdzie jedynymi meblami był kwadratowy stolik i cztery krzesła.

W środku znajdował się już więzień. Wysoki, chudy mężczyzna w pomarańczowym stroju siedział zgarbiony na jednym z krzeseł. Podkrążone, przekrwione oczy skierowały się na wchodzących, gdy tylko drzwi zostały otwarte. Wąskie usta wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy Syriusz przekroczył próg pokoju.

- Cóż za zaszczyt. - odezwał się Lord, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z Syriuszem. - Stęsknił się pan za mną agencie Black?

Mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł.

Więzienie odcisnęło swoje piętno na Tomie Riddle'u. Wyglądał jak cień dawnego siebie, co niezwykle ucieszyło Syriusza. Według niego ten zwyrodnialec zasługiwał na karę śmierci. Niestety sędzia miał inne zdanie.

- Nie przyszliśmy z wizytą towarzyską. - powiedział Black. - Oglądanie ciebie, nie stanowi dla nas przyjemności.

- Ranisz mnie. - zakpił Tom. - Czegoś jednak ode mnie chcecie.

James zerknął na swojego przyjaciela, który wpatrywał się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy w mężczyznę.

- Mamy do ciebie kilka pytań. - zaczął Potter, jednak chichot więźnia mu przerwał.

- Oczywiście. - mruknął Lord Voldemort. - Jakieś kłopoty?

- Ktoś morduje mężczyzn. - powiedział Syriusz. - Najpierw ich torturuje w bardzo wyrafinowany sposób.

- Och jak mi przykro. - westchnął Voldemort. - A co ja mam z tym wspólnego?

Black zacisnął pięść nie zwracając uwagi na ból w rannej ręce. Uśmiech rozjaśnił twarz Toma, kiedy zobaczył minę Syriusza.

- Potrzebujecie mojej pomocy? - zapytał. - Stoicie w miejscu z nową sprawą? Jak się z tym czujesz? - skierował słowa do Blacka, wychylając się w jego kierunku. - Taki bezsilny?

James wiedział, że konfrontacja Syriusza z Lordem Voldemortem nie jest najlepszym pomysłem, ale nie sądził, że jego przyjaciel zachowa się w taki sposób.

Kolejna kpina mężczyzny tak rozjuszyła Blacka, że zerwał się on ze swojego krzesła, przewracając je przy okazji i nie zwracając uwagi na stojący przed nim stół ani na ranną rękę, chwycił go za przód więziennego stroju i pociągnął w swoją stronę.

Zaskoczony nagłym ruchem, ciągle skuty kajdankami Tom, nie zdołał utrzymać się na własnych nogach i stracił równowagę.   


Od dziś jestem pełnoletnia na wszystkich kontynentach :O!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro