Rozdział 11.
Lily otuliła się szczelniej płaszczem i spojrzała wyczekująco na Jamesa, żegnającego się z Syriuszem. Zgodziła się na to, aby wracali z Potterem razem bo i tak szli w tą samą stronę, a ostatnio naprawdę dobrze im się rozmawiało.
- Już się nagadaliście? - zapytała kiedy sąsiad w końcu do niej podszedł. Potter uśmiechnął się radośnie i pokiwał energicznie głową. Jego oczy błyszczały od ilości wypitego alkoholu.
Lily także czuła efekty spożycia kilku lampek wina. Szumiało jej w głowie, a na usta sam wkradał się uśmiech.
James ujął sąsiadkę pod ramię i ruszył wolnym krokiem w kierunku ich osiedla. Kobieta odetchnęła głęboko i uniosła w górę głowę, aby podziwiać rozgwieżdżone niebo.
- Fajnie, że udało nam się spotkać w takiej świątecznej atmosferze.- powiedziała, zerkając na towarzysza. - Brakowało mi czegoś takiego.
- Byłem zaskoczony, że Olivia się pojawiła. - odparł James.
- Syriusz był w siódmym niebie i na krok jej nie odstępował. - zaśmiała się Evans.
- Może w końcu się ustatkuje.
Lily roześmiała się ponownie słysząc słowa Jamesa.
- I kto to mówi? - zapytała zaczepnie.
- Ja to inna historia. - powiedział. - Wojsko nie sprzyja randkowaniu. Ale teraz wszystko się zmieniło.
- Zaczniesz szukać żony? - zachichotała kobieta. Potter wzruszył ramionami i spojrzał w jej stronę.
- Skoro jesteśmy przy tym temacie, co powiesz na kino i kolacje? - zapytał poważnym tonem. Lily zatrzymała się i wbiła w niego zdumione spojrzenie.
- Proponujesz mi randkę? - zdziwiła się, zakładając kosmyk włosów za ucho. James pokiwał głową. - Dlaczego?
- Ty jesteś wolna, ja jestem wolny. - wyjaśnił. - Podobasz mi się odkąd ci zalałem łazienkę, a ostatnio zaczęliśmy się dobrze dogadywać, więc czemu nie?
Rudowłosa przez chwilę myślała intensywnie nad propozycją sąsiada. Z jednej strony polubiła go i wiedziała, że randka w jego towarzystwie sprawiłaby jej przyjemność. Jednak istniała też druga strona, ta która przemawia na niekorzyść tego pomysłu. Jest jej sąsiadem i przyjacielem jej kuzyna. Jeśli im się nie uda? Jeśli coś zaiskrzy, a potem się rozpadnie i przestaną ze sobą rozmawiać? To będzie najbardziej niezręczna sytuacja w całym jej życiu.
James z rozbawieniem obserwował jak kobieta co chwilę marszczy brwi.
- No dobrze. - powiedziała w końcu. - Zgadzam się.
Olivia śmiała się z żartu opowiedzianego przez Syriusza. Musiała przyznać sama przed sobą, że zgoda na dzisiejszą imprezę była jej najlepszą decyzją w ostatnim czasie. Dawno nie bawiła się tak dobrze i tak dużo się nie śmiała.
- To tutaj. - powiedziała po kilkunastu minutach spaceru wskazując na wysoki, nowoczesny budynek. Black przyjrzał mu się z uwagą.
- Wyglądasz mi na osobą, która mieszka na ostatnim piętrze. - zgadywał mężczyzna. Olivia położyła ręce na biodrach i wyzywająco uniosła podbródek.
- Chcesz to sprawdzić? - zapytała zaczepnie. Black zrobił krok w jej stronę, tak że znajdował się kilka centymetrów od niej i pochylił głową. Ich oczy znalazły się na jednym poziomie, a na usta Syriusza wkradł się figlarny uśmiech.
- Może następnym razem. - wyszeptał w jej usta i się odsunął.
Kobieta zamrugała kilka razy czując jak robi jej się gorąco, a serca bije dwa razy szybciej niż normalnie.
- Skąd pewność, że będzie następny raz? - zapytała po chwili. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- To nie jest pewność, tylko nadzieja. - odparł z uśmiechem.
- Wiesz co mówią o nadziei? - Syriusz zaśmiał się i przeczesał dłonią włosy.
- Wiem. - westchnął. - To jak? Dasz się namówić na kolację? Już nie jestem twoim pacjentem.
Olivia milczała dłuższą chwilę i gdy Black zaczął tracić nadzieję na pozytywną odpowiedź odparła:
- Niech ci będzie. Ale to nie jest randka! - zastrzegła. - Po prostu spotkanie, aby bliżej się poznać.
- W porządku. - zgodził się mężczyzna i chwycił Olivię za dłoń, po czym złożył na niej pojedynczy pocałunek. - Zatem dobranoc i do zobaczenia.
Dwa dni później na drugim piętrze głównego komisariatu w San Francisco panowało zamieszanie. Pod ścianami pojawiło się kilka białych tablic, które powoli zapełniały się notatkami sporządzonymi różnokolorowymi mazakami.
Na szklanym stole zaczynało brakować miejsca. Akta spraw, papierowe kubki i laptopy zajmowały całą jego powierzchnię.Syriusz przetarł zmęczone oczy. Pójście za radą Petera okazało się bardzo dobrym posunięciem.
Wczoraj przesłuchali większość z rodzin zamordowanych mężczyzn, a dziś konfrontują zdobyte informacje.
Pierwszym punktem na ich liście wspólnych czynników były zdrady. Każdy z mężczyzn najwyraźniej nie umiał dochować wierności. Kolejną wskazówkę zapisała na tablicy Amelia.
- Częste spotkania z kolegami? - przeczytał Black marszcząc brwi.
- Każda z kobiet zeznała, że przynajmniej raz w tygodniu ich mąż wychodził i wracał późno. Najczęściej pod wpływem alkoholu.
- I to właśnie prawdopodobnie wtedy doszło do porwania! - powiedział James nie unosząc głowy znad teczki.
- Frank, Berta... waszym zadaniem będzie dotrzeć do kolegów zamordowanych. - rozkazał Syriusz. - Może któryś coś zauważył.
- Na kiedy? - zapytał Longbottom. Mężczyzna spojrzał na niego i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Na wczoraj.
Frank nie zdążył nic powiedzieć, bo James rzucił czytane akta na stół z głośnym przekleństwem. Black popatrzył na niego unosząc brwi.
- Syn. Każdy z mężczyzn miał syna.
Lily nuciła pod nosem piosenkę usłyszaną rano w radiu. Na jej ustach gościł radosny uśmiech, którym witała każdą napotkaną po drodze do pracy osobę. Miała niezwykle dobry humor - Czuła że może dziś zrobić wszystko, co tylko sobie zaplanuje.Nie opuszczało jej wrażenie, że jest pod wpływem Eliksiru Szczęścia, który sprawia, że wszystko staje się łatwiejsze.
Kiedy w oddali zobaczyła budynek szkoły zwolniła kroku. Miała jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia zajęć, a nie chciała siedzieć bezczynnie w Pokoju Nauczycielskim. Na parkingu, tuż koło bramy zobaczyła Severusa. Ten widok nie zdziwiłby jej gdyby nie to, że stał on w towarzystwie nieznanej jej kobiety. Nie była to pracownica szkoły, gdyż te Lily znała chociażby z widzenia. Towarzyszka Severusa miała ciemne, kręcone włosy teraz nieco potargane przez wiatr i czarny płaszcz do kolan. Na bladej twarzy odznaczały się pomalowane na ciemny kolor usta.
Evans już z daleka zorientowała się, że jej przyjaciel jest zdenerwowany. Mimo postawy, która dla postronnego obserwatora mogła wydać się spokojna, ona widziała jego uniesione lekko brwi, zaciśnięte usta i drżące dłonie.
Kiedy rudowłosa kobieta była już blisko, nieznajoma pożegnała się z jej przyjacielem i szybkim krokiem ruszyła w kierunku głównej ulicy.
- Cześć. - przywitała się Lily, przytulając Snape'a. - Jakaś znajoma? - zapytała, wskazując w kierunku, gdzie zniknęła kobieta.
- Tak. - mruknął Sev. - Żona mojego zmarłego kuzyna. Poznałem ją jak byłem na studiach w Oregonie.
- Piękna kobieta. - powiedziała Evans, zerkając na przyjaciela. Miała nadzieję, że zobaczy na jego twarzy reakcję potwierdzającą, że nieznajoma jest mu bliska. Bardzo chciała, aby Severus znalazł sobie kogoś, kogo będzie mógł pokochać z wzajemnością.
- Nie mój typ. - odparł. - Poza tym, jest dla mnie jak rodzina.
Kobieta westchnęła i pokręciła głową.
- Składałam już zeznania w tej sprawie. - powiedziała cicho żona jednego z zamordowanych mężczyzn. Amelia uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i powiedziała:
- Przepraszam, że panią męczymy, ale mamy kilka nowych tropów.
- Macie podejrzanego? - zapytała z nadzieję w głosie. Syriusz, który do tej pory milczał potrząsnął głową.
- Mamy pewne poszlaki. - wyznał. - Musimy je potwierdzić.
- Dlatego chcemy, żeby pani jeszcze raz nam opowiedziała, co pamięta z tego okresu, kiedy zginął pani mąż.
Kobieta mocniej zacisnęła dłonie na trzymanym kubku, po czym odstawiła go na stół.
- Nie działo się nic nadzwyczajnego. - powiedziała. - Mąż, jak zwykle bywało pod koniec miesiąca dużo pracował. Przez to chodził nerwowy.
- I bił panią?
Kobieta wbiła wzrok w splecione dłonie, zacisnęła usta i nie odpowiedziała na pytanie Blacka.
- Pamięta pani coś jeszcze? - przerwała milczenie agentka Bones. Blondynka westchnęła unosząc wzrok na siedzących w jej salonie policjantów.
- Nie wiem. - mruknęła. - To było tak dawno.
- Może zapytam nieco inaczej. - Black nerwowo stukał końcówką długopisu w notes. - Czy widziała pani kogoś obcego w okolicy? Ktoś się kręcił po osiedlu? Może, ktoś był u was w domu?
Żona zamordowanego zamknęła oczy, jedna z jej dłoni powędrowała do zmarszczonego czoła.
- Nikt taki mi się nie przypomina. - odezwała się po chwili. - Poza kandydatką na opiekunkę mojego syna. Ale to była zwykła pomyłka.
- Może pani o tym opowiedzieć? - zapytała Amelia wychylając się do przodu.
- To było jakiś czas przed zniknięciem Alberta. - zaczęła. - Koło południa przyszła młoda kobieta i powiedziała, że jest w sprawie pracy. Wytłumaczyłam jej, że trafiła pod zły adres bo my nie potrzebujemy opiekunki. Porozmawialam z nią chwilę i tyle.
- Poza tą sytuacją już jej pani nie widziała? - zainteresował się Black.
- Teraz jak pan o to pyta, to raz chyba widziałam ją na zakupach. - powiedziała wolno. - Zdziwiłam się wtedy, bo razem z Albertem byliśmy w sklepie osiedlowym a pamiętam, jak mówiła, że mieszka na drugim końcu miasta. Wtedy wydawało mi się, że to było przewidzenie.
- Czy pamięta pani jak wyglądała?
- Była ładna. Miała ciemne włosy, wysoka. - odparła.
- Zaprosimy panią do nas na komisariat. - zdecydował Black. - Razem z naszym rysownikiem, spróbuje pani stworzyć portret pamięciowy tej kobiety.
- Myślicie, że to ona zabiła mojego Alberta? - przeraziła się blondynka.
- Raczej mogła współpracować z kimś kto to zrobił.
Syriusz wyszedł z domu kobiety kilkanaście minut później. Gdzieś w głębi kiełkowała nadzieja na to, że może w końcu uda im się zrobić duży krok naprzód w rozwiązaniu tej sprawy. Nie chciał postrzegać tego zbyt optymistycznie, policjant powinien zachować dystans do każdej pozyskanej informacji, ale jego intuicja podpowiada mu, że właśnie nastąpił przełom w prowadzonej przez niego sprawie.
Długo nie nic się nie pojawiało, ale nie bez powodu to opowiadanie ma status : wolno pisane. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się jeszcze w marcu !
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro