Rozdział 24.
Najgorszym uczuciem, które towarzyszyło Syriuszowi podczas niezaplanowanych wcześniej akcji była niepewność. Nie miał pojęcia czy komuś ze współtowarzyszy nie wpadnie do głowy nagle przyspieszyć, albo czy ktoś niepożądany nie pojawi się w nieodpowiednim miejscu.
Najlepszym uczuciem, jakie odczuwał Syriusz kiedy był na niezaplanowanej akcji o dziwo również była niepewność. Kiedy adrenalina zaczynała krążyć w jego żyłach, wzrok się wyostrzał, a on sam czuł że może dokonać rzeczy niemożliwych.
Gdy skradał się między gęsto rosnącymi w parku drzewami był skupiony tylko na jednej rzeczy- żeby dorwać Petera i wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Frank znajdował się kilkanaście metrów, na prawo od niego i tak samo jak on, zydawał się zwracać uwagę na każdy najdrobniejszy szum. Na szczęście park o tej godzinie był raczej opustoszały więc prawdopodobieństwo pomyłki było znikome. Syriusz i Frank przystanęli na skraju drzew, skąd mieli idealny widok na niewielki okrąglak z ławkami. Black przystanął za drzewem, które niemal w całości go zasłaniało. Zobaczył jak ścieżką spaceruje Amelia udając że czyta książkę czekając na rozwój akcji. Nie musieli czekać długo na pojawienie się Petera. Mężczyzna szedł szybkim krokiem rozglądając się nerwowo dookoła. MIał na sobie szeroką, zieloną kurtkę z kapturem, który naciągnął na głowę jednak Black nie miał wątpliwości że to on.
- Trójka, do wszystkich. - powiedział cicho do mikrofonu przyczepionego do ubrania. - Mężczyzna w kapturze na południowej ścieżce. To Pettigrew.
- Jesteś pewny? - usłyszał w uchu głos Amosa. - Nie możemy sobie pozwolić na błąd.
Black cicho prychnął pod nosem. Amos potrafił go wkurzyć w każdej sytuacji.
- Znam tego człowieka, Diggory. - warknął. - Więc czekajcie na mój znak.
Syriusz wyciągnął broń z kabury i obserwował co robi Peter. Mężczyzna zatrzymał się przy jednej z ławek, najwyraźniej na kogoś czekając. Jego głowa co chwilę obracała się nerwowo.
- Nie czekamy dłużej. - rzucił Syriusz do mikrofonu. - Amelia ty pierwsza, później Frank i Amos ja wkraczam na końcu. Do dzieła.
Amelia schowała książkę do torebki i wolnym krokiem podeszła do Petera uśmiechając się przyjaźnie. Pettigrew zerknął na nią podejrzliwie, ale niczego nie podejrzewając nie ruszył się z miejsca.
- Witaj Peter, jesteś zatrzy.... - kobieta nie zdążyłą dokończyć, gdyż Peter puścił się biegiem w stronę drzew za którymi chował się Syriusz i Frank. Pettigrew był już kilka metrów od linii drzew, gdy mężczyźni wyskoczyli w jego kierunku. Black nie zastanawiał się długo nad tym co powinien zrobić schował broń i skoczył do przodu powalając Petera na ziemi i przygważdżając go do podłoża ciężarem swojego ciała. Mimo że Pettigrew usiłował walczyć i wyrwać się, to Black nie dawał za wygraną. Trzymał go w mocnym uścisku. Frank odbezpieczył swój pistolet i wycelował go w głowę Petera.
- Pettigrew jesteś zatrzymany pod zarzutem morderstwa kilkunastu mężczyzn. Wszystko co teraz powiesz może być użyte przeciwko Tobie. Masz również prawo zachować milczenie, masz także prawo do adwokata.
Syriusz poluzował uścisk i podniósł Petera, w tym czasie podbiegli do niego Amelia i Amos. Diggory miał już wyciągnięte kajdanki, którymi skuł za plecami jego nadgarstki.
- Dobra robota - wyraźnie zadowolony Alastor przywitał Syriusza i Franka w drzwiach swojego gabinetu. - W końcu jakiś sukces!
- Teraz trzeba wyciągnąć z niego przyznanie się do winy - mruknął Frank.
- Nawet bez przyznania się do winy mamy dostatecznie dużo dowodów żeby nie wyszedł z więzienia do końca życia.- odezwał się lodowaty głos zza pleców Blacka i Longbottoma. Lucjusz Malfoy szedł powolnym, dostojnym krokiem. - Ale oczywiście dużo łatwiej byłoby gdyby dał nam wszystkie odpowiedzi. Dodatkowo musiał mieć współpracowników.
- Jesteśmy pewni, że współpracował z Bellatriks. - powiedział Syriusz. - Mamy zeznania jednej z kobiet, która widziała ją kręcącą się niedaleko domu kilka dni przed zniknięciem ofiary.
- To za mało. - odparł Malfoy. - Muszę mieć coś na czym oprę akt oskarżenia, a słowa jednej histeryczki to za mało.
- Czekam na Pottera i idziemy go przesłuchać. - zapewnił prokuratora Black. - Nie liczę jednak na to, że cokolwiek powie.
- To go przyciśnij. - warknął Malfoy.
Peter Pettigrew siedział na metalowym krześle z rękami skutymi za plecami. Wpatrywał się pustym wzrokiem w ścianę i nie zareagował nawet na dźwięk otwieranych drzwi. James i Syriusz usiedli przy wąskim stole.
- Cześć Peter. - przywitał się Black. - Muszę przyznać, że nie spodziewałem się spotkania w takich okolicznościach.
Mężczyzna w kajdankach nie poruszył się ani o milimetr.
- Pete posłuchaj - zaczął James pochylając się w jego kierunku. - Twoja sytuacja wygląda źle, nie będę cię okłamywał. Ale jeśli będziesz z nami współpracował to jest szansa, że uda nam się wynegocjować z Prokuratorem lżejsze warunki odsiadki.
Peter prychnął pod nosem nie patrząc w ich kierunku.
- James, nie wysilaj się - powiedział od niechcenia Syriusz. - Skoro Peter uważa, że poradzi sobie w więzieniu o zaostrzonym rygorze z najgroźniejszymi przestępcami jacy trafili się w naszym stanie...
Black zaczął powoli wstawać, kiedy dobiegł go cichy głos od strony Pettigrew.
- Jestem niewinny.
Syriusz roześmiał się głośno kręcąc z niedowierzaniem głową.
- W twoim mieszkaniu znaleźliśmy środki, którymi odurzani byli zamordowani mężczyźni, znaleźliśmy ich zdjęcia. Obserwowałeś ich, później odurzałeś torturowałeś i mordowałeś tak? - Im dłużej Syriusz wyliczał tym głośniejszy stał się jego głos. - Co Ci zrobił Snape? Dlaczego zamordowałeś też jego?
- Oni sobie na to zasłużyli! - Wrzasnął Peter. - A Snape.. Snape zaczynał węszyć.
Syriusz usiadł i odetchnął głęboko chcąc się uspokoić, inicjatywę przejął Potter.
- Dlaczego to robiłeś? - zapytał spokojnie patrząc Peterowi w oczy. - Owszem ci mężczyźni mieli swoje na sumieniu, ale dlaczego uważasz że zasłużyli na śmierć?
- Ale ja jestem niewinny. - odparł zaszokowany Peter, a jego oczy wypełniły się łzami.
- Kurwa. Ty sobie jaja robisz? - zapytał zirytowany Black. - Pettigrew do cholery jasnej!
- Ja nic nie zrobiłem. - wyszeptał. - To pomyłka.
- Peter. - James starał się być spokojny, choć wymagało to od niego całego opanowania na jakie było go stać. - Mamy dowody, które wyraźnie wskazują na twoją winę. Syriusz już o tym mówił. Bądź rozsądny....
Słowa Pottera przewal histeryczny śmiech Petera. Mężczyzna zaczął kiwać się na krześle, nie przestając się śmiać. Syriusz spojrzał zdziwiony na Jamesa, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji.
- To nie ma sensu. - warknął Alastor, kiedy Syriusz i James wyszli z pokoju przesłuchań. - Ten człowiek jest niepoczytalny.
- Przydałby się nam psychiatra, ktoś kto będzie potrafił dotrzeć do Petera. - mruknął James ściągając okulary i rozcierając oczy. - Współpracujecie z jakimś ośrodkiem psychiatrycznym?
- Współpracujemy. - odparł Moody. - Ale tutaj przyda się mój stary przyjaciel, który specjalizuje się w takich beznadziejnych przypadkach.
- Kto to jest? - zapytał Black. - Znam go?
-Raczej nie. To Albus Dumbledore.
- Dzień dobry! - głos Syriusza wyrwał Olivię z zamyślenia. Kobieta podniosła wzrok znad dokumentów i uśmiechnęła się.
- Co tu robisz? - zapytała. - Nie powinieneś być w pracy?
- Mamy z Jamesem przerwę. - odparł siadając na skraju biurka. On poszedł prosto do Lily, a ja chciałem się przywitać.
Black pochylił się do przodu i pocałował kobietę w usta.
- Wydajesz się bardzo zadowolony. - zauważyła Rowle. - Czyżby coś nowego w sprawie?
- A owszem. - przyznał Syriusz. - Nie wiesz tego ode mnie, ale złapaliśmy Petera.
Oliwia wciągnęła głośno powietrze.
- To rewelacyjna wiadomość, Syriusz! To znaczy, że już prawie koniec tego koszmaru!
- Nie do końca. - westchnął. - Bellatriks jest dalej na wolności, a jest tak samo a może nawet bardziej niebezpieczna niż Peter. Z tym, że niemal nic na nią nie mamy.
- Ją też na pewno złapiecie. - zapewniła go kobieta wstając ze swojego krzesła i całując w policzek. - A teraz idź do Lily, ja muszę wracać do pracy.
-... czyli nie w końcu się przyznał czy nie? - dopytywała się Lily zirytowanym głosem. Syriusz wszedł do jej sali z uśmiechem na twarzy.
- Widzę Lils, że już czujesz się o niebo lepiej, skoro masz siłę się denerwować. - zagadnął. Kobieta siedząca na szpitalnym łóżku prychnęła i opadłą na poduszki.
- Chcę żeby morderca Severusa poniósł odpowiedzialność za swoje czyny.
- I poniesie. - zapewnił ją Potter chwytając jej dłoń. - Dowody jakie mamy wystarczą żeby poszedł do więzienia. Lepiej jednak byłoby dla nas gdyby współpracował i wydał osobę która mu pomagała.
Lily pokiwała głową i odetchnęła głęboko.
- Chciałabym żeby to już się skończyło. - powiedziała.
- Tak jak my wszyscy - odparł Syriusz. - Robimy w tej sprawie co możemy. Ty skup się na tym, żeby wrócić do zdrowia.
- Oliwia mówiła kiedy mnie wypuszczą? - zapytała Lily. - Czuję się świetnie. Nie muszę tkwić przykuta do łóżka.
- Musisz zostać na obserwacji dwa dni. - wyjaśnił Potter. - Nie zapominaj, że ktoś wepchnął cię pod samochód.
- Pamiętam ale tutaj jest tak strasznie nudno. - mruknęła poprawiając kołdrę.
Kiedy Syriusz i James wrócili na posterunek niebo zaczynało przybierać ciemną barwę mimo to ich wydział tętnił życiem.
- Jesteście w samą porę. - przywitała ich Amelia. - Właśnie przyjechał ten psychiatra od Moody'ego.
- Jak wrażenia? - zapytał Black ściągając skórzaną kurtkę i zawieszając ją na oparciu krzesła. Amelia skrzywiła się i rozejrzała dokoła czy w okolicy nie ma Alastora.
- Ten koleś jest jakiś walnięty. - wyszeptała. - Zachowuje się trochę jakby za długo przebywał ze swoimi pacjentami.
- Nie ważne jak się zachowuje, ważne żeby potrafił wyciągnąć coś z Petera. - stwierdził Syriusz, gdy to mówił drzwi od gabinetu przełożonego się otworzyły a jego oczom ukazał się najdziwniejszy staruszek jakiego widział. Miał białe, proste włosy sięgające za ramiona oraz długą brodę. Jak gdyby tego było mało jego ubranie również sprawiało wrażenie jakby zatrzymał się w czasach dzieci kwiatów.
- Potter, Black. - zagrzmiał Moody zza pleców staruszka. - Przedstawiam wam wybitnego psychiatrę i mojego długoletniego przyjaciela Albusa Dumbledore'a.
Mężczyźni podali sobie dłonie i ruszyli w kierunku pokoju przesłuchań. Kiedy stanęli przed lustrem wenecki, przez które widzieli siedzącego wewnątrz pomieszczenia Petera, Albus powiedział:
- Wolałbym porozmawiać z nim sam. Wasza obecność może go zdenerwować i sprawić, że zamknie się w sobie.
- Dobrze. - zgodził się Alastor. - Ale musimy przysłuchiwać się całej rozmowie.
Psychiatra skinął głową i wszedł do pokoju przesłuchań.
- Witaj Peter. Nazywam się Albus Dumbledore.
Mężczyzna spojrzał na niego z ostrożnością.
- Jesteś policjantem? Przyszedłeś mnie przesłuchiwać?
Albus zaśmiał się cicho i pokręcił przecząco głową.
- Nie. - powiedział. - Jestem lekarzem i przyszedłem z tobą porozmawiać na temat tego co zrobiłeś.
Rozmowa Albusa i Petera trwała ponad trzy godziny. Wskazówki zegara zaczęły zbliżać się do 23, kiedy mężczyzna wyszedł z pokoju przesłuchań. Na szczęście Alastor miał rację, Albus Dumbledore był specjalistą w swojej dziedzinie i mimo, że początkowo rozmowa szła opornie to w końcu Peter się otworzył.
- Możecie do niego wejść. - obwieścił Albus. - Zrobiłem co mogłem, teraz wasza kolej.
James i Syriusz wstali z podłogi na której w pewnym momencie usiedli i zajęli miejsce psychiatry naprzeciwko Petera w pokoju przesłuchań.
- Porozmawiasz z nami Pete? - zapytał Syriusz patrząc na mężczyznę, który wyglądał jakby przygniatał go ogromny ciężar. Pettigrew pokiwał głową pociągając nosem.
- Dlaczego to robiłeś? - głos zabrał James.
- Ja.. chciałem ich ukarać. - wydukał. - Oni byli potworami. Wiecie co robili swoim rodzinom? Bez nich jest im lepiej.
- Tak Peter. Ci mężczyźni byli bardzo złymi ludźmi - przyznał Syriusz. - Ale śmierć nie jest odpowiednią karą za ich postępowanie.
- Wiesz.. - zaczął Pettigrew. - Mój ojciec był taki sam. Nie pamiętam czasów kiedy było normalnie. Już w najdawniejszych wspomnieniach pił i bił moją mamę. Jak byłem mały to mnie nie dotknął, ale jak zacząłem się robić starszy i stawałem w obronie mamy mnie też bił. Bił i zamykał za karę w takiej dużej drewnianej szafie. Czasami jak mnie tam zamknął to zabierał ze sobą klucz, żeby mama nie mogła mnie wypuścić. Bywało że siedziałem tam całą noc.
- Pete... - James chciał coś powiedzieć ale miał bardzo ściśnięte gardło.
- Mój tata zmarł jak miałem 16 lat. - kontynuował Pettigrew nie zwracając uwagi na Pottera. - Chociaż tak naprawdę nie zmarł. To był wypadek ale... To ja go zabiłem. Był znowu pijany i krzyczał na mnie. Zaczęliśmy się szarpać na schodach i ja go odepchnąłem. Spadł. Mama skłamała jak przyjechało pogotowie. Powiedziała że się potknął.
- Byłeś tylko dzieckiem. - odezwał się Syriusz. - I broniłeś się.
- Tak... tak broniłem. - przyznał Peter. - Ale wiesz jak cudowne było nasze życie bez niego? Nigdy nie czuliśmy się tak wolni i beztroscy. Jednak to co zrobił nam mój ojciec w nas zostało. To jak rana, która nigdy nie chce się zagoić. Poszedłem na studia i zrozumiałem, że przecież na świecie jest miliony takich osób jak on. Miliony rodzin cierpią, a ja o tym wiem i nic z tym nie robię?
- Zajęcie się tym nie było twoim zadaniem. - zauważył James.
- A czyim? - zapytał Peter. - Czy ktoś chciał się tym zająć? Wszyscy mieli to gdzieś, tylko ja miałem na tyle odwagi i siły żeby wymierzyć sprawiedliwość! Żeby te rodziny w końcu mogły żyć normalnie!
- Dlaczego zabiłeś Severusa?
To pytanie padło z ust Jamesa. Wiedział, że ta wiedza jest bardzo ważna dla Lily. Peter potrząsnął głową.
- Nie mogę wam powiedzieć.
- Czy to ma coś wspólnego z Bellatriks? - dopytywał Black, chcąc znaleźć cokolwiek na tą kobietę.- To ona kazała Ci zabić Snape'a? Bo domyślał się o jej udziale w tym wszystkim?
- Przyznaje się do wszystkich morderstw. - odezwał się po chwili milczenia Pettigrew. - Ale o Bellatriks nic wam nie powiem.
- Dlaczego ją chronisz?
Syriusz nie mógł uwierzyć, że są tak blisko żeby znaleźć dowody na Bellatriks Black, a tuż przed celem natrafiają na ścianę. Pettigrew roześmiał się smutno.
- Nie rozumiesz? Nie chronię jej. Chronię siebie.
Czy jest 00:33 a ja nie śpię i po tak długim czasie publikuję rozdział? Bardzo możliwe.
Czy ktoś jeszcze czeka? Nie było aktualizacji tego opowiadania od ponad 4 lat ale mam ambitny plan aby je dokończyć, aby móc z czystą głową wrócić do pisania i publikowania nowych rzeczy.
Nie pamiętam kiedy powstał ten rozdział, podejrzewam jednak że był gotowy już od dłuższego czasu i czekał tylko, aż ponownie wejdę w plik z tą historią.
Dajcie o sobie znać w komentarzach, kto jeszcze pamięta o tej historii i kto czeka na dalsze rozdziały!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro