4
Pete dojechał do warsztatu w momencie w którym o dziwo Charlie stał z Kentą na dworze przed wejściem. Obok niego stał Dean...z Way i Alan'em, Enigma brał od Charliego małą walizkę, Alan dokładnie obserwował... Pete wyszedł z samochodu, podszedł do nich nic do nich nie mówiąc, stanął przed Way. Way spojrzał na Pete później odwrócił wzrok, Kenta stanął między nimi widząc jak Pete próbuję dotknąć Way
- idziemy, wszystko już załatwiliśmy, Way do samochodu - powiedział poważny, Dean złapał Way za ramię i zabrał go do samochodu. Kenta nadal stał patrząc na Pete, reszta wróciła do warsztatu zostawiając tą dwójkę samych - dlaczego ty do diabła nie możesz dać nam spokoju.- wściekły patrzył na Enigmę.
- dlaczego oszukałeś mnie... Ja myślałem, że Way nie żyje - patrzył mu w oczy oczekując odpowiedzi, Kenta wkurzony szarpnąłem go za kołnierz
- ciebie?! Oszukaliśmy wszystkich! Przestań zachowywać się jakby to chodziło tylko o ciebie! My po prostu chcieliśmy żyć wolni. Way chciał w końcu odpocząć, Dean chciał się jakoś odkupić za wszystko złe co zrobił, ja chciałem w końcu być wolny , Chciałem w końcu budzić się bez myśli, że muszę spełnić czyjeś oczekiwania, nie obawiać się, że znów dostanę wpierdol za nic. Ja też już w tym wszystkim umierałem. Miałem dość miałem dość pomagania Tony'emu, ale nie mogłem tak po prostu odejść! Nie chciałem by mścił się na innych, obawiałem się kurwa nawet o ciebie! Myślałem o was wszystkich! A ty wciąż myślisz tylko o sobie! Do diabła Pete, pogódź się z tym, że Way cię nie kocha,nie ty jeden doznałeś nieodwzajemnionej miłości - wkurzony puścił go, chciał wrócić do samochodu, ale Pete przytulił mocno jego plecy - puść mnie bo zaraz będziesz kurwa dźgnięty - Mimo jego słowo Pete nadal go trzymał
-Kenta... Błagam cię nie odchodź - zacisnął ręce nie zamierzał go puścić
Pete uspokój się i wypuść mnie,
To nie ma sensu, pogódź się z tym , rozumiem, że oznaczyłeś mnie obawiając się bycia samemu, ale ja o to nie prosiłem. Kiedy to ja prosiłem ciebie byś został miałeś mnie gdzieś. Teraz ja mam gdzieś ciebie, zamierzam żyć w końcu dla siebie.
Nie jako pies kogokolwiek, zamierzam w końcu żyć jako pan. Pan swojego życia.
Way również zaczyna swoje życie z Dean'em i nie próbuj wchodzić między nich.
Pete usłyszał myśli Kenty, pękł... Puścił go, mężczyzna ruszył do samochodu, zamknął za sobą drzwi, Dean ruszył przed siebie...Way spojrzał na Alfę, który zakrył twarz, prawię pękł, prawię uległ i został przy Pete
- dobrze zrobiłeś Kenta - Way powiedział i skierował znów wzrok na drogę- nie możesz być drugim wyborem, koniec z życiem pod kogoś. W końcu żyjemy dla siebie...
- wiem, ale to nie jest kurwa łatwe, jestem skazany teraz na samotne życie przez te pierdolone oznaczenie - warknął, a z Warsztatu wyszedł Charlie, podszedł do Enigmy
- Pete... - Enigma pustyń wzrokiem spojrzał na niego
- nie mam już siły Charlie, nie rozumiem dlaczego mnie tak traktują...ja naprawdę myślałem, że Way czuł to co ja, później Kenta...- Charlie delikatnie uśmiechnął się do niego by dodać mu trochę otuchy- Pete pomyśl , dlaczego on tak uparcie te wszystkie lata cię tak traktował? I dlaczego mimo tego, że podobno cię nienawidził pozwalał ci położyć ręce na nim i dlatego tak bardzo przeciągał byś ty ostatni wiedział o Way i dlaczego tak bardzo go nienaiwidzi mimo, że on ciebie nie kocha... nienaiwidzi go bo ty go kochasz, a nie go ... Kenta cię kocha, a teraz próbuje z tą dwójką uciec by się od tego odciąć - powiedział, a Pete otworzył szeroko oczy
- żartujesz? On mnie nienawidzi.- powiedział poważny, a Kim zirytowany wylazł z warsztatu
- Co ty pierdolisz staruchu?! Zachowujecie się wszyscy jak gówniarze. Gdyby chciał zabił by cię przy pierwszej lepszej okazji, nawet gdy mnie przetrzymywali u siebie słyszałem jak błagał Tonego o litość dla ciebie, idioto on był w stanie się poświęcić dla was. Jest wściekły bo Zostawiłeś go kiedy cię potrzebował, zostawiłeś go w posiadłości... Zaufał mi kiedy tam byłem i wiem coś co jeszcze bardziej cię dobiję jak ci powiem... więc lepiej zapierdalaj za nimi i zrób co w twojej mocy by nie wyleciał z kraju z Dean'em i Way...jadą na najbliższe lotnisko- powiedział poważny, Pete nie wiele myśląc wsiadł w samochód i ruszył za nimi... Charlie Spojrzał na Kim'a oczekując by ten Powiedział mu co wie od Kenty.- Nie powinienem o tym mówić Charlie...
- Kim proszę cię. Ja się po prostu martwię- Kim uległ, spojrzał w stronę w którą niedawno pojechała cała ta awantura...
- Kilka dni zanim Pete uciekł z posiadłości Kenta poronił... Dlatego nie miał siły uciekać z Pete, ale nie umiał mu też o tym powiedzieć, bał się, że mówiąc o tym Pete złamie mu serce...- powiedział, a Charlie otworzył szeroko oczy.
Kim i Kenta podczas gdy młody kierowca był w posiadłości zbliżyli się do siebie, na tyle by Starszy z nich opowiedział mu o tym wszystkim co zjadało go od środka, Kim mimo faktu, że Kenta omal go nie skatował był naprawdę zdziwiony tym jak Kenta otwiera przed nim...
Sam również opowiedział mu o tym co męczyło jego serce, a bardziej o tym co wygrało jego serce w bitwie emocji...
Wygrało to dobre określenie.
Wyznał mu o tym jak Winner wziął go dla siebie w samochodzie po jednym z wyścigów...
Kim mimo faktu, że Winner jest w więzieniu, nadal piszę do niego listy... Ale żaden z jego przyjaciół o tym nie wie.
Samochód Pete zatrzymał się na parkingu, wybiegł z samochodu ile sił miał w nogach wpadł na lotnisko, rozglądał się gdzie tylko mógł, z nadzieją, że zaraz zobaczy gdzieś Alfę...jego alfę.
Dopiero teraz jakby olśniło go, że w jakiś sposób jest teraz złączony z Kentą, zamknął oczy, oddając całą kontrolę innym zmysłą. Szedł za tym co mówi mu nos, a nie oczy, szedł za zapachem Kenty... szedł za ich wspólnym zmieszanym podczas oznaczenia zapachem. Złapał nagle rękę mężczyny, otworzył oczy , Kenta wydawał się być zdziwiony.
- ty kurwa nigdy się nie poddajesz?- zapytał patrząc na niego, Pete nie dał mu odpowiedzi na pytanie, zamiast tego wbił się w jego usta, złapał go za policzki nie dając mu się odsunąć, Kenta zamknął oczy i oddał pocałunek, nie mógł już po prostu tego wszystkiego znieść, Pete wziął Go na ręce odsunął się od jego twarzy i ile sił miał w nogach uciekł do samochodu, wręcz wrzucił Kente na siedzenie, zamknął mu na dodatek drzwi. Usiadł za kierownicą i ruszył do swojego domu, Kenta spojrzał na niego....jego samolot i tak odleciał zanim Pete przybiegł, mimo , że Way i Dean siedzą na pokładzie on zwiał z nadzieją, że Pete nie podda się...
- nawet nie odzywaj się. Jedziemy do domu. Koniec tematu - powiedział, nie odrywając wzroku od drogi, Kenta pogłaskał delikatnie jego policzek
- naprawdę dotarłeś do mnie po zapachu..?- zapytał, a Pete złapał go za kark
- pamiętaj, że przez to jesteśmy na siebie skazani, znajdę cię wszędzie- powiedział, a Kenta poczuł się jak lata temu jak pierwszy raz kiedy jego serce zabiło szybciej przez Pete, zakrył twarz, Enigma zatrzymał samochód na poboczu, spojrzał na niego, zdjął jego ręce z twarzy- ... Kenta?
- przepraszam... Tak bardzo przepraszam, czułem się źle jak przestano we mnie widzieć człowieka, ale ja też lata temu przestałem widzieć w ciebie Tego Pete którego pokochałem lata temu... - Enigma przytulił go mocno
- nie przejmuj się tym... Żyjmy tak jak chciałeś dalej. Utkniemy przeszłość, żyjemy przyszłością - pogłaskał jego policzek
- i tak będę musiał w końcu rozdrapywać stare rany i przyznać ci jak słaby byłem bez ciebie- pogłaskał jego włosy - zabierz mnie do domu...- Pete wysłuchał jego prośbę, już chwilę później siedzieli w sypialni Pete, Kenta złapał go za ręce siedząc przed nim po turecku, ledwo był w stanie to wydusić z siebie to wszystko co leżało mu na sercu, Pete był w szoku słysząc o tym wszystkim, zwłaszcza o fakcie , że mięli zostać rodzicami, przytulił mocno Alfę
- jesteś taki śliny.... Przepraszam, że nie byłem w stanie być przy tobie gdy mnie potrzebowałeś... Dlatego też tak bardzo pokochałeś Charliego i Jeff'a prawda?
- mhm... Pojawili się w momencie kiedy straciłem kawałek nas ...- powiedział delikatnie głaszcząc Pete kciukiem - dlatego jak było mi zawsze źle szukałem spokoju w nich...- oznajmił, a do domu nagle ktoś wpadł, o wilku mowa, Charlie wbiegł do środka, chciał sprawdzić czy Pete zdołał go zatrzymać... jak zobaczył Pete i Kente razem wlazł na łóżko i mocno przytulił Alfę - a ty co tu robisz?- zdjął mu okulary i poprawił mu włosy
- przyjechałem zobaczyć czy zdołał cię zatrzymać, na szczęście tak... Już wiem , nie gniewaj się na Kim'a, naprawdę się martwił....- powiedział, a Kenta delikatnie się uśmiechnął
- obiecuję już nie będę zły na nikogo... Dobra może na niego czasem, ale nic więcej - złapał Pete za nos - ale wybaczysz mi gniew prawda?
- mhm- uśmiechnął się do niego i spojrzał na Charliego - właśnie co dawałeś Way w tej walizce?- zapytał, a Charlie Spojrzał na niego
- leki które dał mi wcześniej ojciec Babe, Way chcę pozbyć się zdolności, utrudniają życie... oddałem mu ostatnią dawkę, zapewne straci je na zawsze..
I na szczęście Way tak się stało kiedy zażył dużą dawkę leków jego dar przestał się pokazywać, nie był w stanie władać innymi. Tylko w końcu sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro