Rozdział 6.
Syriusz obserwował krzątającą się dookoła niego młodą lekarkę, z którą miał okazję już się poznać. Olivia Rowle była kobietą, na którą miło popatrzeć. Długie włosy, ładny uśmiech i świetne nogi. Black podejrzewał, że resztę figury też ma niczego sobie, jednak przez biały bezkształtny fartuch nie mógł stwierdzić tego na pewno.
- Zaraz dam panu zastrzyk przeciwbólowy. - powiedziała, nabierając przeźroczysty płyn z ampułki.
- Dlaczego medycyna? - zapytał, kiedy kobieta wkłuwała mu się do żyły.
- Chęć pomagania ludziom. - powiedziała, przygotowując zestaw narzędzi potrzebnych do wyjęcia kuli i zaszycia rany.
- Pani pacjentom ból pewnie przechodzi od samego patrzenie na panią.
Stojący przy drzwiach James udał, że kaszle, aby nie roześmiać się na głos.
- Cóż mogliśmy to sprawdzić, ale już podałam panu środek przeciwbólowy. - odparła Olivia, przysuwając krzesło do kozetki. - Proszę się położyć.
- Może najpierw wyprosimy mojego przyjaciela. - Syriusz uśmiechnął się zaczepnie. - Chyba, że woli pani publiczność.
Olivia uniosła brwi i zdezynfekowała ranę, na co Black lekko syknął.
- Mój widok nie uśmierzył bólu? - zapytała z udawanym smutkiem brunetka.
Rozbawiony Black pokręcił głową.
- To przez ten prąd, który przeszył moje ciało gdy pani mnie dotknęła.
James tym razem nie zdołał się powstrzymać i parsknął śmiechem. Jego najlepszy przyjaciel obrzucił go obrażonym spojrzeniem i ponownie spojrzał na lekarkę.
- To pewnie drętwienie ręki. - stwierdziła sięgając po dziwnie wyglądający, metalowy przyrząd. - Teraz proszę się nie odzywać, będę wyciągała kulę.
Zdenerwowana Lily szukała pokoju zabiegowego numer 7, gdyż tam zostały wraz z mamą Jamesa pokierowane przez panią z recepcji. Kobieta nie zdążyła podejść do odpowiednich drzwi, ponieważ z jednego z pomieszczeń wyszedł James, a tuż za nim Syriusz w towarzystwie młodej kobiety w białym fartuchu.
Lily od razu podbiegła do kuzyna i spanikowanym głosem zapytała:
- Co się stało? Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?
Black nie za bardzo wiedział, na które pytanie najpierw ma odpowiedzieć. Podrapał się zdrową ręką w głowę i uśmiechnął się głupkowato
- Narzeczona? - zapytała Olivia, przyglądając się rudowłosej kobiecie. Syriusz i Lily spojrzeli na siebie, po czym w jednym momencie wybuchnęli śmiechem. Evans potrząsnęła głową.
- Nigdy w życiu. - odparła, gdy się uspokoiła. - Jestem jego kuzynką.
- James! - rozległ się z głębi korytarza krzyk Dorei Potter. Mężczyzna w okularach zrobił zdziwioną minę.
- Mama? Co ty tu robisz?
- Chciałam zrobić ci niespodziankę i oczywiście ląduję szukając cię w szpitalu! - oskarżyła syna kobieta. James wyglądał w tej chwili jak mały chłopiec, który coś nabroił. Wbił wzrok w podłogę, a ręce schował za plecami. - A mówiłam ci, żebyś poszukał spokojnej pracy!
- Przecież nic mi się nie stało. - mruknął, rzucając błagalne spojrzenie w stronę najlepszego przyjaciela.
- Dzień dobry pani Potter. - odezwał się natychmiast Black, robiąc krok w stronę kobiety. - Czy pani z każdym kolejnym rokiem wygląda coraz lepiej?
Lily pomyślała, że to beznadziejny i oklepany komplement, ale policzki Dorei zaróżowiły się lekko.
- Syriuszu Black, jak mogłeś zaproponować mojemu synowi tak niebezpieczną pracę!? Czy ty kompletnie zwariowałeś? Nie dość wylałam łez po jego wypadku w wojsku?
Syriusz i James spuścili wzrok. Teraz obaj wyglądali jak dzieci, które coś przeskrobały. Widok był komiczny. Dwaj dorośli mężczyźni kulili się pod wpływem krzyku sięgającej im do ramion kobiety. Żaden z nich się nie odezwał.
Dorea odetchnęła głęboko aby się uspokoić i dopiero teraz zauważyła zabandażowaną rękę
Syriusza.
- Jak się czujesz? - zapytała z troską w głosie, zostawiając temat swojego syna i jego pracy.
Black spojrzał na cały czas stojącą niedaleko Olivię.
- Zajęła się mną niesamowita lekarka, więc czuje się wspaniale.
Doktor Rowle przewróciła oczami.
- Zapraszam za dwa tygodnie na zdjęcie szwów. Do tego proszę nie przeciążać ręki. - powiedziała i z uśmiechem na ustach odwróciła się w stronę oczekujących na zabieg osób i poprosiła następną.
- To co, wracamy do domu? - odezwał się w końcu James, na co wszyscy pokiwali głowami.
Pani Potter rozglądała się po mieszkaniu swojego jedynego syna. Musiała przyznać, że jest pozytywnie zaskoczona panującym w nim porządkiem.
- Gdybyś uprzedziła, że przyjedziesz, wziąłbym wolne. - odezwał się mężczyzna, siadając na sofie.
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. - usprawiedliwiła się kobieta.
- Ale musiałaś na mnie czekać.
Dorea machnęła tylko ręką.
- Lily to taka kochana dziewczyna, że zaprosiła mnie na herbatę. - wyjaśniła. - Urocza osoba, nie dość, że bardzo ładna to jeszcze lubi dzieci.
James wzruszył ramionami. Przyzwyczaił się do tego, że jego mama lubi wychwalać przed nim różne kobiety w nadziei, że się nimi zainteresuje. Nie wiedziała, że jego uwaga już została zwrócona na rudowłosą sąsiadkę.
- Kogoś takiego widziałabym u twojego boku. - kontynuowała kobieta. - Jesteś już w takim wieku...
- Mamo. - przerwał jej mężczyzna. - Wiem, ile mam lat.
- Może ugotuję coś dobrego i zaprosimy ją na kolację? - zaproponowała Dorea. James pokręcił głową.
- Nie musisz mnie swatać. - powiedział.
- Gdybyś nie miał z tym problemu, już dawno miałabym wnuki. - mruknęła kobieta. Potter westchnął. Nie miał zamiaru po raz kolejny tłumaczyć mamie tego, że będąc w wojsku, nie chciał wiązać się na stałe z żadną kobietą.
- Po prostu zostaw tą sprawę, tak jak jest i nie układaj mi mojego życia.
Kobieta przez chwilę patrzyła na swojego syna, po czym pokiwała głową na znak zgody.
Ubrana w krótkie spodenki w misie i za dużą koszulkę, Lily siedziała pod kocem z telefonem przyłożonym do ucha. Dopiero po powrocie do domu i długiej kąpieli zauważyła, że ma cztery nieodebrane połączenia od Severusa.
- Przepraszam. - powiedziała na wstępie, kiedy jej przyjaciel odebrał. - To był zakręcony dzień.
Usłyszała jak mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Wiesz, jak się martwiłem? - zapytał. - Zawsze piszesz sms, że nie możesz odebrać albo oddzwaniasz. A dziś nie było z tobą kontaktu przez kilka godzin.
- Musiałam jechać do szpitala. Syriusz został postrzelony. - wyjaśniła. - Potem odtransportowałam go do domu i zrobiłam zakupy, żeby dziś nie musiał wychodzić.
- To już go wypuścili? - zdziwił się Severus. Lily pokiwała głową, ale zdała sobie sprawę, że jej rozmówca nie może tego zobaczyć.
- Tak. Lekarka wyciągnęła kulę i zaszyła ranę - powiedziała. - Znając Syriusza pewnie jutro wróci do pracy.
- A ty pewnie będziesz go niańczyła. - mruknął Snape. - Wiesz, że to dorosły facet?
Evans roześmiała się.
- Tylko w dowodzie. Jeżeli chodzi o stan jego umysłu, to bym polemizowała.
Usłyszała parsknięcie Severusa.
- Po co dzwoniłeś? - zapytała, przypominając sobie, że jej przyjaciel usiłował się z nią skontaktować.
- Chciałem iść na jakąś kawę, albo coś. - wyjaśnił.
- Następnym razem na pewno się uda. - zaśmiała się Lily, przeczesując palcami mokre włosy.
- Chyba, że twój kuzyn znowu będzie miał problemy. - zauważył nieco złośliwie Snape. - Czy on zawsze prosi cię o pomoc, gdy u niego coś się dzieje.
- Jestem jego jedyną rodziną w tym mieście.
W słuchawce zapadła cisza.
- Masz rację. - przyznał cicho.
- Jesteś pewny, że chcesz to dziś zrobić? - zapytał Potter, przyglądając się swojemu najlepszemu przyjacielowi. Syriusz stał oparty o maskę samochodu, a w zdrowej ręce trzymał czarną, skórzaną kurtkę. Na dziś zaplanowany mieli wyjazd do Zakładu Karnego, gdzie przebywał Lord Voldemort.
- Wczoraj mnie postrzelili w rękę, nie w głowę. - powiedział mężczyzna i zajął miejsce po stronie pasażera. To, że nie mógł prowadzić samochodu, było dla niego najgorszą karą po postrzale.
Przed budynkiem więzienia czekał na nich Naczelnik, który został powiadomiony, o której ma się ich spodziewać.
- Lord został już przetransportowany do pokoju przesłuchań. - poinformował ich na przywitanie.
Syriusz i James ruszyli za mężczyzną, który poprowadził ich krętymi korytarzami do niewielkiego pokoju, gdzie jedynymi meblami był kwadratowy stolik i cztery krzesła.
W środku znajdował się już więzień. Wysoki, chudy mężczyzna w pomarańczowym stroju siedział zgarbiony na jednym z krzeseł. Podkrążone, przekrwione oczy skierowały się na wchodzących, gdy tylko drzwi zostały otwarte. Wąskie usta wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy Syriusz przekroczył próg pokoju.
- Cóż za zaszczyt. - odezwał się Lord, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z Syriuszem. - Stęsknił się pan za mną agencie Black?
Mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł.
Więzienie odcisnęło swoje piętno na Tomie Riddle'u. Wyglądał jak cień dawnego siebie, co niezwykle ucieszyło Syriusza. Według niego ten zwyrodnialec zasługiwał na karę śmierci. Niestety sędzia miał inne zdanie.
- Nie przyszliśmy z wizytą towarzyską. - powiedział Black. - Oglądanie ciebie, nie stanowi dla nas przyjemności.
- Ranisz mnie. - zakpił Tom. - Czegoś jednak ode mnie chcecie.
James zerknął na swojego przyjaciela, który wpatrywał się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy w mężczyznę.
- Mamy do ciebie kilka pytań. - zaczął Potter, jednak chichot więźnia mu przerwał.
- Oczywiście. - mruknął Lord Voldemort. - Jakieś kłopoty?
- Ktoś morduje mężczyzn. - powiedział Syriusz. - Najpierw ich torturuje w bardzo wyrafinowany sposób.
- Och jak mi przykro. - westchnął Voldemort. - A co ja mam z tym wspólnego?
Black zacisnął pięść nie zwracając uwagi na ból w rannej ręce. Uśmiech rozjaśnił twarz Toma, kiedy zobaczył minę Syriusza.
- Potrzebujecie mojej pomocy? - zapytał. - Stoicie w miejscu z nową sprawą? Jak się z tym czujesz? - skierował słowa do Blacka, wychylając się w jego kierunku. - Taki bezsilny?
James wiedział, że konfrontacja Syriusza z Lordem Voldemortem nie jest najlepszym pomysłem, ale nie sądził, że jego przyjaciel zachowa się w taki sposób.
Kolejna kpina mężczyzny tak rozjuszyła Blacka, że zerwał się on ze swojego krzesła, przewracając je przy okazji i nie zwracając uwagi na stojący przed nim stół ani na ranną rękę, chwycił go za przód więziennego stroju i pociągnął w swoją stronę.
Zaskoczony nagłym ruchem, ciągle skuty kajdankami Tom, nie zdołał utrzymać się na własnych nogach i stracił równowagę.
Od dziś jestem pełnoletnia na wszystkich kontynentach :O!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro