Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12.

James z niecierpliwościa wpatrywał się w drzwi, za którymi siedział rysownik w towarzystwie żony jednego z zamordowanych mężczyzn.

Na całym ich piętrze panowała napięta atmosfera. Każdy wiązał większą lub mniejszą nadzieję z tym portretem. Nawet ich przełożony, Alastor, opuścił swoje biuro i zaglądał na ich wydział, sprawdzając jak idą postępy w tworzeniu portretu.

Potter spojrzał w kierunku swojego przyjaciela, który stał odwrócony twarzą w stronę okna. Nikt bardziej od Syriusza nie pragnął tego, aby odnaleźć podejrzaną kobietę i poprzez nią dowiedzieć się, kto jest mordercą.

Drzwi otworzyły się z rozmachem, wszystkich powędrował w tamtym kierunku.

Kobieta, która w nich stanęła zmieszała się i nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho pożegnała się i szybko opuściła piętro w asyście jednego z policjantów. Tuż za nią wyszedł siwiejący mężczyzna.

- Było ciężko, ale coś mamy. - powiedział, podchodząc do szklanego stołu. - Kobieta nie była w stanie wskazać wszystkich szczegółów w wyglądzie, dlatego dobrałem standardowe elementy.

Rysownik przekazał Syriuszowi portret, na którym znajdowała się kobieta z ciemnymi włosami i głęboko osadzonymi oczami.

- Wrzuciłem już to do bazy. - dodał, kiedy agenci przyglądali się rysunkowi.

- Dzięki. - odparł Syriusz. - Świetna robota.

Rysownik uśmiechnął się pod nosem i unosząc w górę dłoń w geście pożegnania, udał się do gabinetu, aby zabrać swoje rzeczy.

Syriusz i Frank od godziny siedzieli przy komputerze, przeszukując Rządowy Rejestr Karny. Kiedy okazało się, że poszukiwanej przez nich kobiety nie ma u nich w bazie, postanowili poszukać na większą skalę.

W tym samym czasie James i Amelia rozsyłali portret pamięciowy do wszystkich patroli na mieście.

- To bez sensu. - powiedział zrezygnowany Longbottom. - Ona po prostu nie była nigdy karana.

- Czyli zostaje nam poszukiwanie w tradycyjny sposób.

Syriusz odchylił się na krześle i wyciągnął ręce do góry. Czuł jakby wszystkie mięśnie w jego ciele się zastały.

- Może powinniśmy wysłać jej portret do miast w okolicy? - zaproponował Frank. - Przecież nie musi mieszkać w San Francisco.

Black pokiwał głową z uznaniem. Frank zabrał ze stołu jedną z kopii portretu i wstał od komputera.

- Zajmę się tym. - oznajmił Longbottom. - I tak mam dość siedzenia.

- Przynieś mi kawę! - krzyknął za nim Syriusz, na co w odpowiedzi dostał uniesiony w jego kierunku środkowy palec współpracownika. Parsknął śmiechem na ten widok i przetarł dłonią zmęczone oczy. On też miał dość wpatrywania się w migoczący ekran. Czuł, że to bezsensowne. Skoro do tej pory jej nie znaleźli, to pewnie nia figuruje w żadnym rejestrze.

- Nic nie ma? - zapytał Amos Diggory przysiadając na krawędzi biurka. Syriusz przyjrzał się z uwagą mężczyźnie, którego prawie nie znał. Włosy w kolorze jasnego brązu przysłaniały jedno oko skryte za okularami w kwadratowej oprawie. To Alastor przydzielił go do tego oddziału, żeby był łatwiejszy kontakt między wydziałami. Black potrząsnął głową.

- Nic. - mruknął. - Chyba musimy zastosować tradycyjne metody.

James uniósł kieliszek do połowy wypełniony winem i skierował go w kierunku siedzącej po przeciwnej stronie stołu kobiety. Lily powtórzyła jego gest i zapytała:

- Toast?

- Tak. - przytaknął. - Za to, że w końcu zgodziłaś się zjeść ze mną kolację.

- Kolację, którą sama przygotowałam. - zaśmiała się Lily, bawiąc się kieliszkiem, z którego upiła łyk alkoholu. James przekręcił oczami.

- To był akurat twój pomysł.

Kiedy zaproponował jej wyjście do restauracji, stwierdziła, że nie muszą nigdzie wychodzić, bo ona całkiem nieźle radzi sobie w kuchni. Poleciła mu tylko kupić jakieś dobre, półwytrawne wino.

- Nie lubię restauracji. - wyznała. - Może to romantyczne, i miło jest kiedy nie musisz gotować, tylko wybrać z karty, ale w takich miejscach jest strasznie formalnie. Nie wypada ściągnąć butów, kiedy cię uwierają, ani usiąść tak jak ci wygodnie, no i to przeczucie, że każdy się patrzy jak jesz. Mam chyba dziwną odmianę fobii społecznej.

- Nigdy nie myślałem o tym w taki sposób. - powiedział Potter. - Po prostu nie zwracam na nikogo uwagi.

- Nie mam takiego odruchu, jak idę na kawę czy pizzę. - wyjaśniła.

- Jesteś trochę nienormalna, ale i to mi się w tobie podoba. - zaśmiał się James. Kobieta zrobiła oburzoną minę, ale za chwilę z jej ust również wydobył się cichy śmiech. Lubiła bezpośredniość Jamesa. Jego pewność siebie, która przy pierwszym spotkaniu tak bardzo jej przeszkadzała, teraz wydawała jej się pociągająca. Nawyk mówienia tego co myśli, bez upiększania, również jej zaimponował. Już otwierała usta, aby coś na ten temat powiedzieć, kiedy z kieszeni jego spodni zaczęła wydobywać się charakterystyczna melodyjka.

James uśmiechnął się do niej przepraszająco i wyciągnął telefon, żeby sprawdzić kto dzwoni.

Gdyby na wyświetlaczu pojawił się inny numer, najpewniej by go zignorował, jednak Black nie dzwoniłby ze służbowego numeru, gdyby nie miał ważnego powodu.

- Przepraszam to z pracy. - powiedział i przyłożył aparat do ucha. - Co tam? Co? Kiedy? Dobra. Tak jestem z Lily. Rozumiem. Będę jak najszybciej.

Evans zmarszczyła brwi, kiedy zauważyła jak podczas rozmowy telefonicznej rozluźnienie Jamesa znika, a zamiast niego pojawia się powaga i spięcie.

- Co się stało? - zapytała, kiedy tylko się rozłączył. Mężczyzna popatrzył na nią ze smutkiem.

- Wzywają mnie dopracy. - westchnął. - Przepraszam. Zepsułem nasz wieczór.

Lily posłała mu delikatny uśmiech.

- Nic się nie stało. - zapewniła go, chociaż w głębi czuła lekkie rozczarowanie.

- Stało się. - powiedział. - Ale Syriusz nie wzywałby mnie, gdyby to nie było ważne.

- Powiesz mi co się stało? - poprosiła, kiedy wraz z mężczyzną kierowała się do drzwi.

James westchnął cicho zakładając kurtkę.

- Wiesz jaką sprawę teraz prowadzimy? - zapytał, a gdy uzyskał potwierdzenie kontynuował. - Znaleźli kolejne ciało. Niedawno przyszedł na komisariat list, a teraz mamy jego dopełnienie.

Dorcas uśmiechnęła się do dwóch mężczyzn siedzących przy jednym ze stolików i podeszła do swojej najlepszej przyjaciółki i Olivii, które zajęły miejsce w kącie.

- Co się dzieje? - zagadnęła na przywitanie. Lily wzruszyła ramionami.

- Zderzyła się z rzeczywistością. - mruknęła Rowle. - I chyba jej się nie spodobało.

Dorcas uniosła brwi, jej spojrzenie spoczęło na Evans, która bawiła się telefonem.

- Chodzi o Jamesa. - wyjaśniła

- A coś z nim nie tak?

Lily westchnęła kiwając głową i zaczęła wyjaśniać:

- Był u mnie na kolacji i wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Wino, muzyka, trochę pożartowaliśmy. Ale zadzwonili do niego z pracy.

- To chyba jeden z najgorszych aspektów takiego zawodu. - powiedziała Olivia. - Wiem po sobie. Nie potrafię stworzyć normalnego związku, bo bycie lekarzem wymaga wyrzeczeń. Podobnie jest z policją.

- Cholera naprawdę go polubiłam. - wyznała rudowłosa. - Ale boję się, że tak będzie cały czas. Ciągłe telefony z pracy o różnych porach. Ciągła nieobecność.

Dorcas wydęła usta, zastanawiając się co doradzić przyjaciółce.

- Może z nim porozmawiaj na ten temat. - zaproponowała właścicielka baru.

-"Lubię cię Jamesa, ale masz beznadziejną pracę." - powiedziała z ironią Evans. Olivia mimowolnie parsknęła śmiechem.

- Powiedz mu, że boisz się czy wam się uda. - Meadowes nie zamierzała odpuścić. Uważała, że James i Lily mogliby stworzyć świetną parę, a na pierwszy rzut oka było widać, że oboje się uszczęśliwiają. Coś tak trywialnego jak praca nie może stanąć na drodze do ich miłości.

- To nie taki zły pomysł. - poparła ją Rowle. - Szczera rozmowa to podstawa każdej relacji, nie tylko tej damsko - męskiej.

Ciche westchnienie wyrwało się z ust Lily. Wiedziała, że jej przyjaciółki mają rację. Sam Potter nie raz jej mówił, że dla niego rozmowa z drugim człowiekiem jest najważniejsza. Każde niedomówienie prowadzi do większego niezrozumienia.

- Chyba będę musiała tak zrobić.

Syriusz wpatrywał się od dłuższego czasu w parę unoszącą się nad czerwonym kubkiem. Jego twarz nosiła ślady nieprzespanej nocy. Czuł się beznadziejnie. Miał wrażenie, że nie postarał się dostatecznie, dlatego Evan Russel zginął. Zdawało mu się, że każdy członek jego załogi patrzy na niego z wyrzutem. Miał nimi kierować, miał być tym, który złapie tego zwyrodnialca mordującego mężczyzn i zawiódł.

- Mamy pozwolenie na przekazanie portretu tej kobiety do mediów. - rozległ się głos Jamesa za jego plecami. Jego najlepszy przyjaciel uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Syriusz wykrzywił usta w imitacji uśmiechu.

- Zajmę się tym. - odparł Black.

- Nie obwiniaj się. - cicho powiedział Potter, zajmując miejsce obok. - Ten skurwiel jest cholernym geniuszem. Doskonale się maskuje. Nawet Lord jest pod wrażeniem, a jemu ciężko zaimponować.

- Czuję, że coś przeoczyłem. Że mogłem zrobić więcej.

- Nikt nie mógł zrobić więcej. Nie zadręczaj się. Teraz musimy dołożyć wszelkich starań, żeby znaleźć tą kobietę.

Światło z telewizora oświetlało mały fragment salonu, w którym siedziała rudowłosa kobieta. Nie zwracała ona uwagi na to, co działo się na ekranie. W dłoni trzymała najnowszą książkę swojego ulubionego pisarza, którą kupiła sobie na poprawę humoru.

Nagle głos spikera wiadomości zwrócił jej uwagę.

- Poszukiwana kobieta ma około 30 lat. Ostatnio była widziana w San Francisco, ale policja nie wyklucza, że zmieniła już miejsce pobytu.

Na ekranie wyświetlił się portret kobiety. Lily miała wrażenie, że gdzieś widziała tą twarz, nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie to było. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro